Epilog
Patrzyłam na niego z góry kolejny raz.
Czwarty dzień. On nie wychodził z pokoju, pił tylko alkohol.
Płakał i krzyczał na zmianę. Teraz włączył mu się tryb krzyczenia.
- Jestem tylko głupim psem, mogłem ją uratować! - kopnął w ścianę.
Tego nie wytrzymałam, przecież to nie była jego wina.
&Perspektywa Mateusza&
Krzyczałem, płakałem, biłem tę cholerną ścianę, chociaż tak naprawdę nic mi nie zrobiła.
*-Nie jesteś głupim psem, jesteś moim wilczkiem.*
Świetnie, nie dość, że jestem bezużyteczny, to jeszcze pojebany.
Po chwili zastanowienia stwierdziłem, że to był głos mojej małej ślicznotki. W oczach stanęły mi niedawno wypędzone łzy, a ja zbliżyłem się do biurka. Szybko otworzyłem szufladę. Wyciągnąłem przedmiot, którego w tej chwili potrzebowałem. Przystawiłem pistolet do głowy. Nie zastanawiałem się długo. Padł strzał.
&Perspektywa Weroniki&
To wszystko moja wina. Zabiłam go. Zabiłam.
&Perspektywa Narratora&
Żadne z nich nie wiedziało, że Weronika była w ciąży. Strata była potrójna.
Wataha dosyć szybko pozbierała się po stracie alfy i luny.
To pewnie przez to, że zastąpili ich, ich najlepsi przyjaciele, Dawid i Paula.
Później sprawy potoczyły się szybko.
Zmajstrowali sobie szóstkę dzieci. Czwórkę chłopców i dwie dziewczynki - Jaś, Julka, Adaś, Krzyś i najmłodsze bliźniaki.
Ku pamięci swoich przyjaciół nazwali je Mateusz i Weronika.
I żyli długo, i szczęśliwie...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro