VIII
Julia odłożyła telefon na szafkę i ciężko westchnęła, opadając na poduszki. Jej wzrok tonął gdzieś w mroku, pięści zacisnęły się na pościeli. Od nagłego natłoku myśli zaszumiało jej w głowie a na policzki wpełzło znajome uczucie gorąca.
Tak, było jej przykro.
Mimo, że nie znała powodu, dla którego Łukasz odwołał ich spotkanie, czuła pewnego rodzaju smutek.
I tak, to było coś na wzór rozczarowania.
Dziewczyna na prawdę była bardzo ucieszona myślą ponownej rozmowy z mężczyzną, usłyszenia jego głosu, utonięcia w niebieskich tęczówkach.
Ale hej, moment, stop.
Czy brunet miał być na każde jej zawołanie? Przecież Łukasz miał własne sprawy, rodzinę i córkę, a ona była tylko jego uczennicą. Tu już zaczynała się paranoja, więc blondynka prędko ułożyła się do snu, chcąc mieć pewność, że niechciane myśli szybko odejdą.
Lecz niestety.
Łukasz zaczął mącić jej w głowie, co ją samą napawało strachem. Przecież był dużo starszy, w dodatku był jej nauczycielem. A co, jeżeli chciał zrobić jej krzywdę? Prędko pokręciła głową, karcąc się w myślach.
"Głupota" mruknęła pod nosem. Łukasz był spokojny, miły i kulturalny, skąd więc tak ohydne przypuszczenia? Owszem, dużo mówi się teraz o gwałtach i molestowaniach, ale nie, nie Łukasz.
Mimo, że znali się krótko, Julia ręczyła za niego. Miała nosa do ludzi.
Nazajutrz dziewczyna niechętnie opuściła łóżko. Całą noc dręczyły ją niespokojne sny, które pociągnęły za sobą masę niechcianych pytań i powodów do rozmyślań. Blondynka cudem zdążyła na autobus, w biegu jedząc śniadanie, które i tak z cudem przełknęła, bo nerwy tańczyły walca na jej kiszkach.
Do czasu ostatniej lekcji czuła się nawet znośnie, pogorszyło się dopiero gdy rozbrzmiał dzwonek zwiastujący matematykę. Od nagłego, nieprzyjemnego natłoku myśli związanych z Łukaszem, zrobiło jej się niedobrze.
- Hej, nienajlepiej wyglądasz - Marcel przysiadł obok, gdy ta trzymała się za bolący z nerwów brzuch - Może pójdziemy do pielęgniarki?
- Nic mi nie jest - pokręciła głową - Chyba czymś się strułam, nic poważnego.
- Czym? - prychnął, pomagając jej wstać, gdy zaczęli wchodzić do sali - Powietrzem? Cały dzień nic nie jadłaś.
Gdy przechodzili obok biurka, na którym Łukasz zaczął przygotowywać się do lekcji, Marcel objął blondynkę, tuląc ją do siebie.
- Hej, daj spokój - odsunęła się od niego, siadając do ławki.
Piszczek niestety tego nie usłyszał, więc to starcie wygrał Draxler, zerkając na niego z kpiną.
Mężczyzna uznał, że wraz z nowym rokiem zaczynają się miłosne zaloty i walka o dominację, więc jedynie pokręcił głową, biorąc do rąk podręcznik.
- Witam was, moi drodzy - zerknął do książki, pisząc na tablicy temat - Dziś na chwilę wrócimy do gimnazjum. Funkcje - odłożył kredę, zerkając po uczniach.
Przez chwilę zawiesił wzrok na Julii. Była skulona, włosy zasłaniały jej twarz, uparcie wpatrywała się w kartkę, nie podnosząc wzroku.
Już miał zapytać, czy wszystko w porządku, ale Marcel widząc, jak ten przewierca ją wzrokiem, spytał, czy mógłby rozwiązać jakieś zadanie.
- Jasne, zapraszam - zerknął do dziennika - panie Draxler. Może przypomni nam pan co nieco o wykresach i tabelkach?
Mimo, że Julia nie patrzyła na nauczyciela, doskonale wyłapała, że jego głos różni się od tego, jakim przywitał ich wczoraj.
Był jakby chłodny i strapiony, ale hej, guzik ją to obchodziło.
Zacisnęła pięści. Guzik obchodził ją Łukasz.
Przecież nic ich nie łączyło. Ona była jego uczennicą, on jej nauczycielem.
I kropka, koniec, nic poza tym.
Koniec z wyobrażaniem sobie niestworzonych rzeczy, to pora by przestać.
Lecz niestety w drugą stronę to nie działało. Piszczek martwił się o dziewczynę, jednak widząc dziwne zachowanie jej kolegi z ławki, uznał, że ta ma już dobrą opiekę.
Jednak wolał mieć pewność.
- Panno Antoszkiewicz - zabrał głos, gdy rozbrzmiał dzwonek a uczniowie zaczęli zbierać się do wyjścia - Pańska mama była u mnie, chciałbym wyjaśnić pewną sprawę.
Julia zamarła.
Mama? W szkole? Ale jak to? Przecież miała ranną zmianę. A jak coś się stało? Przecież to był ledwo drugi dzień, jeszcze nic nie przeskrobała!
Marcel widząc, że dziewczyna jeszcze bardziej pobladła, odebrał od niej torbę - Wszystko okej? Może zostanę? Albo poczekam na ciebie?
Pokręciła głową, biorąc swoje rzeczy i zaciskając dłoń na pasku - Pójdź już, poradzę sobie - uśmiechnęła się krzywo, chcąc go uspokoić - Do jutra.
Marcel lekko odwzajemnił jej gest i przytulił ją na oczach Piszczka, chcąc dać mu dobitnie do zrozumienia, że nie da mu skrzywdzić dziewczyny.
- Do widzenia, panie Draxler - zamknął za nim drzwi i przekręcił w nich klucz. Julia z trudem przełknęła ślinę.
Łukasz podszedł do niej i oparł się o biurko, spoglądając na nią zmartwiony - Co się dzieje, hm?
- Zjadłam w pośpiechu i mam za swoje - czuła, że jego niebieskie tęczówki skanują jej twarz, chcąc wyłapać jak najwięcej informacji.
- Na pewno chodzi tylko o to? - stanął prosto, będąc jeszcze bliżej niej.
Blondynka czuła jego perfumy i słyszała jego oddech.
Lekko pokiwała głową.
- Więc dlaczego unikasz mojego wzroku?
- Chciałeś zapytać tylko o to? - prędko zmieniła temat i spojrzała na niego.
Jej głos przypadkiem zabrzmiał zbyt ostro.
Jego oczy emanowały ciepłem, troską ale też zmartwieniem i smutkiem.
- Mojej matki tu nie było, prawda?
Mężczyzna westchnął - Owszem, nie było.
- Więc dlaczego pozwalasz, bym zabierała ci czas? - zapytała z przekąsem i zerwała się, idąc w stronę drzwi, lecz Łukasz w porę zareagował i złapał ją za rękę.
Dziewczyna zatrzymała się i boleśnie przygryzła wargę, lecz nie odwróciła się w jego stronę.
Tak jak myślała, jego dłoń była duża, lekko szorstka i przyjemnie ciepła.
Przez moment się zawahała.
- Co to w ogóle za pomysł, że zabierasz mi czas, co? - zapytał łagodnie, nadal trzymając jej dłoń, którą lekko potarł kciukiem.
Przysunął się do niej i zgarnął za jej ucho pojedynczy, zbłąkany kosmyk - Bardzo lubię twoje towarzystwo i jest mi przykro, że nie udało nam się wczoraj spotkać.
Dotknął jej drugiej dłoni i stanął naprzeciw niej - Może uda się to nadrobić?
Blondynka zaczęła drżeć.
W jej uszach szumiała krew, policzki piekły a na gardle zacisnęła się ciasna pętla, nie wspominając już o sercu które boleśnie obijało się o żebra.
Byli tak blisko siebie, napięcie sięgało zenitu.
Julia spięła się i cofnęła rękę, w porę się otrząsając, zanim mogło wydarzyć się coś, czego mogła żałować - Mogę już iść? Chciałabym wrócić do domu.
Łukasz odsunął się i westchnął - Oczywiście, proszę.
Dziewczyna przekręciła klucz w drzwiach - Ale gdybyś jutro także źle się czuła, lepiej zostań w łóżku.
Prędko otarła pojedynczą łzę i poprawiła na ramieniu torbę, ignorując jego słowa.
- Do widzenia, panie Piszczek.
Julia prędko opuściła szkołę i wsiadła w autobus. Kolejna tego dnia łza spłynęła po jej twarzy i skapnęła na jej dłoń.
Spojrzała na miejsce, w którym rozbryzgła się pojedyncza, słona kropla.
Na miejsce, które było ubrudzone kredą.
Miejsce, gdzie dotknął jej Łukasz, Łukasz Piszczek, dojrzały mężczyzna, nauczyciel, który mógłby być jej ojcem.
Boleśnie zagryzła wargę i zacisnęła pięści, zastanawiając się, czy na prawdę by żałowała, gdyby doszło do czegoś...więcej?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro