Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#22. Zlecenie

Per. Wyjątku

Wylądowałem na gałęzi jakieś trzy metry na ziemią. Niedaleko była była stara fabryka. W niej znajdował się mój obecny cel. Spojrzałem w lewo i lekko w górę. Na wyższej gałęzi siedzi chłopak ubrany w czarny strój ninjy, biało-czerwonych bandarze w miejscu kostek i z płonącą literą "N" na plecach [jeśli spójrzcie na obraz rozdziału, zobaczycie rysunek Wyjątku i Ninjy w innej wersji stroju, wykonany przez FunPolishFox].

Jest to mój przyjaciel, obecnie używający imienia Nathan. Choć ja zwylke nazywam go po prostu Ninja. Jest on niezwykłą osobą, obdarzoną mocą, lecz nie jest taki jak ja. I co najważniejsze, nie jest też Creepypastą. Ale nie tylko w takim towarzystwie muszę się obracać, prawda?

Przeniosłem swój zwrok z powrotem na fabrykę. Nathan z resztą też ją obserwował.

- To na pewno tu? - zapytałem.

- Na pewno tu kazał nam przyjść. O wyczuwam niewielki ślady energii z tej fabryki - stwierdził Ninja, obserwując budynek.

- A dlaczego sam nie mógł tego zrobić? W końcu to jeden z najlepszych złodzieji i włamywaczy tego świata?

- Bo on guzik się zna na magicznych przedmiotach. I ogólnie na magi. Zna tylko podstawy. Za to my jesteś my eksperyami tej dziedzinie, więc zlecił to nam.

- No w sumie racja... - odpowiedziałem.

Jeśli nie wiecie o kogo chodzi mówimy tu o moim kolejnym przyjacielu nie będącym Creepypastą, czyli o Hakerze (obecnie używającym imienia Henry). Henry jest jednym z najlepszych hakerów, snajperów, płatnych zabójców, włamywaczy i złodziei tego świata. Może on konkurować z takimi osobami jak Kreator, Marksmania, Harry Kanibal i Nick Vanil. Jednak jak już powiedział Nathan aka Ninja, Henry aka Haker nie zna się prawie wogule na magii.

Dlatego to nam kazał zdobyć pewien przedmiot będący w tej fabryce, a na który dostał zlecenie od jakiejś korporacji. Nie narzekam, bo w końcu gość jesg jednym z dwóch, od których mam kasę na życie. Chociaż to trochę dziwne, że ani razu nie spotkałem go poza siecią, prawda? Nathan podobno go spotkał kilka razy.

Ale wrając do tematu, dostaliśmy robotę, żeby wejść do tej fabryki i zdobyć pewnien magiczny przedmiot. Więc czemu siedzimy właśnie na drzewie w środku nocy, zamiast po prostu wejść do opuszczonej fabryki i zabrać co trzeba? Bo mój niezastąpiony, obdarzony smoczymi oczami towarzysz, wyczuł niedaleko czyjąś energię i stwierdził, że ktoś jest w pobliżu. A właśnie!

- I co? Jest ktoś, czy możemy już iść i zabrać co trzeba? - zapytałem?

- Wydaje mi się, że możemy iść, ale lepiej bądźmy ostrożni - stwierdził zamaskowany.

- Jakbym nie wiedział - powiedziałem i zeskoczyłem z gałęzi. W powietrzu zmieniłem się w dym i poleciałem pod zamkniętą bramę, gdzie się zmaterializowałem. Spojrzałem w kierunku Nathana, ale go nie dostrzegłem.

- Będziesz tak stał i się gapił, czy ruszysz się i mi pomożesz? - usłyszałem zza pleców. Odwróciłem się błyskawicznie i dostrzegłem Nathana. Patrzącego na zamek

~ Cichy jak zawsze ~ pomyślałem, pochodząc do niego.
- Otworzysz to? - zapytałem już na głos.

- Bez problemu - powiedział Nathan i wystawił otwartą dłoń przed zamek. W powietrzu między nią a zamkiem, pojawił się czarny symbol/koło runiczne, który po chwili zaczął się kręcić. Nagle zamek pękł.

Czarna magia chce się powiedzieć, ale prawda jest taka, że Ninja ma moc kontrolowania energi (czemu na myśl przychodzą mi Star Wars'y?) za pomocą symboli i specjalnych pól.

Weszliśmy do budynku i ruszyliśmy przed siebie. Po drugiej stronie fabryki są schody prowadzące na niższe piętra, a obiekt którego szukamy jest na poziomie -10. Więc pytanie, czemu skoro wiem gdzie mam iść, po prostu nie otworzę portalu? Otóż to miejsce otacza specjalna bariera, która blokuje mi te umiejętność. A niewiele rzeczy, poza samą niewiedzą, jest w stanie zablokować mój portal.

Kiedy byliśmy już w połowie drogi do schodów, poczułem lekki wiatr. Spojrzałem w stronę z której nadlatywał i zobaczyłem rozbite okno.

- Chyba ktoś tu wszedł - stwierdziłem. Mój towarzysz, podążył za moim wzrokiem (nie pytajcie skąd wiem).

- Więc lepiej się pośpieszmy - Powiedział Nathan i ruszył biegiem w stronę schodów i to w pozycji: głową przy ziemi, ręce rozłożone wysoko. Czy tak nie biegają Assasini?

Nie chcąc zostać w tyle, zsublimowałem moje ciało w dym i ruszyłem za nim. Dogoniłem go przy schodach, ale on zamiast zejść (lub zbiec) po nich po prostu wziął zeskoczył na sam dół. Ej, zaraz... dziesięć pięter?! Co za itiota. Natychmiast poleciałem za nim.

Kiedy wylądowałe okazało się, za tan gość nadal żyje i patrzy na wielki, stalowe, lekko rozsunięte drzwi.

- Chyba nie tylko my tam idziemy. Oby nasi przeciwnicy nie znali się na magi, bo jeszcze nas wyprzedzą - powiedział, po czym przeszedł przez szczelinę. Ruszyłem za nim. I gdzie się okazało weszliśmy? Do labiryntu!
Ale kiedy weszliśmy, poczułem dziwne, znajome uczucie.

- Ale ty wiesz jak to przejść, tak?

- Ty się nie bój. Patrz i podziwiaj - powiedział, po czym wystawił obie ręce przed siebie i stworzył duży, czarny, magiczny symbol, który zaczął się kręcić. I nic się nie stało - Dziwne... najwidoczniej, tu musi być zastosowana magia wyższego poziom.

Zaczołem się rozglądać. Byliśmy na rozwidleniu, a wokół korytarzez z metalowych, gdzie niegdzie kamiennych ścian. Podeszłem do jedej takiej i dotknąłem jej. A potem stopiłem moją rękę i zwiększyłem jej powierzchnie, zalewając większość ściany. Wyczułem kamienną płytkę. Na powrót wróciłem sobie rękę i zdjołem ze ściany płytkę. Pod nią była runa.

- To pomoże? - zapytałem, a Nathan podszedł do mnie. Dotknął runy i przesunął palcem, a jedna ze ścian znikła. Za to gdzieś chyba pojawił a się nowa.

- Tak, tylko musimy ich na bieżącą szukać. W drogę - powiedział i ruszyliśmy nową trasą. Po drodze szukaliśmy innych płytek.

I nie obyło się bez kilku pułapek. Ściany ze strzałkami, zapadnie, wielkie toczące się kule. Ale trafiliśmy też na mniejszy magazyn. Było w nim maleńkie, zielone jajeczko i jakaś złota kostka, wyglądającą trochę jak ta od rubika. Wziołem je sobie, co mi tam.
Po jakimś czasie w końcu dotarliśmy do środkowego pomieszczenia. A na jego środku stał piedestał z czymś, co wyglądało jak średniowieczny pistolet, tylko że z czarnego kamienia, rubinami na lufie i ogólnie emanującego energią. Kto i po co złożył u Henr'ego zamówienie na to coś, pojęcia nie mam, ale chętnie sam bym go dołożył do mojej kolekcji.

Nagle zdałem sobie sprawę, że do pomieszczenia są dwa wejścia, a w drugim pojawiły się właśnie dwie postacie. Tym większe moje zdziwienie było, kiedy żem ich rozpoznał. Toż to Marksmania i Harry Kanibal, we własnych osobach i z lekko nadpalonymi ubraniami (ktoś tu nie uważał na pułapki).

Oboje spojrzeli najpierw na pistolet na piedestale, a następnie na nas. Nathan również ich dostrzegł.

- Przepraszam barzdzo, ale to cudeńko należy do nas - powiedział mój towarzysz i zrobił śmiały krok w przód.

- Nie byłbym taki, pewien. Sporo się namęczyliśmy, żeby tu się dostać, więc nie odejdziemy z niczym - Odpowiedział mu Harry i zrobił dwa ktoki w przód.

- Ale to my mamy w tym miejscu przewagę! - powiedział Ninja robiąc kolejny śmiały krok, ale już nie w stronę piedestału, a w stronę Kanibala.

- Jesteś tego taki pewny? Wiec może się przekonajmy! - po tych słowach obaj rzucili się na siebie i zaczęli walkę.

(Ważna uwaga, Nathan może stosować specjalny ton głosu i używać czegoś na wzór prowokacji w stosunku do pewnych osób, najczęściej tych, które skrywają swoje emocje. Może to wpłynąć na daną osobę zmianą zachowania lub nienaturalną reakcją.)

Ja z kolei podeszłem, do niewzruszonej dziewczyny, obserwującej ich poczynania.

- Marksmania, tak? - spojrzała na mnie.

- Zgadza się. A ty?

- Nazywaj mnie Wyjątkiem - na te słowa, dziewczyna uniosła leciutko brew.

- Mroczny Ratownik? Słyszałam o tobie. W rezydencji Sledera, czasem o tobie mówią.

- Więc obaj wieky, z kim mamy do czynienia. A mój przyjaciel, który obecnie tarza się po podłodze z Harry'm to Ninja, ale obecnie używa imienia Nathan.

- Obecnie?

- On zmienia imię co jakiś czas. Ale używa tylko imion na "N".

- Dobrze wiedzieć. Jesteś pewien, że on wyjdzie z tego żywy? Harry nie jest słaby.

- Nie martwiłbym się o żadnego z nich. Bardziej o powod ich bitwy. Kreator was tu wysłał?

- Tak. Mieliśmy mu przynieść coś specjalnego z tego miejsca. Powiedział, że znajdziemy to na tym poziomie. Trochę się namęczyliśmy, żeby tu dojść, więc wolałabym zabrać ten przedmiot - wskazała na pistolet.

- Że, się namęczyliście, to wiedzę po ubraniach, ale nie mogę wam pozwolić wziąść tej broni. Mój przyjaciel prosił, bym mu ją przyniósł - Marksamania spojrzała pytająca na Ninje - Inny przyjaciel - poprawiłem się.

- Nie wrócimy z pustymi rękami, po takiej drodze - powiedziała, po czym wyjeła pistolet i skierowała lufę w moją stronę.

- Wybacz, zwykłe pociski nic mi nie zrobią. Najwyżej trochę pobolą - powiedziałem jej. Ona z kolei skierowała broń w stronę walczącej dwójki i lekko przechyliła głowę. Wiedziałem, że jakby już strzeliła, Harry by na pewno nie dostał.

- Posłuchaj, nikt z nas nie chcę tu rozlewu krwi, no może oprocz tamtej dwójki - wskazałem na Nahtan'a i Harr'ego. Nie wiem skąd, ale Harry miał teraz nóż, a Ninja katanę. I shuriken'y - Więc dogadajmy się na spokojnie.

- Nie wrócimy z niczym - powtórzyła na spokojnie. To mi podsuneło pomysł.

- A Kreator powiedział wam, co dokładnie, macie z tąd przynieść? - dziewczyna pokręciła głową.

- Powiedział tylko, że znajdziemy to na poziomie -10.

- Więc możemy się dogadać. Ja z moim przyjacielem weźmiemy to - wskazałem na czarną broń - A wy to - wynołem z kieszeni, złotą kostkę rubika i rzuciłem dziewczynie. Ta ją złapała, przejrzała się jej chwilę, po czym spojrzała na mnie - Znalazłem to na tym piętrze, w małym magazynie, w tym labiryncie. Więc, jak stoi? - zapytałem, wyciągając rękę. Dziewczyna myślała chwilę.

- Stoi - powiedziała, podjąc mi rękę.

- Świetnie - powiedziałem, po czym podeszłem do piedestału i wziąłem broń, która zawinołem w jakaś szmate, która wziąłem właśnie po to i schowałem do plecaka - to co, może wrócimy razem na górę? Nasz droga jest szybsza - zaproponowałem i wskazałem korytarz z którego przyszliśmy. Dizewczyna spojrzała na niego.

- Zgoda - powiedziała i ruszyła w jego stronę. Już miałem pójść za nią, kiedy sobie o czymś przypomniałem.

- Ej, wasza dwójka, idziemy! - krzyknąłem na tamtych idiotów, którzy odrzucili broń i okładali się po twarzach. Obaj się zatrzymali, spojrzeli na mnie i Marksmanie, a potem na piedestał.

- Gdzie tem pistolet?! - krzyknęli jednocześnie.

- Harry, mamy to po co przyszliśmy. Chodź - powiedziała Marksmania i ruszyła w stronę korytarza.

- No i super! A z Tobą się jeszcze policzę - powiedział Harry w stronę Nathan'a i ruszył za Marksmanią. Był chyba lekko wkurzony.

- Ej, zaraz stary, jak to że oni mają to po co przyszli? To my potrzebujemy tego gnata, żeby Haker nam dalej przelewał kasę na konto! - zaczął się skarżyć mój tworzysz, idąc za mną, ponieważ ja już ruszyłem za tamtymi dwoma.

- Spokojnie, wszystko jest pod kontrolą - powiedziałem. Po chwili on dogonił mnie, a po następnej dogoniliśmy Harrego i Marksmanie.

W prawie zupełnej ciszy wróciliśmy na górę. Prawie, bo co jakiś czas Nathan marudził, albo Harry coś tam mamrotał. W końcu stanęliśmy na powrót przed budynkiem fabryki.

- No więc żegnam was Harry i Marksmanio. Całkiem przyjemne spotkanie. I pozdrówcie Kreatora - powiedziałem ruszając w stronę mojego schroniska.

- Dowiedzenia - powiedziała Marksmania idąc w stronę lotniska. Wspominałem już, że musiałem przenieść schronisko do tego miejsca, więc nie jesteśmy obecnie w lesie Slendera? Normalnie pozbawiłoby mnie to sił, ale pomoc Ninjy, osłabiła efekt zmwczenia.

- Ej stary, ale co my teraz... - zaczął zamaskowany, ale mu przetrwałem.

- Zajrzyj mi do plecaka! - poleciałem. Poczułem jak odpina mi go, i coś z niego wyciąga. Domyśliłem się, że to owy pistolet.

- Jak? - zapytał pełen szoku.

- Głową przyjacielu, głową - powiedziałem patrząc na niego.

- W takim razie lecę to dostarczyć bywaj - powiedział. Po tych słowach pod jego nogami pojawił się czarny, magiczny krąg, a chwilę później mój przyjaciel zniknął.

Trochę mniebto zasmuciło, bo teraz muszę sam przenosić schronisko, a liczyłem, że mi pomoże. Znowu będę leżał bezużytecznie kilka dni...

Ruszyłem dalej w stronę schroniska. Pora już wracać do domu.

____________________________________

Hej czytelnicy, chciałem tylko powiedzieć, że na mojej stronie pojawiła się ostatnio oficjalna creepypasta o Wyjątku, gdzie możecie go poznać w trochę innym świetle. Polecam przeczytać, kto jeszcze nie widział.
Dzięki i do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro