Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

16| Smok

Ogromne drzewo straciło wiele ze swojego blasku. Pozostały już tylko dwie lśniące fosforyzujące światłem gałęzie, które wątłymi nitkami łączyły się z pniem dumnej rośliny.

Taki ubytek oświetlenia oznaczał tylko jedno — Wybrance pozostały tylko dwie Próby do przejścia. Dwa testy, których nie mogła zawalić, jeśli chciała pozostać w Krainie.

— Tylko tym razem bez ekstrawagancji, co? — poprosiła, zamykając oczy.

W jej głowie ponownie zabrzmiał charakterystyczny szum ubiegające ciche słowa:

~ Pod niebem góra, pod górą smok. Zaprowadź w jego sercu pokój, by zyskać ducha spokój.

Rilla skrzywiła się, odrywając dłoń od kory.

— Cóż, konarze. Właśnie wygrałeś pierwsze miejsce w konkursie na najbardziej drewniany wierszyk, pokonując całe zastępy innych drzew.

Roślina swoim zwyczajem milczała. Wybranka westchnęła tylko, pokręciła głową z dezaprobatą i ruszyła na górę. Czymkolwiek był wspomniany smok, nie brzmiało to jakoś kusząco.

— Co masz na myśli, mówiąc, że jest ogromny?!

Daren wzruszył ramionami, opierając się o blat stołu. Przez krótką chwilę Rilla cieszyła oczy widokiem napiętych mięśni, które mundur straży pałacowej podkreślał w sposób godny pochwały.

— Mówiąc, że jest ogromny, mam na myśli, że... jest bardzo, ale to bardzo, duży — odparł uprzejmie.

Rilla parsknęła z dezaprobatą, wracając myślami do obecnego problemu. Nie minęło wiele czasu, od kiedy skończył się Turniej Strażników. Dziewczyna w zasadzie miała niepełne dwa dni, by uspokoić się po całym stresie związanym z pojedynkami, w czym bardzo pomocny okazał się Daren.

Teraz jednak jego słowa na powrót ją zdenerwowały.

— Te Próby naprawdę kiedyś mnie wykończą... — westchnęła pod nosem. — No dobra, pomijając fakt, że macie w Krainie jednego smoka, który na dodatek jest ogromny... wiadomo o nim coś jeszcze?

— Miejscowi nazywają go Guams...

— To po portugalsku? — zapytała Rilla bez namysłu, jednak widząc skonfundowaną minę Darena, machnęła dłonią. — Gdzie go znajdę?

— Dwa dni drogi stąd, za skałkami Akjen'skavig.

— O rany, znowu te głupie góry... — Nagle przypomniała sobie dokładne słowa drzewa. — Ano właśnie! Roślinka mówiła coś o górze... Pod niebem góra, pod górą smok... Czy to znaczy, że...?

— Bestia zajmuje wnętrze ogromnego, uśpionego krateru wulkanicznego — potwierdził Daren, kiwając głową. — Niektórzy twierdzą, że smok śpi, bo nie widziano go od dekad... inni z kolei sądzą, że stał się zbyt leniwy, by pożerać okoliczne trzody i porywać dziewice.

Rilla zamyśliła się, gładząc podbródek. Nagle klasnęła w dłonie.

— Już wiem! To będzie wymagało taktycznego myślenia. W końcu smok to smok. Nie można sobie tak po prostu do niego podejść i zapytać, jaka jest jego ulubiona piosenka Eda Sheerana. Dlatego zrobimy tak... — zniżyła lekko głos.

— Dlaczego mam wrażenie, że będę tego żałować? — zapytał Daren z dziwnym uśmiechem, zajmując miejsce naprzeciwko.

— Nie marudź, tylko słuchaj. Weźmiemy martwą owcę i napełnimy ją siarką, a potem podrzucimy pod wejście do tego krateru. Smok ją zje, stanie się strasznie spragniony, wyjdzie z jamy i zacznie pić jakąś okoliczną, przypadkową rzekę. Będzie tyle pił i pił, że aż w końcu pęknie. I po smoku!

Daren po prostu siedział i kiwał głową, z nieodgadnionym wyrazem twarzy przypatrując się Rilli.

— Co o tym sądzisz?

— Sądzę, że powinnaś to zrobić na swój sposób. Tylko wtedy wyjdzie, no wiesz... Jak ze wszystkimi Próbami — odparł.

Rilla przewróciła oczami, podnosząc się z miejsca.

— Czemu takiego geniuszu nikt nie potrafi docenić? Misterny plan na miarę Szewczyka Dratewki.

— Kogo?

—Nieważne. —Westchnęła. — Idę sięprzebrać i jedziemy do tego wulkanu. Im szybciej się z tym uporam, tym lepiej...

Zbliżając się do ogromnej, osamotnionej góry, Rilla w końcu zrozumiała Osła ze Shreka — tutaj naprawdę śmierdziało siarką.

Wąska ścieżka wiodła między występami skalnymi, wiła się wśród kamienistych pagórków i zapaści, brnąc coraz dalej i dalej w to nieprzyjemne pustkowie. Na samym jej końcu królował olbrzymi wulkan — ciemna masa zastygłej magmy, która do złudzenia przypominała zapomnianą, koszmarną fortecę.

Mówiąc krótko — widoki na pocztówkę się nie nadawały. Chyba że ktoś miał w zamiarze wysłać pozdrowienia z ekstremalnych wakacji.

Wierzchowce również nie były zachwycone wyborem takiego, a nie innego szlaku. Co chwila parskały, rżały i trzepały głowami, przyprawiając nieprzyzwyczajoną do jazdy konnej Rillę o palpitację serca.

— Daleko jeszcze? — zapytała dość marudnie.

Daren, który tym pytaniem uszczęśliwiony został dzisiaj nie raz, westchnął głośno i pokręcił głową.

— Za chwilę zatrzymamy się u podnóża góry. Stamtąd prowadzi wąska ścieżka, którą kiedyś poruszali się rycerze chcący zgładzić bestię — odparł cierpliwie. — Jeszcze jakieś pytania?

— Tak. Co, jeśli smok mnie zje?

— Myślałem, że przerabialiśmy to przy Białym Wilku...

— Właśnie! — Przytaknęła z zapałem. — Mogłam wziąć Białego Wilka. Albo ewentualnie torebkę. Co, jeśli smok również lubi słuchać poezji Baczyńskiego?

— To wyrecytujesz coś z pamięci. — Wzruszył ramionami, zatrzymując swojego wierzchowca. Sprawnie zeskoczył na ziemię, łapiąc jednocześnie za uzdę konia Rilli. — Przeszłaś już tak daleko i wciąż masz wątpliwości?

— Na wątpliwości nigdy nie jest za późno — odparła niespokojnie, pozwalając, by Daren pomógł jej zejść. — Bo to może była tylko podpucha? Co, jeśli skończę jako potrawka dla smoka? Albo odeśle mnie do domu...?

Tym razem głos jej silnie zadrżał. Bliska obecność olbrzymiej góry oraz świadomość kryjącego się w jej wnętrzu niebezpieczeństwa nie działała na nią dobrze.

— Rilla. — Daren delikatnie złapał ją za dłonie, zmusił, by popatrzyła mu w oczy. — Jeszcze nigdy... — Zawahał się — nie spotkałem kogoś takiego, jak ty. Nigdy. Jeśli komuś się powiedzie, to właśnie tobie. Spójrz, ile już przeszłaś...

— Głupi ma szczęście i to tyle, jeśli chodzi o moje cudowne talenty... Te wszystkie Próby, które miały mnie sprawdzić... rany, byłam najbardziej roztargnioną i lekkomyślną Wybranką w historii Wybranek! Ten cały test nie dowodzi niczego, oprócz tego, że mam niesamowitego farta...

Zamilkł na moment.

— A co, jeśli to jest właśnie to, czego potrzebuje Kraina? — zapytał poważnie. — Odrobiny szczęścia. Szczęścia, które przyniosłaś ty.

Rilla odetchnęła, spojrzała na ścieżkę, która prowadziła do góry.

— Pewnie mi teraz powiesz, że dalej mam iść sama? — zapytała beznadziejnie, znając odpowiedź.
Daren uśmiechnął się pocieszająco.

— Zawsze, wiesz... możemy wypchać jakąś owcę siarką, a potem...

— Jesteś okropny — odparła, ruszając do góry. — Na wypadek, gdyby mi się nie udało...

— Uda ci się. W końcu to ty.


W wąskim, ciemnym tunelu, który prowadził wewnątrz góry, śmierdziało — niepodważalny fakt numer jeden. Drugim niepodważalnym faktem było olbrzymie zdenerwowanie Rilli, która niknąc w czarnej otchłani, czuła się, jakby wchodziła wprost do gardzieli tej olbrzymiej bestii.

A było to coś, na co z pewnością nie miała ochoty.

— Będzie dobrze, to tylko olbrzymi smok — pocieszała się w myślach, jednak niewiele to dawało. Panowanie nad nerwami nigdy nie należało do najlepszych stron Rilli.

Po zdającym się trwać wieczność spacerze, w końcu opuściła tunel, wkraczając do wnętrza olbrzymiego krateru.

Widok na moment zaparł jej dech.

Purpurowe od zachodzącego słońca niebo oświetlało ogromne połacie i całe kupy złota, którymi wysypane zostało dno krateru. Błyszczące się monety, dzbanki, całe zastawy, biżuteria — wszystko emanowało blaskiem metalu szlachetnego. Zupełnie jak w jakimś zapomnianym skarbcu sprzed wieków.

I wszystko byłoby w jak najlepszym porządku, gdyby na samym szczycie tej góry pieniędzy spokojnie nie siedział sobie czerwony, imponujący swoimi rozmiarami smok.

Smok, który wbrew legendom i plotkom, wcale nie spał.

Rilla zamarła na bardzo długi moment. Patrzyła prosto w gigantyczne ślepia, które z kolei obserwowały ją. Wzajemna kontemplacja trwałaby zapewne jeszcze długą chwilę, gdyby nie stos ze złotem, który bestia przypadkowo trąciła swoim ogonem.

To natychmiast odblokowało Wybrankę.

— Hmmm, cześć! — zawołała. Jej niski głos odbił się od ścian krateru, brzmiąc bardzo słabo. — Mam taką prośbę... czy ten... mógłbyś mnie ewentualnie nie jeść?

Smok poruszył się leniwie, jakby próbował odgonić stado krążących wokół niego much.

— A jesteś dziewicą? — zapytał niespodziewanie głębokim i ludzkim tonem.

— Dziewicą? — odparła zaskoczona Rilla. Zagryzła wargę. — No... no nie jestem.

— To w takim razie z jedzeniem się wstrzymam. Muszę ograniczać dietę, nie chcę, żeby wieśniacy śmiali się ze mnie, gdy będę pożerał ich trzody — wyjaśnił uprzejmie smok.

— Acha. — Rilla przełknęła ślinę i nieśmiało przystąpiła z nogi na nogę. Rozmowa do najnormalniejszych nie należała, ale z okazji należało korzystać. A ile razy w życiu człowiek natyka się na gadającą, prehistoryczną bestię? — To... co tam u ciebie słychać, smoku?

— Mam na imię Janusz — oburzyła się bestia. — I właśnie w tym problem, że nie słychać nic.

— Acha — powtórzyła się dziewczyna, nie mając pojęcia, jak powinna na to wszystko reagować. — Jakieś... problemy ze słuchem?

Smok machnął olbrzymią łapą, strącając kolejne grudy złota.

— Nie! Słuch mam najlepszy w Krainie, ale co z tego, jak nie mam o kim rozmawiać o najnowszych odkryciach muzycznych?

— Odkryciach muzycznych... — Rilla przypomniała sobie jedną z dyskusji na temat pokonania smoka i w jej głowie zatańczył nowy pomysł. — A... to może powiesz mi, jaki jest twój najlepszy kawałek Eda Sheerana? — zaryzykowała.

Bestia zmrużyła oczy, przyglądając się swojemu gościowi niepewnie.

I see fire nie ma sobie równych — zaznaczył dumnie. Nagle jednak zrobił się podejrzliwy. — Skąd taki zwykły człowiek zna tak wielkiego artystę?

Oczy smoka zwęziły się niebezpiecznie, a głowa zbliżyła w stronę Rilli, eksponując godne podziwu, zadbane uzębienie.

— Ja... nie jestem taka zwykła — wyjaśniła pośpiesznie dziewczyna. — Jestem Wybranką.

— Ach, tak. Będziesz rządzić tą Krainą?

— Coś w tym stylu... — Przełknęła ślinę. — No więc... co jeszcze lubisz słuchać?

— Imagine Dragons — odparł smok bez zastanowienia. — I Iron Maiden od czasu do czasu.

— Och, też ich uwielbiam! — Nagle w jej głowie pojawił się pomysł, przy którym Szewczyk Dratewka ze swoimi wypchanymi owcami mógł się schować. — Panie Januszu!

— Wystarczy Janusz.

— Co powiesz na małą... umowę?

W oczach bestii odbiło się zainteresowanie.

— Umowę?

— Tak! Jestem Wybranką! Mam bardzo duże wpływy w pałacu i ten... w całej Krainie. Co byś powiedział, gdybym załatwiła ci posadę Smoczego Dyrektora Królewskiej Szkoły Muzycznej? — wymyśliła naprędce, mając nadzieję, że smok nie orientuje się za bardzo w administracji Krainy.

— Smoczy Dyrektor Królewskiej Szkoły Muzycznej? — Bestia zastanowiła się poważnie. Z jej nosa buchnął szary dym. — Cóż, to by była świetna okazja do rozwoju mojej kariery. Mógłbym w końcu nauczyć tych nędznych wieśniaków jakiegoś poczucia rytmu i...

— No właśnie! — przerwała z podekscytowaniem. — W twojej szkole mógłbyś kształcić muzyków na skalę Freddiego Mercury'ego albo Jimiego Hendrixa... Byłbyś najbardziej szanowanym ekspertem muzycznym w całej Krainie!

— Najbardziej szanowany ekspert — powtórzył smok z rozmarzeniem. — A gdzie tu jest haczyk? — zapytał podejrzliwie.

— No cóż, jako ktoś na takim stanowisku będziesz dostawał godną pensję w postaci owiec i krów. A co za tym idzie, nie będziesz już musiał napadać na wioski — wyjaśniła prosto.

— No tak... ale co z dziewicami?

— Według ostatnich podręczników dietetycznych krew dziewic jest bardzo tucząca — odparła Rilla tak naturalnie, jakby mówiła o pogodzie. — To jak będzie, Janusz? Mamy umowę?

Smok długo się zastanawiał. Długo kręcił nosem i oblizywał lśniące zęby. Ale w końcu ziewnął potężnie i pokiwał łbem.

— Niech ci będzie, Wybranko. Twoja oferta pracy została przyjęta.


**

W tym rozdziale wepchnęłam tyle popkulturowych odniesień, że aż głowa boli. Jestem ciekawa, czy ktoś wyłapał je wszystkie ;DDDDD

No i jak Wam się podoba smok Janusz? ;D

Nie chcę Was martwić, ale został nam jEEEEDEn finałowy rozdział ;D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro