VI. Wir Wokół Iglic
Pierwszym, co poczuł Doktor po odzyskaniu przytomności, był ból głowy.
Otworzył oczy i od razu je zmrużył. Oślepiło go trupioblade światło wpadające przez duże okno. Kiedy mroczki przed oczami zniknęły, mógł przyjrzeć się miejscu dokładniej.
Ogromny pokój w kształcie okręgu musiał być wzorowany na średniowiecznych komnatach w bogatych pałacach, które znał z Ziemi. Na wysokich kamiennych ścianach wisiały czarno-złote proporce, które sięgały aż do samej podłogi. Tam, gdzie ich nie było, stały regały z księgami. Centralną część komnaty zajmowało ogromne biurko.
Siedział przy nim Imperator. Na tle okna był tylko całkowicie czarną sylwetką z ogromnymi jelenimi rogami.
Oczy Doktora przyzwyczaiły się do światła. Leżał na zabytkowej czerwonej wersalce. Nie był związany, dzięki czemu mógł zerwać się z niej na równe nogi. Imperator również wstał.
Nagle wszystkie cząstkowe informacje złożyły się w jedną całość. Wiedział, skąd pochodziła siedząca naprzeciwko istota.
Coś w jego twarzy musiało zdradzić Imperatorowi, że został rozpoznany. Władca przechylił głowę.
Władca Czasu z nagłym zadowoleniem lekko uniósł podbródek.
– Teraz rozumiem. – Uśmiechnął się. – „Ex hydria organicum industrial".
Imperator po chwili odwzajemnił uśmiech. A raczej tylko uniósł kąciki wąskich ust. Oczy pozostały czarne jak otchłań. Czekał.
– Nieprzetłumaczalny język, stroje wyglądające jak skrzyżowanie zbroi z kostnicą i te czarno-złote proporce z dziwnymi rogatymi czaszkami – wymieniał z zadowoleniem Władca Czasu. – Jesteś z Nigrarners.
– Nie jesteś taki głupi, na jakiego wyglądasz. – Chrapliwy głos Imperatora odbił się echem od nagiego kamienia.
– A ty nie jesteś taki straszny, jak ci się wydaję – odparował Doktor z urazą. – Co robisz na tej placecie, co? A właściwie, w tym wymiarze? Szukacie nowych wiernych do tej swojej dziwnej religii już nawet w innych wszechświatach? Każecie im modlić się do jeleniej wątroby?
– Nie obrażaj nas – warknął nagle. Cień padł na twarz Doktora, kiedy władca się zbliżył. Nie przestraszyło go to.
–Masz świadomość tego, że sprawując terror nad tą planetą łamiesz paragraf któryś tam prawa czaso...
– Wiesz, dlaczego trafiłeś do mojego gabinetu, a nie od razu na dół? – Imperator oraz bardziej się denerwował. – Bo chcę ci złożyć propozycję współpracy i tylko od ciebie zależy, co się z tobą stanie.
Przez kilka sekund mierzyli się wzrokiem. Doktor stwierdził, że na razie nie warto walczyć. Może będzie miał okazję się czegoś dowiedzieć.
Imperator, z dużym wysiłkiem woli się odepchnął od siebie wściekłość i wyprostował się dumnie zadowolony z uzyskanej przewagi.
– Kim jesteś? Skąd się tutaj wziąłeś? – rzucił, lustrując Doktora wzrokiem.
Ten zmrużył oczy.
– Jestem Władcą Czasu.
– Imię?
– Doktor. A co do drugiego pytania, wszedłem przez nielegalny portal.
– No proszę, proszę. – Imperator skrzyżował ręce. – Sam?
– Sam. – Uniósł podbródek. – Słucham propozycji. Nie mam nie wiadomo ile czasu.
Imperator uśmiechnął się krzywo. Jego wzrok pozostał ostry i czujny. Doktora zalało nieprzyjemne uczucie.
– Rzeczywiście, nie masz. Nie wyczuwasz w tym ironii, Władco Czasu? – mruknął. – A myślałem, że wszyscy zginęli. I na dodatek tyle w tobie energii.
Doktor połączył fakty. Skrzyżował ramiona na piersi i nonszalancko oparł się o zabytkową kanapę.
– Rozumiem, że potrzebujesz dużo energii, tak?
– Dokładnie.
Władca Czasu rozpoczął powolny obchód po biurze. Nie podobał mu się wzrok Imperatora. Nie wierzył, że władca nie ma zamiaru zrobić mu żadnej krzywdy, jeśli tylko przystanie na jego propozycję. Imperator potrzebował energii. A w Doktorze, jak sam zauważył, było jej sporo.
Kosmita zaczął się pocić. Musiał uciec z biura i wrócić do Alicji. I opracować plan.
Jego głównym założeniem będzie pozbycie się Imperatora. Ktoś taki jak on, musiał być przyczyną wszystkich problemów. Władza absolutna w nieodpowiednich rękach to niebezpieczna broń.
Zatrzymał się przed jednym z obrazów, który przedstawiał jakąś kobietę z rogami.
– Jeśli mamy rozmawiać o jakimkolwiek sojuszu, to może powiesz mi, po co ci ta energia?
– Nie o żadnym sojuszu. To tylko luźna propozycja, która może polepszyć twoją sytuację.
– Jak zwał tak zwał. Więc?
– Chcę wrócić na Nigrarners – oznajmił Imperator. – Ty pomagasz mi zdobyć energię, a ja w zamian... nie zabijam cię. Proste.
Władca Czasu zmarszczył brwi.
– I w jaki sposób miałbym ci pomóc? – spytał ostrożnie. – Chcesz, żebym jeździł na rowerku stacjonarnym? Albo biegał w kółku dla chomika? Na to się nie zgodzę!
– Wystarczy, że będziesz dowodził pobieraniem energii. – Uśmiechnął się ironicznie. Doktor zaczynał go irytować. – Wiesz, ile energii organicznej potrzeba do zasilenia silników statku i dodatkowo na otwarcie portalu? Z pierdyliard litrów!
– Czekaj. – Doktor zamachał rękoma. – Jak ty się tutaj w ogóle dostałeś? Kiedy ostatnio byłem na Nigrarners nie mieliście nawet kanalizacji!
Imperator westchnął z irytacją.
– Durny wypadek. Rytuał Dwóch Kopyt. Wywaliło mnie do tego chorego świata, łeb bolał mnie potem z tydzień.
Zaczął zbliżać się do Doktora.
– Jestem tu już od dwunastu lat. Cały rok zajęło mi samo opracowywanie planu! A to było nic, w porównaniu z jego realizacją! Musiałem przejąć władzę, potem zwerbować pracowników...
Gwałtownie zawrócił. Podszedł do biurka i podniósł z niego długi nóż. Doktor instynktownie spiął mięście i przyjął pozycję obronną. Nie mówił nic. Miał nadzieje, że Imperator powie coś jeszcze. Coś, co może mu się przydać.
Władca ze złością i głuchym hukiem wbił ostrze w blat biurka. Zagłębiło się w czarnym drewnie na połowę długości.
– A mimo to statek wciąż nie jest skończony! Paliwa brakuje, portal na niebie dopiero się materializuje, a niewolnicy, jeśli znajdują się pod moją kontrolą, są zbyt otępiali, żeby zrobić coś i szybko i porządnie!
– Ale, jak widać, znalazłeś sposób i źródło energii. Zabijasz niewinne stworzenia! Do tego nikt nie ma prawa! – Doktor poczuł odrazę i kolejną falę gniewu.
Imperator tylko parsknął.
– Głupie zwierzaki łażące bez celu po lesie i tak nikomu się do niczego nie przydadzą. No, chyba, że temu ciemnemu ludowi. – Kiwnął rogatą łbem w stronę okna. – Uwielbiają uciekać do Wymiaru Zero przez nielegalne portale i żreć mięso tamtejszych jeleni. – Parsknął. – Za cholerę nie potrafię ich nawrócić. Niszczą cenne źródła energii.
Doktor patrzył na niego z odrazą, a Imperator, widząc to, paskudnie się uśmiechnął.
– Ale w sumie, mam pretekst, żeby i ich wykorzystać jako... surowiec.
– Jesteś potworem. – warknął Doktor. – I wcale nie obrażam cię z powodu twojego wyglądu. Jestem tolerancyjny. Ale, jak słyszę...
– Spokojnie, nie zabijam ich z byle powodu! Zrobiliby jeszcze kolejne durne powstanie, jak Policja Abnormis rok temu. A tak mogą się przynajmniej do czegoś przydać. Nie po to zarywałem noce, żeby równocześnie pracować nad planem ucieczki i zapewniać im życie w dostatku.
Gładko wyciągnął nóż z drewna i ze znudzeniem na twarzy odwrócił się do Doktora.
– Super. A dlaczego, wzorem swoich „ukochanych" poddanych, też po prostu nie przejdziesz przez jeden z tych portali? Korona by ci z głowy... z rogów nie spadła!
Z ust Imperatora dobył się ochrypły śmiech.
– Na Ziemi nie zbudowałbym porządnego statku kosmicznego. I jeszcze paliwo? Zapomnij! Ale tutaj... tutaj panują nieco inne prawa fizyki. Surowiec pozyskany z Wymiaru Zero doskonale nadaje się do wytworzenia energii tu. I to z minimalnymi stratami!
Doktor tracił cierpliwość.
– Międzywymiarowe portale mogą zakłócić czasoprzestrzeń. Zdajesz sobie sprawę, co może się stać, jeśli stężenie energii będzie za duże?
Władca westchnął. Oparł dłonie na szerokim pasie, z którego zwisały kości.
– Dobra, moja cierpliwość się kończy, Doktorze. Przyjmujesz moją propozycję?
– Chyba żartujesz. – warknął Władca Czasu. Przygotował się do chwycenia wazonu, który stał na stoliku pod obrazem kobiety. – Nie mam zamiaru brać udziału w tym... tym...
– No cóż – przerwał mu bezceremonialnie. – Sytuacja wygląda tak, że ja potrzebuję energii, a ty, skoro nie chcesz mi pomóc... właściwie nie masz nic do gadania.
Władca Czasu zdążył rzucić wazonem w Imperatora. Ten jednym gestem posłał pocisk na ścianę, nawet go nie dotykając. Kolejny cios piszczelem w czaszkę odebrał Doktorowi przytomność. Drugi raz tego dnia.
*****
– Eee... czy ty i twój towarzysz naprawdę jesteście z Komisji Nadzoru...
– Nie.
Podczas marszu Alicji i Kusowi towarzyszył dźwięk chrupiących pod butami grudek zmrożonej ziemi. Na końcu ogromnej połaci zoranej ziemi rozpoczynał się las. Dokładnie ten sam, z którego niespełna godzinę temu wybiegli Doktor i Alicja. Może to wrażenie było prawdziwe? Może ten wszechświat był równoległy do tego, z którego przyszli?
– Acha. – Kus zmarszczył brwi. – A więc, dlaczego trafiliście do mojego domu? Działacie w jakiejś antyimperatorowej organizacji?
– Jesteśmy z innego wymiaru. Weszliśmy przez ten twój portal w ogródku. – Posłała magowi srogie spojrzenie.
Kus spojrzał na nią z podziwem.
– Naprawdę? Stamtąd?
– Tak, stamtąd. Chcieliśmy wrócić, tylko, że ten twój teleport nawalił. Chyba nie wytrzymał obciążenia. Najwyraźniej przepuszcza tylko szkielety.
Kus odetchnął ciężko. A może się zasapał, nie wyglądał na sportowca.
– Nie robiłem tego z własnej roli. Nigdy nie zgodziłbym się na coś takiego. To nieludzkie.
Przez kilkanaście sekund szli w ciszy. Z każdym krokiem linia drzew się zbliżała, co raczej nie było zaskakujące. Alicja spojrzała do tyłu. Wzgórze przesłoniło krater.
– Co to w ogóle za miejsce? To też jest Ziemia?
– Nie. To Abnormis. Dokładniej Okręg Centralny ze stolicą w Czterech Iglicach.
– Acha. Dlaczego prawie wszystko tutaj wygląda, jak u mnie? Znaczy na Ziemi?
– Hmm... myślę, że to przez stworzenie portalu... – Nagle się ożywił. – Zaraz, jest takie same?
– No... Nie byłam w tamtym... tym... znaczy tamtym miejscu zbyt długo, ale chyba tak...
– To by znaczyło, że Teoria Stworzenia z Odłamka jest prawdziwa! Mamy prawdziwy przełom w nauce!!!
Alicję zaskoczył nagły wybuch radości. Wyglądał jakby odkrył nowy kontynent albo lek na raka. Co najmniej.
– Wytłumaczysz?
– Aa... tak. Według tej teorii, na samym początku czasu, w innym, wszechświecie, został stworzony portal. Rzeczywistość się podwoiła. Rzeczywistość zaczął się kopiować. Ale po jakimś czasie portal zniknął. Dzięki bardzo wysokiemu poziomowi stężenia magii, fragment świata, oderwany od swojej „matki", samoistnie zaczął się rozrastać. I tą matką był najprawdopodobniej Wymiar Zero, czyli ten, z którego pochodzisz. Innych jeszcze nie znamy, o ile istnieją.
Komisarz zrobiła dziwną minę. Chciała coś powiedzieć, ale Kus uniósł palec.
– Najciekawsze jest to, że nie wiemy, dlaczego tak się stało. W jaki sposób powstał sam portal? Z jakiego powodu oderwany fragment zaczął się rozwijać? Czy wystarczyły instrukcje zawarte w małym kawałku innego świata, czy może pojawił się jakiś stwórca, który zapragnął mieć swój własny kącik zabaw?
– Ciekawe. Z tego, co pamiętam, imbir rośnie podobnie – wypaliła. – Macie tutaj imbir?
– O tak! Uwielbiam pić herbatę z...
– Może by tak zmienić nazwę tego poglądu na Teorię Imbiru? – Próbowała się nie uśmiechać. Styl wypowiadania się Kusa i powaga, z jaką wyrażał najmniejszą myśl, zaczynały ją bawić.
Musiała przyznać, że w ten przyjemny sposób.
Mag zastanowił się.
– To... to może być dobra propozycja. Właśnie zastanawialiśmy się nad inną nazwą w... to się nazywało... chyba w Związku Wolnych Magów. Tak, chyba tak.
Kus chwilę myślał. Próbował pochwycić ulotne urywki wspomnień. Władza Imperatora musiała uszkodzić mu pamięć.
– Czekaj. – Zatrzymała się nagle. – Dlaczego wydaje mi się, że ciągle idę po płaskim terenie, a potem okazuje się, że zeszłam ze wzgórza?
Kus wytrzeszczył na nią oczy.
– Czy masz na myśli grawitację?
– Chyba tak... Ale nie powinnam... czuć, że schodzę w dół alb wspinam się na jakieś wzniesienie?
– Hmm... Nie. Przecież grawitacja tak nie działa.
– Acha. – Musiała mieć dziwną minę. – No to u nas działa trochę inaczej.
Ruszyli dalej.
– Pamiętasz, dlaczego zostałeś magiem? – spytała, kiedy pokonali w ciszy jakieś pięćdziesiąt metrów.
– Tak – powiedział po chwili namysłu. – Musiałem to zrobić, bo... bo moja żona zginęła... A potem córka zaczęła kraść, żeby nas utrzymać. Musiałem spłacić jej karę. Inaczej ona też... A tak, po prostu trafiła do więzienia.
Ucichł, najwyraźniej walcząc z gwałtownymi emocjami.
– Nawet dokładnie tego nie pamiętam... Zniszczyli mi pamięć.
Alicja odnotowała, że w jego głosie pojawił się gniew. Zdziwiła się. Ale dlaczego? Przecież dopiero poznała tego człowieka. A złość po przypomnieniu sobie takich przeżyć wydawała się na jak najbardziej odpowiednim miejscu.
– Naprawdę mi przykro.
To oczywiście zabrzmiało sztucznie. Wyświechtany frazes powtarzany zawsze, kiedy komuś coś się stanie, i mimo braku najmniejszego pojęcia o jego cierpieniu, wypadałoby wyrazić jakieś zainteresowanie.
– Pocieszam się myślą, że ona w końcu do mnie wróci. – Uśmiechnął się smutno.
W Alicji znowu rozbudziła się pamięć o własnej córce. O Ani, dla której wiecznie nie miała czasu. Czy była złą matką? Ale przecież nigdy nie wyszła za mąż, kto, jeśli nie ona, miałby zarabiać na ich utrzymanie?
Ale czy to był jedyny powód? Alicja nie wyobrażała sobie siebie, jako kury domowej. Kobiety wiecznie zajętej gotowaniem, sprzątaniem i zajmowaniem się dzieckiem. Kobiety, której mąż wymagałby, żeby wszystko w domu było zrobione perfekcyjnie. Który wymagałby całkowitego posłuszeństwa. Jakże to spodobałoby się jej matce! Prawdziwy silny mężczyzna, drogi dom i idealna rodzina!
Czy na pewno po prostu nie wolała tropienia seryjnych morderców i brutalnych gwałcicieli od spędzania czasu z kilkuletnim dzieckiem?
Kus nagle przestał pociągać nosem. Zatrzymał się.
– Ojej.
Alicja zamrugała wyrwana z zamyślenia.
– Co...
Jej wzrok padł na to, co dostrzegł Kus.
Kolorowe płomienie, które do tej pory delikatnie lizały szpiczaste czarne iglice, teraz szalały na nich w żywiołowym tańcu, jak podsycane benzyną. Ogień tryskał wysoko w niebo, w sam środek uformowanego przez chmury wiru.
– ... to jest?
– Włączyli... włączyli... – Mag z wysiłkiem szukał odpowiedniego słowa w zniszczonej pamięci. – Eee... maszynę, system, tak! Będą pobierać z czegoś energię i rozgrzewają urządzenia, w których przetwarzają ją na... ach, nie pamiętam, na co!
Przerwał.
– A z czego oni pobierają tę energię? – spytała wolno Alicja.
– Na paliwo! Właśnie! Eee... przecież to energia organiczna, można pozyskać ją z wszelkich biologicznych form życia. Najczęściej z wodnych mikroorganizmów, leśnych roślin albo mniejszych zwierząt.
Podrapał się po głowie.
– Ale, skoro te płomienie są tak duże, musieli tam wprowadzić...
Alicja nie usłyszała ostatnich słów. Rzuciła się biegiem w kierunku Czterech Iglic.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro