Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#30. Przygotowania

Per. Wyjątku

Właśnie odzyskałem świadomość. Od razu do głowy powracają mi strzępki tego co się wydarzyło na polanie. Pamiętam lecącą Ally i jej uderzenie w drzewo. Pamiętam ciemne kolce pnące się pod niebo. I pamiętam... mielone?

Nie zmieniając pozycji, przyłożyłem ręce do twarzy.

- O nie. Czy ja naprawdę zabiłem tego policjanta?

- Emm... jakby na to nie patrzeć to tak - usłyszałem głos Ann.

- No dzięki, ale mnie pocieszyłaś... ile spałem?

- W sumie jeden dzień i dwie noce - usłyszałem w odpowiedzi.

Natychmiast się wtedy podniosłem i spojrzałem na łóżko obok. Leżała na nim Ally z bandażem na głowie. A między łóżkami stała Ann.

- Co z nią? - zapytałem od razu.

- W sumie nic poważnego, wyglądało gorzej niż jest.

- Przynajmniej tyle - od razu się uspokoiłem i padłem na łóżko szpitalne.

Wtedy do pokoju wszedł Tim.

- Ann, robimy zebranie, możesz przyjść?

- Hej Masky! - leżąc podniosłem rękę i pomachałem.

- Siemka. Wszytsko z Tobą w porządku? Jeśli tak, to też powinieneś przyjść. Mamy jakieś informacje o tych ludziach.

- No spoko.

- Ja też zaraz przyjdę.

- Okej. Idę po resztę.

*kwadrans później*

Obecnie siedzę w sali zebrań i czekam z kilkoma osobami na spóźnialskich. Powoli wszyscy wchodzą do sali. Ale im to zajmuje...

- Hej Masky, oni zawsze się tak długo organizują? - zapytałem siedzącego obok mnie Proxy.

- Tak, trochę im to zajmuje.

- Hej Masky, a ile to średnio trwa?

- Zwykle do dwudziestu minut.

- Hej Masky, gdzie Toby?

- Ostatnio był w kuchni...

- Hej Masky, a gdzie wy byliście, jak ta akcja była?

- Ech, musieliśmy iść zobaczyć czy jest bezpiecznie gdzie indziej. Wspomnimy o tym.

- Hej Masky, chodzi o nią, prawda? - zapytałem na co chłopak się lekko wzdrygnął i spojrzał na mnie.

- Skąd ty...? - wtedy jakby patrząc na mnie ponownie zobaczył na kogo patrzy - A zresztą, co ja się dziwię, tak o nią chodzi - powiedział i zaczął gapić się w sufit, czekając na resztę.

Minęła minuta. Potem dwie. Ale nuuudyyyyyyyyyy...

- Hej Masky?

- Co jest?

- Hej Masky - na to chłopak spojrzał na mnie niepewnie.

- Czy ty właśnie...

- Hej Masky - nagle chłopak podniósł głowę, spojrzał przed siebie... i z całej siły rąbnął czołem w stół. Nie dziwię się Toby'emu, że to lubi.

W końcu przyszedł ostatni spóźniony, czyli Jack i zajął miejsce. Wtedy też pojawił się Slender.

- Witam wszystkich i proszę o spokój. Jak dobrze wiecie dwa dni temu o godzinach wieczornych...

- Czyli przed wczoraj, wieczorem, wiemy! - odezwał się Jeff.

- Wtedy zostaliśmy zaatakowani przez ludzi, dysponującymi sprzętem, który uniemożliwiał nam prawidłowe działania, utrudniał teleportacje i wyłączał zdolności osób go noszących.

- To też wiemy. Powiedz nam coś, o czym nie mamy pojęcia - odezwała się Zero.

- Dobrze więc, jak sobie życzycie. Jak pamiętacie, Roześmiany Jack zdobył dwa nieśmiertelniki. Poprosiłem Kreatora, by dowiedział się, gdzie pracowali ich właściciele.

- I... - chciała wiedzieć Clocky.

- Okazało się, że należą one do pracowników Paradox Defense Central - powiedział Slender, a ja od razu skojarzyłem te grupę.

- Skorumpowany dział Wydziału Paranormalnego?! Ci goście zdradzili WP i otworzyli własną branżę. Ale oni zamiast ukrywać istoty paranormalne i chronić wszystkie anomalie i im podobne, chcą się ich pozbyć.

- Tak. Widzę, że o nich słyszałeś.

- Miałem już z nimi do czynienia. Ale z tego co pamiętam, ich szef to skończony idiota, który chyba nie skończył podstawówki, a te debile słuchają go we wszystkim. Jakim cudem oni nas znaleźli.

- Właśnie o to chodzi. Niedawno ich szef zmarł w nieszczęśliwym wypadku, a jego miejsce zajął bardzo ambitny, były porucznik komisariatu policji. Łatwo w kojarzy on fakty i jest dla nas bardzo niewygodny. Dlatego trzeba się go pozbyć i zniszczyć ich wszystkie obecne akta.

- Czyli rozumiem, robimy małą misje? - zapytał Hoodie.

- Nie taką małą, ma on siedzibę w pilnie strzeżonym budynku w Ameryce Północnej, więc potrzebujemy porządniej ekipy, aby się go pozbyć.

- To co, trzeba się zgłaszać? - pyta Ben.

- Nie, mam już wybrane osoby. Będą to na pewno Masky, Hoodie, Toby i Kate, ale przydasz się także ty Ben, bo trzeba będzie zhakować kilka systemów, poza tym pójdą Dina i Helen, Jeff, KageKao i Wyjątek.

- Ja? - zapytałem troszkę dziwiony.

- Tak, będziesz zapewniał zaplecze medyczne i możliwe szybką ucieczkę. Nie będę ci kazał przenosić tej grupy na taki obszar, polecicie samolotem. Do samego budynku raczej też się nie przeniesiesz, bo zgaduje, że otacza go taka sama bariera jak tamtego człowieka z polany.

- Hm... no dobra, spoko.

- Świetnie. Poprosiłem też o pomoc Marksmanie, zgodziła się za niewielką opłatą. Jakieś pytania?

- Kiedy mają wylot? - odezwała się Sadie, podnosząc rękę.

- A no tak. Samolot odlatuje za tydzień.

- Więc musimy wykorzystać ten czas - powiedziała Sadie, przutlając się do ręki KageKao.

- Coś jeszcze?

- A co mamy spakować? - zapytał nagle Helen.

- Będziecie się poruszać w mieście, weźcie więc typowo miejskie ubrania, pieniądze, fałszywe dokumnety, broń i jakieś rzeczy osobiste, wasza sprawa.

- A kiedy poznamy plan? - pyta nagle Kate.

- Dobrze, że o tym wspominasz. Chcę was widzieć tutaj dzień przed wylotem, tylko wylatujący mają obowiązek przybycia, reszta, wedle uznania. Zrozumiano?

- Tak jest! - opowiedzieli wszyscy hurem. Ale zgranie.

- Więc na razie macie czas wolny, możecie już zacząć się zastanawiać co spakować. A teraz możecie się rozejść - powiedział i znikł, a każdy poszedł do swoich zajęć.

A ja poszedłem zobaczyć jak czuje się Ally.

_____________________________________

Rozdział krótki, ale czasem trzeba.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro