Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 21 (3/3 maratonu)

Wstałam. Znowu to zrobili. Znowu próbowali wyrzucić z mojej głowy  wspomnienia. Ale ja się nie dałam. Zrobiłam wszystko aby tak się nie stało. Może to przez skutki uboczne tych tabletek? Albo całkowicie nie da się wyczyścić mi pamięci? W każdym razie nie udało im się to. Pamiętałam prawie każdy skrawek z poprzedniego dnia. Ojca Mariki, Arona, tych lekarzy i jak siłą przypinali mnie pasami. Spojrzałam na swoje wcześniej uszkodzone ramię. Było owinięte w biały bandaż, ale to i tak nie sprawiało, iż nie piekło. Chciałam się stąd jak najszybciej wynosić. Ręka czy nie ręka, musieliśmy uciekać. Jak najdalej od tego miejsca. Moi towarzysze w ogóle wiedzieli co się wczoraj ze mną stało? Zamierzałam im wszystko opowiedzieć. Ale trzeba było również przemyśleć sytuację z pracownikami. Zapewne myśleli, że udało się im wymazać wczorajsze zdarzenie z mojej głowy, i nadal będą mili oraz niby się nic nie stało. Musiałam udawać, że nic nie wiedziałam na temat rozmowy oraz tego, iż planują kogoś zabić. Ale kogo? W tym temacie byłam zielona.  Z czasem wszystko odkryję. Nie chciałam być już w tym ośrodku. Tego dnia, zamierzałam wyjechać i nie wracać do tego głupiego budynku. Niestety nie byłoby to łatwe. Została jeszcze sprawa z moją ręką. Ciekawe jak by się zachowali gdybym zapytała, co się stało z moim ramieniem? Na pewno nie powiedzieliby prawdy. Postanowiłam ich sprawdzić.

Szybko włożyłam na siebie ubrania i pognałam poszukać lekarza, który podał mi dawkę środków uspokajających w postaci zastrzyku. Wkrótce ujrzałam go na śnieżnobiałym korytarzu, w śnieżnobiałym odzieniu. Gdy mnie ujrzał ruszył w przeciwną stronę. Jakby chciał ode mnie uciec. W sumie nie dziwiło mnie to ani trochę.

- Przepraszam! - krzyknęłam, pracownik zatrzymał się ale nie odwracał oczu w moją stronę. - Przepraszam, co stało się z moją ręką? Zupełnie nic nie pamięta. - powiedziałam w jego stronę. Uśmiechnęłam się w duchu.

- Yyy..... Spokojnie. Emm.... Lunatykowała pani, spadła ze schodów i przy tym straciła przytomność. Najwyraźniej uderzyła się pani również w głowę. - powiedział ale nadal nie miał odwagi spojrzeć na moją twarz. Przeglądał tylko papiery trzymane w ręce. Tak jak myślałam. Kłamstwo. Można było je wyczuć nawet jeśli faktycznie straciłoby się pamięć. Kłamanie nie było chyba jego dobrą stroną.

- Okej. Dziękuję. - po wypowiedzeniu przeze mnie tych słów, mężczyzna odszedł szybkim krokiem. Zaczęłam się oddalać od miejsca w którym przed chwilą trwała nieprawdziwa konwersacja. Musiałam znaleźć chłopaków i wszystko im opowiedzieć. Ze szczegółami. Jeśli mi uwierzą - wyniesiemy się jeszcze dziś. Jeśli nie... To zostaniemy tu na dłużej. Zwłaszcza jeżeli ujrzą moją piękną złamaną kończynę. 

Podeszłam do znanej mi już recepcjonistki. Posłała mi uśmiech. Zupełnie tego nie rozumiałam. Najpierw usypiają swoich gości, czyszczą im pamięć i jeszcze śmią się do nich szczerzyć? Uhh!!!

- Gdzie znajdę Reya Marena oraz Vitalio Blacka? - zapytałam zupełnie innym tonem niż przed chwilą. 

- Chwileczkę... Już dzwonię z prośbą aby sprawdzili kamery. - mruknęła kobieta. Kamery? Tu są jakieś kamery?! Czemu ich wcześniej nie zauważyłam? Rozejrzałam się dookoła siebie i faktycznie. W kątach wysokich pomieszczeń, przyczepione na sufitu, były kamery. Obserwowały każdy ruch. W sumie nie powinno mnie to dziwić, ale w zaistniałych okolicznościach, bałam się wszystkiego co mnie otacza. Po dowiedzeniu się, iż cały czas jestem obserwowana, i nawet nie wiedziałam przez kogo, przeszły mnie dreszcze.  - Panowie znajdują się w lewym skrzydle budynku. Proszę pójść prosto, skręcić w lewo, jeszcze raz prosto i w prawo. - powiedziała nadal uśmiechając się. Grzecznie podziękowałam i udałam się drogą, którą wskazała mi kobieta. 

Starałam się iść tak szybko jak mogłam. Mijałam pracowników, a oni zatrzymywali się i patrzyli na mnie jak na jakiegoś wyrzutka. Którym w pewnym sensie byłam. 

W końcu zobaczyłam ich. Rozmawiali, śmiali się, wyglądali na szczęśliwych i zupełnie bez stresu.

Z pośpiechem podeszłam do towarzyszy. Serce zaczęło mi szybciej bić. 



*

Po opowiedzeniu o całym zajściu patrzyłam na nich z nadzieją, że mi uwierzą. I na szczęście tak się stało. Ruszyliśmy szybko spakować swoje rzeczy. Dokładnie opisałam w jakich okolicznościach złamana została moja kość ramienna. Jednak nie mówiłam im na razie kogo dokładnie spotkałam i kto mnie uszkodził. 

- Ale Vi! Tu wszędzie są kamery! Nie wiem jak damy radę się wymknąć. Musielibyśmy wyskoczyć z jakiegoś okna w naszych pokojach. A to jest kilka metrów w dół. Jeszcze z ciężkimi plecakami. A jeżeli będziemy próbowali wyjść głównym, na pewno nam na to nie pozwolą. - powiedziałam z powagą patrząc na brata. 

- Jakoś damy radę. - odpowiedział równie poważnie. Korciło mnie aby zapytać czy znają ojca Mariki, ale jakoś to pytanie nie pasowało do sytuacji. Gdy już wydostaniemy się stąd na będzie łatwiej. 

Pakowanie zajęło nam ok. 20 min, ponieważ nie mieliśmy zbyt dużych bagażów. Jeden plecak na osobę. Każdy miał przy sobie swoje rzeczy. 

Po tym czasie zebraliśmy się w pokoju Reya. Nadszedł czas na pożegnanie z tym ośrodkiem. Miejmy nadzieję, iż nie będzie już sprawiał kłopotów. Niestety zawsze pozostanie w moim sercu i głowie. I to nie jako milutkie i przyjazne miejsce. Raczej jak miejsce strachu, stresu, bólu i cierpienia. 

Vitalio zamknął białe, drewniane drzwi i zapytał:

- Gotowi? - spojrzał w moje oczy i uśmiechnął się lekko. - Czas się stąd wynosić. Ale Lir. Musisz zachować wielką ostrożność. Nie chcemy, przecież aby ci się pogorszyło. - nie musiał mi o tym wspominać. Ból zbytnio nie pozwalał na wiele manewrów.

Pierwszy zszedł czarnowłosy, a za nim Vi. Ja zostałam ostatnia. Mieli pomóc mi zejść.

Chwilę się wahałam, ale w końcu się zdecydowałam na ten czyn.

Szybkim ruchem wyskoczyłam z okna.

Hejka!

Niestety to już koniec naszego maratonu :(

Może jeszcze kiedyś go zrobię ♥ 

Nareszcie coś zaczęło się tu dziać! ♥

Miłego dnia! (lub nocy ♥)



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro