Rozdział XIX
Muszę się spotkać z Misellem.
Muszę do niego biec i jak najszybciej mu o tym powiedzieć. Inaczej... Będzie po prostu źle. Bardzo źle. Natychmiast po przebudzeniu wstałem i pobiegłem do wodospadu. Do jaskini. Gdy tam przybiegłem zastałem Samanthę pochyloną nad Misellem.
- Co się stało? - zawołałem przerażony.
- Nie wiem. Misell najpierw tu stał i ze mną rozmawiał, a chwilę później jego oczy zaszły mgłą i osunął się na ziemię. Nie wiem, co mu jest.
W tej chwili Misell jednak jęknął i podniósł się chwiejnie na nogi, potrząsając łbem.
- Misellu, co się stało? - zapytałem prawie równocześnie z Samanthą.
- Miałem wizję. - odparł ochryple.
- Shadow i Dzicy się zbliżają - powiedziałem. Misell spojrzał na mnie zaskoczony.
- Dokładne to ujrzałem w swojej wizji. Skąd wiesz?
Opowiedziałem mu o swoim śnie. Z każdą chwilą przerażenie w jego oczach rosło. Kiedy skończyłem, powiedział:
- Tego właśnie się obawiałem. Chodźcie, nie mamy czasu do stracenia.
To mówiąc odwrócił się i podbiegł do wyjścia z jaskini. Spojrzał na nas nagląco i zawołał:
- Chodźcie za mną. Szybko.
Wybiegł z jaskini, a my za nim. Biegliśmy sprintem przez las, aż dobiegliśmy do skraju naszego terytorium. Do miejsca, gdzie zginął Raver. Gdzie Carmea przeklęła nasz ród.
Przed nami szeroki i głęboki kanion rozciągał się na wszystkie strony. Po jego drugiej stronie rósł gęsty las dębowy. Terytorium watahy zachodniej. Misell przysiadł niedaleko skraju przepaści, zamknął oczy i zaczął mruczeć. Usłyszałem, że była to modlitwa do Nyehla i Imery, boga wilków i jego żony. Była to jedna z mniej powszechnych modlitw. O powodzenie w walce.
O, wielki Nyehlu,
Mój stwórco!
Proszę Cię o pomoc,
Zesłaną od Ciebie z gwiazd.
By wroga pokonać
I wrócić zwycięsko
Do swego królestwa.
Oddać Ci cześć
I o poległych pamiętać.
O, Imero,
Niebiańska królowo,
Ześlij nam rozumność!
Abyśmy mogli pokonać wrogów
I nie odnieść wielkiej straty.
By wielu było,
By Tobie i Twemu partnerowi
Cześć oddać
Za zwycięstwo
I przynieść Wam chwałę.
- Niech tak będzie zawsze i po wieki wieków. - Misell otworzył oczy i spojrzał na nas. - Seth, Samantha. Czy znacie modlitwy do Nyehla lub Imery?
- Ja znam modlitwę do Lupii - powiedziała Samantha. Lupia to bogini wojny, ale też patronka wilczyc i opiekunka matek. Nie dziwię się, że zna do niej modlitwy - wszystkie wilczyce są uczone co najmniej jednej, podstawowej modlitwy do Lupii.
- A ty, Seth?
- Ja znam modlitwę do Mikera - Miker, bóg młodych wilków i opiekun nauki. Tak, nauki. Miker jest opiekunem nauki przetrwania, nie tylko tej klasycznej.
- A więc poproście ich o pomoc. Odmówcie do nich modlitwy i poproście o łaskę i pomoc.
Potaknęliśmy. Pierwsza była Samantha. Jej modlitwa do Lupii opowiadała o ochronie wilczyc przed zejściem na złą drogę i pomocy matkom w wychowaniu młodych. Moja modlitwa opowiadała o dawaniu siły do walki, cierpliwości do nauki i pojemności umysłu. Po skończonej modlitwie usiedliśmy na skraju urwiska i wpatrywaliśmy się w horyzont. Nagle Misell nadstawił uszu i zawarczał.
- Dzieciaki, schowajcie się lepiej - warknął. - Ktoś się zbliża.
Na jego słowa z lasu rzuciły się na nas dwa czarne wilki, warcząc wściekle.
_______________________
Omg! I co z nimi będzie? I sorry, że dzisiaj tak po "kościelnemu", ale wilki też się czasem modlą. Przynajmniej u mnie. ;-):-):-D Jak myślicie, co się stanie? Piszcie komentarze i dozo w następnym rozdziale. I dzięki wielkie za tyle wejść! AUUUUUU!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro