Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 14

Ten rozdział dedykuję KulawemuJednorożcowi ❤ Dzięki kochana za wszystko!

No dobrze. Były przynajmniej dwie możliwości. Pierwsza: Tego miejsca nie powinno być, a druga: mapa nie została zaktualizowana. Stawiałam na tę drugą opcję ale nie wykluczałam też pierwszej.

Postanowiłam rozejrzeć się po pokoju. Nie widziałam nic podejrzanego. Normalny pokój. A jednak coś mi w nim nie grało. W całym tym budynku było coś nie do opisania. Uczucie które towarzyszyło mi przez cały pobyt. Nie były to wibracje głowy, nie uczucie pustki. Zupełnie nowe doznanie. Czułam jakby taki nacisk od środka wywołany ciśnieniem. Nie był on zbyt duży ale jednak. Co się działo z moją głową! Nigdy takich rzeczy nie miałam! Zawsze wszystko było w porządku! A może tak się działo również z Vitalio i Reyem? Nie mogłam ich w tej sytuacji spytać.

Zabronili mi wchodzić na salę. Wyszłam z pomieszczenia w którym znajdowało się moje łóżko i ruszyłam na przechadzkę. Szłam korytarzem i bacznie obserwowałam ściany, podłogę i różne inne drobiazgi. Chciałam sobie udowodnić, że nie jest to legalne czy też miłe miejsce. Ale nie znajdywałam, żadnych podejrzanych przedmiotów. 

Ehhhh.... No cóż muszę się utwierdzić na razie w podejrzeniu, iż wszytko jest okej. Ale nie potrafiłam. Zawsze coś mi nie pasowało. Może spowodowane było to tym dziwnym uczuciem w mojej czaszce. 

Usłyszałam syknięcie. Zesztywniałam. Było to syknięcie z bólu. Dopiero po chwili zorientowałam się, że stałam pod drzwiami do sali w której znajdowali się moi przyjaciele. 

Zapukałam w drzwi trzy razy. Czułam jak serce zaczęło mi szybciej bić a oddech stał się nieregularny. Bałam się. Bałam się, że coś stało się Reyowi. Nie mogłam znieść myśli o jego zranieniu a co dopiero o jego śmierci!

Zaraz po stukaniu, w przejściu stanęła jakaś kobieta z uśmiechem na twarzy.

- Czym mogę służyć? - zapytała a uśmiech nie znikał z jej twarzy. Z czego ona się cieszyła! Ja tu umierałam ze strachu a ona najzwyczajniej się uśmiechała i była spokojna. Może to ja przesadzałam. Ale z drugiej strony to nie jej przyjaciel jest ranny!

- Chciałam wiedzieć czy wszystko w porządku. - odpowiedziałam bez cienia uczuć. Nie chciałam aby poczuła moją słabość.

- Aaaaa! Wszystko w porządku! Pacjentowi została wyciągnięta strzała z ramienia i stąd ten syk. - nie przestawała się uśmiechać. Co ją tak kurcze bawiło! 

- Ymm... A nie daliście mu środków przeciw bólowych? - zapytałam. U NORMALNEGO lekarza właśnie tak się robi. Samo wyjmowanie jakiegokolwiek przedmiotu z ciała jest niezwykle bolesne. Jeśli nie dali Reyowi tych leków to ja na pewno im coś zrobię!

- Ależ niech Pani się nie martwi! Pacjentowi podane zostały odpowiednie leki. - odpowiedziała bardzo spokojnym i opanowanym tonem nadal mając przyklejony do twarzy uśmiech. Skoro podali to dlaczego to go bolało? Najwidoczniej nie były to dobre środki. 

- Czy mogę wejść, odwiedzić Reya? - zapytałam z troską w głosie podnosząc brwi. 

- Oczywiście! - odpowiedziała szczerząc do mnie swoje bielusieńkie zęby. 

Wbiegłam do pomieszczenia jak poparzona. Od razu poczułam na sobie wzrok wszystkich lekarzy i pielęgniarek. Natknęłam się na wzrok Vi. Był smutny ale także troskliwy oraz z cieniem radości. Spokojnie podeszłam do łóżka na którym leżał Rey. Miał otwarte oczy i rozmawiał z moim bratem. Uffff... Kamień z serca.

- Hej... - powiedziałam patrząc w na poszkodowanego. Jego oczy nie miały końca. Czarny jak smoła wzrok ciągnął się i ciągnął. W jego tęczówkach nie było, żadnych przejaśnień. 

- Cześć... - odpowiedział. Co miałam powiedzieć! Całkowicie wyleciało mi to z głowy! Nie mam pojęcia dla czego! Zdarzało się tak kiedyś gdy... Nie! Nie! Znam go tylko kilka dni! Wykluczone!

- Wszystko, dobrze? - zapytałam. Ohhh! Co za głupie pytanie! 

- Eee... W miarę - powiedział posyłając mi uśmiech. Zaśmiałam się na ten czyn.

- Wiecie... Coś mi nie gra w tym miejscu. - popatrzyłam Vi a potem na Reya. - Mam... jak by to nazwać... No po prostu towarzyszy mi w tym miejscu dziwne uczucie, którego nie doświadczyłam nigdy przedtem... - towarzysze spojrzeli po sobie i znów ich wzrok padł na mnie. - A wy nie macie tak? Niczego nie czujecie? - dodałam. Świetnie. Czyli tylko mi tak się działo. 

Panowała niezręczna cisza. Na szczęście mój brat ją przerwał. 

- Gdy on wyzdrowieje - wskazał drugiego chłopaka - Wtedy ruszymy. Jednak na razie zostajemy tutaj. - jego głos był stanowczy. No ba, że zostaniemy do czasu wyzdrowienia Reya, ale przez ten czas muszę się jak najwięcej dowiedzieć o napastniku i o tym miejscu. Jedyne co na razie wiedziałam to, że nie ma tego miejsca na mapie. 

Po dłuższej chwili rozmowy opuściłam salę medyczną. Na korytarzu panowała pustka.

Przez głowę przeszła mi myśl aby udać się do miejsca gdzie podsłuchałam rozmowę. Starałam się przypomnieć, którą drogę wybrałam. Tak więc postanowiłam po prostu iść przed siebie tam gdzie mnie nogi poniosą. Pierwsza myśl jest zawsze najlepsza. Przekonałam się o tym gdy rozpoznałam obrazy widniejące na ścianach. Przedstawiały one anioły, jakieś demony czy inne stwory a niektóre najzwyczajniej portrety ludzi. 

Wychyliłam się zza ściany. Dostrzegłam uchylone drzwi na końcu korytarza. Najpierw nasłuchiwałam aby na nikogo się nie natknąć. Cisza. Powoli podeszłam do drzwi i chwyciłam za klamkę. Weszłam do białego pokoju. Dosłownie wszystko było śnieżno białe. Kanapa, meble, ściany i ozdoby. Oprócz jednej rzeczy. Był to obraz zawieszony nad kominkiem. Na zewnątrz był otoczony czarną grubą ramą. A przedstawiał kolejnego stwora. Muszę przyznać, iż był imponujący. Zamknęłam za sobą drzwi i zastawiłam fotelem. 

Coś musiało tu być. Jakaś cenna informacja, która mogłaby mi się przydać. 

Podeszłam do biurka. Leżały na nim trzy koperty. Każda w innym kolorze. 

Wzięłam do ręki pierwszą z brzegu.

 Otworzyłam i od razu pożałowałam tego czynu.





Hello! ♥

Jak myślicie co znajdowało się w kopercie? 

Miłego dnia! (lub nocy) ♥

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro