Rozdział 9
- Proszę pozwól mi iść z tobą! - błagałam brata cały czas przy sklejaniu mapy.
- Nie i koniec tematu. Idę sam. - powiedział Vi i chyba nie zamierzał ustąpić.
- Hej! A ja!? - odezwał się z oburzeniem drugi chłopak i odwrócił się do przyjaciela.
- No ok. Ale biorę na odpowiedzialność tylko Reya. - odburknął brat wskazując głową wymienionego wcześniej człowieka.
*
Mój brat wykupił mi miejsce w schronisku i zaprowadził do pokoju. Pomógł mi również się rozpakować, chociaż nie wiem po co bo ja miałam inne plany.
Po około dwóch godzinach obaj opuścili schronisko lecz przed tym poszli się najeść w restauracji. W końcu idą w ,,straszną" wyprawę. Podczas gdy nie pilnowali mnie jak małego dziecka postanowiłam się spakować. No cóż, praca Vitalio poszła niestety na marne. No ale ja go o to nawet nie prosiłam. Gdy również byłam gotowa do wyjścia - spakowana, ubrana w bardzo ciepłe i puchate kurtki i w moją ulubioną czapkę, czekałam aż chłopcy się zaczną zbierać. Jestem ciekawa co wiedział o mamie. Czy po tym jak zniknęła miał z nią kontakt? Ehh... Głupie pytanie.
Po chwili ujrzałam przez okno moich dwóch kompanów na wyprawie, chodź o tym jeszcze nie wiedzą. Zamknęłam pokój na dany mi wcześniej klucz i wymknęłam się ze schroniska. Dobrze, że była zima, i wszystko było zasypane toteż nie mogli jechać samochodem tylko musieli garować na nogach. Inaczej nie miałabym, żadnych szans na to aby ich dogonić.
Szłam już tak za nimi ok. 40 min a oni nadal nie zrobili sobie przerwy ani nie zauważyli, że ich śledzę.
Głupki.
Nie mogłam już więcej iść sama. Strasznie nie lubiłam tego uczucia gdy człowiek jest zdany na samotność. Podbiegłam do nich. Vi od razu mnie rozpoznał.
- Cholera, Lir co ty tu robisz. Myślałem, że zostałaś w pokoju. - powiedział a Rey tylko nam się przysłuchiwał.
- No to źle myślałeś. - moja wypowiedź brzmiała zdecydowanie. Mój braciszek tylko przewrócił oczami i westchnął.
- Dobra. Nie opłaca nam się już zawracać więc weźmiemy cię ze sobą. - odpowiedziałam na tą wypowiedź złośliwym uśmiechem i również zauważyłam iż Rey się uśmiechnął? Może?
Myślałam o mojej rodzicielce. Jak teraz wygląda? Jaka jest? Bardzo się zmieniła? Miałam tyle pytań jej do zadania. A jednym z nich było to, dlaczego nie powiedzieli mi, że miałam brata! To było najważniejsze pytanie. Czemu nie zabrali mi go. Zniknął tak samo jak ona.
Szliśmy w grobowej ciszy i pod nami tylko skrzypiał śnieg. W końcu chłopak którego poznałam wczoraj odrócił głowę w moją stronę ( szłam na środku ) i wskazał głową drugiego.
- To....Ile ty masz lat? - zapytałam patrząc w kierunku twarzy Vi. On spojrzał na mnie
- Dwadzieścia. Z tego co mi wiadomo ty masz siedemnaście tak? - odparł patrząc mi w oczy. Czyli był trzy lata starszy.
- Na to wygląda. - powiedziłam uśmiechając się do niego. Do moich uszu doszło inne pytanie. Nie wydawało się one głosem mojego niedawnopoznanego braciszka.
- Właściwie dokąd zmierzamy? Do tej wioski? - spytał Rey robiąc przy tym bardzo dziwną minę.
- Idziemy do Lesttac. Czyli tak. Do tej ,,wioski". Ale dla twojej informacji to jest małe miasteczko a nie jakaś wieś. - powiedział z pogardą w głosie Vitalio. - Tam ostatnio widziano moją mamę. -odparł Vi ale zaraz się poprawił - Naszą mamę. - to zakończe mi bardzo pasowało. Ja , mój odnaleziony brat , mama oraz tata razem. W jednym domu. Na zawsze. tak już daaaaaawno nie było. Brakuje mi tego tak, że kurcze nie da się tego opisać.
Po chwili dały się usłyszeć jakieś krzyki. Rozglądaliśmy się ale nic niebezpiecznego nie widzieliśmy, a co gorsza nie wiedzieliśmy skąd dochodzą te przerażające krzyki rodem z horroru. Nie czułam się w tym miejscu bezpiecznie. Panika ludzi w tym mnie utwierdzała. Nadal obracaliśmy się w około ale nic podejrzanego nie widzieliśmy. A co jeśli jest tu jakiś morderca? Albo jakiś gang mafii? Boże, miałam tyle teori a temat tych pisków, że głowa mała. Nie przestawałam się bać chodźby na chwilę. Żałowałam, iż nie jestem typem spokojnego i rozsądnego człowieka. Ale może taka osoba w możliwe, że zagrożeniu życia też by nie była tak spokojna. Pfff... Co ja gadam. Na pewno by nie zachowała stoickiego spokoju choćbym nie wiem co! Zaczeliśmy uciekać. Jak najdalej od tego miejsca. Do pobliskiej jaskini było jakieś pięćset metrów więc spokojnie dałam radę. Gdy znajdowaliśmy się już w tym miejscu, krzyki ucichły. Co jeszcze bardziej mnie przeraziło i wprowadziło straszną i niezbyt przyjemną atmosferę. Wtuliłam się w Reya, chociaż nie wiem dla czego. Po prostu się bałam. Bałam się to złe słowo. Ja drętwiałam z przerażenia toteż było mi chłodniej, a ten chłopak był przecież człowiekiem. I był napewno cieplejszy od powietrza. Po za tym Vitalio stał na straży przed wejściem. Panowały tam egipskie ciemności.
Po ok. 10 minutach ciszy, które ciągnęły się w niezkończoność i dla mnie to była cała wieczność w strachu, mój brat podszedł do nas a ja odczepiłam się od Reya. Chociaż niechętnie.
- Musimy rozpalić ognisko. Zatrzymamy się tu na noc. Już jest ciemnawo a nie wiem za ile jest kolejna jaskinia. - powiedział zdecydowanie Vi bez nuty strachu ani obawy w głosie. Na jego słowa kiwnęła tylko głową i sięgnęłam do plecaka po krzesiwo i papier na który chciałam podpalić.
- Rey, ty lepiej idź po drewno. Mam nadzieję, że uda ci się znaleść kilka suchych gałęzi. - rozkazywanie szło mu dobrze. Za dobrze. Mówił to bez cienia uczuć.
- Pójdzie sam? Nie puszczę go! Tam może być jeszcze niebezpieczne. Zwłaszca w pojedynkę. Idę z nim. - rzekłam stanowczo zadzierając nosa do góry. Brat tylko wzruszył ramionami i odpowiedział :
- Jak chcesz. Ale uważaj na siebie. - popatrzył na mnie jak prawdziwy brat. Chyba, ponieważ nigdy nie miałam rodzeństwa. Ale ten jego wzrok był pełen troski. - A ty - zwrócił oczy na przyjaciela - Pilnuj jej aby niczego głupiego nie zrobiła, a jeżeli na kogoś się natknecie nie zdradzajcie mu naszego położenia. - Rey kiwnął głową tak jak ja wcześniej i wyszliśmy z jaskini.
Na dworze było znacznie zimniej niż w środku jaskini. Panował mróz -20 stopni C. Tak przynajmiej wynikało z podręcznego termometru mojego kompana z którym wyruszyłam po drewno.
- Od jakiego czasu znasz mojego niedawno odkrytego brata? - spytałam zatapiając wzrok w jego czarnych jak smoła oczach.
- To będzie sporo czasu, bo aż jedenaście lat. Poznaliśmy się na obozie. - z jego ust wydobyła się para i krótki śmiech. - Ja trafiłem tam przypadkiem, on był uczestnikiem. Spotkaliśmy się przypadkiem w nocy... - w tym momencie mu przerwałam.
- Czekaj. - powiedziałam podnosząc jedną brwi do góry. - Jak ty tam się w zasadzie znalazłeś? - zapytałam zatrzymując się i spoglądałęś na Reya. To był super chłopak. Nie, żeby coś.
- Bo widzisz... Ja nie byłem jak inne dzieciaki. Nie miałem prostego dziciństwa. Pfff. Ja go go w ogóle nie miałem. Uciekłem z domu dziecka.
I jak się podobał rozdział? Wiem, wiem. Troszeczkę nudny ale musiałam zrobić wstęp do następnego. :)
Zapraszam do dalszego czytania tej opowieści i obserwowania mnie! ♥
Miłego dnia! (lub nocy)
Ps
Przepraszam za ewentualne literówki czy błędy ortograficzne itp.!
I sorry za częstą zmianę okładki :/
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro