Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 18

Biegliśmy mijając kolejno kilku pracowników ośrodka. Kątem oka dostrzegłam, że trzech pracowników biegło zupełnie w przeciwną stronę co my. Po co? Nie chcieli się ukryć? Nie było czasu na więcej przemyśleń. Musiałam skupić się, aby nie upaść. Bez zatrzymania Rey ciągnął mnie przez kręte korytarze aż w końcu znaleźliśmy się pod jakimiś drzwiami. Nie mogłam pojąć co się zdarzyło. Tak szybko wszystko działo. 

Po chwili byliśmy otoczeni ludźmi. 

- Zapraszam za mną! - krzyknął jakiś pan w białym płaszczu. - Musimy się wszyscy zebrać i iść do schronu! Raz raz! - Ostatnie dwa słowa, wypowiedziane przez niego wydawały wrażenie, jakby mówił do małych dzieci. A przecież, chyba tylko ja w tym budynku byłam jeszcze niepełnoletnia.

Zbiegliśmy po schodach pod ziemię. Nigdy jeszcze nie byłam w takim prawdziwym schronie. Nie byłam w ogóle w jakimkolwiek schronie. Pracujący w tym budynku oszaleli. Panowała bardzo napięta atmosfera zmieszani w tą akcję szeptali coś do siebie. Czułam się nieswojo w tym towarzystwie. Czułam, że każdy patrzył na mnie. 

- Ej, co się dzieje? - zapytałam Vitalio, ale ten mi nie odpowiedział. Jeszcze lepiej.

Po ok. dwóch minutach alarm ucichł. Panowała niezręczna, grobowa cisza. 

- Przepraszamy państwa za ten hałas. Na szczęście to był fałszywy alarm. - powiedział spokojnie z uśmiechem ten sam pan, który kazał iść do schronu. Kamień z serca. Nie umiałam dostrzec tej trójki, biegnącej w przeciwną stronę. Nie było ich tam. Nie było ich razem za mną w schronie. Pewnie pobiegli sprawdzić co wywołało alarm. Biorąc przykład z innych obywateli powoli wychodziliśmy ze schronu aby nikt się nie potknął, i nie został zdeptany. 

Po opuszczeniu pomieszczenia, ruszyliśmy do mojego pokoju. Nie wiedziałam czy mogłam go tak nazywać. 

- Chyba nie dokończyłeś mi opowiadać o sobie? - powiedziałam kierując pytanie do Reya. Wzrokiem szukałam mojego telefonu, którego nie mogłam wypatrzeć. Byłam pewna, iż zostawiłam go na posłaniu. Zabrałam się za szukanie. Przejrzałam szafki, zajrzałam pod pościel oraz pod łóżko, ale nic. Nie było go tu. - Cholera. Telefon mi zniknął. - powiedziałam

- Gdzie go ostatnio widziałaś? - odezwał się Vi patrząc na mnie.

- Tu. - wskazałam miejsce, w którym wcześniej leżał. - Poszukam jeszcze, ale jak się nie znajdzie to pójdziecie ze mną do recepcji, zgłosić zaginięcie? - towarzysze kiwnęli głowami i zabraliśmy się do szukania. 

Po upływie dłuższej chwili, ustaliliśmy, że zaraz ruszymy do recepcji. 

Kolejny raz przekraczałam próg mojego pokoju.
Ktoś ukradł mi telefon? Przecież byłam gościem! Jak mogli to zrobić!

Po chwili dotarliśmy do wybranego miejsca. Pierwsze co ujrzałam to uśmiechniętą i ubraną na biało kobietę.
- Dzień dobry. Czym mogę służyć? - zapytała patrząc to na mnie, to na chłopaków.
- Chciałam zgłosić zaginięcie telefonu. - oznajmiłam a pracownica od razu zapytała mnie o model smartfona. Podałam jej, a ta się jeszcze szerzej uśmiechnęła.
- Aha! - krzyknęła, a ja lekko przestraszyłam. Szczerze to nie wyobrażałam sobie takiego obrotu akcji. - Mam! Został przyniesiony kilkanaście minut temu. Znalazca powiedział, iż zauważył go na korytarzu. Podobno leżał na podłodze. Może go upusciłaś gdy biegłaś do schronu? - powiedziała pracownica kierując do mnie pytanie. Ja? Ja nawet go nie brałam gdy szłam poszukać towarzyszy i przy okazji wzięłam nieznany mi lek. Tak więc jak się znalazł na białej posadzce? Hmm... może jednak wypadł mi z kieszeni. Ale w ogóle sobie tego nie przypominam.
Podziękowałam kobiecie, i ruszyliśmy znów do pomieszczenia gdzie znajdowały się moje rzeczy.
Potwornie buraczało mi w brzuchu. No cóż. W końcu nie jadłam od dwóch dni. Czułam się jakbym miała zaraz zemdleć. Wcześniej nie wydawało mi się to, aż tak istotne, ponieważ bardzo dużo się działo. Nie było czasu na posiłek.
- Hej, można tu coś zjeść? - zapytałam Reya.
- Oooo! Wiele bym za to dał! - spojrzał na Vi, który się uśmiechnął i powiedział:
- Zapewne tak. Lecz trzeba kogoś tutejszego zapytać.
- Tak naprawdę to kiedy oni jedzą? - skierowałam pytanie do istoty stojącej obok mnie. Czyli do Reya. Nie mogłam nazywać go już człowiekiem.
Znowu wyruszyliśmy do recepcjonistki.
I znowu po chwili dotarliśmy do wybranego miejsca.
- Witam ponownie - powiedziała kobieta
- Dzień dobry. Czy jest możliwość zjedzenia czegoś? Jestem naczczo od dwóch dni. Chyba nie pozwolicie aby wasi goście umarli tu z głodu i męki? - piękne to ujęłam. Mogłam być z siebie dumna.
- Ależ oczywiście. Skontaktuje się tylko z dyrektorem. - odpowiedziała i wzięła do ręki telefon stacjonarny. Po co kontaktować się z szefem? To była zwykła prośba o coś do jedzenia. Nic nadzwyczjnego.
Kobieta rozmawiała przez telefon tak cicho, że jej nie mogłam usłyszeć.
Odłożyła jednak słuchawkę po zaledwie chwili rozmowy.
- Za około dwadzieścia minut do waszych pokoi zostaną przyniesone posiłki. Czy chcecie je otrzymywać codziennie? - zapytała. Pfff... Jakby odpowiedź była przecząca.
- Jasne, że tak! - powiedziałam opierając się o blat. - Ale czy moglibyśmy dzisiaj zjeść razem? - zapytałam zupełnie innym głosem niż przed sekundą. U mnie w domu zawsze jedliśmy razem. Recepcjonistka kiwnęła głową.
Odeszliśmy od lady. Nadal nie wiedziałam gdzie mieli swoje pokoje. Tak naprawdę to nigdy ich o to nie pytałam. Jakoś nie było okazji. Tak samo jak coś zjeść. Na szczęście niedługo miał przyjść nasz obiad.  Byłam bardzo ciekawa co nam podadzą. Coś klasycznego czy może nowoczesnego? Zdrowe czy fast food? Zakładałam, iż zdrowo i klasycznie.

*

Czas oczekiwania wydawał mi się bardzo długi. Gdy w końcu przynieśli jedzenie coś mi w nim nie grało. Zresztą w tym facecie tak samo. Ale mniejsza. Zajmę się tym potem. Czas się napchać.



Hejka!
Jak tam?
Miłego dnia! (Lub nocy ❤)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro