8| Stolica
Rilla przywołała w pamięci największe stolice. Londyn, Madryt, Paryż... a potem prędko je z głowy wyrzuciła. Edanell nie przypominało żadnego miasta, jakie dotąd widziała w swoim dwudziestodwuletnim życiu.
Stolica Krainy była ogromna. Rzędy jasnych dachów, wąskie uliczki, wieże strażnic i tutejszych świątyń... wszystko łączyło się w nieogarniętą, zachwycającą całość. To nie wyglądało jak zwyczajne miasto. To był żywy organizm. Twór ludzkich rąk, który idealnie współgrał z naturą; z wysokimi na kilkanaście metrów wodospadami, z drzewami, których korony dodawały okolicy blasku zieleni, z pagórkami i połaciami świeżej trawy.
Nad wszystkim unosiła się ogromna budowla. Pałac. Wzniesiony na najwyższym wzgórzu, zachwycał białą barwą i nieskazitelnością swojego budulca oraz symetrycznie wzniesionymi kopułami. Rilla miała wrażenie, że znalazła się w niesamowicie prawdziwej wersji paryskiego Disneylandu.
— To jest... piękne — wykrztusiła, świadoma niekompletności tego komplementu. Tego nie dało się wyrazić słowami.
Daren posłał jej dumne spojrzenie.
— Poczekaj, aż przejedziemy przez Niższe Miasto i dostaniemy się do bogatszych części.
— Niższe Miasto? Chcesz mi powiedzieć, że teraz znajdujemy się w tej biedniejszej dzielnicy? — Uniosła brwi ze zdumieniem.
— Tak.
Rilla pokręciła głową, rozglądając się dookoła. Barwne kramy, niewielkie kolorowe domki i wąskie przejścia między uliczkami wyglądały naprawdę bajecznie. Wszyscy mieszkańcy — zbyt zajęci swoimi sprawami, by zwracać uwagę na podróżnych — nosili długie, zabarwione szaty i tuniki. To doprawdy wyglądało jak bajkowy świat.
— Nie widzę tu oznak głodu, klęsk i nieurodzaju — zauważyła nagle Rilla, przypominając sobie opowieści Darena. — Wszyscy wydają się... szczęśliwi.
— Wczoraj kapłanki ogłosiły Czas Nadziei — odparł mężczyzna z prostotą.
— Masz na myśli, że to moje pojawienie się tak na nich działa? — zapytała z powątpiewaniem.
— Tak. Zawsze tak jest. Z pojawieniem się Wybranki, ludzie zaczynają optymistycznie patrzeć na przyszłość. Wierzą, że prawowity władca powróci.
Rilla nie mogła w to uwierzyć. Tu naprawdę chodziło o nią? Wciąż miała wrażenie, że to jakaś pomyłka. Nigdy nie czuła się jak ktoś oryginalny, odstający od reszty. Lubiła w swoje miejsce w świecie, cieszyła się ze swojego normalnego życia. Rola Wybranki nie była wpisana w jej naturę, co do tego Rilla miała pewność.
Wjechali do Wyższego Miasta. Widok stąd był niesamowity, połacie pól uprawnych, lasów i skrzącej się w promieniach słonecznych rzeczki, które okalały mury miasta i całą stolicę. Rilla od razu zrozumiała, czemu bogaci wybrali te wzgórze. Nawet ich zapierające dech w piersiach, spore rezydencje nie zrobiły na niej takiego wrażenia jak ten widok.
Nagle uświadomiła sobie, jak blisko pałacu już byli. Wbrew sobie, czuła się strasznie stremowana.
— Co mnie tam czeka? — Niepewnie kiwnęła głową w stronę górującej nad wszystkim budowli.
— W dużym skrócie? — Daren lekko wzruszył ramionami. — Archonci będą musieli się przed tobą ukłonić. Dadzą ci trochę czasu na odsapnięcie i odświeżenie się, a potem udasz się do komnaty z Filarami Prób.
— Aha. — Rilla nie wiedziała, jak ma to wszystko skomentować. Filary Prób? Archonci? Zapowiadał się rozrywkowy dzień.
— Archonci oddają władzę w twoje ręce i ślą najszczersze wyrazy uwielbienia, Wybranko.
Odziany w długą, białą szatę, przywodzącą na myśl rzymskiego, bogatego patrycjusza mężczyzna, przykląkł na jedno kolano. W ślad za nim podążyli pozostali urzędnicy.
Rilla nie wiedziała, jak ma się zachować. Stojąc w przestrzennym, eleganckim pomieszczeniu, miała wrażenie, że tu naprawdę zaszła ogromna pomyłka. Ku swojemu przerażeniu zauważyła, że Daren też przyklęknął.
No pięknie. Odbiło mu jak wszystkim.
— Ja... ymm... dziękuję? Możecie powstać...?
Rozległ się szelest drogich materiałów i po chwili wszyscy wrócili do normalnej pozycji.
— Zgodnie z tradycją wieczorem zaprowadzimy cię do komnaty z Filarami Prób. — Głos znowu zabrał najważniejszy Archont. — Prawo mówi, że możesz w tym momencie zażądać zmiany Strażnika, który doprowadził cię do pałacu.
— Strażnika?
W sali rozległy się niespokojne szepty. Niektórzy rzucili Darenowi znaczące spojrzenia. Rilla zauważyła, że mężczyzna skrzywił się delikatnie.
— Nie, nie chcę żadnej zmiany — zaprzeczyła pośpiesznie. — Chcę się wykąpać i coś zjeść — oświadczyła z całą stanowczością, na jaką było ją stać.
— Oczywiście, Wybranko — odparł Archont z ledwie wyczuwalną zmianą tonu. — Zostaniesz odprowadzona do Podniebnych Komnat.
O co im chodzi z tą zmianą Strażnika?, pomyślała ze zdenerwowaniem. To kolejna tradycja?
Słysząc hasło Podniebne Komnaty, Rilla wiedziała, że musi się przygotować na coś zachwycającego. Pokonując korytarze niewiarygodnie pięknego pałacu, nie mogła sobie przypomnieć, by kiedykolwiek odwiedzała coś tak wspaniałego. Marmurowa podłoga, biało-czarne freski na ścianach, kolumny zdobione drobnymi płaskorzeźbami... chwilami Rilla miała ochotę stanąć na środku korytarza, zamknąć oczy i po prostu napawać się wszechobecnym pięknem.
Daren chyba musiał zauważyć jej zachwyt.
— Poczekaj, aż zobaczysz swoje komnaty.
Rzeczywiście, miała na co czekać. Nawet podróż po kręconych, wysokich schodach na górę nie wydawała jej się aż tak męcząca i z pewnością warta tego widoku.
A widok? Cóż to był za widok... Okrągłe pomieszczenia, które musiały stanowić zwieńczenie kopuł widzianych wcześniej z dołu, zachwycały nieskończonym pięknem. Lśniące posadzki, przykryte białymi skórami, ściany wypełnione freskami, płaskorzeźbami i najprzeróżniejszymi malowidłami. Meble, które z pewnością wykonał najwspanialszy mistrz swojego fachu no i oczywiście ten balkon. Wspaniały, stosunkowo niewielki balkon z widokiem na całe Edanell. Gdyby Rilla miała ocenić swoje nowe kwatery... cóż, nie starczyłoby gwiazd na niebie.
— Ostatnia Wybranka zaczęła piszczeć, jak to zobaczyła — przyznał Daren, z uśmiechem przyglądając się reakcji Rilli.
— Ja nie będę — obiecała. — Ale niewiele brakuje. — Pokręciła głową i zatrzymała wzrok na wojowniku. — Co się z nią stało?
— Z kim?
— Z poprzednią Wybranką.
Na moment w jego oczach pojawiła się niepewność.
— Nieważne. Nie przeszła Prób — odparł, siląc się na obojętny ton. — Jeśli będziesz czegoś potrzebować, masz zastępy sług do swojej dyspozycji. Dopiero wieczorem pojawią się Archonci.
— Mhm. — Pokiwała głową i ruszyła w głąb komnat z zamiarem dotknięcia wszystkich wspaniałych rzeczy. — O co chodziło z tą zamianą Strażnika?
— Archonci... — Skrzywił się — ... cóż, musisz wiedzieć, że Archonci nie przepadają za wojownikami, a w szczególności za mną. Służba u twojego boku jest zaszczytem, którego oni najchętniej by mi oszczędzili.
— Rozumiem. Taka polityka.
— Tak. Można tak powiedzieć. — Odprężył się. — Czy mogę zostawić cię teraz samą?
Rilla drgnęła zaskoczona. Przez te kilka dni przyzwyczaiła się do towarzystwa Darena. Nawet bardzo.
— Oczywiście — odparła, mrugając kilka razy. Musiała przywołać rozszalałe emocje do porządku. I uspokoić głupie myśli, które za każdym razem coraz bardziej przerażały jej podświadomość.
Schody prowadzące na dół nie wyglądały zachęcająco. Były pierwszą rzeczą w pałacu, która Rilli nie przypadła do gustu.
— Mam zejść tam na dół?
— Tak, Wybranko. Komnata z Filarami Prób znajduje się na najniższej kondygnacji pałacu.
— Mam tam zejść sama?
— Niestety, Wybranko. Nikt z nas nie jest godny, by odwiedzić to miejsce z tobą. — Archont z godnością ukłonił się przed dziewczyną, akcentując tym samym swój szacunek, do którego Rilliana wciąż nie była przyzwyczajona.
Pokręciła głową. Już zdążyła zauważyć, że oni wszyscy tutaj mieli bzika na punkcie honoru i godności. Szaleńcy. Podwinęła materiał swojej nowej, eleganckiej sukni — jednej z wielu, które wisiały w ogromnej garderobie — i zaczęła schodzić w dół nieprzyjemnych, skrytych w cieniu schodów.
Rzadkie pochodnie dostarczały jej niewielką ilość światła, miała wrażenie, że wystarczy jeden nieostrożny krok i zabije się, kończąc swoją wspaniałą karierę Wybranki. W końcu dotarła do końca. Przekroczyła granicę rzędu kolumn i ku swojemu zdziwieniu odkryła, że znajduje się w sporej jaskini.
Nie to jednak zajęło jej uwagę. Od razu skierowała wzrok na lśniące drzewo, które emanowało niesamowitym blaskiem. Oniemiała z zachwytu, podeszła bliżej. Nie myśląc wiele, powoli podniosła dłoń i dotknęła jedną z pulsujących gałęzi.
W jej głowie odezwał się głos. Wrzasnęła, odskakując od drzewa i ze strachem rozejrzała się dookoła.
Nic się nie zmieniło. Wokół nie było nikogo.
Potrząsnęła głową i ponownie zbliżyła się do rośliny. Nastawiona na dziwne zjawiska, zamknęła oczy.
~ Dziewięciu Wielkim to sztuka dogodzić. Tak trudna, by Próby z pęt wyswobodzić.
Głos ucichł. Pocierając rękę, Rilla oddaliła się od dziwnego drzewa.
— Próby. To o to chodzi, tak? Każda Próba będzie zagadką?
Drzewo milczało.
— Tak, no jasne. Dziewięć gałęzi, dziewięć Prób. Mam rację? I każdą będziesz mi seksownie szeptać na ucho?
Drzewo nadal milczało.
Rilla westchnęła. Jeśli miała racje, ta krótka rymowanka była wskazówką do pierwszej Próby. Nie wiedziała, co to mogło oznaczać. Dziewięciu Wielkim to sztuka dogodzić... kto to do cholery był?
Pokręciła głowa i ruszyła w stronę schodów. Archonci powiedzieli jej, że komnata z Filarami Prób zawsze zdradza tylko jedną wskazówkę.
Teraz wystarczy, że zawali pierwszą Próbę i będzie mogła wrócić do domu.
Nic prostszego.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro