Prolog
Miecz nie powstaje w wodzie. Powstaje w ogniu.
Carolyn - Jess Cooke "Zawsze przy mnie stój"
To było tak, jakby ktoś nagle wtłoczył jej powietrze do płuc. Otworzył zamknięte do tej pory oczy i rozwiązał ręce. Mogła wszystko, w ułamku sekundy zdała sobie sprawę, że do tej pory pozostawała martwa; dryfująca w mrocznym oceanie niewiedzy. Wiatr pachniał silniej, ogień był gorętszy, twarze piękniejsze. Umarła i narodziła się na nowo, z popiołu i dymu w świętym ogniu mając za świadka noc.
Jeśli życie wyglądało tak od początku, to gdzie do tej pory byłam? Serce bije mocniej, usta rozciągają się w szerszym uśmiechu a niebo tak naprawdę ma kolor oczu ukochanej osoby, nieważne czy to prawda, tak jest.
Lorelai stanęła naprzeciwko niego w złotej łunie i uśmiechnęła się.
- Rwy'n wirioneddol fyw - usłyszała swój własny głos i coś w twarzach otaczających ją postaci z cienia i mroku mówiło, że oni też to słyszeli. - Naprawdę żyję.
Ale nie znała przecież walijskiego, a postaci z mroku i cienia formowały się w prawdziwych ludzi zbliżających się ku niej z bronią w rękach. Otoczona zdała sobie sprawę, że choć żyła, naprawdę żyła, mógł być to jedynie stan przechodni.
Boleśnie świadoma umykającego czasu, posłała mu ostatnie spojrzenie; jedyny, który stał w kręgu światła kiwnął głową ledwie zauważalnie, a potem dookoła rozszalała się pożoga.
Albo oni albo ja.
Świat potrzebuje równowagi.
PROLOG.
Trochę dziwny, trochę inny, ale chyba intrygujący. Do zobaczenia w pierwszym rozdziale.
ENJOY XxXxxXx
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro