06. Poranek, w którym Remus jedzie do Hogwartu
– Syriusz, a pamiętasz... – Remus urwał i przysunął się bliżej ciała drugiego mężczyzny. Był późny wieczór, Harry spał na górze (Remus musiał przeczytać mu trzy razy historię o Czarodzieju i skaczącym garnku zanim zasnął), a oni siedzieli na kanapie przed kominkiem.
– Mhm – zapytał sennie Syriusz z nogami położnymi na stoliku przed nimi.
– Pamiętasz nasze pierwsze spotkanie?
Syriusz spojrzał na niego z szerokim uśmiechem i błyskiem w oku.
– Lunatyku, jak mógłbym zapomnieć – powiedział teatralnym głosem Syriusz. – O tym jedenastolatku w okropnie brązowym swetrze, który odezwał się do mnie dopiero wtedy, kiedy poczęstowałem go czekoladową żabą? Już wtedy byłeś łakomy na słodycze.
– To była żaba z kartą Bowmana Wrighta.
– Oddałeś ją Jamesowi, który powiedział, że się z tobą ożeni w podzięce – roześmiał się Łapa. Karta z czarodziejem, który wynalazł złoty znicz dla jedenastoletniego Jamesa była na wagę złota. To były dobre czasy.
– Bałem się jazdy do Hogwartu – przyznał się cicho Remus. Syriusz pewnie o tym wiedział. – Paraliżował mnie strach przed tym, że ktoś odkryje mój sekret. Nowe miejsce, nowi ludzie, z dala od domu.
– To akurat było dobre – przerwał mu.
– Wszystko wtedy było inne.
– Myliśmy młodzi, zdolni i piękni – rozmarzył się Syriusz. – A nie przepraszam ja nadal jestem.
– Merlinie, Łapa, a ja to jestem jedną nogą w grobie czy jak?
Remus do tej pory nie wiedział jak mogli żartować ze śmierci, gdy kilka lat temu stracili trójkę najbliższych przyjaciół. Może to wynikało z tego, że brali udział w wojnie, która skrzywdziła ich na wiele różnych sposobów.
– Ty mój ukochany Luniaczku, jesteś moim srebrnym wilkiem, a srebrne wilki nigdy się nie starzeją.
Remus pokręcił głową i oparł się o Syriusza. Nienawidził kiedy Łapa wypominał mu fakt, że zaczął siwieć. Mieli dwadzieścia cztery lata, wychowywali razem dziecko, przeżyli wojnę i śmierć przyjaciół i rodziny. Remus nawet przestał liczyć ile przemian w wilkołaka przez te wszystkie lata przeżył.
– Czemu wspominasz naszą pierwszą jazdę do Hogwartu? Coś się stało? – zapytał go zaciekawiony Syriusz i zaczął bawić się rąbkiem swetra Lunatyka, muskając od czasu do czasu gołą skórę.
– Harry powiedział mi dzisiaj, że nie chce jechać do Hogwartu.
– Co? Jak to? Przecież on pokocha Hogwart! – Syriusz był absolutnie oburzony na myśl, że jego chrześniak nie chciał jechać.
– Po prostu ktoś powiedział mu, że będzie nas widzieć tylko w święta i wakacje, a dla czterolatka brzmi to jak koniec świata co najmniej. – Remus zaakcentował pierwsze słowa, by Syriusz nie miał wątpliwości, że jest mowa o nim.
– Och, po prostu zapytał...
Remus westchnął. Syriusz po prostu nie pomyślał jak Harry może zrozumieć te słowa. Ale strach Harry'ego powodował, że Remus był gotowy wyszczerzyć kły i zagryźć każdego kto go spowodował.
– Spokojnie, Syriuszu, za kilka dni Harry pewnie nie będzie mógł się doczekać, aż opowiesz mu jakąś szaloną historię i potem jedyne o czym będzie mówił to to, że jak urośnie i pojedzie do szkoły, to sam zrobi podobny kawał.
– Myślisz?
– Tak – uspokoił go Remus. – Jesteś jego ulubionym wujkiem, twoje słowo jest świętością niczym ziemia, po której chodził Merlin.
Syriusz roześmiał się szczekliwym śmiechem.
***
Jedenastoletni Remus Lupin, który właśnie wszedł do pociągu (po pożegnaniu się z rodzicami) wcale nie miał powodu do śmiechu. Był absolutnie przerażony i ściskał mocno palce na rączce kufra. Szedł korytarzem, ale nie mógł znaleźć przedziału, który nie był wypełniony starszymi uczniami czy grupkami przyjaciół, którzy nie szukali przestraszonego pierwszaka na przyczepkę do przedziału.
Rano, wstał z poczuciem, że nie jest przygotowany na wyjazd do szkoły, ale wiedział, że nie może zrezygnować. Dyrektor Dumbledore przygotował wszystko na jego przyjazd, rodzice kupili mu podręczniki, zeszyty, pergaminy, kociołek i całą masę innych rzeczy. Miał to posegregowane, ułożone i spakowane w kufrze. Mama Remusa uprała mu wszystkie szaty i koszule, a tata pokazał jak powinien obchodzić się z swoją nową różdżką. Remus był z niej bardzo zadowolony, bo pan Ollivander powiedział, że jest dla niego idealna. Mimo to ledwo ruszył śniadanie i kiedy wybiła godzina wyjścia z domu na dworzec King's Cross Remus był gotowy schować się w łazience i udawać, że go nie było.
Teraz jednak – po czułym pożegnaniu na peronie 9 i ¾ z rodzicami, Remus w końcu wsiadł do pociągu jadącego prosto do Szkoły Magii i Czarodziejstwa. On, wilkołak, jechał do Hogwartu.
– Och, Severusie, nie przejmuj się – drobna rudowłosa dziewczynka pocieszała chłopca i przeszli tuż obok Remusa. Dopiero później dowiedział się, że to Lily Evans i Severus Snape. – To tylko dwójka chłopców, którzy się popisywali.
Remus nie usłyszał czy blady chłopiec przebrany już w szaty Hogwartu cokolwiek jej odpowiedział. Lupin znał tą minę i postawę zupełnego poddania się, ale nie chciał się wtrącać.
Musiał znaleźć jakieś miejsce gdzie w spokoju mógłby przetrwać podróż, doczytać Historię Hogwartu i zjeść kanapki, które przygotowała mu na lunch mama.
Zatrzymał się nagle, ponieważ drzwi do jednego przedziału otworzyły się z hukiem i wybiegło przez nie dwójka chłopców, która nie zatrzymała się nawet na chwilę tylko pobiegała dalej ze śmiechem.
– Dalej, James! – krzyknął jeden, odwracając się na chwilę. Jego czarne loki skakały wokół twarzy. Remus pomyślał, że również muszą być pierwszorocznymi. Nie wiedział, że widok tej dwójki – śmiejącej się i biegnącej gdzieś razem będzie mu towarzyszyć przez wszystkie lata szkolne. A głos, który właśnie usłyszał należał do Syriusza Black'a.
Remus zerknął do przedziału, w którym siedzieli. Był pusty. Potem jeszcze raz na korytarz, ale chłopcy już dawno wymieszali się z innymi uczniami, którzy tam stali.
Wszedł do przedziału, z trudem położył swój kufer nad siedzeniami i usiadł ciężko tuż przy oknie. Wyjął ze swojego plecaka książkę. Miał zamiar skończyć czytać rozdział na temat wszystkich śmiertelnych wypadków jakie miały miejsce w Hogwartcie od początku jego istnienia. Zanim jednak zdążył otworzyć na odpowiedniej stronie, drzwi do przedziału się otworzyły. Remus miał nadzieje, że tamta dwójka chłopców nie wróci jeszcze przez dłuższy czas, ale może się pomylił.
– Cześć – odezwał się niepewny głos. Pulchny chłopiec stał z paczką fasolek wszystkich smaków. Miał blond włosy i wodniste, niebieskie oczy. – C-czy mogę z t-tobą usiąść?
– Tak, jak masz na imię? – zapytał ciekawie i odłożył książkę na bok. Chłopiec, który właśnie siadał naprzeciwko niego, wydawał się miły. Szkoda, że Remus nie wiedział wtedy jak ta przyjaźń się skończy. Gdyby tak było pewnie nie zgodziłby się na to, żeby Peter z nim usiadł.
– J-jestem Peter.
– Remus.
Remus naciągnął rękawy swetra, który miał na sobie. Nie chciał podawać mu ręki, bo miał blizny na rękach, ale pomachał szybko i uśmiechnął się. Chciał uniknąć pytań i kłamstw na temat tego, że to domowy kot mu zrobił (co było naprawdę idiotyczną wymówką, ale Remus nigdy nie umiał wymyślić lepszej). Wydawało mu się, że Peter w ogóle się tym nie przejął i wyciągnął paczkę z fasolkami w stronę Remusa.
– Chcesz jedną?
Remus pokręcił głową. Słodycze były najlepsze na świecie, ale nie fasolki.
– Nie lubię – odpowiedział przepraszająco. – Kiedyś zjadłem o smaku mydła – wzdrygnął się. Rodzice kupili mu paczkę fasolek na święta i zjadł może z pięć, gdy trafił na tą o smaku mydła. Obiecał sobie wtedy, że zostanie przy bezpiecznej czekoladzie.
– Czekolada jest okej, ale lizaki z Miodowego Królestwa są dużo lepsze – odpowiedział Peter.
Potem jeszcze rozmawiali, ale ani Peter, ani Remus nie byli duszą towarzystwa i rozmowa, w którymś momencie po prostu się urwała. Lupin sięgnął po książkę, gdy drugi chłopiec zasnął najedzony słodyczami i zmęczony jazdą.
Po kilku godzinach drzwi się otworzyły i wpadli przez nie James Potter oraz Syriusz Black. I tak Huncwoci byli w komplecie.
W kolejnych latach Remus odkrył jak miło było wejść na peron 9 i 3/4. Ta radość z faktu, że może zobaczyć rodziców i spędzić czas w domu rodzinnym, a potem spotkać się tam na nowo z Huncwotami i jechać razem z nimi do Hogwartu.
Te kilka godzin, które spędzali w tym samym przedziale, w którym się poznali, było oderwaniem od wszystkiego. Ich miejscem gdzie planowali kawały, dzielili się słodyczami ze Świąt, odrabiali na ostatni moment prace domowe i rysowali Mapę Huncwotów. Peter powiedział im na trzecim roku po przerwie świątecznej, że jego rodzice się rozwodzą, a James na siódmym roku kiedy Lily zaczęła się z nim umawiać w wakacje powiedział, że po zakończeniu szkoły jej się oświadczy. To tam Syriusz na drugim roku wyznał, że miał w domu piekło, a jego młodszy brat – Regulus, został całkowicie pochłonięty przez ideologię czystej krwi.
W pociągu się poznali i zaprzyjaźnili. Remus czasami myślał co by było gdyby wtedy nie wsiadł do tego przedziału. Poszedł dalej i przysiadł się do kogoś innego. Może wtedy poznaliby się dopiero w dormitorium Gryffindoru. Pokłócili o to kto jakie łóżko ma zająć i pierwszy pójść do łazienki. Mogli nawet nie trafić do tego samego domu. Huncwoci mogli nigdy nie powstać.
****
Doczytałam się na forum, że Bogwman Wright był osobą, która wynalazła złoty znicz, ale ile czasu zajęło mi znalezienie go...
Poza tym miałam tyle pomysłów jak mogło wyglądać pierwsz spotkanie Huncwotów! Udało mi się przemycić kilka z nich do rozdziału, ale jestem ciekawa jakie są wasze pomysły na to pierwsze spotkanie, bo chyba pisząc Noce i poranki odkrywam, że era Huncwotów w szkole nie jest taka zła...
Do następnego,
Demetria1050
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro