Rozdział 13
Otworzyłam szerzej oczy. To musiał być sen. Ale jakoś... nie mogłam się z niego obudzić.
Trzęsłam głową na boki aby się otrząsnąć z tego koszmaru. Podeszłam bliżej Reya. Miał zamknięte oczy. Musiało go straszliwie boleć. Pff... Jak by ciebie to nie bolało! On dostał strzałą w ramię! Całe szczęście był twardy i dzielny. Nie mam pojęcia czemu nie płakał. To, przecież piekielnie boli.
- Vi? Co się stało? - spytałam łamliwym głosem. Nie mogłam patrzeć na cierpiącego..... przyjaciela? Chyba jeszcze nie mogłam go tak nazwać. Na pewno był dla mnie bardzo ważną osobą. Znałam go niewiele, a zarazem wystarczająco długo.
- Cii.. - powiedział mój brat uciszając mnie. - Chodź. - dopowiedział wstając i kierując się w róg sali gdzie nikogo nie było.
- Reya postrzeliła jakaś osoba. Nie widziałem jej dokładnie. Tak naprawdę rzucił się aby cię obronić. Gdyby tego nie zrobił to ty byłabyś ranna. Ty byś oberwała. - popatrzył mi głęboko i zdawało mi się, że dotarł aż do mojej duszy. Rey poświęcił się dla mnie? Naprawdę? Nie miałam już wątpliwości do co przyjaciela. Ryzykował życiem aby mnie ochronić? Oddech mi przyspieszył. Kto i dla czego chciał nas skrzywdzić oraz przy tym prawdopodobnie zabić? Czym zawiniliśmy? Chciałam tylko znaleść mamę i aby wszystko się ułożyło.
- P-poświęcił się dla mnie? - szepnęłam jąkając się. To taki szlachetny gest. Bardzo powoli po moim policzku spłynęła zimna łza. Przetarłam oczy by opanować emocje które chciały się wydostać na zewnątrz. To ja powinnam ucierpieć. Nie on.
- Hej... - powiedział mój brat unosząc mój podbródek do góry. - Wszystko będzie dobrze. - po tych słowach posłał mi przyjazny i troskliwy uśmiech. - Rey potrzebuje teraz odpoczynku więc zostaniemy tu trochę. Rana musi się całkowicie zagoić. Inaczej wda się zakażenie. Trochę to potrwa, ale przebolejemy. W tej chwili najważniejszy jest nasz przyjaciel. - wskazał głową na posłanie na którym spoczywał chłopak a ja przytaknęłam.
- Czy to była ta sama osoba co..... A właściwie to która godzina? - zmieniłam temat. Nie czas na takie rozmowy. Nie mam po prostu na nie siły. Jeśli się okaże, że odpowiedź na te pytanie jest ,,tak" to chyba dostanę zawału. Nie chciałam zaprzątać sobie tym głowy.
- Proszę już opuścić pomieszczenie. Pacjent potrzebuje odpoczynku. Tylko najbliższa osoba może tu przebywać. - odezwał się lekarz. Oboje wiedzieliśmy jaka byłą odpowiedź. Został Vi. Zna, przecież Reya od lat.
Tak więc zostawiłam go tam i ruszyłam w kierunku pokoju w którym się obudziłam. Tak w zasadzie to niezbyt wiedziałam gdzie on jest. Gdy szłam do chłopaka którego postrzelono nie za bardzo zwracałam uwagę na otoczenie.
Rozglądałam się dookoła podziwiając liczne obrazy i ozdoby na ścianach. Po chwili do moich uszy doszedł czyiś głos. Był to bardzo niski głos należący do mężczyzny. Niestety słabo było go słychać.
- Jest tu? - zapytał. Czyli ludzi było dwoje. - Rozumiem. Przebywa na w sali medycznej? - nasłuchiwałam - Już nie?! Yhm. Tak. Nie pozwolę. Do widzenia. - powiedział. Nie słyszałam tego drugiego człowieka. Zbyt cicho mówił. Nie jestem pewna ale chyba mówił o Reyu....albo o mnie? W końcu on tam został a ja wyszłam.
Poczułam niepokój związany z tym miejscem. Gdzie ja tak naprawdę jestem? Gdzie ja w ogóle jestem?! Nikt mi nawet nie powiedział. Miałam złe przeczucia. A ostatnio jak ja coś przeczuwałam to na ogół okazywało się to prawdą.
Usłyszałam zbliżające się kroki. Serce zaczęło być mi mocniej i szybciej. W moim mózgu wirowały różnorodne myśli co zrobić.
Nagle doznałam tego samego uczucia. Znowu. Te cholerne wibracje czaszki! Ból, wibracje i uczucie pustego mózgu doprowadzały mnie do szału. Ale czułam je tylko w niektórych momentach i występowały one nieregularnie.
- Co ty tu robisz? - zapytał jakiś facet tym samym głosem, słyszalnym przed sekundą. Spojrzał na mnie z takim odrzuceniem i odrazą. Miał coś do mnie? - Halo?! - dorzucił widząc, że nie odpowiadam.
- Yyyy.... Zabłądziłam iii...podziwiam obrazy i te.... - rozejrzałam się w około. - figurki i lampy. - odezwałam się w końcu mówiąc co mi głowa podrzuciła do ust.
- Nie powinnaś tu być. Twój pokój jest gdzie indziej. Zaprowadzę cię. - odpowiedział i pociągnął mnie za ramię. Nie był to przyjacielski gest, lecz raczej nerwowy i agresywny. Po moim ciele rozlał się nieprzyjemny dreszcz. Jakby ktoś poraził mnie prądem. Aż przypomniała mi się sytuacja w parku. Wtedy gdy pierwszy raz spotkałam Reya. Chociaż wtedy było zabawnie, a wtedy na korytarzu nie było mi do śmiechu. A temu człowiekowi tym bardziej.
Może te dreszcze mają ze sobą coś wspólnego? Ten który wtedy poczułam był identyczny. Ale chłopak miał ze sobą mini paralizator. A ten koleś przed chwilą na pewno go nie posiadał.
Gdy z pomocą dotarłam już do pomieszczenia gdzie niby był mój pokój, zamknęłam za sobą drzwi i spojrzałam na łóżko.
Leżał na nim telefon. Mój telefon. Dziwne.... Nie pamiętam abym go wyjmowała. Po prostu wstałam i wybiegłam do pacjenta.
Podeszłam do niego i chwyciłam w dłoń. Od razu wybrałam numer do taty i napisałam:
Lir: Tato, nie martw się o mnie. Wszystko w porządku. Jestem w górach ze znajomymi na nartach. Kocham cię!
Było mi głupio, że skłamałam ale cóż zrobić. Miałam napisać: ,,Spokojnie tato, u mnie wszystko okej. Ktoś próbował mnie skrzywdzić bądź zabić już dwa razy ale jest okej. A i jeszcze wiesz co? Mam brata! Tak, odkryłam to! Już mi nie musisz oświecać." Taka wiadomość nie wchodziła nawet w grę. Ku mojemu zdziwieniu po chwili doszła odpowiedź na smsa.
Tata: Boże, córeczko! Tak się martwiłem! Jak dobrze, że wszystko jest dobrze! Wymknęłaś się z domu bez pożegnania! Zgłosiłem nawet twoje zaginięcie! Muszę je teraz odwołać. Mogę zadzwonić?
Lir: Chyba nie jest to najlepszy pomysł. Idę właśnie na stok i chowam telefon. Papa! Kocham cię!
Tata: No dobrze. Zadzwoń gdy skończysz. Papa. Ja ciebie też kocham!
Później napisałam również do Mariki, a jej reakcja była podobna.
Rzuciłam się na łóżko. Gdzie się znajdowałam? Wyjęłam mapę Vi. Wynikało z niej, że to nie jest Lesttac. Nie było tam szczegółowych informacji o terenie, ponieważ mój brat sam ją rysował. Postanowiłam sprawdzić w internecie, na bardziej wiarygodnej mapie. Na szczęście była jedna kreska zasięgu. Wpisałam nazwę miasteczka i zobaczyłam teren który je otaczał.
Jak to?
Wynikało z niej, że........ nie ma takiego miejsca jak ten ośrodek....
Rozdziałek na poranek i rozdział na wieczór! :)
Zachęcam do dalszego śledzenia losów naszych bohaterów i obserwowania mnie, aby być na bieżąco! ♥
Miłego dnia! (lub nocy ♥)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro