Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

VII

Łukasz ciężko spał tej nocy.

Córka przyszła do niego nad ranem, zbudzona złym koszmarem i zaniepokojona nieobecnością matki. Została w jego łóżku już do rana, a mężczyzna cały ten czas gładził ją po włosach, układając sobie w głowie zlepek zdań jakie przekaże Sarze, gdy ta zacznie wypytywać o Ewę coraz częściej, a żadne kłamstwa w stylu wyjazdu czy nawału pracy nie będą wystarczające by zamydlić jej wyjątkowo bystre jak na pięciolatkę oczy.

Ten poranek ledwo co się zaczął, a Piszczek już miał ochotę jak najprędzej znaleźć się w domu.

Wlał w siebie dwa kubki kawy, zrobił córce śniadanie i odwiózł ją do przedszkola, zapewniając, że po jej powrocie mama na pewno będzie czekać z obiadem.

Szczerze? On sam bardzo chciał jeszcze raz zobaczyć Ewę przy garnkach, kręcącą biodrami, podśpiewującą i czule całującą go w przerwach między gotowaniem.

Tęsknił za jej uśmiechem, za jej błyszczącymi oczami, za widokiem jak chętnie bawiła się z córką, za jej dłońmi rozmasowującymi jego spięte barki, gdy wchodziła do jego gabinetu a ten siedział nad książkami i papierami, mimo że było późno w nocy a oni oboje byli zmęczeni ciężkim dniem.

Tęsknił za swoją rodziną, tęsknił za czasami, gdy było na prawdę dobrze.

Bo było dobrze, ba, mało tego, było cudownie. Łukasz był najszczęśliwym facetem na ziemi.

Cały czas pytał siebie, dlaczego to wszystko spotkało akurat jego? Czym sobie zasłużył? Czy na prawdę było tak wiele grzechów o których nie miał pojęcia, a które były tak istotne?

Zaparkował pod szkołą i wziął kilka głębokich wdechów.

Witamy w piekle, panie Piszczek.
Witamy z powrotem.

***

Ledwo co rozpoczął się pierwszy dzień, Julia już była spóźniona.

Nie dość, że w pośpiechu zapomniała zamknąć dom, to jeszcze pomyliły jej się dni i spakowała zupełnie niepotrzebny zestaw książek.
Z trudem zdążyła na drugą lekcję i mając nadzieję, że zostanie niezauważona, usiadła w ostatniej ławce pod oknem.

Ku jej uciesze, nauczyciela jeszcze nie było, na dodatek nie miała nawet pojęcia jaki przedmiot ma teraz.
Dopiero jej wczoraj poznany kolega wybawił ją z opresji i ofiarując swoje towarzystwo, zajął miejsce obok niej, proponując, że użyczy jej podręcznika.

Marcel był niezmiernie podekscytowany faktem, że od dzisiejszego dnia prawie codziennie będzie spędzać kilka dobrych godzin w towarzystwie Julii. Wiedział też, że dzięki temu będzie mógł skutecznie odwracać jej uwagę od Piszczka, który właśnie wszedł do klasy i złożył na biurku swoją torbę. Momentalnie zapadła cisza i wzrok wszystkich skupił się na brunecie stojącym na środku sali.

Mężczyzna odchrząknął i zlustrował wzrokiem uczniów. Uśmiechnął się, gdy dostrzegł blondynkę, która odwzajemniła jego gest, lecz w porę zakryła usta dłonią, opierając się łokciem o ławkę.

- Witam was serdecznie w nowym roku szkolnym - napisał na tablicy swoje nazwisko.

Marcel spiął się. Nasłuchał się o nim zdecydowanie zbyt wiele i nie mógł pozwolić, by ten zakręcił się wokół Julii i skrzywdził ją. Wiedział doskonale, że takie dziewczyny jak ona to cel wprost idealny.

Cel idealny dla ludzi takich jak on.

Mężczyzna odłożył kredę i odwrócił się w ich stronę.

- Nazywam się Łukasz Piszczek i od dzisiaj będę was uczył matematyki.

Dreszcz przebiegł wzdłuż kręgosłupa blondynki. Nie wiedziała, czy to przez przyjemny ton głosu mężczyzny, myśl, że będzie w jego towarzystwie przez najbliższe czterdzieści pięć minut czy też przez fakt, że właśnie zaczęła się jej najbardziej znienawidzona lekcja.

Spuściła wzrok i wyciągnęła z torby przypadkową kartkę, zapisując na niej temat, kryteria oceniania i organizację pracy jaką czekały całą jej klasę przez najbliższe dziesięć miesięcy.

Przez całą lekcję Julia ukradkiem zerkała na Łukasza. Widziała jak przegląda dziennik, uzupełnia rubryki, aż w końcu opiera się o biurko i po prostu mówi, dyktując to, co chwilę później znalazło się w zeszytach uczniów. Parę razy ich spojrzenia się spotkały, lecz nastąpiło to jedynie kilkukrotnie, bo gdy tylko Marcel widział, że kącik ust dziewczyny wędruje ku górze, gdy ta spogląda na nauczyciela, od razu odwracał jej uwagę, pokazując coś w książce lub za oknem.

Trzy kwadranse minęły zaskakująco szybko. W pewnym sensie Julii było nieco przykro, że już musi opuścić towarzystwo Łukasza, jednak po cichu liczyła, że uda jej się jeszcze trafić na niego na korytarzu.

Zarzuciła torbę na ramię i z Marcelem u boku opuściła salę, zerkając na mężczyznę i uśmiechając się do niego w momencie, gdy ich spojrzenia się spotkały.

- Do widzenia, panie Piszczek.

***

- Dlaczego Dortmund? - spytał Draxler podczas przerwy obiadowej, gdy siedzieli na pierwszym piętrze, czekając na przedostatnią tego dnia lekcję.

Dziewczyna wyrzuciła ogryzek do kosza i przełknęła ostatni kęs, siadając na parapecie i wzruszając ramionami.

- Wyszło przypadkiem.

Była szczerze zaskoczona zainteresowaniem Marcela, jego ciekawością i kolekcjonowaniem wiadomości o niej. Znali się ledwo jeden dzień i miała do niego dystans, chociaż szczerze mówiąc, wątpiła że z czasem ów oziębłość się zmniejszy. Nie szukała przyjaciół, przynajmniej nie teraz, gdy było jej dobrze samej ze sobą.

Och, zaraz, przecież nie była sama.

Był Łukasz.

Wpadła na niego gdy wracała z toalety. Była to jedyna droga, w której Marcel nie zdecydował się jej towarzyszyć, bo dobitnie dała mu do zrozumienia, że świetnie poradzi sobie sama.

- Przepraszam, panie Piszczek - skupiła jego uwagę, gdy ten kupował jabłko i sok - Czy jutro także mamy lekcje?

Mężczyzna uśmiechnął się - Owszem. Jutro, pojutrze i w piątek. Cały tydzień z królową nauk.

Dziewczyna cicho się zaśmiała i przygryzła wargę, spuszczając wzrok, gdy oddalili się od sklepiku i szli prawie pustym korytarzem - Ciężko nagle przerzucić się na "pan" - wyznała półszeptem, ze spuszczoną głową.

Łukasz wręczył jej jabłko, uśmiechając się lekko - Może wieczorem jakiś spacer, by nie przywyknąć na stałe do tego przedrostka?

Dziewczyna podniosła wzrok w jego skupione na niej, niebieskie tęczówki i pokiwała głową - Bardzo chętnie.

Uśmiechnęła się i zaczęła wchodzić po schodach - Więc do zobaczenia, panie Piszczek.

- Do zobaczenia - uśmiechnął się pod nosem, odprowadzając ją wzrokiem.

- Do zobaczenia, panno Antoszkiewicz.

***

Sara narysowała w przedszkolu cztery rysunki, każdy skąpany w serduszkach przeróżnych kolorów i rozmiarów. Uradowana ściskała je w dłoniach, po południu wracając z Łukaszem do domu. Całą drogę radośnie śpiewała, nie chcąc zapomnieć piosenki, którą miała zaprezentować mamie. Miała nadzieję, że dzięki niej, kobieta zostanie już w domu na stałe i nie będą już więcej kłócić się z tatusiem.

Wyskoczyła z samochodu i pognała do drzwi. Łukasz z ciężkim sercem podążył za nią. Cały dobry nastrój jaki napawał go dzięki towarzystwie Julii nagle gdzieś wyparował. Jedyne na co teraz się przygotowywał to na zawód jaki zobaczy w oczach córki. Przekręcił klucz w zamku i wpuścił ją do środka.

- Mami, mami! - zaczęła biegać po pomieszczeniach, śmiejąc się radośnie i machając rysunkami - Mami, mam prezenty!

Mężczyzna westchnął ciężko i zdjął buty, odkładając rzeczy i odwieszając kurtkę.

Po kilku chwilach zasmucona Sara stanęła u jego nóg, z zawiedzeniem rozglądając się w koło - Gdzie...gdzie mamusia?

Brunet kucnął przy niej i rozebrał ją z płaszczyka, bucików, szalika i czapki.

- Tato, gdzie mamusia? - jej cichy, cienki głos drżał. Łukasz z bólem podniósł na nią wzrok - Gdzie mami?

Wziął głęboki wdech - Mamusia już nie będzie z nami mieszkać.

Dziewczynka mimowolnie wypuściła z rąk rysunki i rozpłakała się. Mężczyzna mocno ją utulił i wziął na ręce, wstając.
Blondynka mocno objęła jego szyję, szlochając.

- Skarbie, cichutko - głaskał jej plecy, raz po raz całując we włosy czy policzki - Mamusia nadal cię kocha, wiesz?

- To dlaczego sobie poszła? - popatrzyła na niego mokrymi oczami - Dlaczego przez ostatni czas nie chciała się ze mną bawić?

Łukasz już miał odpowiedzieć, zaprzeczyć, że nie poszła z jej winy, ale dziewczynka mu przerwała - To dlatego, że w zeszłym tygodniu nie posprzątałam zabawek i za długo oglądałam księżniczki?

- Nie, kochanie, to nie... - Ja już zawsze będę sprzątać zabawki, będę nawet grzecznie jeść warzywka, ale proszę, niech mami wróci - jeszcze mocniej się rozpłakała.

Zaczęła drżeć. Brunet zrobił jej kakaa i herbaty z rumianku, po czym usiadł z nią w sypialni i mocno utulił, wcześniej przebierając ją w piżamę i zbierając jej wszystkie ulubione maskotki, które teraz zajmowały większą część łóżka.

Dziewczynka po czasie zmęczona płaczem zaczęła usypiać, rumianek dodatkowo ją wyciszył a kakao zawsze sprawiało, że po złym śnie, który zbudził ją w nocy, udawało jej się zasnąć.

- Tatuś jest przy tobie - pogłaskał ją po włosach, gdy leżeli razem a ta wtulała się w niego - Nigdzie nie idę, będę cały czas.

Pocałował ją w czoło.

- Kocham cię, tato. Kocham ciebie i mamusię - mocniej ścisnęła pod pachą pluszaka - I chciałabym, żeby zobaczyła moje rysunki.

Łukasz bardziej okrył ją kołdrą - Z pewnością zobaczy. Musimy tylko dać jej troszkę czasu, dobrze?

Sara pokiwała głową - Ale...jak myślisz, będą się jej podobać? - spojrzała na niego z dołu. Mężczyzna uśmiechnął się i pokiwał głową - Z pewnością skarbie, są piękne.

Słabo się uśmiechnęła, ponownie w niego wtulając - Dobranoc, tatusiu.

- Dobranoc, kochanie.

Gdy po kilku chwilach usłyszał, że dziewczynka zasnęła, wziął telefon i napisał Julii smsa, w którym odwołał ich spotkanie, przepraszając. Nie podał powodu, miał zbyt mało czasu, bo przez światło wyświetlacza mogła zbudzić się Sara.
Odłożył telefon i westchnął ciężko, gasząc lampkę i spoglądając w sufit.

Witamy w piekle, panie Piszczek.
Witamy z powrotem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro