05. Noc, w której Remus szykuje się do Hogwartu i ma jedenaście lat
Jedenastoletni Remus Lupin nadal nie mógł uwierzyć, że jedzie do Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. On – wilkołak. Albus Dumbledore sam przyszedł do ich skromnego domu (tata w ciągu kilku lat stracił majątek w poszukiwaniu lekarstwa na likantropię, które nigdy nie powstało, ale z czasem jego wyrzuty sumienia były coraz większe i w ten sposób chciał je zmniejszyć) i zaproponował, żeby Remus uczył się w czarodziejskiej szkole. Siedział naprzeciwko tego mężczyzny w salonie, przy palącym się kominku.
– Sir – zaczął niepewnie Remus, nie wiedząc jak powiedzieć o tym Dumbledore'owi. Może powinien powiedzieć bez używania wielkich słów i prosto z mostu. To jak zerwanie plastra pomyślał, a w zrywaniu plastrów z własnego ciała miał akurat wprawę. – Jestem wilkołakiem. Wilkołaki nie mogą chodzić do szkoły.
Niebieskie oczy Albusa Dumbledore'a mrugnęły do niego porozumiewawczo. Znikąd w rękach mężyczyzy pojawiły się cukierki.
– Poczęstuj się, Remusie – powiedział z uśmiechem Dumbledore. Lupin sięgnął po jeden (pozwalając, by Dyrektor zobaczył blizny na jego dłoniach), rozpakował i od razu włożył do ust, by poczuł jak czekolada rozpływa mu się po języku. To było dobre.
– To czekoladowe rolki z Miodowego Królestwa!
– Brawo, Remus! – Dumbledore sam rozpakował jeden i poczęstował się, chowając papierek do kieszeni swojej niebieskiej szaty w złote gwiazdki. – Jesteś mądrym chłopcem – powiedział z uznaniem, na fakt, że Remus rozpoznał rodzaj cukierka tylko po smaku, w ogóle nie patrząc na opakowanie. – Dwa punkty dla Gryffindoru.
– Gryffindoru? – Oczy Remusa zrobiły się jeszcze większe. Zdobył punkty dla domu Lwa? Szkoda, że tata tego nie słyszał.
– Och, myślę, że chłopcy tacy jak ty, zawsze trafiają do domu Godryka Gryffindora – powiedział z miną znawcy, ale jego długa, biała broda trochę to przysłaniała. – Trzeba być bardzo odważnym, by mierzyć się z takimi przeciwnościami i nadal mieć dobroć w sercu.
– Nie jestem odważny, sir – zaprzeczył Remus i pochylił głowę, pozwalając, by przydługie blond loki zasłoniły mu twarz. Odważni ludzie nie boją się, tego co przeżywają od siedmiu lat, co miesiąc - a Remus się bał.
– Odwaga to nie tylko wejście do płonącego domu, Remusie – tłumaczył mu Albus z uśmiechem igrającym na ustach. – To także mierzenie się z własnym strachem i funkcjonowanie jakby go nie było. Dopiero gdy poddajemy się, możemy mówić o braku odwagi.
***
Ostatniej nocy w domu przed wyjazdem do Hogwartu, Remus nie mógł spać. Miał ochotę wstać, przejrzeć jeszcze raz kufer i upewnić się, że wszystko spakował. Bilet na peron 9 i ¾ leżał na jego szafce nocnej. Jechał do Hogwartu, gdzie czekała na niego świeżo zasadzona Bijąca Wierzba, za którą był tunel prowadzący do Wrzeszczącej Chaty – jego nowego miejsca przechodzenia pełni. Szkolna pielęgniarka również wiedziała o jego wilkołactwie i obiecała pomóc. Remus wiedział, że przyda mu się pomoc.
To było czyste szaleństwo, a jego rodzice po namowach Dumbledore'a, ulegli, pozwalając Remusowi mieć złudne wrażenie, że jest zwykłym jedenastoletnim chłopcem, który ma jechać do szkoły. Udawali, że Dyrektor wcale właśnie nie sprowadzał do Hogwartu pełnego dzieci, niebezpiecznego wilkołaka.
Zadrżał na myśl, co stanie się, gdy wszyscy w szkole dowiedzą się o jego wilkołactwie. I obiecał sobie wtedy, że to będzie jego najbardziej strzeżony sekret. Nikt nie mógł się dowiedzieć.
***
– Lunatyku? – Harry zeskoczył z huśtawki i podbiegł do ławki, gdzie Remus siedział z wyprostowanymi, długimi nogami przed sobą i czytał książkę. Byli w parku od dwóch godzin, a słońce świeciło przyjemnie.
– Co się dzieje, szczeniaku? – zapytał, wtykając palec między strony i przymykając książkę. Było kilka dni po pełni i w końcu spełnił obietnicę daną Harry'emu i zabrał go do parku.
– Czy Hogwart jest daleko?
– Jest w Szkocji, Harry. To całkiem daleko – wyjaśnił mu Remus. Nie miał pojęcia czemu Harry pyta o to właśnie teraz.
– To dalej niż do cioci Dromedy?
Remus uśmiechnął się na ten popis dziecięcej logiki. Harry uwielbiał jazdy na motorze z Syriuszem, ale podróż do domu Tonksów wydawała mu się wiecznością. Remus kiedyś wybrał się z nim do Adromedy mugolskim autobusem i nigdy więcej nie miał zamiaru popełnić tego błędu.
– To duuuuużo dalej.
– Remus?
– O co chodzi, Harry?
– Łapa mówi... – O tak, Remus wiedział, że zapowiada się dobra historia, jeśli wypowiedź Harry'ego zaczynała się w ten sposób. – ...że jak będę miał jedenaście lat, to pojadę do Hogwartu.
– Zgadza się – przytaknął.
– Ale to jest daleko.
– Mhm.
– I że będę przyjeżdżał do was tylko na święta i wakacje.
– Tak.
– To ja nie chcę jechać – powiedział z dziecięcą pewnością siebie Harry.
Och, tego Remus się nie spodziewał. Odłożył książkę na bok, podciągnął nogi i usiadł nieco pewniej na ławce. Zapowiadała się mała dyskusja z Harrym, a to źle wróżyło, bo młody odziedziczył swój upór po Lily.
– Harry – zaczął miękkim głosem. – To będzie świetna przygoda, szczeniaku.
– Nie. Chcę tu zostać z tobą. I Łapą. I Nimfą. I chcę chodzić z tobą na plac zabaw. Chcę latać z Łapą. Chcę robić nasze nocne maratony z lodami czekoladowymi. Chcę zostać w domu.
Remus poczuł, jak coś ściska go w klatce piersiowej. Merlin, mu świadkiem, kochał tego dzieciaka ponad wszystko.
– Och, Harry.
Przytulił go mocno i głaskał po rozczochranych, czarnych włosach. Nie miał pojęcia jak przeżyje moment, gdy będzie musiał wsadzić Harry'ego do czerwonego pociągu, bez poczucia, że traci swojego szczeniaka.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro