Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 23.

Po wyjściu z gabinetu zmieniły się dwie rzeczy.

Po pierwsze będę miała jeszcze mniej czasu wolnego, bo uwaga cytuję „przydadzą mi się dodatkowe ćwiczenia z jednym ze starszych uczniów naszej szkoły". Oczywiście miała na myśli Harrego, a kogo innego? Jakbym musiała za mało patrzeć na tę jego twarz.

Po drugie i to jest chyba gorsze, chociaż nie wiedziałam, że tak się da. Nie mogę wychodzić sama poza budynek, a poza mury to już w ogóle mam zakaz. Wiecie co jest najciekawsze? Że tylko ja. Jeeej! Ze złością trzasnęłam drzwiami i bezceremonialnie rzuciłam się łóżko. Potrzebuję snu. Duuuużo snu.

*********************************

Mijały kolejne dni. W końcu i tygodnie. Co jakiś czas miałam „napady" wyczerpania. Wszyscy ode mnie wymagali, a ja czułam się momentami okropnie. Każdego dnia takich chwil było coraz więcej, zaczęłam być zaniepokojona. Próbowałam to ukrywać, ale ostatnio, Ann, Chris i Erick zaczęli coś zauważać. Nie widziałam potrzeby, żeby ktokolwiek o tym wiedział, dlatego ich zbyłam. Po prostu potrzebowałam... czegoś. Tylko tu jest problem, nie wiedziałam czym jest to coś. Miałam mętlik w głowie. To uczucie z dnia na dzień było coraz silniejsze.

Pan profesor wrócił do zdrowia i normalnie prowadzi zajęcia. I nikt nie zgadnie co się stało! Już nie mam ciągłego nadzoru rady pedagogicznej. Co wcale nie oznacza, że mogę wyjść gdzie chcę, o nie! Teraz po prostu nie siedzą mi nad głową 24 godziny na dobę, a uwierzcie na początku tak było.

Obecnie przebierałam się na trening. Kolejny. Tym razem ten normalny, taki co ma każdy uczeń. Nie sądziłam, że to możliwe, ale czas spędzony na ćwiczeniach nie był dla mnie zmarnowany. Co więcej polubiłam te godziny, gdzie istnieję tylko ja i moje granice, które z każdym dniem poszerzam. To jak studnia bez dna. Coś, co wcześniej wydawało się niemożliwe, teraz wydaje się po prostu trudne. Postęp jest.

Oczywiście najczęściej wychodzę spocona, śmierdząca i poobijana, mimo wszystko, podoba mi się to. Treningi te z wyższym rocznikiem są niczym rozgrzewka. Nie ma porównania z tym co robię teraz, a po zajęciach.

Wychodzę lekko spóźniona na salę, próbując ukryć jedną z chwil moich słabości. Najchętniej zwinęłabym się w kłębek na łóżku albo pobiegła w świat, żeby odnaleźć TO. To, pisane z wielkiej litery, właśnie To. Ale niestety, ani jedno, ani drugie nie było mi dane. Musiałam być na lekcjach, moja nieobecność na pewno zostałaby zauważona, a wtedy jeszcze nauczyciele, wpadliby na pomysł, żeby przywrócić mi stały nadzór, a tego nie chcę. No i właśnie w taki sposób, teraz maszerowałam ze sztucznym uśmiechem, sięgającym od ucha do ucha. Na pozór pewny krok, a w rzeczywistości moje nogi zastanawiały się czy nie zacząć uciekać albo po prostu się nie poddać i pozwolić mi bezwładnie opaść na ziemię. To było irytujące, jakbym miała rozdwojenie jaźni.

Stanęłam w szeregu, a trener zły za moje spóźnienie, kazał mi poprowadzić rozgrzewkę. No świetnie, akurat teraz? No dobra, ruchy. Prawa, lewa. Podskoki, wykroki, skipy, brzuszki, rozciąganie, skłony... W głowie zaczęło mi się kręcić, mimo to ustawiłam się w szeregu i posłałam łagodny uśmiech w stronę trenera.

- No dobra, to wszyscy skaczą przez skrzynię, a nasza spóźnialska 10 kółeczek dookoła. –Mrugnął do mnie. No tak, gdybym czuła się dobrze, spokojnie dałabym radę i on to wiedział, ale teraz? Aaa pomocy! Spokojnie, nie panikuj. Dasz radę. Dawałaś radę z gorszymi rzeczami.

Ruszyłam powoli. Pierwsze kółko, drugie, przy trzecim pojawił się problem. Zaczęły pojawiać mi się mroczki przed oczami. No ale co? Nie zatrzymam się i nie usiądę, wcześniej powiedziawszy, że 'nie chce mi się', a może 'panie trenerze, co jakiś czas czuję się źle, mogę usiąść?'. Nawet by mi nie uwierzył. Czyli co zostaje? Biegnąć dalej! Uhu! Tylko 6 kółek zostało. Nie dam rady! Ja nie chcę! Czy to tak ciężko zrozumieć. Chciałam zacząć płakać. W tej chwili już jestem zadyszana i cała mokra. Zapowiada się świetnie. Mężczyzna patrzył akurat na resztę grupy, więc zwolniłam do marszu. Smak żółci miałam już na końcu języka. Nienawidzę tego! Źle mi się to kojarzy. Moje śniadanie podeszło mi do gardła. Jeszcze 4 kółka, no dobra 3,5. O kurczaki trener na mnie patrzy. Wydaje się zdezorientowany, nie mając za dużego wyboru zaczynam biec, cudem przebiegam zadany dystans i od razu idę do szatni.

Zamykam drzwi i zsuwam się po ścianie. To była ostatnia lekcja. Na szczęście. Jeszcze tylko te dodatkowe. Dzisiaj już nie dam rady. Szybko zrzucam z siebie dresy i tshirt bodajże Chrisa, nakładam jakieś rurki i luźną bluzkę, którą miałam wcześniej i najszybciej jak mogę zamykam się w swojej własnej sypialni. Torbę zostawiam gdzieś po drodze, a sama rzucam się na łóżko. Dzisiaj miałam mieć zajęcia z Harrym, ale nie dam rady. Zabije mnie. Zabije. Ale to i tak chyba będzie lepsze, niż to co teraz przeżywam. Z tą myślą odpływam.

Kiedy się obudziłam byłam już zupełnie inną osobą. Wróciła mi energia, humor taki jak zawsze. No i na tym polega cały problem, to gorsze, niż kobieta w ciąży, a ja nie mogę na to nic poradzić. Patrzę na zegarek 19.30. Trening z Harrym właśnie by się kończył, pomimo to idę na salę treningową, skoro tamto mi przepadało, to przynajmniej powtórzę sobie dotychczasowe pozy, ruchy i ćwiczenia. Ku mojemu zdziwieniu sala wcale nie jest pusta. Na samym środku stoi kolorowooki chłopak i uderza w wyimaginowanego przeciwnika. Nie powiem, wygląda to imponująco, kiedy w końcu udaje mi się oderwać od niego wzrok zaczynam biec. Teraz już nie miałam żadnych przeszkód. Tak, znacznie lepiej. Po 18 kółkach zaczęłam mieć przyspieszony oddech, to może brzmieć nierealnie, ale już tak jest... Geny obrońców, dodatkowo masa treningów robią swoje.

Jedyne co mnie zastanawia to czemu tylko ja mam takie ćwiczenia. Zapytałabym dyrektorkę, ale ostatnio się mijamy, a kiedy się spotykamy (zazwyczaj na biologii) stara się wbić mi jak najwięcej do głowy. Super. Uczy mnie legend, każe czytać o smokach, gatunkach, zaobserwowanych zwyczajach, starych tradycjach... Taaa mam niezły stos książek w pokoju. Najgorsze jest to, że zaczęła mnie pytać, a ja naprawdę nie chce być brana za bezmózga. Lubię się uczyć i większość jest ciekawa, ale po prostu dużo tego wszystkiego. Podczas rozmyśleń przebiegłam kolejne kółka. Przerwałam dopiero, kiedy na coś wpadłam i upadłam na podłogę. Podniosłam głowę i zobaczyłam Harrego. Musiał już skończyć swoje ćwiczenia. Niewątpliwie nie był zadowolony, ale myślałam, że będzie gorzej.

Już myślałam, że walnie mi kazanie, ale on podał rękę, pomógł mi wstać i patrzył na mnie tym swoim wzrokiem. Można było od niego dostać ciarek. Postanowiłam się odezwać i coś powiedzieć.

- Hej, przepraszam, że nie przyszłam, po prostu... -No i jak to wytłumaczyć? Jestem w kropce.

- Domyśliłem się, że nie przyjdziesz.

- Po prostu... Czekaj, co?

- Domyśliłem się, że nie przyjdziesz. -Powtórzył.

- Jak?

- Zapomniałaś chyba jaki mam dar. - Stwierdził, bardziej, niż zapytał, ale w sumie miał rację, nie pomyślałam o tym. Może odczytywać uczucia, ale póki co tylko te silne. Czyli co wyczuł u nie? - Na treningu nawet nie musiałem się skupiać, twój upór czuć było z daleka i to wyczerpanie. - No świetnie, super. No i co? Skoro te wyczuł, to te wcześniejsze też? Zamiast się zadręczać po prostu go o to zapytałam, skoro i tak już wie...

- Tak wyczuwam to od jakiś 2 tygodni. Na początku słabo i na pewno rzadziej, musiałem się trochę skupić, ale umiałem określić, że coś nie tak. Dzisiaj myślałem, że zemdlejesz tam. No, ale nie, ty wolałaś się katować. Powinnaś komuś to powiedzieć. Ktoś by mógł ci pomóc.

- Taaa jasne. Co zrobią? Znowu przydzielą mi straż przyboczną?

- Nie narzekaj tak, przecież i tak im uciekałaś co 10 minut.

- Ale musiałam uciekać, wymyślać nowe sposoby...

- Nie kłam, że ci się nie podobało. Momentami wyglądałaś tak jakbyś udawała Jamesa Bonda. -Wolałam mu nie mówić, że tak naprawdę było. Razem z Chrisem udawaliśmy Ninje albo ja byłam agentem 007, a on M...

- To i tak było denerwujące.

- Dobra nie zbaczaj z tematu. To nie jest normalne, nie możesz się przemęczać w takim stopniu.

- Spokojnie daję radę.

- Taaa dzisiaj idealny przykład, co?

- Dzisiaj to był jednorazowy incydent.

- Pierwszy, ale wiesz, że nie ostatni. Są coraz gorsze. Nie oszukuj się.

- Jak tak będzie jeszcze przez tydzień to pójdę do pani Emily. -Chłopak pokręcił głową, ale on tu nie ma za dużo do gadania. No chyba, że mnie wyda gadzina.

- To nie jest dobry pomysł. -Spiorunowałam go wzrokiem i wróciłam do ćwiczeń.

********************

Jest i next moi mili! :) Taki spóźniony mikołajkowy albo przedwczesny świąteczny, co kto woli. Postaram się coś dodać w przerwie, naprawdę, ale nie chcę się zmuszać, bo wtedy nie dość, że ja nie mam żadnej przyjemności z pisania, to jeszcze wychodzi taki, że nie da się czytać. Dobra nieważne, 1400 słów, co już jest niezłym wynikiem. Mam nadzieję, że się podoba.

Gwiazdkujcie i komentujcie! <3

~nega_tywna

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro