Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 22

Szliśmy przez biały las, a wiatr wiał nam w twarze. Nie było to zbyt przyjemne.

Na szczęście mieliśmy ze sobą nasze niezastąpione gogle. 

 Było mi bardzo zimno, a jednocześnie spokojnie na sercu. Wreszcie się wyrwaliśmy z tego nienormalnego ośrodka! Mogłam już oddychać spokojnie i bez stresu. 

Naszym celem była mała wioska - Lesttac. Tam ostatnio widziano mamę. Bałam się lekko jak zareaguje gdy nas zobaczy. W końcu minął już kawał czasu. Kilkanaście lat to jednak coś. 

- Słuchajcie.... długo jeszcze? To miało być kilka kilometrów, a mu już idziemy kilka godzin! Moje nogi już nie wytrzymują! - powiedziałam do chłopaków padając na kolana, przy tym praktycznie topiąc się w  śniegu. 

- Oj nie marudź, tylko wstawaj! - odezwał się Vi, przy tym przewracając oczami. - Zostało tylko kilka kilometrów.

- Co?! Mówiłeś, że w ogóle cała ta droga to kilka kilometrów i, że zajmie nam ze dwie godzinki! - oburzyłam się. Okłamał mnie. Ale tak na serio ta czy miał jakieś inne wyjście? Nie ruszyłabym tak szybko gdybym wiedziała, iż jest to ok. 20 kilometrów, czyli masa czasu.

- To co mówiłem nie jest już aktualne. Mogę wziąć cię na barana. - powiedział, a na mojej twarzy pojawił się chytry uśmieszek. - Ale się nie przyzwyczajaj! - dopowiedział.

Zastanawiałam się jak on wytrzymywał, nosząc mnie przez taką ilość czasu. Nie byłam już, przecież dzieckiem. Nie byłam typem dziewczyny, która musi chodzić na obcasach aby być wysoka. Ważyłam swoje.

*

Ujrzałam dym.

- Hej! Patrzcie! To chyba tu! - wykrzyczałam i na końcu ochrypłam. No w sumie co się dziwić. Przebywaliśmy w temperaturze, w której Lidia na pewno długo by nie wytrzymała. Na samą myśl o jej osobie, przeszło mnie obrzydzenie i odraza. Ale nie był to czas na rozmyślanie o tym. 

Vitalio zdjął mnie ze swoich barków i szybkimi krokami zaczęliśmy się zbliżać do miejsca, nad którym widniał szary dym.

W końcu znaleźliśmy się w pobliżu osady. Popatrzyłam na znak, widniejący obok bramy. 

Witamy w Lesttac

Wszyscy głęboko odetchnęliśmy. Na reszcie udało nam się tu dotrzeć. 

Pierwsza myśl, która przyszła mi do głowy to czy można się gdzieś ogrzać i coś zjeść. Natomiast druga to czy znajdę tu moją mamę. 

Byłam bardzo podekscytowana. Tak dawno jej nie widziałam. A co jeśli by mnie nie poznała? Oprócz dobrych myśli, w mojej głowie kręciły się złe i nieprzyjemne.

Zapukaliśmy do jednego z domków i po chwili otworzyła nam kobieta w różowym swetrze. Miała czarne włosy oraz zielone oczy.

- Dzień dobry! W czym mogę pomóc? - zapytała serdecznym głosem, a w moim sercu zagościł cień nadziei, iż nas przyjmie i pozwoli ochłonąć. Kurcze. Znałam ją. Skąd? Nie miałam na to pytanie odpowiedzi. 

- Ymm... Czy pozwoliła by pani nam schronić się pod waszym dachem? Jesteśmy bardzo zmęczeni i zamarzamy. - powiedział Rey, a na jej twarzy pojawił się ciepły uśmiech.

- Oczywiście! Zapraszam do środka! Nie możecie tu tak stać! - uśmiechnęłam się i miałam nadzieję, że będzie wiedziała coś o mojej i mojego brata mamie. 

W domu było milutko a w kominku palił się ogień. Moje mięśnie od razu przeszły w stan rozluźnienia. 

- Usiądźcie proszę. - powiedziała kobieta i wskazała dłonią kanapę i fotel.

W pokoju stała duża choinka. Ubrana była w czerwone, zielone i złote bombki. Lampki świeciły na biało i czuć było nastrój świąt. Ta kobieta chyba miała taki sam zwyczaj jak ja.

Prawdopodobnie stroiła dom w świąteczny sposób już w Mikołajki! Ehhh... Kocham święta. 

Można było poczuć się jak w domu. Nie chciałam opuszczać tego miejsca, ale wiedziałam, że niestety będę musiała to uczynić.

- Co was tu sprowadza? Nie jesteście tutejsi prawda? - zapytała kobieta. - Herbaty? - dopowiedziała podając nam filiżanki oraz imbryk. Oooo tak! Herbata to dobry pomysł!

Popijając napój opowiedzieliśmy kobiecie o tym co się wydarzyło, lecz nie wtajemniczaliśmy jej w rasy. Dowiedzieliśmy się również, że ma na imię Karina. Ale gdy mówiliśmy jej o tym jakoś wydawało mi się, iż myślała o czymś innym.

- Dobrze. Nie musicie się już ukrywać. - powiedziała z rozbawieniem w głosie. - Nie jesteście ludźmi prawda? - gdy z jej ust wydobyły się te słowa osłupiałam. Co? Jak ona na to wpadła!

Popatrzyliśmy po sobie a Karina jakby niby nic popijała gorącą herbatę.

- Ale... Jak... - zaczął mówić Vi ale kobieta mu przerwała.

- Ciii.... Mam swoje sposoby. - powiedziała a my zostaliśmy z otwartymi ustami i krzywymi minami. 
W pokoju stała duża, zielona choinka, a w powietrzu wisiał zapach igieł i lasu.
Drzewko było ubrane w zielone, czerwone i złote bombki, a lampki świeciły na biało i żółto. Panowała przyjemna atmosfera świąt.
Karina poczęstowała nas jeszcze piernikami z dodatkiem pomarańczy. Przez chwilę poczułam się jak w domu. Wraz z przyjemnej świątecznej atmosferze i jedzeniu.
Pomyślałam, że to już czas aby zapytać o zaginioną.
- Karina? - kobieta spojrzała w moją stronę - Czy wiesz coś o Camili Black? To moja i Vi mama. Zaginęła kilkanaście lat temu. Z twarzy kobiety zniknął uśmiech i pojawił się jakby niepokój.
- Tak. Znałam ją. Znałam ją na wylot. W końcu to była moja siostra. - powiedziała a nas zatkało. Po raz koleiny. Czyli Karina to nasza ciocia. Czy czegoś jeszcze nie wiem? W czasie kilku dni dowiedziałam się, że cały czas żyłam w kłamstwie. Co do mojej rodziny i co do mojego pochodzenia.
Ale jeden szczegół bardzo mnie zaciekawił.
- Dlaczego mówisz w czasie przeszłym? - zapytałam w szoku.
- Hmm... Jak by to.... Obawiam się niestety, iż waszej mamy nie ma już na tym świecie. - powiedziała patrząc mi głęboko w oczy. Nie. To nie była prawda. Ona żyła. I zamierzałam ją odnaleźć.
Nagle usłyszeliśmy trzask zza okna.
- Są tu. - powiedziała zimno kobieta.
Po chwili w domu zostało gwałtownie wybite okno. A trzask rozbijanego szkła rosniósł się po okolicy.
Nie byliśmy już bezpieczni.





Siemka!
Mam dla was dosyć smutną informację :(
Będę pisać tylko jeden rozdział tygodniowo....
Rozdziały będą pojawiać się w weekandy ❤

Szkoła mnie przerasta i muszę się bardzo dużo uczyć, i nie mam czasu na wattpada :(

Miłego dnia! (Lub nocy ❤)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro