Rozdział 4
Poczułam pierwszy cios w brzuch. Od razu zrobiło mi się strasznie niedobrze. Ból był nie do wytrzymania. Opadłam na kolana uderzając nimi mocno w ziemię. Nie przejmowałam się tym iż zaczęły mi krwawić. Chciałam jedynie aby to wszystko się skończyło. Przez chwilę nic nie czułam. Już miałam nadzieję, że poszli.
- Wystarczy? - usłyszałam niewyraźny głos licealisty. Ciężko dysząc słuchałam dalej lecz obraz rozmywał mi się przed oczami. Z daleka rozpoznałam Reya patrzącego się na całą sytuację. Na mnie. Ale ani myślał aby pomóc.
- A czy ja tak powiedziałam? - warknęła jakaś dziewczyna. Chyba Lidia. Teraz to się nie za bardzo liczyło. Po tych słowach chłopak westchnął i kopnął mnie jeszcze raz w brzuch a potem w głowę.
To było chyba od niechcenia. Zawyłam z bólu i zaczęło mi się jeszcze bardziej kręcić w czaszce.
- Proszę nie....już nie... proszę... - mówiłam sama do siebie ledwo wytrzymując ten ucisk w brzuchu. Ale wiedziałam, że to i tak nic nie da.
Myślałam, że zaraz tam umrę. Ehhh i tak by pewnie nikogo oprócz taty, Mariki i może Arona by to nie obchodziło.
W moim brzuchu jakby toczyła się wojna bo wszystko mi się w nim przekładało i przelewało. Do moich uszy dotarły już tylko te słowa :
- Odsuńcie się! Cholera... - to był głos Arona. Wokół byli śmiejący się, brutalni licealiści i licealistki. Nic już więcej nie słyszałam. Za bardzo bolało. Na chwilę jeszcze rozwarłam powieki i z poczułam, że mną potrząsa i coś krzyczy. Po chwili obraz rozmazał mi się na dobre i później nie widziałam już nic.
*
- O! Mari! Chodź tu! - to były pierwsze słowa które usłyszałam. Powoli otworzyłam oczy i spostrzegłam całą trzęsącą się Marikę i obok niej Arona. Jej chłopaka który był starszy o rok. Nie wiedziałam gdzie jestem, ale byłam szczęśliwa, że to już koniec tamtego zdarzenia. Nie odzywałam się. Nie miałam sił. Byłam wykończona. Ból brzucha lekko ustąpił ale nie całkowicie. A szkoda. Po chwili zorientowałam się gdzie jestem. Leżałam u szkolnej pielęgniarki na takim specjalnym łóżku dla pacjentów. Miałam odkryty brzuch i na nim widniały sine, żółte, brązowe i fioletowe plamy. Nawet nie ważyłam się ich dotykać. Pewnie bolały jak diabli ale ja byłam na środkach przeciwbólowych.
- Boże, Kochana! Nawet nie wiesz jak się o Ciebie bałam! Twój tata już tu jedzie. - powiedziałam nerwowo moja przyjaciółka. Była przy mnie. Jak zawsze. Nie mogę wyrazić szczęścia wynikającego z tego, że ją mam.
Starałam sobie przypomnieć co działo się przed tym jak tu trafiłam lecz w moim mózgu była pustka. Totalnie nic nie pamiętałam.
- Emm.. Co się stało? - spytałam spokojnie próbując się podnieść. Niestety nie dałam rady. Za bardzo kręciło mi się w głowie. Marika i jej chłopak popatrzyli na siebie a potem na mnie.
- Jak to? Ty nic nie pamiętasz? Lir! Zostałaś pobita! Ty mówisz poważnie? Nie pamiętasz? - powiedziała do mnie Mari i popatrzyła na Arona.
- Pewnie zostałaś trafiona w głowę. Jakie zdarzenie pamiętasz jako ostatnie? - spytał mnie spokojnie siadając na moim łóżku.
- Wychodziłam z sali... I potem... Potem się obudziłam tu.
Mam skrytą nadzieję iż rozdział się spodobał :)
Wiem, że trochę taki smutny ale cóż poradzić.
Dzięki za czytanie i zapraszam do obserwowania mnie i czekania na dalsze części! ♥
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro