XVII
Następnego ranka słońce przywitało Dortmund ciepłymi, pomarańczowymi promieniami, barwiąc na różowo ślady pozostawiane na niebie przez samoloty, które u schyłku nocy ginęły gdzieś za horyzontem.
Pajęczyna kresek wyglądała jak mozaika blizn pozostawiona na nieskalanej, gładkiej skórze, która w tym wypadku była jasnym sklepieniem niebios.
Julia ciężko spała tej nocy, nerwowo obracając się z boku na bok.
Od czasu przeczytania gazety otrzymanej od sąsiadki przy porannym incydencie, wyłączyła telefon i schowała go do plecaka wraz z tygodnikiem, tak na wszelki wypadek, by nie kusić losu i dodatkowo nie mieszać sobie w głowie.
Natłok myśli jaką uderzył w nią zeszłego dnia był tak wielki, że na ból głowy nie pomógł nawet tuzin tabletek.
Dopiero nad ranem, gdy dziewczyna piła którąś już z rzędu herbatę, doszło do niej, jak wielką jest idiotką.
Przecież hej, życie toczy się dalej, powtarzała sobie, gdy siedziała na parapecie, spoglądając na choinki skrzące śniegiem w blasku latarni.
Sprawa miała miejsce kilka miesięcy temu, w dodatku Łukasz nadal pracował w szkole w której uczył przed całym zdarzeniem, a on sam nie zachowywał się w żadnym stopniu niepokojąco, opisem z gazety ani trochę nie przypominając gwałciciela.
Karcąc się w myślach, dziewczyna potargała gazetę i wyrzuciła ją do kosza, biorąc torbę i idąc na autobus.
Możliwe było, że były to tylko jakieś głupie płotki, które równie dobrze nie musiały mieć nic wspólnego z prawdą.
Blondynka rozplątała słuchawki i włączyła telefon.
Na ekranie od razu pojawiło się powiadomienie o otrzymanej wiadomości.
Bez namysłu kliknęła w okienko, kasując bilet i siadając na wolnym miejscu.
Od : Łukasz
00:23
Tęsknię
Nastolatka lekko rozchyliła usta, dziesiąty raz z rzędu czytając wiadomość składającą się z jednego, krótkiego słowa.
"To jakiś żart? Pomyłka?"
Nerwowo ścisnęła w dłoni telefon i puściła piosenkę, blokując ekran i spoglądając w okno.
Zacisnęła usta, boleśnie gryząc policzek.
"Z pewnością pomylił cyfry, późna pora, może wrócił z jakiejś imprezy."
Dziewczyna snuła domysły do czasu aż nie przekroczyła murów szkoły, gdzie u jej boku od razu pojawił się Marcel.
- Ty tutaj? - odwiesiła kurtkę, zerkając na niego przelotnie - Mamy przecież na drugą lekcję.
- Poprawiam geografię, zawaliłem ostatni sprawdzian - podciągnął na nosie okulary - A ty? Mógłbym zapytać dokładnie o to samo.
- Nieszczęsna matma - westchnęła, opuszczając szatnię - Mam nadzieję, że mi się uda i będę mieć to z głowy.
- Uczyłaś się sama? - lekko zmarszczył brwi - Mieliśmy pouczyć się razem, obiecałem, że wszystko ci wytłumaczę.
- Ach, racja - dziewczyna nerwowo podrapała się w głowę - Złożyło się tak, że mama miała inną zmianę i wiesz, stwierdziła, że najlepiej będzie, jak sama wbije mi wszystko do głowy.
Marcel jedynie nieufnie zmierzył ją wzrokiem, gdy ta zniknęła na schodach prowadzących na piętro.
Coś zaczęło mu śmierdzieć.
I okropnie nie podobała mu się ta cała sytuacja.
***
Pod salą do matematyki stała sama, mimo, że było już dawno po dzwonku.
Łukasza długo nie było, a ona sama zaczęła się coraz bardziej denerwować.
Czyli jest skazana na bezsensowne siedzenie przez kolejne czterdzieści pięć minut?
Świetnie.
Ponownie wyjęła telefon, wtem gdy zza zakrętu wyszedł mężczyzna, który w żadnym stopniu nie przypominał Łukasza którego znała.
Pomięty sweter, z trudem ułożone włosy, podkrążone oczy.
Ten widok zwiastował tylko jedno.
Wczorajsza impreza była na prawdę przednia.
- Dzień dobry - uśmiechnął się lekko, przerzucając torbę i płaszcz do drugiej ręki, wolną dłonią starając się otworzyć drzwi - Przepraszam za spóźnienie, trochę...
- W porządku, spokojnie, daj, ja to zrobię - dotknęła jego drżącej dłoni i odebrała klucze, bez trudu umieszczając je w zamku.
Uśmiechnęła się do niego łagodnie i weszła do środka, zapalając światło i siadając w pierwszej ławce.
- Czym to dziś się zajmujemy? - oparł się o biurko, przecierając twarz dłońmi.
Dziewczyna była zaniepokojona, jej przyjaciel wyglądał na prawdę źle.
Czyżby kac aż tak mocno dawał w kość?
- Coś się stało? - odłożyła długopis i kartkę, spoglądając na niego niepewnie - Nie wyglądasz zbyt dobrze.
Zaśmiał się, chcąc ją uspokoić, po czym machnął ręką - Nic wielkiego, po prostu gorzej spałem.
Lecz ten śmiech był inny, sztuczny, wymuszony. Jego oczy nie śmiały się razem z nim, były martwe, zimne, nieobecne.
- Może wrócisz do domu? Przełożymy to na inny termin.
- Nie, nic mi nie jest - uśmiechnął się - Tak jak mówię, gorsza noc.
Dziewczyna uśmiechnęła się lekko - Czyli nieźle zabalowałeś.
Łukasz podniósł na nią wzrok.
Cholera, ma kłamać?
- Więc z czego ta kartkówka? - był mistrzem w odwracaniu kota ogonem.
Z drugiej strony hej, po co ma jej mówić o tym, że jego małżeństwo poszło z dymem?
- Bryły, dokładniej kule i stożki - Julia spuściła wzrok, w duchu oddychając z ulgą.
No tak, impreza. Kto chciałby rozmawiać o zarzyganym dywanie czy dziurach w ścianie?
Gdy mężczyzna skończył dyktować jej polecenia, poszedł nastawić wodę w czajniku - Napijesz się ze mną herbaty? - zerknął na nią - Chyba, że wolisz kawę, ale mam tylko czarną.
- Herbaty, jeżeli można - złożyła kartkę na biurku i usiadła na ławce.
Chwilę później mężczyzna wręczył jej kubek - Posłodziłem jedną łyżeczkę, nie wiem, czy to w porządku.
- Tak, dziękuje - uśmiechnęła się lekko, machając nogami.
Po kilku chwilach ciszy, która zaczęła robić się niewygodna, Łukasz zabrał głos - Jak minął ci weekend?
W momencie usłyszenia jego pytania lekko się zmieszała i spuściła wzrok.
"Ma przyznać się do rzeczy które usłyszała na jego temat?"
- Och, ja...było okej, nic ciekawego się nie wydarzyło, a u ciebie?
Łukasz wziął łyk kawy i zwiesił głowę.
Zmartwiona dziewczyna zeskoczyła z ławki i powoli do niego podeszła, lekko dotykając jego policzka, chcąc by ten na nią spojrzał.
- Widzę, że coś jest nie tak, chciałabym jakoś pomó...
Lecz niestety nie było jej dane dokończyć, bo stało się coś, czego nigdy w życiu nie odważyłaby sobie wyobrazić.
Została pocałowana przez dojrzałego mężczyznę.
Kogo?
Swojego nauczyciela.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro