Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział VII

- I co było dalej? - zapytałem. W końcu jestem synem Alfy, a klątwa dotyczyła rodu Alf.
- Orfan wrócił do watahy, lecz kiedy doszedł było już jasno. Wszyscy byli poruszeni, gdyż zauważyli ich zniknięcie. Orfan wszedł na Skałę i zawył głęboko i przeciągle. Wszyscy, nawet wilczęta, spojrzeli na niego uważnie.
"Bracia!" - zawołał głośno. "Raver... Nie żyje."
W tłumie rozległy się skowyty, szlochy i odgłosy zaskoczenia. Jak szelest wśród liści przez tłum przeszło różnymi głosami jedno imię: Raver.
"A jak to się stało?" - zabrzmiał głos jednego wilka. Tłum rozstąpił się i odsłonił muskularnego wilka o rdzawobrązowej sierści i białych łapach.
"Cóż, Mavrisie" - odparł Orfan. " Został zabity w nieuczciwej walce przez tą, którą uważał za swą jedyną. Lecz ona również poniosła zasłużoną sobie karę. Spotkamy się z nią dopiero w Krainie Dusz."
Na tą wiadomość wszyscy spojrzeli oskarżycielsko na Dzikich. Niektórzy wołali: Wyrzucić Dzikich! , Podmioty szatana!, Niech zginą w męczarniach jak ta diablica!
"Słyszysz to, przyjacielu? " - Mavris zwrócił się do Orfana. " Wszyscy żądają pozbycia się Dzikich z naszej watahy."
W tłumie rozległo się kilka pomruków oznaczających zgodę z jego słowami.
"Cóż zatem zrobisz?"
Orfan był praktycznie bez wyjścia. Wciąż nie współczuł Carmei, lecz wśród Dzikich miał kilku lepszych przyjaciół. Z bólem w sercu wypowiedział wiekopomne słowa:
"Przy obecności wszystkich członków tej watahy przejmuję stanowisko Alfy i skazuję wszystkich Dzikich na wygnanie. Nie mogą tu wrócić ani przyłączyć się do innych watah. Niech ta wiadomość dotrze do uszu wszystkich wilków i wszystkich Alf."
To mówiąc zawył długo i kilka razy. Dzicy z mordem i wściekłością w oczach zaczęli zabierać swoje młode i wycofywać się. Jeden z nich zawołał jeszcze:
"My wiemy o klątwie! Niech twój lud też wie!"
I tym razem to on zawył kilka razy, jednak krótkimi wyciami. Teraz wszystkie wilki spojrzały pytająco na Orfana, a Dzicy oddalili się cicho, wydawać by się mogło jak duchy lub demony. Niedługo po tym zdarzeniu Orfan stracił Firaminę. Została zabita na polowaniu.
Teraz bałem się już nie na żarty. Moja matka zaginęła na polowaniu, ja jestem z rodu Alf, mój ojciec stracił coś ważnego - moją matkę. Wszystko układa się w logiczną całość.
- Od tej pory Dzicy kilkakrotnie atakowali na inne watahy, w tym i naszą - kontynuował Misell. - Zaczęto szkolić więcej wilków na wojowników. Od tej pory zostało niewielu Dzikich, lecz wciąż atakują. Niektórzy mają nadzieję, że kiedyś uda się ich wytępić na zawsze. Ja do nich należę.
- A czy mógłbym jakoś pomóc? - zapytałem. Bałem się o życie swoje i watahy, która kiedyś będzie moja.
- W swojej watasze wytrenowałem kilku wilczych wojowników. Mógłbym spróbować wytrenować również ciebie.
- Tak, proszę! - zawołałem, ale zreflektowałem się szybko: - Jeśli oczywiście możesz.
-Hm. Oczywiście, Seth. Spotkajmy się tu znów jutro o tej samej porze. Teraz lepiej już wracaj, niedługo zacznie świtać. Mogą zauważyć twoją nieobecność.
Rzeczywiście, przez dziurę w suficie wlewało się już jaśniejsze światło.
- Zgadzam się. Więc do jutra.
- Do jutra, Seth - odparł Misell. - A, i jeszcze jedno : nie mów tego nikomu.
" Dobrze, postaram się." pomyślałem. Wybiegłem z jaskini i szybko znalazłem się na zewnątrz. Gdy dobiegłem do Skały, zaczęło już świtać, lecz wszyscy jeszcze spali. Pobiegłem na swoje miejsce do snu i zmęczony zwinąłem się w kłębek i zasnąłem.
-----------------------------------------
Hej! Ten rozdział dedykuję mojej mamie z okazji Dnia Matki. Wszystkiego najlepszego, mamo! A propos konkursu : widziałam już dwie piękne prace i zachęcam do wzięcia udziału. Mówię Wam, dacie radę! I przypominam: o nagrodzie decydujecie WY! To do zobaczenia, i dobranoc, wilczki. AU AUUUUUUU! AUUUUUUU!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro