Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 24.

Następnego dnia, tak jak przewidział Harry było tak samo jak wcześniej. Zaryzykowałabym stwierdzenie, że nawet gorzej.

Pomimo to zwlokłam się z łóżka i powłóczystym krokiem ruszyłam do łazienki z czystym kompletem ubrań. Strój odzwierciedlał mój nastrój – cały czarny. Gruby, pleciony sweter i podarte rurki. Nie męczyłam się nawet z makijażem. Przepłukałam twarz, to musiało wystarczyć. Z pewnym wahaniem wyszłam z pokoju. Mój plan na dziś, to zachowywać się jak zawsze i dodatkowo unikać Harrego. Mógł wygadać coś nauczycielom lub dziewczynom, a nie chciałam, żeby ktoś się martwił lub skakał dookoła mnie, jakbym była niepełnosprawna. Radziłam sobie sama.

Otworzyłam drzwi do jadalni i na sam widok jedzenia, porządnie mnie zemdliło. Po chwili dotarł do mnie zapach smażonej kiełbasy, nie mam zielonego pojęcia jak, ale wykrzesałam z siebie dodatkowe pokłady energii i pobiegłam do najbliższej toalety. Nie musiałam długo czekać, żeby wszystko, co do tej pory znajdowało się w moim żołądku, wylądowało w muszli. Ugh, jak ja tego nienawidzę. Ten smak w ustach... Łzy zaczęły mi się gromadzić w kącikach oczu, zawsze tak miałam. Wyjątkowo źle mój organizm znosił takie sytuacje. Na szczęście działo się tak bardzo, ale to bardzo rzadko. Wyczerpana usiadłam na podłodze i oparłam się plecami o zamknięte drzwi. Miałam nadzieję, że nikt znajomy nie zauważył mojej krótkiej obecności na stołówce.

Wstałam dopiero na dźwięk oznaczający początek lekcji. Podeszłam do lustra, opłukałam usta i uśmiechnęłam się niemrawo do swojego odbicia. Co ma być to będzie. Dzisiaj wtorek i nie zgadniecie, co mam pierwsze. Moją ulubioną lekcję z ukochaną nauczycielką. Wyczuliście sarkazm? Jeśli nie, to informuje was, że to była ironia. Miałam teraz biologię. Lepiej być nie mogło. Poszłam w stronę klasy i otworzyłam drzwi.

- Dzień dobry, proszę pani. –Powiedziałam uprzejmie. Naprawdę się starałam.

- Czemu się spóźniłaś? – Oburzyłam się trochę, ja tu kulturalnie, a ona od razu mi wypomina drobne spóźnienie. Chciałam jednak chociaż raz się dogadać, dlatego spokojnie odpowiedziałam.

- Zaspałam. – Nauczycielka prychnęła i spojrzała na mnie jakby właśnie wygrała jakąś nagrodę.

- Zaspałaś? Oh dziecko, nie wiesz co to budzik? Myślę, że jednak chociaż masz zalążek mózgu i umiesz nastawić sobie alarm na odpowiednią godzinę.

- Proszę pani, ona kłamie. Pewnie wyrabiała nie wiadomo co z jakimś desperatem w kantorku. Proszę zobaczyć, jak ona wygląda. Jakby wróciła z jakiejś obory. – Dopowiedziała Stacy, wielka królowa szkoły, na jej widok, po raz kolejny miałam ochotę pobiec do łazienki...

- Tak, Warm, masz rację. Chociaż nie wyobrażam sobie, jak można być AŻ tak zdesperowanym, żeby wybrać naszą drogą uczennicę – pannę Crowe. – Przewróciłam oczami, to było tak żenujące... One były żenujące. Ann i Angie zalewały się łzami, na przedostatniej ławce, przynajmniej one dobrze się bawiły.

- Przepraszam panią, ale jedyną zdesperowaną osobą, z którą dzisiaj się widziałam, jest pani.

- Jak śmiesz? Co ty sobie wyobrażasz? Zero szacunku! Rodzice cię nie wychowali? Pewnie wstydzą się takiej córki!

- Niech pani nie miesza w to moich rodziców. To, że pani wskakuje wszystkim do łóżka, nie jest z ich powodu.

- Do dyrektorki!

- Już lecę. Do widzenia, miłego dnia! – Wyszłam z Sali. To co tydzień kończyło się tak samo. Byłam może na dwóch biologiach od początku roku, na szczęście nie miałam z nią problemu. Przygotowywałam się kiedyś do konkursu, a moja nauczycielka można powiedzieć, że była na to obsesyjnie nastawiona. Dawała mi zadania z matury, wtedy jej za to nienawidziłam, teraz byłam wdzięczna. Co prawda, nie wiem do czego ma mi się przydać charakterystyka roślin okrytonasiennych, no ale cóż. W końcu dotarłam do celu mojej jakże długiej podróży. Zapukałam, a gdy usłyszałam proszę, pewnym krokiem weszłam do pomieszczenia. Musiałam wyglądać normalnie, bo jakby pani Emily zadała pytanie, jak się czuję, musiałabym skłamać, a ona by to wyczuła. Dlatego nie mogła mieć żadnych podejrzeń. Kobieta spojrzała na mnie i uśmiechnęła się.

- Dzisiaj coś później. Co się stało? –Zamarłam, po chwili zorientowałam się, że chodziło jej o to czemu później przyszłam. Nie powiem byłam cała w nerwach. To okropne uczucie.

- No cóż, spóźniłam się na lekcje. –Uśmiechnęłam się, jakbym była niewinnym aniołkiem.

- Serio? Przecież wiesz, że nasza biolożka, nie przepuści żadnej okazji, żeby sprawić, że wylądujesz u mnie...

- Nie mam nic przeciwko. – Szatynka zaśmiała się szczerze.

- Ja też, ale wolałabym bez pośredników. To co zaparzyć ci herbatki?

- Oczywiście, tylko bez cukru.

- Jak to?

- Czas przestawić się na zdrowsze żywienie. –Częściowo o to chodziło, drugim powodem, było to, że martwiłam się o mój żołądek.

- Ah te dzisiejsze nastolatki. – Wystawiłam do niej język. Nagle drzwi się otworzyły z hukiem, a w nich pojawiła się postać, której miałam zamiar unikać. No to szykują się kłopoty.

Harry zamarł na mój widok. Z zamyślenia wyrwał go głos dyrektorki:

- A ciebie, co sprowadza młodzieńcze?

- Facet z matematyki się na mnie uwziął.

- Co zrobiłeś? -Wywróciła oczami.

- Zacząłem się na głos zastanawiać, czy każdemu trzęsie się tak tyłek jak pisze po tablicy. - Nie mogąc się powstrzymać, wybuchłam śmiechem, a pani Johnson zrobiła facepalma. Po czym wskazała mu jeden z foteli i podała kubek gorącej herbaty. Chłopak wygodnie się usadowił i uśmiechnięty zapytał:

- Czyli poszłaś po rozum do głowy i powiedziałaś wszystko? - Spojrzałam na niego wielkimi oczami, początkowy szok, zastąpił gniew. Czemu to powiedział? Zabiję go! Nie zazna spokoju za szybko!

- Co miała powiedzieć? -Zapytała p.Emily, patrząc na mnie z niemym pytaniem.

- O fuck, ty wcale nie jesteś tu z tego powodu.

- Brawo, Einsteinem to ty nie będziesz. - Chłopak zmieszał się, ale potem zorientował się, że dzięki temu dopnie swego i doprowadzi, że powiem wszystko doświadczonemu, dorosłemu. To się chłopak zdziwi, nie mam takiego zamiaru.

- To czemu tu jesteś?

- Zgłodniałam. -Sarknęłam. Co go to obchodzi? Nie jego sprawa, tak samo to, jak się czuję.

- A to ciekawe, ze śniadania jakoś szybko uciekłaś. -Czyli mnie widział ciołek.

- A to czemu? -Zapytała zmartwiona pani Johnson.

- Nie miałam apetytu.

- Hahahhahahha, na wszystko masz wymówki? -Zapytał chłopak. Niech się w końcu zamknie.

- Ktoś mi wyjaśni o co chodzi?

- Nie widzę takiej potrzeby. -Zgięłam się w pół, czując pulsowanie z tyłu czaszki. Świetny moment... Wrrrrr.

-Ale ja widzę.

- Zamknij się w końcu! -Wypiszczałam, inaczej nie dałam rady. Chociaż w obecnej chwili nie za bardzo obchodziło mnie brzmienie mojego głosu, oby tylko przez chwilę było cicho. Za kilka minut przejdzie, za kilka minut przejdzie. Powtarzałam to sobie dopóki nie wmówiłam sobie w tego. Podciągnęłam kolana i objęłam je ramionami. Głowę włożyłam między nogi i zaczęłam się kołysać. Kiedy poczułam, że już jest lepiej podniosłam głowę i napotkałam na wzrok Harrego i dyrektorki, no to mam przechlapane...

**********
1047 słów! To rozdział z okazji świąt. Mam nadzieję, że jako tako wyszedł.

Gwiazdkujcie i komentujcie! 

~nega_tywna

Przy okazji chce wam życzyć:
Wesołych świąt, super prezentów, dużo kasy, prawdziwych przyjaciół, spełnienia marzeń, osiągnięcia celów, dobrych relacji z rodzinką, super partnerów, wielkiej willi w przyszłości, duuuużo śniegu, smacznego jedzenia i wszystkiego co najlepsze! 😘

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro