Rozdział 10
Jezu, znowu jakaś dziwna informacja.
- Jak to? Jesteś sierotą? Z domu dziecka? - zapytałam bacznie go obserwując. On tylko patrzył się w ziemię smutnym wzrokiem.
- Taaa... Toteż nie jestem tak wrażliwy jak inni, chociaż taki byłem za czasów domu dziecka. Dlatego, uciekłem. Miałem dosyć życia w śród źle nastawionych do mnie ludzi. Miałem wtedy dziesięć lat. - ten to miał dopiero ciężko. Ja se żyłam w luksusach. Dużo czasu spędziłam z mamą, z tatą no i jak się jeszcze okazało, z moim bratem. Miałam wszystkiego pod dostatkiem. A on nie. Tak nie powinno być. Każdy ma prawo do normalnego, życia a nie każdy dostaje taką szansę. - Mama podobno oddała mnie ponieważ byłem inny. No przynajmniej trak twierdziły panie, które się nami opiekowały. - dodał Rey. Co miał na myśli?
- Ale jak to inny? W jakim sensie? - spojrzał na mnie i nie odpowiedział tylko zmienił temat.
- Zbierzmy to drewno bo już zaczynam zamarzać. - powiedział odwracając wzrok. Postanowiłam, że nie będę drążyć teraz tego tematu związanego z dzieciństwem mojego towarzysza. I tak już się bardzo dużo dowiedziałam. Więc tylko przytaknęłam i zaczęłam szukać jakiś suchych gałęzi.
*
- No, już myślałem, że nie wrócicie. - powiedział z nutą rozbawienia w głosie Vitalio. - Udało wam się coś znaleść? -dodał, a ja szybko odpowiedziałam:
- Tak, chodź jest tego nie wiele, starczy na jakieś czterdzieści minut. Potem pójdziemy spać. - mój głos był bardzo odważny. Chyba pierwszy raz aż taki. Nie rozumiałam co się we mnie zmieniło. Może to, że odnalazłam rodzeństwo? Że nie jestem jednak sama na tym świecie. To dodało mi na sto procent odwagi. Plus jeszcze to, że poznałam Reya. To był cudowny chłopak. Zupełnie inny niż wszyscy. Miał trudne dzieciństwo, a moi koledzy z klasy to rozpieszczeni domownicy. On jest bardzo odważny, silny i umie przetrwać w trudnych warunkach, za to oni nie umieją nawet samemu zapisać się do lekarza. Powagi trochę. W końcu za rok będą pełnoletni. Rey jest od nich starszy tylko o dwa lata. Na pewno dałby sobie radę też jakby był młodszy.
Podczas mojego zamyślenia chłopcy zdążyli rozpalić już ognisko. Co ja mówię. To już nie są, przecież chłopcy. To dorośli faceci. Już pełnoletni. Z myślenia oderwał mnie Vi który poklepał mnie po ramieniu.
- Ej, Lir, zobacz. - powiedział wskazując na oświetloną ścianę jaskini.
Po bokach widniały nieziemsko piękne obrazy. Ale nie zwykłe. Były namalowane na ścianach. Przedstawiały chyba jakieś obrzędy. Wywoływanie czegoś...albo kogoś. Na malunkach wdniały także inne postacie niż ludzie. Jakieś demony czy duchy.
- W tym miejscu odbywało się paktowanie z demonami i wywoływanie duchów. - powiedział Vitalio. Czyli moje podejrzenia się potwierdziły. Już nie czułam się dobrze w tej jaskini. Zniknęło poczycie jako takiego bezpieczeństwa. Wiem, że to tylko wymysł mojej wyobraźni ale i tak miałam co do tego miejsca złe przeczucie. No bo co. Dlaczego akurat musieliśmy natknąć się na to miejsce? Ohhhh...
- Dobra. Nie czuję się tu dobrze. Chodźmy już spać....Jestem wykończona - oznajmiłam - Proszę? - dorzuciłam błaalnym głosem. Rey i jego przyjciel spojrzeli po sobie i tylko kiwneli do siebie głowami, co chyba oznaczało tak.
- Najpierw ja stoję na warcie, a ty śpisz? Czy odwrotnie? - zapytał chłopak o czarnych włosach. Miałam wrażenie, że były stworzone z węgla i ze smoły.
- Spoko. To dobranoc siostrzyczko. - powiedział Vi i uśmiechnął się do mnie. Następnie rozłożył swój wcześniej zabrany koc i położył się.
- Dobranoc, braciszku... - odezwałam się uśmiechając się pod nosem. Wykonałam tą samą czynność co on przed chwilą i położyłam się.
Przez jakiś czas jeszcze wpatrywałam się w Reya. Siedział przy ognisku na kocu i ogrzewał ręce. Był skulony w prawie, że kulkę co dodawało mu słodkości.
Jezu, Libera! Zastanów się co ty pleciesz!
Po tych słowach wypowiedzianych w mojej głowie, zatonęłam w ciemności
*
Szliśmy przez las. Był już ranek. Rozmawialiśmy, śmialiśmy się i Vitalio opowiadał historię jak się poznali z jego przyjacielem. Wszystko wydawałoby się w porządku lecz ja czułam coś innego. Jakieś obce uczucie. Nigdy coś takiego mi sie nie przytrafiło. Poczucie pustki, lekkiego kłucia, bólu oraz ,,mgły" w płucach. W mojej głowie też nie było skromnie w uczucia. Malutkie ,,wibracje" w mojej czaszce. Czułam, że coś jest nie tak. Odwróciłam głowę za siebie i otworzyłam szerzej oczy ozar wydałam z ust cichy pisk. I wtedy....
Obudziłam się. Była noc. Ognisko było już zgaszone. Wypaliło się drewno będące w środku. Została tylko czarna plama na ziemi. Chłopcy spali......Chłopcy?! Przecież jeden z nich miał trzymać wartę! No ale czego ja się właściwie spodziewałam. Po tak ciężkim dniu mało komu chciałoby się siedzieć, bądź stać i pilnować czy coś złego się nie dzieje. Toteż nie dziwiłam się Reyowi, że zasnął. Powróciłam myślami do mojego snu.
Zastanawiałam się co tam mogłam zobaczyć. Ale to i tak nie istotne. Na szczęście to tylko sen. Ale głowa mnie bolała tak samo jak we śnie. Nie nawidzę realistycznych snów po których i w których czujesz jakiś ból. Popatrzyłam na Reya a potem na Vi. Mimo, że mężczyźni to spali jak małe dzieci. Skuleni w kłębek i przykryci kocem.
Nagle ogarnęło mnie niekontrolowane zmęczenie. Czyłam również, że sama nie zasnę, ponieważ byłam dziwnie czymś zapokojona. Położyła się więc obok mojego brata i chwilkę jeszcze rozmyślałam nie mogąc zasnąć i zgasić nieprzyjemnego uczucia.
Po jakimś czasie w końcu zasnęłam nie budząc towarzyszy. A niech sobie odpoczną. Te góry są przecież ciche i ta jaskinia jest na szczęście mało widoczna i pewnie już zasypało wejście do niej.
*
Usłyszałam głośny krzyk.
Hej, hej! ♥
Tu Maja! Potrzymam was w lekkiej niepwności co do tego krzyku :/ :D
Miłego dnia! (lub nocy)
PS
Ja nie mogę! Jest już ponad 250 wyświetleń! Boże, rozwalacie mnie! ♥
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro