XIX
Pod koniec grudnia najedzona smakołykami zima wstała od świątecznego stołu i zdjęła z wieszaka swój biały, puchowy płaszcz, zarzucając go na chude, wyziębione ramiona. Wypiła jedynie kieliszek sylwestrowego szampana i opuściła Dortmund, machając na odchodne ręką, nie wiedząc, kiedy następny raz zabawii w Westfalii.
Styczeń minął pod znakiem deszczu i ubrudzonych od błota butów, natomiast luty przywitał śliskimi chodnikami i mrozem, wysyłającym co ranka całusy szczypiące w nosy i policzki.
Julia niechętnie wyłączyła budzik i naciągnęła na głowę gruby kaptur puchowego szlafroka.
Wzięła śpiącego na dywaniku psa w ramiona i przytuliła go do siebie z nadzieją, że ten przekaże jej choć odrobinę siły na nadchodzący dzień.
Lecz niezadowolony wyrwaniem z drzemki pupil zaszczekał i wyrwał się z jej objęć, spadając na cztery łapy i otrzepując się z dezaprobatą.
- No i pięknie, nawet ty przeciw mnie.
Dziewczyna pokręciła głową i zeszła do kuchni, robiąc sobie herbaty.
W czasie stygnięcia napoju przygotowała się do wyjścia, w pośpiechu wypijając zawartość kubka, gdy sznurowała buty i narzucała na ramiona kurtkę.
Po opuszczeniu domu i zorientowaniu się, która godzina, puściła się biegiem w stronę przystanku, z którego właśnie odjeżdżał jej autobus.
Jęknęła załamana i gdy doszło do niej, że w przeciągu najbliższej godziny w żaden inny sposób nie dostanie się do szkoły, włożyła do uszu słuchawki, zaczynając pieszą przeprawę.
Łukasz natomiast w spokoju zdążył wypić kawę, spakować papiery, zjeść z córką śniadanie i odwieźć ją do przedszkola.
W drodze do pracy dwa razy obejrzał się za siebie, chcąc upewnić się, że mijana osoba to nie kto inny, jak Julia.
Cofnął samochód i uśmiechnął się do niej, na co zaspana i przygnębiona twarz dziewczyny automatycznie rozkwitła uśmiechem.
Dziewczyna zdjęła z głowy kaptur i wskoczyła do jego samochodu, w którym od razu uderzył ją odurzający zapach jego perfum.
- Głupi to jednak ma zawsze szczęście.
Blondynka poluzowała szalik, rozpinając kurtkę i wrzucając do plecaka wełniane rękawiczki.
- Powinienem się martwić, że idziesz piechotą?
Mężczyzna podkręcił ogrzewanie, zerkając na jej rumiane policzki.
- Trochę się nie wyrobiłam i uciekł mi autobus. Ale dzięki tobie nie spóźnię się na tak ważną lekcję, jaką jest matematyka.
Gdy Łukasz wyczuł w jej tonie ironię, cicho prychnął śmiechem, zaciskając dłonie na kierownicy.
Julia odwróciła się do niego przodem, przybliżając się do niego i skradając z jego ust krótki pocałunek.
- Dziękuję, wybawicielu.
Mężczyzna po kilku chwilach zaparkował w miejscu innym, niż robił to na co dzień.
Stanął za szkołą w położeniu słabiej widocznym i przekręcił w stacyjce kluczyk.
Nastolatka już miała wysiadać, lecz ten ujął jej twarz w swoje dłonie i złączył ich usta, na co ta oddała pocałunek, kładąc dłoń na jego ramieniu.
Szorstkie w dotyku usta Łukasza bardzo jej się podobały.
Zdawały się jej takie męskie, dojrzałe.
Inne niż usta chłopców w jej wieku.
Inne niż usta Marcela Draxlera, który stał kilka kroków dalej, przypatrując się tej całej scence.
***
- Jak rozwiązałeś czwarte zadanie? - Julia nachyliła się w stronę chłopaka, patrząc mu w zeszyt.
Marcel niczym otępiały wpatrywał się w jeden punkt, od początku dnia nie odzywając się ani słowem.
- Hej, Draxler, chory jesteś? - dziewczyna trąciła go w ramię - Jesteś cichy, jak nie ty.
Kim jesteś i co zrobiłeś z Marcelem?
Brunet zamrugał kilkakrotnie i jakby zszedł na ziemię, nerwowo przewracając kartki podręcznika, w których wiele stron było w opłakanym stanie, tak, jakby ktoś napadł na nie z nożyczkami.
- Tak, czwarte zadanie, tak, już...
- Matko święta, co ci się stało z książką?
Dziewczyna wcięła mu się w zdanie i już chciała wziąć jego podręcznik w ręce, lecz ten szybko go wyrwał i zapakował do plecaka, prędko zeskakując z parapetu.
- Coś mi się przypominało, muszę iść jeszcze na chwilę do biblioteki.
Julia już chciała coś wtrącić i zatrzymać go, lecz ten rzucił tylko prędkie "nie czekaj na mnie" i odszedł szybkim krokiem.
Kolejne lekcje mijały nastolatce w samotności, bez rozgadanego towarzysza, który miał inaczej ułożony plan zajęć.
Po francuskim nastąpiła długa przerwa, którą dziewczyna miała nadzieję spędzić w towarzystwie Marcela, lecz ten jakby zapadł się pod ziemię.
Sprawa zdewastowanego podręcznika już dawno wyleciała jej z głowy i Julia sądziła, że to nie to było powodem jego dziwnego zachowania.
Po odwiedzeniu sklepiku nastolatka ścisnęła pod pachą książkę do matematyki i śmiałym ruchem zapukała do pokoju nauczycielskiego.
Grzecznie zapytała, czy zastała pana Piszczka, a gdy ten stanął w drzwiach, jak gdyby nigdy nic poprosiła, czy ten mógłby wyjaśnić jej jak ma odrobić zadanie domowe na jutrzejszy dzień.
Mężczyzną uśmiechnął się i ochoczo przytaknął, biorąc klucz z klasy matematycznej.
Gdy tylko weszli do środka, Julia bez zastanowienia odrzuciła na bok książki, stając na palcach i wpijając się w jego wargi.
Łukasz zaśmiał się w jej usta, co zabrzmiało raczej jak mruczenie najedzonego kota.
Wziął dziewczynę na ręce, tak że ta bez trudu oplotła nogami jego biodra.
Usadził ją na biurku, pozwalając jej palcom na niszczenie swojej fryzury.
Brunet uśmiechnął się, gdy poczuł jej drobne dłonie pod swoją koszulą.
Mieli mało czasu na cieszenie się sobą, musieli się spieszyć.
I nie chodziło tu w cale o zakończenie przerwy.
Oni jeszcze nie mieli o tym pojęcia, lecz osoba stojąca za niedomkniętymi drzwiami z włączoną w telefonie kamerą wiedziała o tym aż za dobrze.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro