16| Smok
Ogromne drzewo straciło wiele ze swojego blasku. Pozostały już tylko dwie lśniące fosforyzujące światłem gałęzie, które wątłymi nitkami łączyły się z pniem dumnej rośliny.
Taki ubytek oświetlenia oznaczał tylko jedno — Wybrance pozostały tylko dwie Próby do przejścia. Dwa testy, których nie mogła zawalić, jeśli chciała pozostać w Krainie.
— Tylko tym razem bez ekstrawagancji, co? — poprosiła, zamykając oczy.
W jej głowie ponownie zabrzmiał charakterystyczny szum ubiegające ciche słowa:
~ Pod niebem góra, pod górą smok. Zaprowadź w jego sercu pokój, by zyskać ducha spokój.
Rilla skrzywiła się, odrywając dłoń od kory.
— Cóż, konarze. Właśnie wygrałeś pierwsze miejsce w konkursie na najbardziej drewniany wierszyk, pokonując całe zastępy innych drzew.
Roślina swoim zwyczajem milczała. Wybranka westchnęła tylko, pokręciła głową z dezaprobatą i ruszyła na górę. Czymkolwiek był wspomniany smok, nie brzmiało to jakoś kusząco.
— Co masz na myśli, mówiąc, że jest ogromny?!
Daren wzruszył ramionami, opierając się o blat stołu. Przez krótką chwilę Rilla cieszyła oczy widokiem napiętych mięśni, które mundur straży pałacowej podkreślał w sposób godny pochwały.
— Mówiąc, że jest ogromny, mam na myśli, że... jest bardzo, ale to bardzo, duży — odparł uprzejmie.
Rilla parsknęła z dezaprobatą, wracając myślami do obecnego problemu. Nie minęło wiele czasu, od kiedy skończył się Turniej Strażników. Dziewczyna w zasadzie miała niepełne dwa dni, by uspokoić się po całym stresie związanym z pojedynkami, w czym bardzo pomocny okazał się Daren.
Teraz jednak jego słowa na powrót ją zdenerwowały.
— Te Próby naprawdę kiedyś mnie wykończą... — westchnęła pod nosem. — No dobra, pomijając fakt, że macie w Krainie jednego smoka, który na dodatek jest ogromny... wiadomo o nim coś jeszcze?
— Miejscowi nazywają go Guams...
— To po portugalsku? — zapytała Rilla bez namysłu, jednak widząc skonfundowaną minę Darena, machnęła dłonią. — Gdzie go znajdę?
— Dwa dni drogi stąd, za skałkami Akjen'skavig.
— O rany, znowu te głupie góry... — Nagle przypomniała sobie dokładne słowa drzewa. — Ano właśnie! Roślinka mówiła coś o górze... Pod niebem góra, pod górą smok... Czy to znaczy, że...?
— Bestia zajmuje wnętrze ogromnego, uśpionego krateru wulkanicznego — potwierdził Daren, kiwając głową. — Niektórzy twierdzą, że smok śpi, bo nie widziano go od dekad... inni z kolei sądzą, że stał się zbyt leniwy, by pożerać okoliczne trzody i porywać dziewice.
Rilla zamyśliła się, gładząc podbródek. Nagle klasnęła w dłonie.
— Już wiem! To będzie wymagało taktycznego myślenia. W końcu smok to smok. Nie można sobie tak po prostu do niego podejść i zapytać, jaka jest jego ulubiona piosenka Eda Sheerana. Dlatego zrobimy tak... — zniżyła lekko głos.
— Dlaczego mam wrażenie, że będę tego żałować? — zapytał Daren z dziwnym uśmiechem, zajmując miejsce naprzeciwko.
— Nie marudź, tylko słuchaj. Weźmiemy martwą owcę i napełnimy ją siarką, a potem podrzucimy pod wejście do tego krateru. Smok ją zje, stanie się strasznie spragniony, wyjdzie z jamy i zacznie pić jakąś okoliczną, przypadkową rzekę. Będzie tyle pił i pił, że aż w końcu pęknie. I po smoku!
Daren po prostu siedział i kiwał głową, z nieodgadnionym wyrazem twarzy przypatrując się Rilli.
— Co o tym sądzisz?
— Sądzę, że powinnaś to zrobić na swój sposób. Tylko wtedy wyjdzie, no wiesz... Jak ze wszystkimi Próbami — odparł.
Rilla przewróciła oczami, podnosząc się z miejsca.
— Czemu takiego geniuszu nikt nie potrafi docenić? Misterny plan na miarę Szewczyka Dratewki.
— Kogo?
—Nieważne. —Westchnęła. — Idę sięprzebrać i jedziemy do tego wulkanu. Im szybciej się z tym uporam, tym lepiej...
Zbliżając się do ogromnej, osamotnionej góry, Rilla w końcu zrozumiała Osła ze Shreka — tutaj naprawdę śmierdziało siarką.
Wąska ścieżka wiodła między występami skalnymi, wiła się wśród kamienistych pagórków i zapaści, brnąc coraz dalej i dalej w to nieprzyjemne pustkowie. Na samym jej końcu królował olbrzymi wulkan — ciemna masa zastygłej magmy, która do złudzenia przypominała zapomnianą, koszmarną fortecę.
Mówiąc krótko — widoki na pocztówkę się nie nadawały. Chyba że ktoś miał w zamiarze wysłać pozdrowienia z ekstremalnych wakacji.
Wierzchowce również nie były zachwycone wyborem takiego, a nie innego szlaku. Co chwila parskały, rżały i trzepały głowami, przyprawiając nieprzyzwyczajoną do jazdy konnej Rillę o palpitację serca.
— Daleko jeszcze? — zapytała dość marudnie.
Daren, który tym pytaniem uszczęśliwiony został dzisiaj nie raz, westchnął głośno i pokręcił głową.
— Za chwilę zatrzymamy się u podnóża góry. Stamtąd prowadzi wąska ścieżka, którą kiedyś poruszali się rycerze chcący zgładzić bestię — odparł cierpliwie. — Jeszcze jakieś pytania?
— Tak. Co, jeśli smok mnie zje?
— Myślałem, że przerabialiśmy to przy Białym Wilku...
— Właśnie! — Przytaknęła z zapałem. — Mogłam wziąć Białego Wilka. Albo ewentualnie torebkę. Co, jeśli smok również lubi słuchać poezji Baczyńskiego?
— To wyrecytujesz coś z pamięci. — Wzruszył ramionami, zatrzymując swojego wierzchowca. Sprawnie zeskoczył na ziemię, łapiąc jednocześnie za uzdę konia Rilli. — Przeszłaś już tak daleko i wciąż masz wątpliwości?
— Na wątpliwości nigdy nie jest za późno — odparła niespokojnie, pozwalając, by Daren pomógł jej zejść. — Bo to może była tylko podpucha? Co, jeśli skończę jako potrawka dla smoka? Albo odeśle mnie do domu...?
Tym razem głos jej silnie zadrżał. Bliska obecność olbrzymiej góry oraz świadomość kryjącego się w jej wnętrzu niebezpieczeństwa nie działała na nią dobrze.
— Rilla. — Daren delikatnie złapał ją za dłonie, zmusił, by popatrzyła mu w oczy. — Jeszcze nigdy... — Zawahał się — nie spotkałem kogoś takiego, jak ty. Nigdy. Jeśli komuś się powiedzie, to właśnie tobie. Spójrz, ile już przeszłaś...
— Głupi ma szczęście i to tyle, jeśli chodzi o moje cudowne talenty... Te wszystkie Próby, które miały mnie sprawdzić... rany, byłam najbardziej roztargnioną i lekkomyślną Wybranką w historii Wybranek! Ten cały test nie dowodzi niczego, oprócz tego, że mam niesamowitego farta...
Zamilkł na moment.
— A co, jeśli to jest właśnie to, czego potrzebuje Kraina? — zapytał poważnie. — Odrobiny szczęścia. Szczęścia, które przyniosłaś ty.
Rilla odetchnęła, spojrzała na ścieżkę, która prowadziła do góry.
— Pewnie mi teraz powiesz, że dalej mam iść sama? — zapytała beznadziejnie, znając odpowiedź.
Daren uśmiechnął się pocieszająco.
— Zawsze, wiesz... możemy wypchać jakąś owcę siarką, a potem...
— Jesteś okropny — odparła, ruszając do góry. — Na wypadek, gdyby mi się nie udało...
— Uda ci się. W końcu to ty.
W wąskim, ciemnym tunelu, który prowadził wewnątrz góry, śmierdziało — niepodważalny fakt numer jeden. Drugim niepodważalnym faktem było olbrzymie zdenerwowanie Rilli, która niknąc w czarnej otchłani, czuła się, jakby wchodziła wprost do gardzieli tej olbrzymiej bestii.
A było to coś, na co z pewnością nie miała ochoty.
— Będzie dobrze, to tylko olbrzymi smok — pocieszała się w myślach, jednak niewiele to dawało. Panowanie nad nerwami nigdy nie należało do najlepszych stron Rilli.
Po zdającym się trwać wieczność spacerze, w końcu opuściła tunel, wkraczając do wnętrza olbrzymiego krateru.
Widok na moment zaparł jej dech.
Purpurowe od zachodzącego słońca niebo oświetlało ogromne połacie i całe kupy złota, którymi wysypane zostało dno krateru. Błyszczące się monety, dzbanki, całe zastawy, biżuteria — wszystko emanowało blaskiem metalu szlachetnego. Zupełnie jak w jakimś zapomnianym skarbcu sprzed wieków.
I wszystko byłoby w jak najlepszym porządku, gdyby na samym szczycie tej góry pieniędzy spokojnie nie siedział sobie czerwony, imponujący swoimi rozmiarami smok.
Smok, który wbrew legendom i plotkom, wcale nie spał.
Rilla zamarła na bardzo długi moment. Patrzyła prosto w gigantyczne ślepia, które z kolei obserwowały ją. Wzajemna kontemplacja trwałaby zapewne jeszcze długą chwilę, gdyby nie stos ze złotem, który bestia przypadkowo trąciła swoim ogonem.
To natychmiast odblokowało Wybrankę.
— Hmmm, cześć! — zawołała. Jej niski głos odbił się od ścian krateru, brzmiąc bardzo słabo. — Mam taką prośbę... czy ten... mógłbyś mnie ewentualnie nie jeść?
Smok poruszył się leniwie, jakby próbował odgonić stado krążących wokół niego much.
— A jesteś dziewicą? — zapytał niespodziewanie głębokim i ludzkim tonem.
— Dziewicą? — odparła zaskoczona Rilla. Zagryzła wargę. — No... no nie jestem.
— To w takim razie z jedzeniem się wstrzymam. Muszę ograniczać dietę, nie chcę, żeby wieśniacy śmiali się ze mnie, gdy będę pożerał ich trzody — wyjaśnił uprzejmie smok.
— Acha. — Rilla przełknęła ślinę i nieśmiało przystąpiła z nogi na nogę. Rozmowa do najnormalniejszych nie należała, ale z okazji należało korzystać. A ile razy w życiu człowiek natyka się na gadającą, prehistoryczną bestię? — To... co tam u ciebie słychać, smoku?
— Mam na imię Janusz — oburzyła się bestia. — I właśnie w tym problem, że nie słychać nic.
— Acha — powtórzyła się dziewczyna, nie mając pojęcia, jak powinna na to wszystko reagować. — Jakieś... problemy ze słuchem?
Smok machnął olbrzymią łapą, strącając kolejne grudy złota.
— Nie! Słuch mam najlepszy w Krainie, ale co z tego, jak nie mam o kim rozmawiać o najnowszych odkryciach muzycznych?
— Odkryciach muzycznych... — Rilla przypomniała sobie jedną z dyskusji na temat pokonania smoka i w jej głowie zatańczył nowy pomysł. — A... to może powiesz mi, jaki jest twój najlepszy kawałek Eda Sheerana? — zaryzykowała.
Bestia zmrużyła oczy, przyglądając się swojemu gościowi niepewnie.
— I see fire nie ma sobie równych — zaznaczył dumnie. Nagle jednak zrobił się podejrzliwy. — Skąd taki zwykły człowiek zna tak wielkiego artystę?
Oczy smoka zwęziły się niebezpiecznie, a głowa zbliżyła w stronę Rilli, eksponując godne podziwu, zadbane uzębienie.
— Ja... nie jestem taka zwykła — wyjaśniła pośpiesznie dziewczyna. — Jestem Wybranką.
— Ach, tak. Będziesz rządzić tą Krainą?
— Coś w tym stylu... — Przełknęła ślinę. — No więc... co jeszcze lubisz słuchać?
— Imagine Dragons — odparł smok bez zastanowienia. — I Iron Maiden od czasu do czasu.
— Och, też ich uwielbiam! — Nagle w jej głowie pojawił się pomysł, przy którym Szewczyk Dratewka ze swoimi wypchanymi owcami mógł się schować. — Panie Januszu!
— Wystarczy Janusz.
— Co powiesz na małą... umowę?
W oczach bestii odbiło się zainteresowanie.
— Umowę?
— Tak! Jestem Wybranką! Mam bardzo duże wpływy w pałacu i ten... w całej Krainie. Co byś powiedział, gdybym załatwiła ci posadę Smoczego Dyrektora Królewskiej Szkoły Muzycznej? — wymyśliła naprędce, mając nadzieję, że smok nie orientuje się za bardzo w administracji Krainy.
— Smoczy Dyrektor Królewskiej Szkoły Muzycznej? — Bestia zastanowiła się poważnie. Z jej nosa buchnął szary dym. — Cóż, to by była świetna okazja do rozwoju mojej kariery. Mógłbym w końcu nauczyć tych nędznych wieśniaków jakiegoś poczucia rytmu i...
— No właśnie! — przerwała z podekscytowaniem. — W twojej szkole mógłbyś kształcić muzyków na skalę Freddiego Mercury'ego albo Jimiego Hendrixa... Byłbyś najbardziej szanowanym ekspertem muzycznym w całej Krainie!
— Najbardziej szanowany ekspert — powtórzył smok z rozmarzeniem. — A gdzie tu jest haczyk? — zapytał podejrzliwie.
— No cóż, jako ktoś na takim stanowisku będziesz dostawał godną pensję w postaci owiec i krów. A co za tym idzie, nie będziesz już musiał napadać na wioski — wyjaśniła prosto.
— No tak... ale co z dziewicami?
— Według ostatnich podręczników dietetycznych krew dziewic jest bardzo tucząca — odparła Rilla tak naturalnie, jakby mówiła o pogodzie. — To jak będzie, Janusz? Mamy umowę?
Smok długo się zastanawiał. Długo kręcił nosem i oblizywał lśniące zęby. Ale w końcu ziewnął potężnie i pokiwał łbem.
— Niech ci będzie, Wybranko. Twoja oferta pracy została przyjęta.
**
W tym rozdziale wepchnęłam tyle popkulturowych odniesień, że aż głowa boli. Jestem ciekawa, czy ktoś wyłapał je wszystkie ;DDDDD
No i jak Wam się podoba smok Janusz? ;D
Nie chcę Was martwić, ale został nam jEEEEDEn finałowy rozdział ;D
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro