Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 16

Stałam pod salą medyczną. Powtarzałam sobie słowo ,,rasa" aby go nie zapomnieć. Odetchnęłam głęboko i pchnęłam drzwi do przodu. Wparowałam do pomieszczenia nie pokazując uczuć na twarzy. Niestety ich tam nie było. Zmarszczyłam brwi i rozejrzałam się po pokoju. Zniknęli? Pff... Lir! Przecież po co mieliby cały czas siedzieć? Zwłaszcza Vitalio, który kompletnie nie miał co tam robić po za rozmowami z przyjacielem. A Rey też, przecież nie musi siedzieć w łóżku i w ogóle się nie ruszać. Nie ma już strzały wbitej w rękę. Postanowiłam opuścić to miejsce i powędrować tam gdzie zaprowadzą mnie nogi. Ostatnim razem gdy im się oddałam, dotarłam do interesujących miejsc. 

Szłam przez kolejny krytarz rozglądając się do okoła. Czułam jak buzują we mnie najróżniejsze emocje. Od strachu i obawy do podekscytowania. Niestety również towarzyszyło mi dziwne uczucie w głowie. Ehh... Znowu. Cholere wibracje. Nienawidziłam ich. A co jeśli tutejsi lekarze coś o tym wiedzieli? Szczerze to bałam się ich zapytać. Obawiałam się, iż totalnie mnie nie zrozumieją i uznają mnie za dziwaczkę i jakiś wybryk natury. Już nawet nie będę się dopytywać o rasę, ponieważ nie wyniknęło by z tego nic dobrego. Mimo, że nadal nie pamiętałam co znaczy to słowo i do czego się odnosi. 

Przekręciłam się na pięcie i skierowałam się spowrotem do białych ogromnych drzwi, niedaleko pokoju w którym spałam. 

Jeszcze raz weszłam do sali i podeszłam do najbliższej lekarki. 

- Dzień dobry - zaczęłam. - Eem... Nie bardzo wiem jak zacząć... -  zaczęłam bełkotać co nie było zabardzo podobne do nowej Libery Black. Przypominało tą stara biedną, bezbronną i cichutką Lir. Tą z której wszyscy robili sobie żarty. 

- Spokonie. Proszę mówić! - powiedziała kobieta z ogromnym uśmiechem. Nie wiedziałam co oni wszyscy są tak pozytwnie nastawieni. Z jednej strony mi się to podobało a z drugiej strony wiedziałam, iż z tą kliniką jest coś nie tak. 

- A więc... - przełknęłam ślinę. - Muszę o coś spytać. Czy mieliście kiedyś taki przypadek jak eeee... takie jakby wibracje głowy? - po wypowiedzeniu tego zdania z twarzy lekarki na dosłownie ułamek sekundy uśmiech zniknął ale zaraz znów się pojawił, zdobiąc jej twarz. 

- Tak, tak. Spokojnie... Mamy na to lek....- odpowedziała idąc w kierunku białego blatu.

- Ale ja nie chcę leku. - pokręciłam przecząco głową. W pewnym sensie skłamałam, ponieważ chętnie wziełabym coś na tą delogliwość. Wykańczała mnie. Ale też nie byłam pewna czy powinnam to zrobić. Nie znałam w ogóle tych ludzi. - Ymm... A mogę najpierw zobaczyć to lekarstwo? 

- Yhm.... - zamruczała kobieta co miało chyba znaczyć ,, tak". Po chwili podała mi małą białą tabletkę. Nie o to mi chodziło. Chciałam dostać do ręki opakowanie w którym znajdowało się dużo więcej tych tabletek. Kurde no ale bez przesady. One też były białe? Normalnie odpadłam. 

Zastanawiałam się czy podjąć to ryzyko czy nie. 

Zdecydowałam, iż połknę lek. Tak, tak. Wiem byłam bardzo nieodpowedzialna, że to uczyniłam. 

Popiłam wodą i po sprawie. Zamrugałam kilka razy oczami i nie uwierzycie co się stało. Już po kilkunastu sekundach poczułam ulgę. Wibracje ustały. Popatrzyłam na lekarkę i odwzajemniłam uśmiech. W końcu miałam powód. Ale co to była za substancja?

- Dziękuję bardzo. Jest mi o wiele lepiej. - powiedziałam i zostawiłam kobietę w białym ubraniu.Ten kolor doprowadzał mnie do szału. 

 Co ta kobieta mi dała? Nawet nie wiedziałam co wzięłam do ust. 

Poszłam drogą którą ruszyłam wcześniej. Dokładnie skanowałam wzrokiem każdy przedmiot i każdego człowieka przechodzącego akurat obok mnie. 

Skręciłam w lewo i nagle dostrzegłam w oddali moich dwóch towarzyszy. Bardzo się ucieszyłam na ich widok a szczególnie Reya. Ciszyłam się, że nie musiał już tak cierpieć. Jestem bardzo wrażliwa na cudze nieszczęście i krzywdę. 

- Vi! Rey! - krzyknęłam a oni odwrócili głowy w moją stronę i posłali mi uśmiechu. Przepełniała mnie radość, że w końcu ich widzę. Wiem. To dziwne, ale cóż zrobić. Zależy mi na nich. Na obu. I nie chcę ich stracić. 

- Gdzie się podziewałaś? - zapytał mój brat zaglądając w moje oczy. 

- A tu i tam. - zażartowałam nadal się uśmiechając. Przypomniało mi się o co miałam zapytać Vi. Ale to za chwilę. 

- Jak twoja ręka? - mówiąc to wskazałam ramię Reya. 

- Jeszcze nie odpadła. - powiedział puszczając do mnie oko. 

 Tylko machnęłam ręką w jego stronę i powstrzymywałam się any nie parsknąć śmiechen na jego w ogóle nie zabawny ,,żart".

- Kiedy stąd wyjeżdzamy? Bo wiecie... czuję się tu dosyć dziwnie. - spojrzałam w stronę drugiego chłopaka.

Vi  wzruszył ramionami i odpowiedział:

- A powiedz mi kiedy jego ramię się zagoi? Albo lepiej sama je spytaj! - podniósł lewą brew do góry. Był czas na pytanie. 

- Mam pytanie. - zaczęłam. Tak wiem. Bardzo oryginalnie. - Chłopaki słuchajcie. Co oznacza słowo ,, rasa"? Wiem oczywiście co znaczy to słowo ale jak się kogoś tak nazywa to wtedy co? - po zakończeniu mojej wypowiedzi ich miny zmieniły się na poważne.

- Mówisz? Czy ja? - zapytał czarnowłosy kierując pytanie do drugiego chłopaka. 

- Tym razem ty. - odezwał się Vi do człowieka stojącego obok niego. - Ja już swoje powiedziałem. Ale...Może chodźmy w inne miejsce... - ruszyłam za towarzyszami.

Czułam, że czeka nas poważna rozmowa.





Siemka! 

Taki rozdział na koniec weekendu ♥ 

Miłego dnia! (lub nocy ♥)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro