nie byłam twoją stalkerką
24 września
Nasze spotkanie nie było przypadkowe. Obserwowałam Cię niemal każdej nocy, odkąd zacząłeś pojawiać się w klubie. Wyczekiwałam, tylko by nasze spojrzenia się spotkały. Byś zauważył mnie w tłumie bawiących się osób.
Widziałam, jak wchodziłeś do głównej sali z wielką pewnością siebie, nosząc głowę wysoko ponad wszystkimi, jakbyś gardził tańczącą na parkiecie hołotą. Dopiero po kilku dniach zauważyłam, że wchodzący wraz z Tobą ludzi są Twoimi znajomymi. Nie zwracałam na nich większej uwagi, ponieważ byli tylko Twoim zbędnym dodatkiem, tak jakby bez Ciebie istnienie czwórki osób nie miałoby sensu. Ci ludzie błądziliby po świecie, szukając własnej tożsamości oraz celu, do którego mogliby dążyć, a Ty im to wszystko zapewniałeś.
Po wielkim wejściu na salę kierowałeś się wraz ze znajomymi do baru. Nie zwracałeś uwagi na ludzi dookoła Ciebie, na głośną muzykę w tle czy na kolorowe światła, które co moment się zmieniały, oślepiając przy tym wszystkie tańczące na parkiecie osoby. Widziałeś jedynie barek pod ceglaną ścianą z masą wyeksponowanego drogiego alkoholu, który był tam jedynie dla dekoracji, ponieważ klub do ekskluzywnych nie należał i już nigdy takim nie zostanie. Zamawiałeś tam pięć shotów taniego, lecz mocnego alkoholu, po jednym dla każdego Twojego znajomego i dla siebie.
Parę kolejek później zaczynałeś dyskutować z towarzyszami, tak jak codziennie z tym samym entuzjazmem prowadziłeś rozmowę. Poprawiałeś opadające na czoło kruczoczarne włosy, gdy coś Ci się nie podobało, a gdy zgadzano się z Tobą, uśmiechałeś się nieśmiało i kiwałeś głową z dumą. Dostrzegałam te wszystkie na pozór nieważne szczegóły. Wydawałeś się dzięki nim bardziej ludzki, a nie jak większość ludzi Cię postrzegała jako androida bez uczuć. Myślałam wtedy, że to moja szansa, by podejść do Ciebie i wkręcić się w jakiś sposób do Twojego towarzystwa. Mogłabym tak jak Twoi znajomi stać się jedynie dodatkiem, ale byłabym obok Ciebie i na tym najbardziej mi zależało.
Potrzebowałam odwagi, by podejść do Ciebie. Wzięłam głęboki wdech, jakby miał być on moim ostatnim i gdy już miałam zrobić pierwszy krok w Twoją stronę, dostrzegał mnie z parkietu jakiś napalony ćpun. Tak kończył się mój każdy przypływ odwagi i ja musiałam temu ulegnąć.
Były wtedy rzeczy ważniejsze niż Ty mój miły.
- Masz coś dla mnie? - Uśmiechnął się w moim kierunku, ukazując przy tym wybrakowane uzębienie. Już z daleka potrafiłam rozpoznać starych ćpunów, tak samo, jak oni umieli poznać mnie. To był jeszcze czas, gdy nienawidziłam tych ludzi.
Pierwszej nocy szukałam Cię cała spanikowana w tłumie bawiących się osób. Bałam się, że to był pierwszy i zarazem ostatni raz, gdy Cię widziałam, lecz następnej nocy ponownie pojawiłeś się w klubie. Niestety przed podejściem do Ciebie przeszkodzono mi w ten sam sposób jak ostatnio. Wtedy kolejny raz zniknąłeś wśród ludzi.
Trzeciego dnia postanowiłam nie spuszczać Cię z oczu. Obserwowałam uważnie wszystko, to co robiłeś nawet, wtedy gdy mi przeszkadzali kolejni to ćpuni. Patrzyłam prosto na Twoją sylwetkę, a nie na twarze narkomanów.
Dostrzegłam, że nie znikałeś w tłumie obcych osób, tylko wraz ze znajomymi udawałeś się w kierunku ciężkich metalowych drzwi na tyłach klubu. Znajdowało się tam biuro Damiana szefa klubu, który był równie obrzydliwy co jego lokal.
Martwiłam się o Ciebie, ale zarazem fascynowało mnie, dlaczego codziennie się udajesz do tego gburowatego faceta.
Tego dnia czekałam na Ciebie pod drzwiami, mając nadzieję, że chociaż mnie dostrzeżesz, wychodząc z pokoju. Jednak miałam mylną nadzieję. Twój wzrok od razu powędrował w kierunku drzwi wyjściowych. Wydawałeś się, jakbyś chciał w coś mocno przywalić, lecz powstrzymywał cię od tego tłum ludzi, na których później mógłbyś wyładować swój stres. Chciałeś uchodzić jako człowiek bez emocji.
Czwartej nocy wygrała ciekawość i po zamknięciu klubu, i Twoim wyjściu udałam się do biura szefa. Nie planowałam się o Ciebie nadmiernie wypytywać. Chciałam wiedzieć jedynie, dlaczego codziennie tu przychodziłeś.
- Wchodźże! - Usłyszałam krzepki męski głos wydobywający się z pomieszczenia w mniej niż sekundę po moim stuknięciu w metalowe drzwi.
W małym pomieszczeniu panował okropny smród metalu, dymu papierosowego oraz spoconego męskiego cielska. Przy ścianie znajdowała się kanapa, na której siedzieli dwaj tędzy ochroniarze liczący pieniądze z sejfu. Nawet nie raczyli się spojrzeć w moją stronę, bo byli tak zafascynowani leżącą na stoliku wypłatą. Na pierwszy rzut oka nawet skromną, ale jak na jeden wieczór nic nierobienia to była ona wystarczająca. W pokoju znajdowała się jeszcze jedna osoba, którą znałam najbardziej z tej czwórki. To on załatwił mi "pracę" w tym klubie. Adrian siedział dumnie na starym skórzanym fotelu postawionego w kącie obok prawicy szefa. Wyglądało to tak, jakbym przerwała tej dwójce kłótnię, którą najwyraźniej szef przegrywał.
- Znam cię skądś dziewucho - powiedział na powitanie szef swoim oschłym głosem, po czym przyłożył grubego papierosa do ust. Mężczyzna delektował się nikotyną, natomiast ja stałam nieruchomo, czekając na jego dalsze polecenia. Patrzył się na mnie uporczywym wzrokiem, najwyraźniej próbując sobie przypomnieć, kim jestem. Tę niezręczną chwilę przerwał Adrian.
- Ty tępa dzido Dam! Ona pracuje dla ciebie od kilku miesięcy - warknął w stronę szefa, lecz ten nie wyglądał jakby ta informacja była dla niego ważna.
Adrian spojrzał na mnie stojącą sztywno przy drzwiach. To spojrzenie trwało zaledwie sekundę, ale musiał dostrzec zakłopotanie na mojej twarzy, bo wstał szybko z fotela i wskazał ręką wolne miejsce, bym mogła spokojnie usiąść.
Spojrzałam kolejny raz na mebel, który wydawał mi się jeszcze bardziej obrzydliwy niż wcześniej, ale szybko odrzuciłam wszystkie myśli i z uprzejmości usiadłam na jego krawędzi.
To była prawda, czułam się nieswojo w tym pomieszczeniu, ale robiłam to wszystko dla Ciebie.
- Jak się nazywasz dziewucho i po co tu w ogóle przylazłaś? - zapytał się mnie gburowato szef. Na jego łysej czaszce widoczna była żyłka przechodzącą przez całą głowę, a na twarzy pojawiały się znaczne zmarszczki.
- Nazywam się Liwia - odpowiedziałam i zaczęłam się szybko zastanawiać, w jaki sposób mogę się zapytać o Ciebie. - Przyszłam, bo ostatnio zauważyłam nowych ludzi w klubie, raczej nie naszych stałych klientów, którzy codziennie do szefa przychodzą...
- Już wiem kim jesteś! - przerwał moją wypowiedź.
- Słucham? - zdążyłam odpowiedzieć z zakłopotaniem, zanim ponownie wtrącił się w moją wypowiedź.
- Racja pracujesz dla mnie - potwierdził wcześniejsze słowa Adriana. - A ja w życiu nie mógłbym zapomnieć tej pięknej twarzyczki. Jesteś jedną z tych moich kochanych dziwek! - powiedział z wyraźnym entuzjazmem.
Zaczynała mnie męczyć ta rozmowa, która nie szła w dobrym kierunku poznania Ciebie.
- Nie jest - odpowiedział w moim imieniu Adrian. Nie prosiłam go o żaden ratunek i nigdy nie chciałam, a teraz przez niego wypadłam na bezbronną dziewczynę, która nie potrafi sama się odezwać. Spojrzałam tylko znacząco w jego stronę, oznajmiając tym, że dawałam sobie sama radę.
Na moje późniejsze szczęście szef był tak wielkim ignorantem, że nie posłuchał czy nawet nie usłyszał słów Adriana i ciągnął swoją wypowiedź dalej.
- Ta grupa gówniarzy nie jest cię złotko warta, a jak zrobią ci coś, to każę komuś powyrywać im wszystkim flaki.
- Co jest? - odezwał się w kierunku szefa jeden z ochroniarzy, jakby na słowa - powyrywać komuś flaki, został dopiero uruchomiony.
- Nie udawaj idioty! - Wstał zza biurka Damian wyraźnie zdenerwowany na siedzącego naprzeciwko niego ochroniarza. Nie bałam się, ale część mnie drgnęła na ten gwałtowny ruch mężczyzny będącego zaledwie metr ode mnie. - Mówię ci od tygodnia o tych dzieciakach, które mnie prześladują, bo idioci myślą, że nasz lokal jest idealny na ich pierwszy koncert. Miałeś ich kurwa nie wpuszczać do mojego biura!
Atmosfera panująca w pokoju stawała się z każdą sekundą ciszy coraz bardziej napięta, natomiast ja siedziałam jak na szpilkach, wyczekując tylko kolejnej informacji o Tobie. Spojrzałam niepewnie w kierunku Adriana, który stał nade mną, uważnie doszukując się w mojej reakcji powodu dziwnego zainteresowania się Tobą.
Byłam dla niego jak młodsza siostra, która dopiero uczuła się życia. Troszczył się o mnie na swój bardzo specyficzny sposób, załatwiając mi pracę w niebezpiecznym klubie. Nie była ona moim marzeniem, bo raczej żadne dziecko nie chce, by w przyszłości użerać się z ćpunami w obskurnym lokalu. Z drugiej strony bez tej pracy nigdy bym nie poznała Cię, a jak się później okaże, byłeś dla mnie najpiękniejszym koszmarem, jaki może się kiedykolwiek przydarzyć.
Niczego bym nie zmieniła w naszej przegranej historii.
Poczułam silną męską dłoń na moim ramieniu. Wiedziałam, że tym gestem Adrian próbował zmusić mnie do wyjścia, zanim pokój stanie się jeszcze bardziej niebezpieczny niż wcześniej. W tym samym czasie wewnątrz mnie kłócił się zdrowy rozsądek z głupią ciekawością, jak ta sytuacja mogłaby się zakończyć. Niestety decyzja o wyjściu nie należała całkowicie do mnie, ponieważ po pierwszej kurwie, jaką usłyszałam od drugiego ochroniarza, Adrian pociągnął mocniej moją dżinsową kurtkę i zmusił mnie w ten sposób do wstania z fotela i szybkiego wyjścia z biura.
Byłam z tego powodu bardzo niezadowolona. Chociaż brzydziło mnie do szpiku kości grubiańskie zachowanie szefa, a obleśny smród w pokoju sprawiał, że powstrzymywałam się przez te kilka minut od wymiotów, to dowiedzenie się kim jesteś było dla mnie priorytetem.
- Co ty sobie myślałaś, przychodząc do biura Dama? - powiedział Adrian po tym, jak wyszliśmy z pomieszczenia.
Myślałam o Tobie.
Główna sala klubu świeciła już pustkami. Nawet najwytrwalsi imprezowicze zostali przegnani za drzwi lokalu, natomiast barman kończył sprzątać swoje stanowisko pracy i dosłownie za kilka minut powinno go już tutaj nie być. Nie było więc osoby, która mogłaby podsłuchać naszą rozmowę.
- Nie całe moje życie kręci się wokół ciebie i narkotyków - odpowiedziałam zgryźliwie. - Zaintrygowała mnie jedna osoba, więc chciałam się coś o niej dowiedzieć.
Usłyszałam trzask tłuczonego szkła zza drzwi do biura szefa. Jednak Adrian podjął dobrą decyzją, by szybko się ewakuować z pokoju do głównej sali klubu. Poczułam wtedy ulgę, że nie zmarnowałam tak wiele czasu w tym okropnym towarzystwie. Na twarzy znajomego pojawiły zupełnie inne emocje, jakby się zamartwiał tym, co mogłoby się stać.
- Ostatnio Damian się często wkurwia, a twoja wizyta go jeszcze bardziej nakręciła. Może nigdy nie był spokojnym człowiekiem, ale teraz już przesadza z agresją - przerwał na moment swoją wypowiedź, by spojrzeć prosto w moje oczy. - Już nie jest tu tak bezpiecznie.
- Mówisz tak, jakby ten klub był kiedyś przyjaznym miejscem dla rodzin z małymi dziećmi. Wiem od dawna, jaki szef ma wybuchowy charakter i poradziłabym sobie sama z nim w tym pokoju - skłamałam. Nie poradziłabym sobie sama z wybuchem agresji szefa, mógłby mnie zgnieść jednym palcem i nawet by nie poczuł oporu ze strony moich drobnych kości.
Za plecami Adriana dostrzegłam idącego w naszym kierunku barmana. Staliśmy kilka kroków od biura szefa i szybko pomyślałam, że to jest jego cel. Pracownik miał ciężki chód, który mój towarzysz usłyszał w podobnym tempie, co ja go zobaczyłam.
- Lepiej tam nie wchodź - powiedział w kierunku pracownika. - Idź do domu i najlepiej już tu nie wracaj.
Pracownik w odpowiedzi jedynie machnął ręką na jego słowa, ale nie był na tyle uparty, by wchodzić do biura. Zarzucił skórzaną kurtkę na ramiona, którą trzymał wcześniej w rękach i wyszedł z klubu tylnym wyjściem.
Oficjalnie to Damian pełnił funkcję szefa w klubie, ale to Adrian wszystkim sterował. Jak na dwudziestopięciolatka ogarniał sprawy finansowe oraz pracowników lepiej niż niejeden dojrzały człowiek. Ludzie go szanowali i dzięki swojemu intelektowi piął się szybko po szczeblach kryminalnej kariery.
- Mówiłem ci już, że otwierają kolejny klub w mieście? - powiedział, gdy już miał pewność, że barman nie wróci.
- Twilight tak? Każdy mówi o tym otwarciu.
W mieście wisiały od tygodnia plakaty promujące otwarcie jakże skromnie nazwanego przez właścicieli "największego klubu w mieście". Przez ten lokal spodziewałam się utraty kilku klientów. Nadal bym miała do obsługi sporo stałych ćpunów, którzy od dawna przestali brać dla zabawy, ale wizja mniejszych zarobków mnie martwiła.
- I bardzo dobrze, że każdy o tym mówi - powiedział, jakby nie dotyczył go problem straty klientów. Zaciekawił mnie tym stwierdzeniem. - Dostałem w Twilight propozycję pracy i chciałbym, żebyś również się tam przeniosła. Oczywiście nadal będziesz sprzedawała towar, ale masz zagwarantowane tam większe bezpieczeństwo niż u Dama.
Była to ciekawa propozycja, ale na dłuższą metę wykończyłaby mnie odpowiedzialność nad tak wielkim tłumem ludzi, jaki podobno miał się pojawiać w nowym klubie. Nie chciałam także Cię stracić, ponieważ wizja zmiany miejsca pracy wydawała mi się również zmianą dotychczasowego życia.
- Zastanowię się jeszcze - powiedziałam, po czym metalowe drzwi otwarły się na oścież i wyskoczył z nich szef, jakby paliło się w jego biurze.
- Co wy tu nadal robicie? - niemalże krzyknął w naszym kierunku.
Wystarczyło jedno jego spojrzenie, by zrozumieć, że to jest jeden z jego niechlubnych napadów wściekłości.
- Już wychodzimy - powiedział w naszym imieniu Adrian i udał się wraz ze mną do tylnego wyjścia znajdującego z drugiej strony sali. Przez całą drogę czułam na plecach morderczy wzrok szefa.
Adrian otwarł drzwi i przepuścił mnie jako pierwszą, jakby był prawdziwym dżentelmenem. Na zewnątrz poczułam lekki chłód wrześniowego wiatru na skórze. Wzięłam kilka głębokich wdechów, delektując się świeżym powietrzem bez dodatku odoru alkoholu wymieszanego z potem.
- Liwia zaczekaj. Mogę cię podwieźć do mieszkania.
Trzymał już w dłoni kluczyki od samochodu, który stał zaparkowany kilka metrów ode mnie.
- Dziękuję za propozycję, ale przejdę się ten kawałek - odpowiedziałam grzecznie, natomiast a twarzy Adriana pojawiło się rozczarowanie. Mieszkałam trzy ulice od klubu, więc taki krótki kawałek drogi za spokojem potrafiłam pokonać pieszo.
- To dobranoc i pamiętaj o mojej propozycji - pożegnał się.
- Branoc, będę o tym myśleć.
Nie myślałam o tym, ponieważ w mojej głowie siedziało tylko jedno słowo, które zajmowało całą moją pamięć z wydarzeń ówczesnej nocy. O dziwo jedyną pożyteczną informacją o Tobie dowiedziałam się przez przypadek od szefa.
Koncert.
Tylko dlaczego tak się uparłeś na ten ohydny lokal?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro