Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XXII

Po morderczej serii na torze przeszkód Pratis dała nam wolne. Mieliśmy się spotkać dopiero o poranku, a więc zostało nam mnóstwo czasu wolnego. Kiedy Felt i Mirta pobiegli do lasu, śmiejąc się i żartując, a Eorn poszedł pomagać Kaprii, ja wymknąłem się do lasu na trening z Samanthą... To znaczy z Misellem, oczywiście. Zastałem ich pogrążonych w kłótni.
-... powtarzam, nie mogę tego zrobić. Nie teraz. - Misell postawił nacisk na ostatnie zdanie.
- W końcu musi się o tym dowiedzieć! Nie damy rady trzymać tego dłużej ukrywać! - Samantha wydzierała się na Misella. O co im poszło?
- Samantha! Uspokój się! - Misell próbował przyprowadzić ją do porządku. Spojrzał się jej w oczy, przez jakiś czas toczyli ze sobą bitwę na spojrzenia. Ogień płonący w oczach Samanthy w końcu przygasł, a ona spuściła wzrok. Dopiero wtedy mnie zauważyła. Misell spojrzał się w tym kierunku i odchrząknął zakłopotany.
- Witaj, Seth. Dobrze, że przyszedłeś! W takim razie zaczynamy!
Pobiegliśmy na plac ćwiczeń, gdzie znów czekało nas ćwiczenie ze skakaniem po kamieniach. Kiedy skończyła się moja kolej, zaczął padać ulewny deszcz i kamienie zrobiły się śliskie. Mimo tego dalej trenowaliśmy. Nadeszła kolej Samanthy. Kiedy miała wskoczyć na przedostatni, najmniejszy kamień, przy wybiciu łapa ześliznęła się jej z kamienia. Samantha wydała z siebie skowyt i zeskoczyła krzywo na dół.
- Samantha! - podbiegłem do niej, ślizgając się w błocie. Z jej głowy leciała cienka stróżka krwi.
- Czy możesz wstać?
Samantha spróbowała się podnieść, ale syknęła i osunęła się w błoto, kiedy postawiła lewą tylną łapę. Pogoda stawała się coraz gorsza.
- Misellu! Pomóż mi! - wiatr zagłuszał moje słowa.
- Ona nie da rady wrócić sama! - Misell próbował przekrzyczeć wiatr. Kiwnąłem głową. Niebo nad nami przeciął grzmot, deszcz ciął mnie niemiłosiernie, a wiatr mierzwił futro. Spojrzałem na Samanthę : patrzyła na mnie wzrokiem pełnym bólu. Żal ścisnął mi serce, próbowałem wymyślić sposób, jak mogę jej pomóc. Myśl, Seth, myśl! Nagle mnie olśniło.
- Misell, wiem, jak mogę ją przenieść! - krzyknąłem do Misella, ale wiatr sprawił, że moje słowa były ledwo słyszalne. Misell skinął głową i posłał mi spojrzenie mówiące "Rób, co chcesz". Złapałem delikatnie Samanthę i podrzuciłem ją lekko do góry. Szybko wśliznąłem się pod nią, by wylądowała stabilnie na mnie. Z Samanthą na grzbiecie i Misellem u boku zacząłem brnąć przez błoto w stronę jaskini. Deszcz przemoczył nas całkowicie. Po długiej i mozolnej wędrówce dotarliśmy wreszcie do jaskini. W środku było w miarę ciepło i bezwietrznie. Poszedłem szybszym krokiem, uważając na Samanthę. Oby nic poważnego się jej nie stało.
- Połóż ją tutaj - Misell wskazał posłanie z mchu, kiedy weszliśmy do głównej cześć jaskini. Pochyliłem się delikatnie, ostrożnie zsuwając Samanthę z grzbietu. Wyglądała na zmęczoną, ale z jej łba przestała lecieć krew. Futro wokół rany było tylko zabarwione czerwienią, deszcz zmył resztki krwi.
- Pójdę znaleźć coś, żeby ją opatrzyć - powiedział Misell i wyszedł z jaskini. Usiadłem obok Samanthy, oceniając jej stan. Jej białe futro było mokre i umazane błotem, moje trochę mniej. Jej klatka piersiowa unosiła się przy miarowych oddechach. Spojrzała na mnie. Była bardzo zmęczona. W jej błękitnych oczach widziałem nieme podziękowanie.
- Jak się czujesz? - zapytałem.
- Głową mnie trochę boli i łapa, ale poza tym czuję się dobrze - uśmiechnęła się do mnie z wysiłkiem. Uśmiechnąłem się do niej w odpowiedzi.
- Prześpij się lepiej trochę - poradziłem. - Yhm - mruknęła sennie. Ziewnęła szeroko i zwinęła się w kłębek. Po chwili zasnęła, rozluźniając mięśnie. Była taka piękna, kiedy spała... Seth, uspokój się. Na razie musisz pilnować jej i swojego bezpieczeństwa. Z mojego zamyślenia wyrwał mnie oddech Samanthy. Zaczęła się lekko trząść i szczękać zębami z zimna. Przez chwilę rozważałem jedną możliwość, aż w końcu położyłem się obok Samanthy, dzieląc się z nią ciepłem. Mruknęła sennie i przysunęła się do mnie, wtulając swój łeb w moją szyję. Uśmiechnąłem się lekko do siebie i owinąłem się wokół niej, dzieląc się z nią resztą ciepła. Po moim ciele rozszedł się przyjemny dreszcz. Ogarnęła mnie senność, więc ziewnąłem, i przymknąłem sennie oczy. Chwilę później usłyszałem kroki. Podniosłem łeb i zawarczałem na przybysza, kładąc uszy po sobie. Moje obawy były jednak zbędne. To tylko Misell wrócił do jaskini z płaską gałązką i mocnymi liśćmi do opatrzenia jej nogi. Widząc nas razem powiedział:
- Zajmę się tym rano. Dobranoc.
Położyłem łeb znów obok Samanthy, wdychając jej zapach. Zanim zamknąłem oczy zobaczyłem jeszcze, jak Misell posyła mi uśmiech.
_______________________________________
Hejka, moi kochani czytelnicy! Sorry za taką przerwę, ale byłam na wyjeździe i nie miałam czasu i weny. Mam nadzieję, że rozdział się podoba. :-) Mam dla was małe info : szykuję kolejną książkę, ale zobaczycie ją... Najwcześniej za trzy miesiące! XD Nie wypuszczę jej wcześniej. Teraz spoiler - moja koleżanka zaczęła pisać książkę i prosiła o polecenie jej tutaj. A więc polecam książkę osoby heroes of olympus_133 ( pozdro Sonik ). I dzięki wielkie za wszystkie wejścia i gwiazdki i komy... WYMIATACIE!!! AUUUUUUUUU!!!!!!!!! A teraz dobranoc, wilki.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro