07. Noc, którą Remus po raz pierwszy spędza w dormitorium Gryffindoru
Remus nadal nie mógł w to wszystko uwierzyć.
Był w Hogwarcie!
Był w Gryffindorze!
Był w dormitorium z Syriuszem, Jamesem i Peterem!
Merlinie, Remus myślał, że to kolejny sen, z którego zaraz się wybudzi i ocknie w zimnej piwnicy, obolały i świeżo po przebytej pełni. Nadal słyszał słowa Tiary Przydziału, gdy w końcu usiadł na twardym taborecie i zerknął z innej perspektywy na Wielką Salę. Mówiła o tym, że Remus był niezwykle silny skoro mógł przezwyciężyć swoją drugą naturę. Wymagało to również odwagi, a w jego sercu nie było zła dlatego przydzieliła go do Gryffindoru. Remus nie wiedział jak mogła to stwierdzić skoro sam Lupin nie był pewien czy tak faktycznie było. Ale Dumbledore miał rację z tym, że prawdopodobnie trafi do Gryffindoru.
– Remus, śpisz? – szept Syriusza z łóżka obok rozbrzmiał w cichym dormitorium. W ciągu siedmiu lat Remus słyszał to pytanie milion razy, ale ten pierwszy był nadal wyjątkowy w jego pamięci.
Było już dawno po północy, kiedy w końcu zmęczeni po podróży, wieczornej uczcie i pierwszych chwilach w Pokoju Wspólnym oraz rozpakowaniu się w dormitorium, które dzielili w czwórkę, położyli się spać. Remus wybrał łóżko, które nie pozwalało mu na patrzenie w niebo, bo bał się, że będzie w stanie widzieć księżyc nawet z łóżka, a tego nie mógł znieść.
– Nie – odpowiedział miękko.
Leżał w łóżku od godziny po tym jak przebrał się w łazience nie chcąc, by reszta chłopców zobaczyła jego poranione ciało. Syriusz zrobił podobnie, a James i Peter się śmiali, że będą musieli mieszkać z dwoma paniczykami. Po tym jak dowiedzieli się z jakiego rodu pochodzi Syriusz i to nie tylko zbieżność nazwisk, zamilkli. Blackowie od dawna mieli złą sławę.
– Gryffindor, co? – zagadnął już nieco pewniej Syriusz. – Moi rodzice mnie zabiją. Tradycja, że każdy Black ląduje w Slytherinie została przełamana.
– Mój tata był w Gryffindorze – powiedział cicho Remus. Nie dodał, że jego mama była mugolką. Nie był pewien jak czystokrwisty Syriusz Black może to przyjąć. Potem zrozumiał, że nie istniało nic gorszego niż założenie, że Łapa miał cokolwiek wspólnego z swoją rodziną (oprócz nazwiska, wyglądu i krwi).
– Ale to jest to, prawda?
Remus nie musiał dopytywać co Syriusz miał na myśli. Doskonale to rozumiał i sam czuł się podobnie. Tak, to było to. Dormitoria na szczycie zachodniej wieży, czerwone kotary, ogień w kominku i lew w herbie. Poczucie, że wszystko będzie dobrze nawet jeśli to była tylko złudna nadzieja. Miło było chociaż na chwilę się w niej zanurzyć.
– To nie mogło być nic innego – powiedział pewnie Remus wpatrzony w baldachim od łóżka. Nie widział twarzy Syriusza, ale domyślał się, że jest tam uśmiech.
Dopiero po latach słowa te nabrały prawdziwego znaczenia. Gryffindor, to dormitorium i ci chłopcy byli czymś co tak bardzo ukształtowało to jakim człowiekiem stał się Remus. I nawet jeśli zdarzały się chwile cierpienia, bólu i zdrady, to nie oddałby tego za żadne skarby Gringotta.
– Dobranoc, Remusie Lupin.
– Dobranoc Syriuszu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro