Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3. Depression

*Tristan*

Stałem spokojnie za barem i obserwowałem siedzących przy stolikach ludzi. Byli tacy beztroscy i szczęśliwi.

Jak my, kiedyś.

Dopóki nie zaginęła.

Czterdziestoletnia kobieta z kilkuletnim dzieckiem, które cały czas biegało po barze, starsze małżeństwo trzymające się za ręce i grupka znajomych, którzy byli tak zajęci rozmową, że nie zwrócili nawet uwagi na zamówienie, które kelner przyniósł do ich stolika.

Widok tych ostatnich najbardziej mnie dołował. Przecież to mógłbym być ja. Siedziałbym w niechlujnej knajpie w otoczeniu najbliższych. Śmiałbym się i przedrzeźniał ich...

Skończ, Tristan  skarciłem siebie w myślach – Jesteś dorosły. Powinieneś o tym zapomnieć i przestać żyć przeszłością.

Ale z tą przeszłością jest jeden problem: zawsze jest ona częścią teraźniejszości. Nie można tak po prostu wymazać niektórych spraw z pamięci i zapomnieć o nich, jak gdyby nie miały już żadnego znaczenia. 

Można za to starać się je ignorować.

I to chciałem wtedy robić. Zajmować się czymkolwiek, byleby nie myśleć o niej.

Podszedłem do klientów, którzy dopiero co przyszli i czekali, aby złożyć zamówienie. Jednym z nich był przystojny mężczyzna o ostrych rysach twarzy i czarnych włosach.

Wyglądał tajemniczo.

– Co podać? – próbowałem lekko się uśmiechnąć, ale wyszedł z tego bardziej grymas.

– Wody – odpowiedział nieznajomy i zaczął mi się przyglądać ze zmarszczonymi brwiami. – Coś nie daje ci spokoju.

– To normalne – odpowiedziałem – Drugi etap.

– Drugi etap?

– Tak, drugi. "Tęsknota". Przepiękne słowo, nieprawdaż? – Zmrużyłem powieki, czując narastający gniew – Zdefiniować? Nieodparta chęć posiadania tego, co było lub może być. Mogę Ci dokładniej wyjaśnić, czym jest, bo jestem ekspertem. Tęsknię codziennie.

Mężczyzna zareagował inaczej, niż się spodziewałem. Nie patrzył na mnie jak na psychopatę, a wręcz przeciwnie, ze współczuciem w oczach. Głęboko ukrytym, ale jednak współczuciem.

Skinąłem jedynie głową i podałem mu naczynie wypełnione do połowy przezroczystym płynem. Jednocześnie wpatrywałem się w drzwi wejściowe.

Te kruczoczarne włosy.
Niebieskie oczy.
I malinowe usta.

Totalnie zmarznięta dziewczyna z ogromną walizką usiadła przy jednym ze stolików, a ja czułem, jak robi mi się słabo.

To nie mogła być ona. Nie teraz i nie tu, kiedy już prawie zaakceptowałem fakt, iż nie wróci.

Ale moje oczy nie kłamały. Siedziała i rozglądała się po barze, jakby znajdowała się tu pierwszy raz. Kilka razy minęła mnie nawet wzrokiem, ale nijak nie zareagowała. Jakbym był kimś obcym.

Zebrałem w sobie resztki odwagi i chwiejnym krokiem ruszyłem w jej stronę. Czułem, jak krew zaczyna buzować w moim organizmie, co nie wróżyło nic dobrego.

Stanąłem przed nią, zaciskając dłonie w pięści. Podniosła na mnie wzrok i zaczęła mi się dziwnie przyglądać. Jakby mnie nie poznawała.

– Miło cię widzieć, Śnieżko – powiedziałem, nie siląc się na miły ton. – Wreszcie zechciałaś odwiedzić starych przyjaciół! Jaki zaszczyt.

– Ja... – zaczęła zdezorientowana dziewczyna, ale jej przerwałem.

– Zostawiłaś nas! Bez żadnego, cholernego słowa! Tak po prostu sobie wyjechałaś. – Czułem, że zaczynam wpadać w szał, ale nie potrafiłem tego zatrzymać – Zniszczyłaś nas! To wszystko przez ciebie! Każdy rozszedł się w inną stronę, bo ty tak po prostu uciekłaś. Wiesz, ile cię szukaliśmy?!

W oczach brunetki zaczęły zbierać się łzy.

– Teraz będziesz płakać? Płacz sobie! Wiesz, ile łez roniła w nocy Viv?! Musiała wrócić do rodziny, bo nie dawała sobie rady! – Złapałem za pierwsze co miałem pod ręką. Krzesło. Wylewając w to cały mój gniew, rozbiłem je na podłodze.  Nienawidzę cię za to!

Niebieskooka łkała już na dobre, a wokoło nas wzrosła panika. Przerażeni klienci wychodzili z baru. Słychać było też płacz dziecka.

Nie mogłem wytrzymać w tym miejscu. Musiałem zaczerpnąć świeżego powietrza, dlatego szybko wyszedłem przez drzwi dla personelu.

Wyciągnąłem paczkę fajek i zapalniczkę. Po chwili zaciągałem się papierosem, a każdy mój wydech oddawał milion emocji i złości.

Chciałbym spalić smutki jak papierosa. Nierealne, ale czasami warto pomarzyć, bo rzeczywistość rozczarowuje.

Dopiero kiedy ochłonąłem, zaczęło do mnie docierać to, co przed chwilą się stało i jak zachowałem się w stosunku do niej.

Nawrzeszczałem na nią, zwyzywałem ją i sprawiłem, że zaczęła płakać. Nigdy sobie tego nie wybaczę. A czy ona będzie zdolna mi wybaczyć?

Chciałem iść i ją przeprosić, ale powstrzymała mnie blada dłoń na ramieniu.

– Lily – wyszeptałem przez łzy. – Tak bardzo przepraszam. Nie wiem, co we mnie wystąpiło...

– Spokojnie – Podeszła do mnie i przytuliła. – Wszytko będzie dobrze...

– Jasne, że będzie – powiedziałem, uśmiechając się przez łzy. – Przecież wróciłaś. Teraz wszystko się zmieni. Wiem! Zadzwonię po resztę. Na pewno się za nimi stęskniłaś...

– Posłuchaj. – Przerwała mi słabym głosem, a ja już wiedziałem, że to, co powie, nie będzie dobrą wiadomością – Nie wiem, jak to powiedzieć.

– Znowu wyjeżdżasz? – jęknąłem. – Nie możesz mnie teraz zostawić!

– Nigdzie nie jadę! – Uspokoiła mnie – Ja po prostu... Nie mam pojęcia, kim jesteś ani o kim mówisz.

Carlos Ruíz Zafón powiedział: "Istniejemy, póki ktoś o nas pamięta...".
Czy to znaczy, że ja przestałem istnieć? Kiedy Śnieżka przestała pamiętać, stałem się przezroczysty? Nic nieznaczący?

– To niemożliwe – powiedziałem zdezorientowany  – Nie pamiętasz nic?

Pokręciła głową.

– Dlaczego? - zapytałem – Co się stało?

– Amnezja...

Za­pom­nieć. Ta­kie pros­te słowo. Gdyby część jej mózgu pot­ra­fiła od tak, po pros­tu wy­mazać informację bez śladu. Tak jak za­pom­niała o drobiazgach: wysłaniu życzeń, oddaniu książki do bib­liote­ki, kupieniu pas­ty do zębów pod­czas za­kupów w su­per­marke­cie. Z wiel­ki­mi wy­darzeniami nie jest już jed­nak tak łat­wo. Wy­ryły się w pa­mięci na zawsze. Żyją w tkan­kach mózgu, pod skórą, we krwi. Zwinięte w kłębek, drze­mią w nieświado­mości, do cza­su, aż coś je zbudzi. Ni stąd, ni zowąd wspomnienia ożywają, wy­pełniając głowę ob­ra­zami przeszłości.

– W takim razie wszyscy ci przypomnimy.

Złapałem za komórkę i wśród miliona niepotrzebnych kontaktów znalazłem ten numer, który jako jedyny używałem po jej odejściu.

– Tristan? - odebrała po pierwszym sygnale – Czego chcesz?

– Ciebie też miło słyszeć, Swieta –  powiedziałem do słuchawki. – Jeśli jesteś ciekawa, to Lilianna wróciła.

– Do jasnej cholery, nie wkręcaj mnie! – krzyknęła Swietłana. – To nie jest temat do żartów.

Podałem telefon Lily i kazałem jej się odezwać.

– Cześć...

– Tristan, jestem u ciebie za czterdzieści minut. – Momentalnie zmieniła zdanie. – Liczę na spore wyjaśnienie.

I rozłączyła się.

– Jeszcze tylko trójka...

– Trójka czego? – zapytała Lilianna.

– Twoich przyjaciół – odpowiedziałem z uśmiechem na ustach.

Przez te wszystkie wydarzenia przypomniało mi się nasze pierwsze spotkanie...

Było pochmurno. Słońce kryło się za chmurami, a porywisty, mroźny wiatr porywał zżółknięte liście ze starannie zagrabionych kupek, rozwiewając je po całym placu zabaw. Dzieci huśtały się na podniszczonych, skrzypiących huśtawkach, których nikt nie miał zamiaru odświeżać. Nic dziwnego, zważając na okolicę, w jakiej plac zabaw był umieszczony. Wąskie uliczki, niesymetrycznie biegnące między kamienicami, które całe pokryte były dziwnymi napisami, pokrzywione i zachodzące na siebie dachy budynków, powybijane okna i stare samochody, stojące na ulicy.

Przy jednej z kamienic, z której schodził już tynk, stała kobieta trzymająca za rączkę prawdopodobnie swojego synka. Chłopiec ubrany był w za duże buty, podarte spodnie i koszulę w kratę. Na jego głowie kłębiła się masa niesfornych, rudych loczków. Mieli ze sobą tylko dwie walizki.

Matka chciała wejść ze swoją pociechą do mieszkania, ale rudzielec pokręcił głową i wskazał na dzieci bawiące się na placu, które pocierały zmarznięte dłonie o spodnie i z niepokojem patrzyły w niebo, czekając, aż spadną pierwsze krople deszczu. Ona zrozumiała aluzję i pozwoliła mu na zabawę.

Ale to był inteligentny chłopiec. Nie chodziło mu wcale o jakiś tam plac zabaw, czy psoty wśród jesiennych liści. Bardziej zależało mu na małej dziewczynce, która siedziała na rogu ulicy i płakała w rękaw swojej beżowej kurteczki. Widać było, że tu nie mieszka. Jej czarne włosy były splecione w dwa, dokładne warkoczyki, a rozkloszowana spódnica, pod którą kryły się grube rajstopki, dokładnie wyprasowana.

– Nie płacz. –  Rudowłosy podszedł do niej i przerzucił swoją rękę nad jej ramieniem.  Proszę.

– Płaczę, kiedy jestem smutna – odpowiedziała brunetka i spojrzała na niego swoimi wielkimi, błękitnymi oczami.  A teraz jestem bardzo smutna.

– Dlaczego?

– Mamusia i tatuś zabronili mi się bawić z innymi dziećmi  powiedziała i wytarła rękawem policzek, po którym spływała już tylko jedna łza.  A ja tak bardzo bym chciała.

– Dorośli czasami są dziwni. Bardzo dziwni.  Chłopiec pokiwał głową i spojrzał po raz kolejny na dziewczynkę, która tak bardzo przypominała mu Śnieżkę – królewnę z bajek, które czytała mu mama.

Żadne z nich wtedy nie wiedziało, że połączy ich niezwykła przyjaźń, która przetrwa każde zatrute jabłko, jakie wiedźma podstawi pod ich drzwi.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro