XV
Ewa doskonale pamiętała dzień, w którym po raz pierwszy zobaczyła Łukasza i postanowiła, że ten będzie jej kolejną ofiarą.
Świetnie pamiętała ich pierwsze spotkanie, pierwszą rozmowę, na pamięć mogła wyrecytować co zamówili na swojej pierwszej randce.
Pamiętała nawet w co ubrane był kelner który ich obsługiwał, lecz z kwestii najistotniejszych, nigdy nie zapomni rzeczy najważniejszej, tej, o której każda młoda dziewczyna pamięta do końca życia.
Ich pierwszy seks.
Oj tak, był świetny. Osiemnastoletnia pani Piszczek, wtedy jeszcze Ferenc, była pod wrażeniem umiejętności młodego kochanka, dla którego opuszczenie plakietki prawiczka było wyjątkowo ważnym wydarzeniem, mimo, że ona sama miała już za sobą wiele zbliżeń, tych mniej lub bardziej namiętnych.
Z początku dziewczyna myślała, że chłopak będzie tylko jednorazową przygodą spod ręki jej złotej zasady "rozkochaj, zalicz i zostaw", lecz nie, niestety nie.
Czemu niestety? Bo potem wszystko zaczęło iść niewłaściwym torem.
Ewa kochała w Łukaszu tylko pokaźny portfel, dobry interes w spodniach i zarys mięśni na brzuchu.
Liczyła, że przez całe dnie będzie balować, wieczorem będzie czekać na nią drogi prezent a później będą kochać się do upadłego.
Priorytety Łukasza różniły się nieco niż te jego małżonki, cenił sobie nieco więcej niż dobry seks i zarzygany dywan, więc można sobie wyobrazić, że tylko początki ich związku były dobre.
Łukasz wołał przytulanie i wieczór przed telewizorem, Ewa wyjście na miasto i imprezy do rana.
Mieli zupełnie odmienne charaktery i wbrew powiedzeniu, że "przeciwieństwa się przyciągają" z tą dwójką było zupełnie inaczej.
Kryzys ich małżeństwa sięgnął dna gdy okazało się, że Ewa jest w ciąży.
Dziecko?
Jakie dziecko?
Przecież ona ma dopiero dwadzieścia cztery lata! Całe życie przed nią, imprezy, alkohol, a nie babranie w pieluchach!
O ciąży nikt nie miał się dowiedzieć, chciała kupić tabletki poronne i zamieść sprawę pod dywan, lecz gdy Łukasz znalazł w łazience test ciążowy, nie było odwrotu.
Przez całe dziewięć miesięcy nie było dnia bez kłótni, kobieta dobitnie dawała do zrozumienia, że nigdy nie pokocha dziecka i nie będzie prawdziwą matką.
Nieznośna stała się szczególnie w momencie gdy wyszła plotka, że Łukasz ma romans z uczennicami.
Czy chodziło jej o to, że jej facet ugania się za innymi? Bzdura!
Chodziło o to, że jakaś mała zdzira mogła zamącić mu w głowie, przez co ten zacząłby obdarowywać ją tym, co było zarezerwowane tylko dla Ewy, czyli seksem, kosztownościami i niespodziankami.
Łukasz cierpiał.
Mimo wszystko tak bardzo kochał Ewę, tak bardzo chciał mieć rodzinę, tak okropnie cieszył się na wieść, że będzie ojcem.
Był w stanie znieść na prawdę wiele. Dla dobra rodziny aż zbyt wiele.
Kobieta po czasie przeraziła się, że mężczyzna może zechcieć rozwodu, co za tym szło, mogła pożegnać się z prezentami, wycieczkami i śniadaniami do łóżka. A nie chciała szukać sobie nowej ofiary, tu było jej dobrze i wygodnie.
Zacisnęła zęby. Nauczyła się być dobrą aktorką.
Kochająca żona, troskliwa matka, wzrowa pani sekretarz.
Lecz po czasie zaczęła wkradać się monotonia. Brakowało jej imprez, szybkich przygód i harców do rana.
Ewę cechowało to, że szybko wpadała w nudę.
I tak powróciła do alkoholu i wieczornych wyjść.
Otrząsnęła się dopiero w momencie gdy zdała sobie sprawę, że ponownie jej priorytety mogą zostać jej odebrane. Jaki więc na to przepis?
Ponowne granie kochającej, skruszonej żony. Córkę nawet po czasie zaakceptowała, była jej neutralna. Troszkę poaktorzyła i znów ze spokojem mogła wrócić do starego trybu życia.
Łukasz był miękki, łatwo pękał.
A ona idealnie wiedziała jak to wykorzystać.
Tak jak teraz, gdy myślał, że wyszła na wystawny bankiet z pracy, a ona pieprzyła się w jakiejś toalecie na dworcu.
Łukasz może i był naiwny, ale tak samo jak był głupi, tak samo mocno kochał swoją córeczkę i chciał, żeby ta miała dobry, ciepły dom, pełną i kochającą rodzinę.
Jaki był szczęśliwy, gdy żona na powrót zaczęła okazywać mu miłość, z chęcią bawiła się z córką, wina nie tykała nawet przy kolacji.
Łukasz właśnie teraz, tego wieczora gdy udzielił Julii korepetycji, gdy pogodził się z nią i umówił na ciastko, odebrał córkę i ułożył ją spać, a sam leżał w sypialni i spoglądał w sufit, uśmiech momentalnie wkradał się na jego usta.
Po raz pierwszy od niepamiętnych czasów był tak szczerze i na prawdę szczęśliwy.
Gdyby tylko wiedział, że nadchodząca noc będzie jego ostatnią, spokojną nocą.
Szczęśliwą nocą.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro