Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

X

Ewa uznała, że po tym wszystkim co się stało, Łukasz z pewnością uprości ich relację do tej zwykłej, służbowej.

Wiedziała, że przywitanie "dobry wieczór, panie Piszczek" jest o wiele bardziej na miejscu niż "witaj, kochanie, miło cię widzieć".

Lecz mimo to mężczyzna i tak był w szoku, spoglądając na nią z niemałym zdziwieniem, gdy ta stała przed nim późnym wieczorem, bez żadnej zapowiedzi swojej wizyty.

- Ewa? - otworzył szerzej drzwi, wypuszczając na zewnątrz więcej światła, które oblało jej postać - Co ty tu robisz?

- Cześć - uśmiechnęła się lekko, ściskając w dłoniach torebkę - Mogę wejść?

Brunet uważnie zlustrował ją wzrokiem, chcąc mieć pewność, że ta nie przyszła w celu przeciągnięcia Sary na swoją stronę i namieszania jej w głowie.

Nie miał w prawdzie do czego się przyczepić. Miała ciemne spodnie, szary płaszcz, włosy spięte w koka. Gdy mijała go w progu pachniała jego niegdyś ulubionymi, słodkimi perfumami. Wrażliwy nos Łukasza nie wyczuł alkoholu więc jedynie skinął głową i wskazał ręką na salon.

- Napijesz się czegoś?

- Nie, dziękuję - zsunęła buty i odwiesiła płaszcz - Ja tylko na chwilę.

- Może jednak? Chociaż wody?

- Dobrze, poproszę - uśmiechnęła się lekko.

Gdy ta poszła do pokoju a on zniknął w kuchni, nie minęło kilka sekund a jego uszu dobiegł radosny pisk Sary.
Zgarnął na bok rysunki dziewczynki i postawił szklankę na stole. Zerknął na żonę, wyglądała bardzo ładnie. Skromnie, schludnie, czysto. Przez parę chwil widział oczami wyobraźni jej obraz jako kobietę w podartej, obcisłej sukience, z potarganymi włosami i niechlujnym, wulgarnym makijażem, tymczasem gdy siedziała przed nim brunetka w stonowanej, podkreślającej usta szmince i brązowych, łagodnych cieniach na powiekach. Była bardzo elegancka.
Tak, jak zapamiętał ją przez większość czasu, gdy co ranka wychodziła do pracy.

- Dziękuję - odpowiedziała, tym samym wyrywając go z zamyślań.

- Drobiazg - uśmiechnął się lekko - Będę u siebie. Jakby co, wiesz gdzie co jest.

I wyszedł, siadając za biurkiem i chowając twarz w dłoniach.

Westchnął ciężko, odchylając głowę w tył. Żeby nie dać się pożreć niechcianym myślom, zagłębił się w pracy.

Taki już był.

Gdy coś go męczyło, żeby nie zwariować, topił zmartwienia w nawale obowiązków.

Tymczasem uradowana Sara z wielkim namaszczeniem opowiadała mamie o wszystkim, co ją ominęło. Pokazała nareszcie wszystkie rysunki, opowiedziała jak było w przedszkolu, przeczytała nawet kilka czytanek i pochwaliła się, że od ostatniego mierzenia urosła dwa centymetry.

Ewa uśmiechnęła się czule.

Kolejny raz stawała przed rolą grania skruszonej, potulnej i kochającej mamusi.

Swoją drogą, była w tym dobra i nie sprawiało jej też większego trudu mydlenia oczu niepodejrzewającego nic dziecku. W końcu przecież, gdy Sara zauważy, że jej wspaniała mama jest dla niej tak dobra, interesuje się nią, rozmawia, śmieje i przytula, naiwny mąż również wszystko łyknie o wiele łatwiej.

Kobieta dała córce wcześniej kupioną gazetę z księżniczkami, na co dziewczynka rzuciła się jej na szyję, mocno ją tuląc. Leżała tak wtulona w nią do czasu, aż nie zasnęła. Ewa ułożyła ją do łóżka i okryła kołdrą, dając pod pachę jej ulubionego misia. Zapaliła jedynie lampkę i opuściła jej pokój.

Spięła się nieco i przeszła kilka kroków, ostrożnie pukając do gabinetu Łukasza.

Gdy usłyszała ciche potwierdzenie, że może wejść, niepewnie weszła do środka.

- Sara zasnęła, śpi u siebie - zerknęła na męża, który opierał się o biurko i obracał w palcach długopis - Możemy porozmawiać?

Brunet spojrzał na nią - Porozmawiać?

Lekko przytaknęła. Mężczyzna wstał - Dobrze, ale nie tu. Zejdźmy na dół, jakby niedajboże mała miała się obudzić.

Po kilku chwilach siedzieli już w salonie.

Kobieta nerwowo splotła dłonie.
- Więc słucham - Łukasz wbił się plecami w oparcie kanapy i zerknął na nią - Co masz mi do powiedzenia.

- Ja...- przygryzła wargę, jeszcze raz powtarzając sobie w myślach wyuczoną regułkę - Na samym początku chciałam przeprosić.

- Wiesz, że to nie mnie powinnaś przepraszać?

- Sarkę już przeprosiłam, tobie także się należy.

- Nie mówię o mnie - pokręcił głową - Siebie powinnaś przeprosić. Nawarzyłaś sobie ohydnego, gorzkiego piwa i teraz sama musisz je wypić.

Boleśnie przygryzła policzek od wewnątrz, starając się wywołać łzy, które mogłyby uwiarygodnić jej słowa
- Łukasz...- szepnęła drżącym głosem - Ja...- ujęła jego dłoń - Ja nadal cię kocham.

Brunet momentalnie uznał, że się przesłyszał.

- I jak sobie to niby wyobrażasz, co? - spytał po chwili, przebijając się przez nawał myśli.

- Proszę, pozwól mi wrócić. Chociażby na okres próbny, dajmy sobie czasu, dajmy jeszcze jedną szansę - spoglądała na niego z nadzieją i łzami na policzkach, mocno ściskając jego dłoń.

Łukasz westchnął - Przypomnij mi, proszę, ile już drugich szans ci dałem?
Ile razy obiecywałaś, że się zmienisz, ile razy zapewniałaś, że się opamiętasz?

- Łukasz, błagam - wtuliła się w niego - Sześć lat naszego małżeństwa to dla mnie bardzo wiele, proszę, nie chcę puścić tego w niepamięć.

- A co z tym, że jestem dupkiem i cię zdradzam? - zerknął na nią - Co z tym, że jestem gwałcicielem i pedofilem, hm?

- Skarbie, proszę, nie mów tak - szybko pokręciła głową, przez co kilka kosmyków wypadło z luźnego upięcia.

- To są twoje słowa - chciał ją odepchnąć, ale ta uczepiła się go jak rzep - Ewa, związek to wzajemne zaufanie. A ja się sparzyłem i ciężko mi ci ufać. Sam z resztą widzę, że tobie również z trudem to przychodzi.

- Łukasz - zaszlochała - Proszę. Co z Sarą? Wyobrażasz sobie jak ona to przeżyje?

- Będziesz mogła się z nią widywać, tego ci nie zabronię.

- Ona powinna mieć rodzinę!
- Dlaczego więc nie pomyślałaś o tym wcześniej?

Kobieta zamilkła. Słychać było jedynie jej urywany oddech i pociąganie nosem.

Odsunęła się i spojrzała na twarz męża. Jej makijaż już nie był tak piękny jak na początku. Rozmazał się, włosy się rozczochrały, usta i oczy napuchły i zrobiły się czerwone.

- Pogubiłam się w tym wszystkim - tonęła w jego pięknych lecz zimnych, przesyconych bólem oczach - Oboje się zgubiliśmy. Przez te wszystkie wydarzenia...tego, Łukasz, tego było za wiele. Proszę, dajmy sobie szansę, naprawmy to. Oboje, razem - dotknęła jego dłoni na której była obrączka i spojrzała na nią.

Brunet westchnął.

- Gdzie masz wszystkie swoje rzeczy? U kogo się zatrzymałaś?

- U Astrid - pociągnęła nosem. No tak, Łukasz z pewnością by jej tam nie szukał. Spotkanie z jej ukochaną kuzynką było ostatnim, o czym marzył.

- Przywieź ciuchy i kilka najpotrzebniejszych rzeczy. Ale tylko kilka - zgarnął z jej twarzy parę kosmyków. Twarz kobiety rozpromieniła się.

- Czy to...czy to znaczy, że mogę wrócić?

Mężczyzna przytaknął. Ewa zapiszczała i mocno go przytuliła.

- Boże, Łukasz, tak bardzo ci dziękuję.
- Podziękuj Sarze - objął ją - Powinna mieć oboje rodziców. Robię to dla niej, mam nadzieję, że nie pożałuję.

- Nie pożałujesz - czule go pocałowała, ponownie się w niego wtulając.

- Kocham cię, skarbie. Tak bardzo cię kocham.

Mężczyzna westchnął, starając się ochłonąć. Czuł, że nadchodząca noc będzie tą kolejną, nieprzespaną, poświęconą na porządkowanie myśli.

Wbił wzrok w rysunek Sary, na którym była blondwłosa postać.

Od razu wyobraził sobie Julię i z trudem przecisnął przez gardło trzy słowa, dzięki którym znienawidził się już do końca życia.

- Ja ciebie też.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro