IV. "Gdzieś Na Środku Pola"
Alicja i Doktor ramię w ramię wkroczyli do innego wymiaru.
Przypominało to włożenie naelektryzowanego swetra.
Wszystko wyglądało identycznie, za wyjątkiem rozpadającej się chaty i przylegającym do niej ogródkiem z kilkoma nagimi owocowymi drzewkami i suchymi krzaczkami. Nie zniknęły też oszronione świerki w oddali, zamglone hektary pustego pola i ciężka warstwa stalowoszarych chmur. Równoległy wszechświat? Nie było widać zwęglonych szczątek i kiełkującego zboża. Zostały w innym wymiarze.
Gdyby ktoś zrobił kilka kroków w prawo, tak, aby stanąć naprzeciwko portalu, mógłby je z łatwością dostrzec.
Dwójka przybyszów zatrzymała się w połowie niszczejącej brukowanej ścieżki. W bezpiecznej (prawdopodobnie) odległości od starej chaty. Obok na przekrzywionym drągu stała skrzynka pocztowa z napisanym czarnym mazakiem adresem. „Gdzieś na Środku Pola, Okręg Centralny"
– Tak wyglądają inne światy? – zapytała Alicja.
– A czego się spodziewałaś? Biegających na dwóch nogach australopitków z działami laserowymi?
– Nie wiem. – Wzruszyła ramionami.
Doktor się zastanowił.
– Taki może też istnieje. Chętnie bym się tam wybrał, gdyby podróże między wszechświatami nie były niebezpieczne. Znaczy, aż tak bardzo, jak są teraz.
– To, co właśnie zrobiliśmy, nie wyglądało na aż tak niebezpieczne.
– Pozory mogą mylić. – Uśmiechnął się. – Poza tym, miałem na myśli podróż statkiem międzywymiarowym, a nie portalami, które nie powinny istnieć. Muszę się dowiedzieć, jak oni go otworzyli!
Odwrócił się, żeby spojrzeć na niewidzialny portal z innej perspektywy. Zrobił zdziwioną minę.
– Oni? Jacy oni?
– No.. oni. Tak się mówi. Eee...
– Coś się stało? – Alicja już wiedziała, że tak.
– Możliwe. – Doktor podrapał się w zakłopotaniu po głowie. – Wygląda na to, że przejście się zamknęło.
– Co?!
Zawróciła. Tam, gdzie wcześniej było widać kawałek ziemi z płonącymi na niej kośćmi i kiełkujące wokół nich zboże, teraz nie było nic. Powietrze przestało drżeć.
Za to, z tej perspektywy, było widoczne coś innego. Z lasu na horyzoncie strzelało w niebo kilka wież, które przywodziły na myśl czarne ostrza mieczy. Lizały je kolorowe płomienie.
– Świetnie. Po prostu świetnie! – Zdenerwowała się i kopnęła niewielki kamień. – Utknęłam w równoległym wszechświecie.
Odwróciła się w stronę Doktora. Jego płaszcz też był przybrudzony przez błoto i jej wymiociny.
– Spokojnie! Nie możemy...
– ...Panikować, tak, tak. – Odetchnęła głęboko. – Dobra. Ty się znasz na takich dziwnych rzeczach. Co proponujesz?
Władca Czasu podrapał się po skroni. Przez chwile patrzył na miejsce, w którym wcześniej był portal. Pewnie najchętniej wyciągnąłby ten swój śrubokręt i z jego pomocą sprawdził to, co mógł nim sprawdzić. W końcu wzruszył ramionami.
– W tej sytuacji najbardziej logicznym posunięciem będzie wizyta w tym domu. Może nawet mają ciastka?
Grzebiąc w kieszeni ruszył w stronę drzwi pomalowanych odłażącą czerwoną farbą.
– Chwila!
Komisarz dogoniła go. Wyciągnęła służbowego glocka oraz swoją policyjną legitymację.
– Jesteś cywilem. Pójdę pierwsza.
– Co? Nie jestem cywilem! – Obruszył się Doktor. – Jestem...
Policjantka już jednak podeszła do drzwi i zwyczajnie zapukała trzymając pistolet w pogotowiu. Nie pomyślała, że jeśli w środku siedzi jakiś krwiożerczy potwór, spotkanie może przebiec nie całkiem po jej myśli. Mogła tylko mieć nadzieję, że nawet w innym wszechświecie istnieje coś takiego jak kultura osobista.
– Nie masz doświadczenia w kontaktach z obcymi rasami! A poza tym popatrz na to!
Alicja spojrzała na pokazywaną przez niego deskę, która wisiała nad drzwiami. Widniał na niej napis „Świętej pamięci Gnoasnbegazvvz chroni ten dom". Pod nim przyczepiono szklany pojemnik. W środku było coś, co wyglądało na zasuszony kawałek mięsa.
– Na moje oko to fragment serca. I co? Dalej jesteś taka pewna swoich zdolności dyplomatycznych? To nie jest takie proste, jak ci się wydaje! – oznajmił z triumfem w głosie
– A skąd ta pewność, że to ludzkie serce, co Doktorze?
Doktor parsknął.
– Wolałabyś, żeby twój dom chroniła „świętej pamięci" świnka morska albo...
Nie zdołał dokończyć, bo drzwi otworzyły się ze skrzypnięciem dawno nieoliwionych zawiasów.
W progu stanął całkiem normalnie wyglądający mężczyzna. Zlustrował ich przymrużonymi, ale przyjaznymi oczami. Jego ciemne włosy przyprószyła siwizna i jakiś złoty pył. Miał na sobie dziwaczną czerwoną szatę ze złoto-czarną naszywką na piersi. Jego owalną twarz rozjaśnił uprzejmy uśmiech.
– Witam. Czego państwu potrzeba?
Alicja podsunęła mu pod nos legitymację z błyszczącym logo polskiej policji.
– Komisarz Alicja Krzewiec, policja, Wydział Kryminalny. Mamy do pana kilka pytań.
– Policja? – Mężczyzna nagle stał się nieufny. – Ależ... Policja upadła rok temu. W trakcie powstania abnormiskiego...
Doktor postanowił nareszcie przejąć kontrolę nad sytuacją.
– Ona tylko żartowała! Często tak robimy. Cha Cha!
Zaśmiał się łapiąc oburzoną towarzyszkę za ramię i odsuwając ją za siebie. Wyciągnął z kieszeni coś, co przypominało paszport. Pokazał go gospodarzowi, jak wcześniej policjantka.
– Inspektor Nadzoru Budowlanego. Może mi pan mówić po prostu Doktor. A to Alicja, moja asystentka. – Schował papier psychiczny z powrotem do kieszeni płaszcza. – Możliwe, że wody gruntowe zagrażają pańskiej działce. Chcemy się rozejrzeć.
– Naprawdę? – Mężczyzna wyglądał na autentycznie zaniepokojonego.
– Będziemy też potrzebować planów budynku oraz sieci instalacji elektrycznej – dodała komisarz. Kiedy Doktor spojrzał na nią pytającym wzrokiem, wzruszyła ramionami.
– Oczywiście. – Uśmiech powrócił na oblicze gospodarza, jakby cała sytuacja była jak najzupełniej normalna. – Zapraszam do środka.
Doktor nie przepuścił Alicji w drzwiach, tylko wkroczył do środka jak najważniejsza osoba na świecie. Albo we wszechświecie.
Chata składała się z jednego dawno niewietrzonego pomieszczenia z kręconymi schodkami w kącie. Meblami, jakie Doktor zdołał dostrzec, były kanapa, coś niskiego, może stolik, oraz blat pod oknem, służący chyba za aneks kuchenny.
Prawdopodobnie, bo wszystko było zagrzebane pod warstwą najróżniejszych przedmiotów. Zwinięte pergaminy, przybory do pisania, pędzle, szklane naczynia (w zlewie stała ogromna wieża kubków), kawałki drewna, elektronika i mnóstwo innych z pewnością bardzo potrzebnych rzeczy. Na parapecie stało kilka doniczek z podejrzanie wyglądającymi roślinami. Na dodatek wszystko było pokryte złotym proszkiem, a w powietrzu unosił się mocny zapach herbaty.
Ze stolika rozchodziła się złocista poświata. Stała na nim piramida napełnionych po brzegi słoików.
„Ex hydria organicum industrial".
– Hmm, przepraszam za ten bałagan. Pudełko ze sproszkowanym światłem zwariowało.
Alicja pomyślała, że gospodarz mówiąc "bałagan" miał na myśli tylko wszechobecny złocisty pył.
Z dziwnym oczarowaniem przyglądała się wszystkim zgromadzonym tam przedmiotom. Zdołała dostrzec klatkę, w której zamiast papugi była uwięziona rybka. Pływała w powietrzu.
„To jakiś pomylony wszechświat."
– Nic nie szkodzi – uspokoił „Inspektor Nadzoru Budowlanego". Wyciągnął z kieszeni notatnik i długopis. – No dobrze, czas nas goni! Na początek, jak się pan nazywa i czym się zajmuje?
Alicja, przysłuchując się rozmowie, odeszła kawałek w głąb pokoju. Rozglądała się po wnętrzu, ale nie miała pojęcia, czego właściwie szuka. W mieszkaniach ludzi podejrzanych o morderstwo przynajmniej wiedziała, czego może się spodziewać, i co może się przydać do rozwiązania śledztwa. W podejrzanej chacie w innym wymiarze nie mogła mieć pewności, czy to, na co patrzy, jest niebezpieczne, bezużyteczne, czy też bardzo przydatne.
Na starym kredensie leżał Samsung ze stłuczonym ekranem, a obok niego kawałek kości. Krótka kość, fragment dłoni. Ludzkiej.
Po plecach policjantki przebiegł zimny dreszcz, mimo że w pomieszczeniu było bardzo ciepło.
Odwróciła się i z kamienną twarzą skupiła uwagę na gospodarzu. A konkretniej na jego plecach.
– Mam na imię Kusbjxjejjxksnsh, ale możecie mi mówić Kus. I jestem magiem, oczywiście.
– Magiem? Prawdziwym magiem? – wtrąciła Alicja.
Dobrze pamiętała stwierdzenie Doktora, że magia nie istnieje. Intuicja podpowiadała jej, że coś tutaj mocno śmierdzi. I nie chodziło o mocny herbaciany zapach, od którego zaczynała ją boleć głowa.
– No... tak – potwierdził z dumą. – Zajmuje się badaniem nowych sposobów pozyskiwania energii. Pracuję dla samego Imperatora!
– Rozumiem. – Doktor zmarszczył brwi. Sięgnął po coś, co leżało na regale obok i wyglądało jak rozsuwany plastikowy wskaźnik. Zbliżył czubek do góry słoików, które zajmowały cały blat stołu. - Pierwsze pytanie...
– NIE!
Kus wcisnął się pomiędzy Doktora a stolik, wyciągając ręce.
– Proszę nie zbliżać tego przedmiotu do tych przedmiotów!
Na kilka sekund zapadła cisza.
– Dlaczego? – Doktor uniósł podbródek.
– Przecież plastik wchodzi w bardzo gwałtowną reakcję ze speculuxium! Do tego tutaj mamy duże stężenie magii! Czują państwo , jak mocny jest zapach herbaty? Wszystko może wybuchnąć!!!
Kosmita surowo ściągnął brwi. Schował dłonie do kieszeni spodni i spojrzał na maga z góry.
– I trzyma pan tak niebezpieczny materiał w miejscu zamieszkania?
– Ja... – Zmieszał się Kus. – Eee, jak już mówiłem, wykonuję zlecone przez Imperatora eksperymenty, mam tutaj gdzieś licencję... O, właśnie! Powinien niedługo tutaj przybyć!
Doktor i Alicja wymienili szybkie spojrzenia ponad ramieniem Kusa.
– Dlatego właśnie włożyłem szatę - kontynuował. – Jest w niej dość gorąco, dlatego nie noszę jej na co dzień.
– No tak. Alicjo znalazłaś coś? Przecieki? Uszkodzenia? Nie? To wspaniale! Chyba będziemy musieli już iść! – oznajmił nerwowo Władca Czasu, rzucając towarzyszce ponaglające spojrzenie.
Zanim zdążyli zrobić choćby krok, drzwi za nimi się otworzyły, tak gwałtownie, że uderzyły w ścianę. W powietrzu zawirował złoty pył.
– O, witam panie Imperatorze! Może herbaty? – zawołał Kus radośnie.
Policjantka w przypływie paniki dała nura za kanapę i wylądowała na stercie zapomnianych gazet boleśnie obijając sobie prawy bark. Doktor w panice rozglądał się w za kryjówką, ale pozostało mu tylko przytulenie się do ściany przy framudze.
– Kusbjxjejjxksnsh! Co to ma być?! – wrzasnął gość głębokim chrapliwym głosem.
Władca Czasu zaklął w myślach. Z progu nie było go widać, ale wejście Imperatora do pokoju było tylko kwestią czasu.
Co wtedy? W jego głowie rozpoczęła się szalona gonitwa myśli.
– Co... Co się stało? – Zaniepokoił się nagle mag.
– Dlaczego zamknąłeś przejście?!
Gospodarz nabrał powietrza głęboko do płuc.
– Ja? Nie! Nie zamknąłbym przejścia! Przecież tam były pobieracze!
Imperator przekroczył próg i podszedł do szpakowatego mężczyzny. Doktor i Alicja, która wysunęła głowę z boku kanapy, zamarli w bezruchu. Uzyskali doskonały widok na ogromną sylwetkę Imperatora.
Wyglądał jak przygarbiony kulturysta z siłowni ubrany w coś na kształt czarnej skórzanej zbroi ze złotymi łączeniami. Jego czarną łysą czaszkę zdobiły okazałe jelenie rogi, na jednym z nich wisiała złota korona. Do skórzanego pasa przytroczył miecz o czarnym ostrzu oraz kilka piszczeli. Szponiaste dłonie zacisnął ze złości w ogromne pięści. Większą część jego twarzy zajmowały zionące ciemnością oczy. Tylko odbijające się w nich światło pozwalało odróżnić je od ciemnej skóry.
Policjantka pomyślała, że albo ma przed sobą samego diabła, albo ten ktoś mocno przesadził ze swoim mrocznym i do tego niezbyt praktycznym stylem ubierania się. Gdyby była osobą wierzącą przeżegnałaby się.
Doktor chwilowo przestał szukać wyjścia z sytuacji, i skupił się na znalezieniu galaktyki, z której mógł pochodzić Imperator. Nic nie przychodziło mu na myśl.
– No właśnie! Gdzie są pobieracze!? Tylko mi nie mów, że zostały w tamtym wszechświecie!
Kus ze zdenerwowania zaczął się bawić fragmentem czerwonej szaty, której odcień przybrała również twarz maga.
– To znaczy... Ale zdążyłem zebrać energię! Mam tu... tutaj kilka...
Wyciągnął drżącą rękę i podniósł ze stołu jeden słoik. Złote światło zatańczyło w dużych, chciwych oczach jego szefa.
Alicja wzięła głęboki oddech. Doktor niestety też.
Imperator zamarł w bezruchu, po czym gwałtownie odwrócił łeb, prawie zahaczając o rogiem o lampę. Utkwił wzrok w stojącym przy ścianie mężczyźnie.
Przez chwilę nikt nie ważył się choćby drgnąć. Gospodarz wciąż trzymał uniesiony przed sobą słoik, który niebezpiecznie się trząsł, jakby Kus stał na ustawionej na najwyższe obroty pralce.
– Cześć, jestem Doktor!
– Coś ty za jeden?! – warknął Imperator.
– Inspektora Nadzoru Budowlanego. – Uśmiechając się powoli włożył dłoń do kieszeni.
– Co?!
– Mam do pana kilka pytań. – Władca Czasu posłał mu swój najbardziej przekonujący uśmiech. – Z jakiej planety pan pochodzi? Z której konstelacji?
Cisza.
– A co cię to obchodzi?! Mógłbym cię zapytać o to samo!
I wtedy wydarzyło się kilka rzeczy naraz.
Doktor gwałtownie wydobył z kieszeni śrubokręt soniczny. Wystawił go przed siebie.
Uświadomił sobie, że popełnił błąd. Przecież śrubokręt się przepalił.
Imperator z niewiarygodną prędkością dobył jednej z długich kości. Machnął nią, mocno uderzając w dłoń Doktora i wytracając z niej resztki śrubokręta.
Zanim ten zdążył choćby jęknąć, kość w kolejnym ciosie trafiła go w bok głowy.
Komisarz śledziła wszystko z zapartym tchem. Przez sekundę jej nowy towarzysz stał z wytrzeszczonymi oczami. Wywrócił nimi w tył głowy.
Z głuchym łupnięciem upadł na podłogę, wzbudzając przy tym kolejną chmurę złotego pyłu.
– O – podsumował Kusbjxjejjxksnsh.
Imperator warknął coś w jakimś dziwnym języku, co musiało być przekleństwem. Przykucnął przy nieprzytomnym. Spojrzał Doktorowi w twarz.
Alicja w końcu się opamiętała i schowała głowę z powrotem za kanapę. Podparła się z tyłu i jej dłoń natrafiła na coś podłużnego.
– Kto to jest? – warknął Imperator.
– Inspektor Nadzoru...
– TO NIE JEST ŻADEN INSPEKTOR! Czy wy nie możecie zachować choćby odrobiny inteligencji, kiedy was rekrutuję?!
Mag zamilkł. Sądząc po ciężkich krokach Imperator znów się do niego zbliżył. Chyba złapał go za poły szaty.
– Teraz posłuchaj. Zostawiam na zewnątrz jednego z moich ludzi – mówił wolno i wyraźnie, co było jeszcze bardziej niepokojące, jakby był wściekłym nauczycielem, mającym do czynienia z uczniem, który wrzucił petardę do toalety. – Jeśli jeszcze raz zobaczysz jakichś obcych włóczęgów, masz ich zabić. Albo kazać to zrobić strażnikowi.
– Ale portal i tak...
Jego słowa zagłuszył przeciągły gwizd Imperatora. Podłoga zadrżała od ciężkich kroków.
– Sam się nie zamknął, idioto, a on by sam tego nie zrobił. Zabrać go!
Dwóch kolejnych strażników podniosło bezwładne ciało Doktora.
Kroki. Mocne trzaśnięcie drzwiami wejściowymi. Cisza.
Komisarz uświadomiła sobie, że przestała oddychać. Chciała unieść dłoń do ust, ale przypomniała sobie, że zacisnęła ją na jakimś pudełku. Podniosła je.
To był magazynek do glocka 17.
Znowu pokręciła głową. Tak szczęśliwe zrządzenie losu zakrawało na absurd. Takie rzeczy zdarzały się tylko w filmach.
– Na rogi Hjsodvbjbgosa... – wyszeptał Kus.
Zmarszczyła brwi. Nagle wściekła się na Imperatora, na Kusa, a nawet na Doktora za jego głupotę. I na siebie. Dlaczego nie mogła po prostu...
Czego nie mogła? Zignorować zgłoszenia "zaniepokojonego obywatela"?
Zakryła usta dłonią. Co teraz? Jak ma wrócić do normalnego świata? Do córki, pracy i swojego życia? Według większości ludzi była twarda, a mimo to poczuła wzbierające w oczach łzy. Łzy bezsilności.
Mag, podśpiewując coś pod nosem, zaczął krzątać się po kuchni. Brzęk metalu o metal oznajmił, że postawił czajnik na kuchence gazowej. Cztery pstryknięcia z kolei o tym, że włączył gaz.
Wszystko po nim spłynęło? Ot tak? Miał zamiar napić się herbatki?
Bezsilność została całkowicie wyparta przez nową falę gniewu. Nie było czasu na mazanie się za kanapą! Jej jedyną szansą na powrót do normalności było odbicie Doktora. Trzeba było powziąć ku temu odpowiednie kroki.
Wyciągnęła z kieszeni pistolet i najciszej jak potrafiła, wymieniła magazynek.
Imperator nieświadomie pokazał jej, że Kus jest mało ważnym sługusem. I to bardzo podatnym na sugestie. Ktoś o silniejszym charakterze z łatwością mógł zdobyć nad nim kontrolę.
Wyprostowała się i z zaciętym wyrazem twarzy wycelowała pistolet w nic nie świadomego maga. Szukał w szafkach czystego kubka. Nuconą przez niego piosenkę, która podejrzanie przypominała Driving Home for Christmas, przerwał trzask odbezpieczanej broni.
Kus odwrócił się i na jego twarzy odmalowało się zaskoczenie.
– O.
– Co O?! – Zaatakowała. – Nie zapomniałeś o czymś?!
Po chwili ciszy gospodarz plasnął się głośno w czoło.
– Ach, no tak! Już przynoszę pani tamte plany, o które pani prosiła!
Z zapałem zaczął przedzierać się w stronę kredensu przez bogate wyposażenie domu. Alicja wpatrywała się w niego i nie wierzyła, że ktoś może być tak głupi. Zaraz przypomniało jej się, jak kiedyś pewien dureń podwiózł na komisariat swojego kolegę. Nie dość, że facet był wcześniej karany za kradzieże samochodów, to jeszcze przyjechał jednym z nich. A został złapany dlatego, że stanął na miejscu zarezerwowanym dla funkcjonariuszy.
– Tutaj są!
Mag wstał i ruszył z powrotem wyciągając w stronę policjantki grubą teczkę. Wzięła ją i rzuciła na kanapę. Lufa pistoletu była wycelowana w gospodarza.
– Wydaje mi się, że nie rozumiesz powagi sytuacji, w jakiej się znalazłeś.
– Słucham?
– Przez ciebie ważny międzywymiarowy urzędnik trafił do niewoli. Paragraf trzydziesty czwarty kodeksu prawa czasoprzestrzennego, mój drogi! – warknęła z nadzieją, że coś takiego istnieje, a jeśli nie, to mężczyzna o tym nie wie. – Wiesz, co za to grozi?!
– N...nie... Przepraszam... Ja nie... wiedziałem...
Alicja zaśmiała się.
– Niewiedza nie jest tu żadnym wytłumaczeniem! Przyczyniłeś się do tego, co się stało, i to w znaczącym stopniu.
Poczekała, wbijając morderczy wzrok w maga, żeby wzmocnić nieco jego strach. To zadziało nawet lepiej od widoku broni.
Lekko opuściła pistolet, teraz miała wyciągnąć do niego pomocną dłoń.
– Ale... – dodała już spokojniej – ...możesz sobie pomóc.
Oblicze Kusa rozjaśniła nadzieja. Metoda zadziałała. Mężczyzna zachowywał się jak przestraszone dziecko.
– Jak?
– Pomagając mi. Kim jest ten cały Imperator?
Mag oparł się o zagracony blat. Widząc przerażenie na twarzy gospodarza, policjantce zrobiło się go trochę żal.
– No?
– On... rządzi wszystkim.
– Skąd się wziął w tym wszechświecie? Czy może mieszka tutaj więcej podobnych do niego... – Nie mogła znaleźć odpowiedniego określenia. – ...osobników?
Kus przełknął ślinę.
– Widziałem tylko jego strażników. Wyglądali po... podobnie.
– Skąd się wziął?
– Nie... wiem... – Zaczęła mu drżeć szczęka.
Strach za bardzo nim zawładnął. Policjantka nie tracąc czujności cofnęła się kawałek i całkiem opuściła pistolet.
– Dokąd zabrali Doktora?
– Do Czterech Iglic.
– Do czego?
– Do Czterech...
– Do CZEGO?
Kus zadrżał. Sterta kubków za nim niebezpieczne się zachwiała. Alicja zrozumiała słowa Imperatora. Co on robił tym ludziom? Jak ich „rekrutował"? Z tego co mówił wynikało, że magów było więcej.
Musiała trzymać swoje emocje na wodzy. Nie pozwolić wściekłości dojść do głosu.
– Tam pracuje i mieszka Imperator. I są tam... też laboratoria.
– Dobrze – westchnęła. – Będziesz ze mną współpracował?
Kus był niezdecydowany. Po jego czole spłynęła strużka potu.
– My też możemy ci pomóc – zapewniła łagodniejszym tonem.
Widziała, jak mag walczy z samym sobą. Jego włosy zdawały się być jeszcze bardziej siwe niż wcześniej.
– Ale Imperator się o tym nie dowie, prawda? – wydukał w końcu.
– Nie dopuszczę do tego.
Sama się zdziwiła, jak łatwo to kłamstwo przeszło przez jej gardło. Chociaż, może faktycznie nikt nie dowie się o udziale Kusa.
Albo na nic to nie wpłynie, bo wszyscy zginą.
Twarz gospodarza niespodziewanie rozjaśnił uśmiech.
– W takim razie możemy iść! Tylko jeszcze znajdę moją czapkę...
Schylił się i zaczął grzebać w tej samej szufladzie, w której szukał kubka. Alicja w tym czasie zlustrowała podłogę w poszukiwaniu zniszczonego śrubokręta. Leżał pod ścianą. Podniosła go i schowała do kieszeni. Miała zamiar oddać urządzenie Doktorowi.
– Mam!
Kus gwałtownie wstał i z triumfem na twarzy pokazał jej czerwoną wełnianą czapkę z pomponem, przywodzącą na myśl norweskie.
Zachwiał się. Jego dłoń natrafiła na wieżę.
Kubki, jak w zwolnionym tempie, runęły na podłogę, która w tym miejscu była wyjątkowo niezagracona.
Rozległ się okropny trzask. Okruchy szkła i porcelany poleciały na wszystkie strony.
Znowu ktoś za mocno otworzył drzwi.
– Co ty tam znowu odpieprzasz, idioto?!
Do pokoju wparował demoniczny strażnik. Stanął jak wryty, ze wzrokiem utkwionym w policjantkę z innego wymiaru.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro