Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 15


Zatkało mnie. 

Serce zaczęło mi szybciej bić i oddech mi przyspieszył. Nie czułam się już bezpiecznie. Prawdę mówiąć w ogóle nie miałam wrażenia, iż byłam bezpieczna w tym ośrodku. 

Przeglądałam zawartość koperty jeszcze raz i jeszcze raz, a nadal nie mogłam zrozumieć po co im to było. Do czego? Chciałam jak najszybciej powiedzieć o zdobyczy Vi i Reyowi. Od papieru na dodatek ciągnęło jakimś dziwnym zapachem. 

Poczułam się jak zwierzę w klatce. Tak samo uwięziona i ciągle w niepewności o jutro.

Nagle usłyszałam rozmowę. Przez moje ciało przeszedł zimny dreszcz który towarzyszył mi codziennie. Dreszcz strachu. 

Szybko rozejrzałam się po pokoju. Gdzie mogłabym się schować aby mnie nie zauważyli? Od spotkania z pracownikami ośrodka dzieliły mnie sekundy. Odłożyłam kopertę na miejsce gdzie wcześniej leżała i z braku pomysłów po prostu otworzyłam okno na ościerz i wyszłam przez nie. Poczułam podnogami śnieg. Stałam na zewnętrznym parapecie kilka metrów nad ziemią. Przeszłam powoli kilka kroków w bok nie patrząc w dół. Gdy znalazłam się już po za zasięgiem wzroku ludzi którzy by weszli do pomieszczenia odetchnęłam. Po chwili mój spokój jednak zniknął gdy usłyszałam znajome mi głosy. Były to te same które wcześniej posłuchałam. 

- Jezu... Zamknij te okno. Zimno jest jak cholera. - odezwał się niski głos.  

- Tak, szefie. Jednak zanim zamknę okno chcę panu coś przekazać. Mam tu trzy koperty. Każda w kolorze rasy. - powiedział drugi męszczyzna. Jakiej znowu rasy? Nic nie rozumiałam. - Rey Maren, Vitalio Black i Libera Black. W kopertach znajdują się najważniejsze informacje na temat tych osobników. Okazało się, że mamy niezwykłe szczęście! Pod naszym dachem znajdują się trzy różne rasy! A jedno z nich jest tej samej maści co mistrz. - słuchałam uważnie. Zaczęło robić mi się badzo zimno. Myślałam, że zamarznę. Ale nie mogłam się ruszyć. Inaczej usłyszeliby mnie a wtedy mój plan by poległ. 

- Naprawdę? Kto? - zapytał wyraźnie z zaciekawieniem grubszy głos.

- Dziewczyna. - ciężko przełknęłam ślinę. Nie wiedziałam czy wytrzymam. Mówili o mnie?

- Rozumniem... - nastała cisza. - Lubisz pączki? - zapytał po chwili zastanowienia. Dlaczego tak nagle zmienił temat?

- Ehm... A co to... - ściszył głos tak więc go nie słyszałam. 

- Na mnie już czas. - powiedział gruby głos i słyszałam jak wychodzili. Nasłuchiwałam jeszcze chwilę aby mieć pewność, że nie natrafię na nich gdy wejdę znów do środka. Ucichły na dobre. 

Wskoczyłam cała zmarźnięta do pokoju. Moje ciało było jak żywa kostka lodu. 

Opadłam na dywan aby przechwycić od niego ciepło. Na szczęście męszczyzna, który przed sekundą tu był zapomniał o biały oknie. Ufff... Inaczej bym nie weszła i bym naprawdę zamarzła.

Gdy spojrzałam na biórko, kopert już nie było. Ale zapamiętałam ich kolory. Była biała, czarna i czerwona. Nie widziałam w nich nic podejrzanego. Pozostawało lecz pytanie: Jakie znowu rasy?

Chyba Vi i Rey mają mi coś do powiedzenia! Jedno się sprawdziło. Nie był to dobry ośrodek. Nie dla nas. Mieli o nas zbyt dużo informacji. 

Pożegnałam się z pokojem i cicho z niego wyszłam. Moim celem było najpierw moje łóżko i kocyk, a potem wytłumaczenie od brata. Musiałam najpierw się ogrzać. 

Podczas podóży do pomieszczenia, w którym leżał mój telefon, nikt mi nie przeszkadzał.

Weszłam na łóżko i dałam nura pod pościel jak małe dziecko. 

Już po kilku minutach było mi znacznie cieplej. Chwyciłam za telefon. Niestety migało na nim ostrzeżenie o wyładowaniu baterii, aż w końcu całkowicie się wyłączył.

A ja biorąc przykład z telefonu, ,, wyłączyłam" mózg i zasnęłam.


*


Obudziłam się gdy za oknem było już ciemno. Spojrzałam na zegar ścienny i okazało się, iż była trzecia trzydzieści trzy. Ohh! Nienawidziłam tej liczby! Kojarzyła mi się z diabłem, stworami i innymi cudami. Niecierpliwie czekałam aż wskazówka przesunie się o minutę. Ciągnęła się ona w nieskończoność, ale gdy tak się stało podniosłam się na równe nogi. Przeszłam na drugi koniec pokoju i zajrzałam za okno. Śnieg padał, i padał. Był to piękny widok. Lampy zwisające z budynku oświetlały biały puszek, co sprawiało, iż migotał się na tysiąc kolorów. Kręciło mi się trochę w głowie i kołysałam się z boku na bok. Starałam się myśleć o tajemniczych kopertach i o trzech maściach. Ale niestety mi się to nie udawało, ponieważ w niespodziewny sposób myśli uciekały mi z głowy. Głosy dwóch mężczyzn buzowały we mnie i ściskały od środka. Mróżyłam i  otwierałam oczy aby tylko móc przypomnieć sobie o moich wczorajszych znaleziskach. Nici z moich wysiłków. Postanowiłam się nad tym zastanowić rano. Wróciłam do posłania i zasnęłam żelaznym snem. 


*


Wstałam z lekkim bólem i zawrotami głowy.  Kompletnie nic nie pamiętałam z dnia poprzedniego, od momentu wejścia do śnieżnobiałego pokoju.Jedyne słowo które zostało w moje głowie to rasa. Nie wiedziałam czego się tyczyło, ale coś ważnego musiało się stać. Czułam to. A jak ja coś przeczuwam, to coś jest na rzeczy.





Hejka! 

Strasznie przepraszam, że nie pisałam tak długo rozdziałów!

 Mam teraz mnóstwo nauki i sprawdzianów, co wcale mi nie przydadło do gustu :/

Mam nadzieję, iż niedługo wam to wynagrodzę rozwinięciem akcji ♥

Miłego dnia! (lub nocy ♥)


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro