Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4

Poczułam pierwszy cios w brzuch. Od razu zrobiło mi się strasznie niedobrze. Ból był nie do wytrzymania. Opadłam na kolana uderzając nimi mocno w ziemię. Nie przejmowałam się tym iż zaczęły mi krwawić. Chciałam jedynie aby to wszystko się skończyło. Przez chwilę nic nie czułam. Już miałam nadzieję, że poszli.

- Wystarczy? - usłyszałam niewyraźny głos licealisty. Ciężko dysząc słuchałam dalej lecz obraz rozmywał mi się przed oczami. Z daleka rozpoznałam Reya patrzącego się na całą sytuację. Na mnie. Ale ani myślał aby pomóc.

- A czy ja tak powiedziałam? - warknęła jakaś dziewczyna. Chyba Lidia. Teraz to się nie za bardzo liczyło. Po tych słowach chłopak westchnął i kopnął mnie jeszcze raz w brzuch a potem w głowę.

 To było chyba od niechcenia. Zawyłam z bólu i zaczęło mi się jeszcze bardziej kręcić w czaszce.

-  Proszę nie....już nie... proszę... - mówiłam sama do siebie ledwo wytrzymując ten ucisk w brzuchu. Ale wiedziałam, że to i tak nic nie da. 

Myślałam, że zaraz tam umrę. Ehhh i tak by pewnie nikogo oprócz taty, Mariki i może Arona by to nie obchodziło. 

 W moim brzuchu jakby toczyła się wojna bo wszystko mi się w nim przekładało i przelewało. Do moich uszy dotarły już tylko te słowa :

- Odsuńcie się! Cholera... - to był głos Arona. Wokół byli śmiejący się, brutalni licealiści i licealistki. Nic już więcej nie słyszałam. Za bardzo bolało. Na chwilę jeszcze rozwarłam powieki i z poczułam, że mną potrząsa i coś krzyczy. Po chwili obraz rozmazał mi się na dobre i później nie widziałam już nic. 

*

- O! Mari! Chodź tu! - to były pierwsze słowa które usłyszałam. Powoli otworzyłam oczy i spostrzegłam całą trzęsącą się Marikę i obok niej Arona. Jej chłopaka który był starszy o rok. Nie wiedziałam gdzie jestem, ale byłam szczęśliwa, że to już koniec tamtego zdarzenia. Nie odzywałam się. Nie miałam sił. Byłam wykończona. Ból brzucha lekko ustąpił ale nie całkowicie. A szkoda. Po chwili zorientowałam się gdzie jestem. Leżałam u szkolnej pielęgniarki na takim specjalnym łóżku dla pacjentów. Miałam odkryty brzuch i na nim widniały sine, żółte, brązowe i fioletowe plamy. Nawet nie ważyłam się ich dotykać. Pewnie bolały jak diabli ale ja byłam na środkach przeciwbólowych. 

- Boże, Kochana! Nawet nie wiesz jak się o Ciebie bałam! Twój tata już tu jedzie. - powiedziałam nerwowo moja przyjaciółka. Była przy mnie. Jak zawsze. Nie mogę wyrazić szczęścia wynikającego z tego, że ją mam. 

Starałam sobie przypomnieć co działo się przed tym jak tu trafiłam lecz w moim mózgu była pustka. Totalnie nic nie pamiętałam. 

- Emm.. Co się stało? - spytałam spokojnie próbując się podnieść. Niestety nie dałam rady. Za bardzo kręciło mi się w głowie.  Marika i jej chłopak popatrzyli na siebie a potem na mnie.

- Jak to? Ty nic nie pamiętasz? Lir! Zostałaś pobita! Ty mówisz poważnie? Nie pamiętasz? - powiedziała do mnie Mari i popatrzyła na Arona. 

- Pewnie zostałaś trafiona w głowę. Jakie zdarzenie pamiętasz jako ostatnie? - spytał mnie spokojnie siadając na moim łóżku.

- Wychodziłam z sali... I potem... Potem się obudziłam tu.









Mam skrytą nadzieję iż rozdział się spodobał :)

Wiem, że trochę taki smutny ale cóż poradzić. 

Dzięki za czytanie i zapraszam do obserwowania mnie i czekania na dalsze części! ♥

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro