08. Poranek w dormitorium Huncwotów
Remus nienawidził poranków. Nieważne czy miał wtedy osiem lat i mama obiecała mu wcześniej, że przygotuje jego ulubione śniadanie, czy budził się nagi i obolały po pełni lub miał lat dwadzieścia parę, a jego budzikiem stał się Harry Potter wskakujący do łóżka z okrzykiem:
– Remi, wstań! Wstań!
Jego szczeniak był porannym ptaszkiem i Remus tego nienawidził. Syriusz podobnie, bo jęknął głośno, gdy Harry skoczył mu prosto na brzuch. Otworzył jedno oko i zerknął kontrolnie czy jego partner jeszcze żyje.
– Dzisiaj jest sobota, a w soboty idziemy do cioci Dromedy! – Harry podskoczył jeszcze raz tym razem wsadzając stopę prosto w żebra Syriusza. Zaśmiał się głośno, a jego okrągłe dziecięce okulary podskoczyły na nosie. – I Nimfy! I będą ciasta!
Tak, Remus nienawidził poranków.
***
Poranek w jednym z dormitoriów pierwszorocznych Gryfonów, był cichy kiedy Remus obudził się tuż przed budzikiem. Nie miał pojęcia dlaczego. Wyłączył go na oślep żeby nie usłyszeć tego irytującego dźwięku i dopiero wtedy podniósł się do pozycji siedzącej, mocniej chwytając kołdrę, by nie zsunęła się bardziej pozwalając, aby zimne powietrze do niego dotarło.
To był jeden z niewielu poranków kiedy Remus mógł cieszyć się ciszą chociaż przez kilkanaście minut (o ile któryś z chłopców nie chrapał), bo potem było całkiem spore zamieszanie, szukanie zaginionych krawatów i skarpetek. Czasami, ale to rzadziej, również zeszytów i pergaminów z pracą domową.
Poranki w dormitorium Huncwotów były zawsze pełne zamieszania, krzyków i przepychania się w drodze do łazienki. Bardzo często zdarzało im się zaspać, a żaden z nich nienawidził iść na lekcje bez śniadania.
Remus jednak najbardziej lubił te świąteczne poranki – ostatni dzień przed wyjazdem do domu na ferie. Prezenty ułożone wokół ich łóżek rozświetlały wszystkie te poranki. Na drugim miejscu były poranki, które spędzał z Syriuszem wtulonym w niego, bo Łapa nauczył się, że jeśli potrzebuje to Remus nie miał problemu, by spać razem z nim w jednym łóżku. To było miłe – budzić się z włosami drugiego chłopca na własnej twarzy i z ciepłym ciałem obok.
Najczęściej jednak budził się dopiero wtedy, gdy reszta chłopaków wstała już z własnego łóżka i głośno narzekała na niesprawiedliwy los uczniów Hogwartu. Siłą wyciągali go z łóżka i obiecywali tosty z czekoladą na śniadanie tylko po to, aby Remus wstał i się ubrał.
Nienawidził poranków, naprawdę.
Ale z drugiej strony nie wyobrażał sobie żeby poranki w Hogwarcie nie były pełne rozmów Syriusza, Jamesa i Petera. Nie polegały na drobnych kłótniach, podbieraniu ubrań i wzajemnych poszukiwań reszty rzeczy.
Z czasem, gdy jego pilnie strzeżony sekret się wydał, poranki w Skrzydle Szpitalnym również należały do Huncowtów.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro