Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

V. Przebudzenie

Alicja zrobiła pierwszą rzecz, jaka przyszła jej do głowy.

– Nie ruszaj się! – wrzasnęła i skierowała glocka w stronę głowy strażnika.

Był nieco niższy i bardziej baryłkowaty od swojego szefa, a jego mniej okazałego poroża nie zdobiła korona.

– Co to jest? Kto to jest? – warknął zdezorientowany.

– Na ziemię! Już!

Strażnik nie drgnął, wpatrywał się w lufę. Najwyraźniej widział taki przedmiot po raz pierwszy w życiu.

Komisarz musiała pokazać mu, do czego służy.

Delikatnie pociągnęła za spust. Niewidzialny pocisk z hukiem opuścił lufę i z trzaskiem suchego drewna wrył się w podłogę, kilkanaście centymetrów od ciężkiego buta strażnika. Ten podskoczył rozszerzając ze strachu oczy.

Po krótkim namyśle postanowił się poddać. Imperator nie płacił mu aż tyle, żeby ryzykował własnym życiem. Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal.

– No dalej!

– Dobra, już...

Z jękiem bezsilnego protestu uklęknął wśród nawału przedmiotów. Mruknął pod nosem jakieś przekleństwo.

Imperator dobierał sobie beznadziejnych pracowników.

Kus w drodze do części kuchennej przewrócił wazon z zasuszonymi kwiatami.

– Eee... Przepraszam. Nie ma powodów do nerwów! – Kus próbował złagodzić napiętą atmosferę. – Zaraz zrobię...

– O nie! Nikt tu nie będzie teraz pił żadnej herbaty!

– Ale dlaczego? Herbata jest bardzo dobra do rozmowy. – Zamyślił się.

– Lepiej poszukaj jakiegoś sznura – rzuciła, puszczając jego uwagę mimo uszu.

– Stoisz na jednym. O nie! Uważaj na...

Alicja spojrzała pod nogi i momentalnie poczuła, jak pistolet wyrywa się z jej dłoni. Broń uderzyła w ścianę i spoczęła bezwładnie na kolejnej stercie gazet.

– ... na mojego żółwia z origami... Oj.

Strażnik wciąż klęczał na ziemi, ale teraz trzymał wycelowaną w policjantkę kość. Na mrocznej twarzy pojawił się złośliwy uśmiech, a w oczach błysnęło zadowolenie. Powoli podnosił się na nogi trzymając Alicję na muszce. Kus tylko stał pośród wyposażenia swojego domu zbyt sparaliżowany strachem, żeby przydać się do czegokolwiek. Komisarz ze wstydu i bezsilnej złości zacisnęła pięści.

– Wasza kolej – warknął strażnik ze złością. – Na ziemię!

Z braku lepszych pomysłów Alicja wolno założyła dłonie za głowę i uklękła, jak wcześniej strażnik.

– Ty też. – Machnął kością w stronę gospodarza.

Mag bezgłośnie skulił się na ziemi. Oczywiście, przy okazji zahaczył o kant stołu i tylko cud uratował słoiki napełnione wirującą energią od roztrzaskania się na podłodze.

Ale jeden musiał spaść wcześniej. Leżał przy stopach Kusa na zwiniętym kocu, który uchronił go od stłuczenia. Od Alicji oddzielał go niewiele ponad metr.

Po jej ciele przebiegł dreszcz. Poczuła iskierkę nadziei.

Strażnik krótko się zaśmiał.

– Nie chciałbym być w twojej skórze, kiedy Imperator się z tobą rozprawi – zwrócił się do maga. – Na twoje stanowisko jest już wielu chętnych.

Kus się ożywił.

– Nie! Proszę, nie wzywaj go!

Demon już jednak wyciągnął coś, co podejrzanie przypominało starą Nokię. Zaniósł się jeszcze głośniejszym rechotem, który brzmiał, jakby strażnik się dławił. Policjantka miała ochotę wezwać pogotowie.

– A dlaczego niby miałbym tego nie zrobić, co?

– Bo...

– Zamknij się. Wsypanie cię sprawi mi ogromną przyjemność! I ciebie też, kobieto!

Strażnik chwilowo skupił się na walce z malutkimi klawiszami. Komisarz postanowiła to wykorzystać.

Błyskawicznie rzuciła się na podłogę do tyłu. Zanim strażnik zdążył cokolwiek zrobić, złapała słoik. Obróciła się na plecy.

Na ułamek sekundy dostrzegła przerażenie i wściekłość w oczach demona.

Słoik poleciał w stronę jego głowy. Rozbił się.

Kolorowy ogień wybuchł w każdym możliwym kierunku. Kiedy dotarł do Alicji, poczuła jedynie gorący podmuch, przywodzący na myśl otwarcie drzwi do samochodu w upalny dzień. Ogień nie wyrządził jej żadnej krzywdy.

Nie można było tego powiedzieć o strażniku.

Kiedy fala uderzeniowa minęła, w pomieszczeniu rozległ się gardłowy wrzask. Krótki.

Strażnik upadł bezwładnie na ziemię. Martwy. Jego masywne cielsko rozpadło się w różowy pył.

Nic innego nie ucierpiało. Jedynie w powietrzu pozostał smród przypalonego mięsa.

– Ojej – skomentował Kus, skulony na podłodze. Dłonie trzymał podniesione przed twarzą, a jego sylwetkę przesłaniały opalizujące fale. Ogień nie wyrządził mu żadnej krzywdy.

Zamrugał. Potrząsnął rękoma i tarcza znikła z cichym pyknięciem.

– Co się...

– Hmm, zniszczyłaś cały zapas energii dla Imperatora. – Kus wstał i otrzepał poły szaty. Faktycznie na stoliku zostały tylko odłamki szkła i pokrywki. W powietrzu widać było kolorowe plany, które przywodziły na myśl plamę rozlanej benzyny. – Ale na szczęście wszystkie moje rzeczy są zabezpieczone przed takimi wypadkami.

– A... acha. O cholera.

Do uszu policjantki dobiegł suchy trzask. A także odgłos podobny do kwasu przeżerającego metal, szelest kartek i niepokojący szum. Na skórze poczuła nieprzyjemne wibrowanie nabrzmiałego od energii kolorowego powietrza. Aromat herbaty jeszcze bardziej się nasilił.

– Na pewno wszystkie? – spytała z powątpiewaniem.

Pomieszczenie zaczęło się zmieniać, jakby mieszkanie samo postanowiło się przemeblować. Ułożone w idealną piramidę kubki stały w kącie pokoju. Stół leżał na blacie. Schody nie łączyły już podłogi z sufitem, ale dwie równoległe ściany. Policjantka nie widziała ani nie słyszała, żeby cokolwiek się przenosiło.

– Eee... no... akurat powietrze nie... Ostatnio wietrzyłem i powietrze... Energia teraz... wariuje...

Alicja zerwała się na nogi.

– Wychodzimy! – wrzasnęła, przekrzykując brzęczenie powietrza. Schyliła się po leżący na gazetach pistolet, na których literki formowały się w nowe słowa.

Kus wygramolił się z góry przedmiotów i pobiegł za Alicją do drzwi. Udało mu się uniknął uderzenia w głowę przez lewitującą kamienną donice z paprocią o dwumetrowych łodygach, które wciąż rosły.

Komisarz wybiegła na zimne powietrze i pokonała sprintem jeszcze kilkadziesiąt metrów pod górkę zanim na dobre się zatrzymała. Hałas przemieniających się przedmiotów stał się dobrze słyszalny, nawet z miejsca, w którym stała Alicja.

Odwróciła się głośno sapiąc.

W tej samej chwili drewniana chata wybuchła falującymi promieniami we wszystkich możliwych kolorach, oraz w kilku, których policjantka nigdy dotąd nie widziała. Ciszę rozdarł trzask pękających desek. Zmrożone drzewa przygięły się do ziemi i zaczęły pokrywać się pąkami. Sucha do tej pory trawa dookoła ruiny zieleniła się w niesamowitym tempie. Dookoła chaty utworzył się klosz jasnej, fosforyzującej poświaty, który z każdą sekundą stawał się większy.

Kus był jeszcze daleko i tak mocno chwiał się na boki, że policjantka zastanawiała się, czy nie będzie trzeba wezwać lekarza. Z tym mógłby być problem.

Nagle się zatrzymał. Wyglądał, jakby się wahał.

– Czemu stajesz!? – krzyknęła i machnęła ręką. – Chodź, musimy iść!

– Eee... Bo ja... nie mogę przekraczać granicy!

Alicja jęknęła.

– Dlaczego? – powiedziała ze zrezygnowaniem.

– Eee... Imperator powiedział, że nie mogę. – Podrapał się po głowie.

Zbliżyła się nieco, żeby nie musieć krzyczeć. W ciszy, która zapadła na nowo po wybuchu, każdy głośniejszy dźwięk wydawał się nie na miejscu

– Nigdy nie próbowałeś?

– No... Nie.

– To skąd wiesz, co się stanie?

Mag zastanowił się chwilę. Półprzezroczysta fosforyzująca kopuła nad zgliszczami wciąż się powiększała. Pod nią ziemia zdawała się wrzeć, jak gotująca się woda.

– Właściwie... nie wiem. Ale z pewnością coś strasznego!

– Coś gorszego od tego? – Wskazała na poświatę. Kus się odwrócił.

– Hm...

Policjantka westchnęła. Przyskoczyła do maga, złapała go za ramię i pociągnęła w swoją stronę.

– Na pewno nic gorszego niż... tamto.

– Ale...

Nagle zamilkł. Wyrwał rękę z jej uścisku.

– Jezu, nie dociera do ciebie, że nie mamy... – Odwróciła się z zamiarem skrzywdzenia go, jeśli nie będzie chciał się ruszyć.

Patrzył na nią ze zdumieniem i uprzejmym zainteresowaniem. Jakby nigdy wcześniej jej nie spotkał.

– Co też najlepszego pani wyprawia? – spytał z lekką pretensją w głosie. – Dlaczego ciągnie mnie pani...

Zmrużył oczy, jakby zdał sobie sprawę z wibracji w powietrzu. Odwrócił się.

– Święty Rnshfd. – Przeniósł wzrok na Alicję. – Jak to się stało?

Komisarz rozumiała coraz mniej.

– Nic... PAN nie pamięta?

– A cóż miałbym pamiętać?

Nagle zdziwienie na jego twarzy się pogłębiło, a gałki oczne cudem nie wypadły z oczodołów. Wbił wzrok w spiczaste wieże na horyzoncie.

– Kto teraz sprawuje władzę?

– Nazwałeś go Imperatorem. Napakowany, czarna skóra...

– O nie... – przerwał mag słabym głosem.

Wywrócił oczami w tył i upadł na zmrożoną ziemię.

Kolorowa kopuła niespodziewanie się zatrzymała. Niecałe pięć metrów od nich. Zaczęła coraz szybciej maleć, przy okazji zabierając ogromne ilości ziemi.

W końcu zniknęła. Towarzyszył temu trzask, przypominający kopnięcie prądem. W ziemi pojawił się ogromny, idealnie półkolisty krater.

Alicja przypadła do Kusa i lekko potrząsnęła go za ramiona. Wydał z siebie niezrozumiały bełkot.

– No pięknie. Super.

Nagle Kus zakrztusił się powietrzem i zaczął kaszleć. Wróciła mu przytomność. Alicja, która nie spodziewała się tak nagłego powrotu maga do żywych tylko na niego patrzyła.

– Straciłem przytomność? – spytał wstając ostrożnie.

– Tak. Pamięta... pan cokolwiek? Proszę spróbować sobie coś przypomnieć.

Mag zmarszczył czoło. Szeroko otworzył oczy i odwrócił się. Zamrugał, potrząsnął głową. Przez kilka sekund patrzył na miejsce, w którym wcześniej była rozpadająca się chata i całkiem sporo ziemi. W końcu w jego umyśle zaskoczyło. Ponownie spojrzał na policjantkę, która cierpliwie obserwowała cały proces.

– Pamiętam. Na rogi Hjsodvbjbgosa... – Wstał i spojrzał na Cztery Iglice. – Zdecydowanie powinniśmy pomóc twojemu towarzyszowi. Cztery Iglice to niedobre miejsce.

– Tak, też na to wpadłam. Dlaczego ten... zamek się tak nazywa? Przecież ma sześć iglic, a nie cztery.

Mag wzruszył ramionami.

– Nie wiem. Lepiej już ruszajmy.


Literówki? Powtórzenia? Błędy logiczne tudzież jakiekolwiek inne? Piszcie w komentarzach, bo filtr w moim mózgu bywa dziurawy.

Pozdrawiam!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro