Prolog
łByła ciemna i burzowa noc. Właśnie nastała pora nagich drzew. W Klanie Słońca panował głód i niepokój.
-Rasowa Gwiazda, nie mamy tyle zdobyczy by wykarmić cały klan, co mamy robić-powiedział przestraszony Wilczy Głos.
-Nie martw się Wilczy Głosie, postanowię wyjść w siedliska Dwunożnych i przeszukam ich szopy w poszukiwaniu jedzenia. Klan zdobędzie to na co zasługuje.
-Ale nie możesz iść sam!-wrzasnął Wilczy Głos.- Tam jest tyle niebezpieczeństw, możesz stracić swoje szóste życie!
-Nie pójdę sam. Pójdę z Płomienną Burzą i Pszczelą Łapą. Reszcie każ bronić klanu, w razie ataku nieprzyjaciela. Ty również zostań.
-Dobrze Rasowa Gwiazdo-powiedział nieufnie Wilczy Głos
***
Rasowa Gwiazda pobiegł przez Drogę Grzmotu. Wokół niego wiał zimny wiatr. Nie mógł się poddać, musiał zrobić to dla klanu. Za nim biegła Płomienna Burza i Pszczela Łapa. Był już blisko, wokół zaczeło pachnieć sianem i łajnem krów. To ich nie zmyliło, zaczeło pachnieć myszami, pulchnymi myszami. Jednak jak na nieszczęście, dobiegła do nich szczekanina psów. Przestraszone koty pobiegły w stronę lasu.
-Muszę się oddzielić Rasowa Gwiazdo, inaczej prędko dobiegnie na nas chmara psów.-miaukneła Płomienna Burza.
-Dobrze, rozumiem cię Płomienna Burzo widzimy się przy Brzozowym Lesie. Pszczela Łapo biegnij za mną.
-Dobrze Rasowa Gwiazdo-powiedział uczeń.
Po szybkiej naradzie Płomienna Burza pognała w przeciwną stronę zwabiając większość psów.
***
-Uff udało nam się Rasowa Gwiazdo-miauknął wyczerpany uczeń
-Nie do końca, nie czuję Płomiennej Burzy, powinna być już dawno...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro