#21. Pielęgniarka
Per. Wyjątku
Kiedy opuściłem schronisko, natychmiast pomknałem w strone, w okolicach której leży rezydencja. Nie wiem dokładnie gdzie leży ten budynek, ale znam jego przybliżoną lokalizację, stąd też wiem, że ktoś niedaleko ma drobne tarapaty.
Nie są one jakieś strasznie wielkie, ale jest to ktoś znany. Częściej zdarza mi się trafiać na mało znane pasty, w tym niestety podróbki tego uśmiechniętego psychola (serio Jeff, znajć ty sobie w końcu dziewczynę, albo zacznij zbierać znaczki, tylko przestań zmieniać ludzi w swoje kopie. Jedna Nina to dla ciebie już za mało?!), więc kiedy wykryję kogoś bardziej znanego to lubię iść zobaczyć co się dzieje.
Mknałem więc tak, aż na kraniec lasu, gdzie rosły pojedyńcze drzewa i nie było żadnych zabudowań. Widok jaki tam zastałem przykuł moją uwagę i postanowiłem sobie pooglądać trochę tą sytuację. A wy? Cofnijcie się w czasie i zmieńcie na chwilę perspektywę.
*wcześniej*
Per. Ann
Od czasu do czasu każdy w rezydencji musi zabijać. Nawet ja. Właśnie szłam na kraniec lasu, ponieważ ktoś tam się kręcił. A przynajmniej tyle wynika ze zwiadu Toby'ego. Dla mnie to była świetna okazja, więc powiedziałam, że się tym zajmę. Slender się zgodził.
Po drodze upewniłam się czy zaplanowałam swoją piłę. Była pełna. To dobrze. Nie lubię jak przestaje mi działać w środku potyczki. To takie irytujące.
Byłam już przy granicy drzew. Dalej było tylko kilka pojedynczych pniaków. Pod jednym z nich stał jakiś mężczyzna i kopał dziurę. Obok niego stała taczka w której coś było. Kiedy się dokładniej przyjrzałam, zdałam sobie sprawę, że jest do kobieta. Cała w krwi.
A to drań, zakopuje zwłoki! ~ pomyślałam ~ I to jeszcze w pobliżu naszego terenu. Co prawda ten las jest znany z "tajemniczych" zaginięć i niewyjaśnionych śmierci, więc pewnie powiązanoby te zwłoki z resztą spraw, ale to nie znaczy, że można tu sobie ot tak ukrywać dowody własnych zbrodni. My tu staramy się działać w miarę dyskretnie, żeby nie skojarzono z tym naszego istnienia. Wolimy pozostać w sferze miejskich legend. Przynajmniej co po niektórzy...
Uznałam, że nie ma co tak stać i się przyglądać, więc ruszyłam w kierunku mężczyzny. Nie zauważył mnie, jego strata. Gdy byłam już jakieś dwa i pół metra od dziury w której gość kopał odpaliłam swoją piłę. Dźwięk był strasznie głośny i rozniusł się echem po okolicy. Na szczęście byłam już do tego przyzwyczajona. Za to facet natychmiast podniósł głowę i spojrzał na mnie wystraszony, że ktoś go przyłapał na ukrywaniu ciała. Ale kiedy tylko mnie zobaczył jego przestrach zamienił się w przerażenie.
Co się dziwić, nie codziennie spotyka się rudowłosą, ubraną na czarno pielęgniarkę, całą w szwach i dzierżącą piłę łańcuchową. Zaczęłam iść w stronę kolesia podnosząc piłę do góry. Ten zareagował probą ucieczki.
Marne szanse ~ pomyślałam sobie i przyspieszyłam. A byłam szybka. Pochwili stanęłam przed i zrobiłam mu szybkie, małe nacięcie na klatce piersiowej. Z rany od razu trząsnęła krew, brudząc przy tym mój strój. Po takim czasie, ta się do tego przyzwyczaić. Facet cofnął się krzycząc z bólu. Stał przygarbiony i trzymał się za ranę (albo chociaż próbował patrząc na jej długość), a krew lała mu się przez palce.
Postanowiłam to szybko zakończyć, więc podeszłam do niego i uniosłam piłę nad głowę. Wtedy stało się coś czego nienawidzę. Moja piła się wyłączyła. No rzesz, muszę w końcu znaleść jakiegoś mechanika, który bie będzie zadawał pytań. Chciałam już ją opuścić o ponownie odpalić kiedy nagle poczułam jak coś popycha mnie dość mocno na ziemię. Moja broń wypadła mi z rąk, a ja wylądowałam obok dziury. Ten gość musiał mnie pchnąć, gdy zobaczył, że moja piła przestała działać.
Już chciałam się podnieść i go wykończyć, kiedy nagle usłyszałam jak silnik moje piły zostaje uruchominy, a po chwili poczułam naprawdę nieprzyjemne uczucie w lewym ramieniu. Po chwili straciłam na nim oparcie. Gość mi odpiłował rękę! Spojrzałam na niego z wściekłością, ale on tylko patrzył blady na moje ramie.
Po chwili zrozumiałam co przykuło jego uwagę. Brak krwi. Jako żywe, pozszywane zwłoki nie mam w swoim ciele tej substancji.
Podniosłam się szybko opierając prawą rękę na taczce ze zwłokami. Jedną ręką nie dam rady uruchomić piły, więc zaczęłam się szybko rozglądać za inną ewentualną bronią jednoroczną. Zamiast takowej zauważyłam linę, która leżała na zwłokach zakończoną prymitywną pętlą. Spojrzałam szybko na szyje martwej kobiety. Miała tam ślady duszenia. Więc koleś ją udusił i pokaleczył, bo ta krew raczej nie wzięła się z powietrza.
Załapałam szybko linę i spojrzałam na mężczyznę. Wtedy ten od razu rzucił MOJĄ piłę na ziemię i zaczął uciekać.
Nie ma tak łatwo ~ pomyślałam i szybko za nim ruszyłam. Po chwili stanęłam przed nim i kopnełam go z kolanka w brzuch. Ten od rzau się za niego złapał i zatoczył do tyłu. Wykorzystałam moment i zarzuciłam mu pętlę na szyję, po czym przerzuciłam koniec liny przez gałąź nad dziurą, która gość wykopał. Złapałam ją i pociągnęła do siebie, podnosząc człowieka w górę. Jedną z moich cech była "nadludzka" siła, więc nie miałam problemu z podniesieniem dorosłego mężczyzny jedną ręką. Stałam tak trzymając linę i patrząc jak mężczyzna wlaczy o oddech, a krew z rany na jego piersi powoli skapuje do niedokończonego grobu. Nawiasem mówiąc, była też wszędzie do okoła.
Kiedy mężczyzna przestał się ruszać, doczekałam chwilę i zdałam sobie sprawę że mam pewien problem. Po pierwsze, jedną ręką nie o bwiążę tej liny wokół pnia. Po drugie jak niby mam zabrać jednocześnie dość sporą piłę oraz odciętą rękę? Spojrzałam na moją kończynę i głośno westchnełam. Miejsce odcięcia było poszrpane, a kość dość poniszczona, podobnie zresztą jak na moim kikucie, z czego dopiero zdałam sobie sprawę.
Stałam tak chwilę zastanawiając się co robić, kiedy nagle zdałam sobie sprawę, że nie jestem sama. Odwróciłam się szybko i zobaczyłam idącego w moją stronę, blond włosego chłopaka. Patrzyłam uważnie jak powoli podchodzi, a potem mija mnie i zbliża się do wisielca. Sprawdził jego puls po czym odwrócił się do mnie.
- Wygląda na to, że nie żyje. Ale tobie chyba przydałaby się pomoc, nieprawdaż? - zapytał. Wtedy otworzyłam szeroko oczy. Już wiedziałam z kim mam do czynienia.
- To ty! Jesteś tym chłopakiem, który wciąż pomaga naszym. Kreator nazwał cię Wyjątek! - powiedziałam podekscytowana. Od dawna chciałam go spotkać. Jednak nie spodziewałam się, że będę w takiej sytuacji.
- Tak, to ja. A ty jesteś Ann. Skoro formalności mamy już za sobą, daj mi tę linę - powiedział po czym wziął ją ode mnie i obowiązał do okoła drzewa - I po sprawie. Ale z tą ręką będzie problem. Tak jej nie przyszyjemy, a tu się tym nie zajmę.
- W pobliżu mamy jeden z naszych schronów. Nie używany od dawna, ale jest tam zdaje się pokój pielęgniarski - powiedziałam na szybko. Chciałam zobaczyć go w akcji, a poza tym, miał rację, że tak dego nie przyszyjemy.
- No i świetnie - powiedział biorąc moją piłę i podając mi rękę. Moją rękę - Prowadź.
Ruszyłam wiec w stronę lasu, a chłopak podążył za mną. Widać było, że ciężar mojej piły nie sprawiał mu większego problemu. Szliśmy w ciszy, bo nie wiedziałam co mu powiedzieć, a on jakby czekał, aż ja się odezwę. Po pewnym czasie doszliśmy do ukrytego wejścia do starego awaryjnego bunkra. Otworzyłam go i weszliśmy, po czym udaliśmy się do pokoju medycznego. Kiedy tam weszliśmy, zobaczyłam sporą warstwę kurzu. Raczej nie jest to sterylne pomieszczenie.
- No dobra, nic lepszego nie mamy - powiedział blondyn kładąc moją piłę na jakimś taborecie - gdzie tu jest akumulator?
- Na rozwidleniu w prawo, potem w lewo, ostanie drzwi po lewej - powiedziałam. Byłam tu tylko kilka razy, ale wiedziałam gdzie jest ten konkretny pokój.
Chłopak wyszedł, a po jakiś dwóch minutach zapaliło się światło. Po chwili wrócił do pokoju.
- To nam trochę ułatwi sprawę. A teraz - podszedł do zakurzonego stółu i położył na nim ręce. Po chwili te zaczęły się rozpuszczać do postaci czarnej mazi i rozlały na cały stół. Po chwili substancja zaczęła wracać do rąk chłopaka, które odzyskały dawny wygląd. Teraz stół dosłownie błyszczał. Patrzyłam na to szeroko odwartymi oczami. Gdyby u nas tak wyglądły porządki... - No i fajnie. Możesz mi podać rękę? - zapytał. Przez chwilę się zamyśliłam i nie wiedziałam o co chodzi. Już chciałam podać mu moją prawą rękę, kiedy zrozumiałam, że chodzi o te lewą, odpiłowaną.
- Proszę - powiedziałam wręczając mu kończynę.
- Dzięki - wziął ją odemnie i położył na stole. Obok położył swój plecak i zaczął w nim grzebać. Po chwili wynajął z niego dwa pojemniki. Jeden podał mi - Trzymaj. Posmaruj tym tego kikuta - powiedział po czym sam sięgnął pobdeugi pojemnik.
Zrobiłam co mi kazał. Na zczęście wieczko było już odkręcone. Wzięłam na palce czarny krem. Pachniał owocami, a w dotyku był przyjemnie ciepły. Zaczęłam przeprowadzać go po mojej znisczonej kończynie, a chłopak robił to samo z ręką leżąca na stole.
- Nie brzydzi cię to? - zapytałam z ciekawości. Jakby nie patrzeć smarował gołe mięso odciętej ręki.
- Nie za bardzo. Może dam dziwne porównanie, ale to trochę jak smarownie kurczaka marynatą - odpowiedział. Faktycznie dziwne porównanie - No dobra daj rękę.
Wstawiłam donniego mój kikut. Jego przegi były już niemal gładkie. Chłopak przyłożył odciętą cześć ręki.
- No dobra potrzymaj - poprosił. Złapałam moją lewą kończynę prawą i patrzyłam jak Wyjątek wyciąga z plecaka zestaw do szycia. Po co on nosi coś takiego?
Blondyn podszedł do mnie i zaczął zszywać moją rękę. Kiedy skończył mogłam nią z nowu ruszać.
- Niesamowite.
- Drobnostka - powiedział chłopak. Po chwili wyczułam zapach syropów owcowych i pasty do zębów ~ Zaraz, co?! ~ natychmiast odwróciłam się w stronę chłopaka, ale jego juz tam nie było.
- Serio?! - powiedziałam do siebie. Chciałam go zapytać o parę rzeczy i znim porozmawiać, a on już zniknął.
Wtedy zobaczyłam na ziemi grosika. Podniosłam go i przyjrzałam się. W miejscu orła był znak szpital, krzyż. Schowłam go do kieszonki uniformu.
Trzeba się stąd zwijać, bo niedługo zapadnie noc. Wzięłam swoją broń i ruszyłam w kierunku pokoju z grneratorem. Trzeba wyłączyć światło...
*pięć minut później*
Per. Wyjątku
Siedziałem na drzewnie niedaleko wyjścia z bunkra i obserwowałem jak Ann z niego wychodzi. Wiedziałem, że kobieta ma do mnie kilka pytań, ale uznałem, że jeszcze nie czas, by na nie odpowiadać. Patrzyłem jak rudowłosa rusza w kierunku rezydencji.
- Już niedługo Ann. Wkrótce odpowiem na twoje pytania. Nie mam zamiaru tak długo unikać waszej rezydencji. Niedługo będzie trzeba nawiązać kontakt...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro