Rozdział IX
- Jesteś wreszcie, Seth - usłyszałem na powitanie. - Czas rozpocząć trening. Ojciec opowiadał ci może coś o szkoleniu?
Pokiwałem przecząco głową. O szkoleniu co prawda słyszałem odrobinę, w mojej watasze powinienem je niedługo zacząć. Ale wszystkie te informacje usłyszałem od Kaprii lub jej znajomych, starszych wilczyc. - Słyszałem co nieco, ale tylko od innych wilków z mojej watahy.
- To powinno wystarczyć. A więc zaczynajmy.
To mówiąc podszedł do ściany, konkretniej do swojego legowiska i jak gdyby nigdy nic umościł się na nim.
O co mu chodzi? pomyślałem. Mieliśmy zacząć trening, a on tu sobie siedzi i odpoczywa?
- No, atakuj - ponaglił mnie.
- Ale jak to? - zdziwiłem się.
- Walczyłeś kiedyś z jakimś wilkiem? Chociaż dla zabawy.
Przytaknąłem. Nieraz walczyliśmy z Eornem dla zabawy. Czasem wtrącał się Felt, ale wtedy nie było tak fajnie.
- To atakuj mnie tak, jakbyś atakował normalnie.
Dobrze, jak chcesz. Przyjąłem pozycję do skoku, skoczyłem i ... wylądowałem nosem na jego legowisku.
Podniosłem się chwiejnie i odwróciłem w jego kierunku.
- Jakim cudem ...
Nie dokończyłem, bo w tym momencie Misell skoczył na mnie i prawie by mnie powalił, gdyby nie to, że skoczyłem w bok i tylko zachwiałem się odrobinę. Rzuciłem się na niego, żeby ugryźć go w kark i tym samym w końcu przewrócić. Skoczyłem w jego kierunku i zderzyłem się z nim w powietrzu, ponieważ on wpadł na ten sam pomysł. Spadliśmy z głośnym hukiem na podłogę. Ja byłem cały obolały i nie miałem siły wstać. A Misell, jak gdyby nigdy nic podniósł się, otrzepał się z kurzu i stwierdził:
- Jeszcze dużo pracy przed nami.
***
- Gdzie mnie prowadzisz? - zapytałem, prawie potykając się o chyba setny korzeń.
Szliśmy już strasznie długo, a ja ciągle się spotykałem. Byłem zmęczony i obolały.
- Jeszcze kawałek... O, już jesteśmy.
To mówiąc przeszedł jeszcze parę kroków i wskazał na malutką polankę otoczoną gęstym kręgiem drzew
- Oto nasze pole treningowe. Może i nie jest okazałe, ale zawsze.
Na polance leżały porozrzucane głazy: małe, ale i całkiem duże. Był też powalony pień drzewa, który zdąrzył już dość mocno spróchnieć. Podszedłem bliżej i wyczułem mnóstwo różnych zapachów : lisów, jeleni, ale też innych wilków. Podejrzewam, że to miejsce jest jednym z częściej uczęszczanych w tej cześć lasu.
- To... Od czego zaczniemy? - zapytałem. Nie byłem pewny, czy te wszystkie rzeczy mogą mi jakoś pomóc stać się wilczym wojownikiem.
- Zacznijmy od podstaw. Podejdź, proszę, do tego głazu - to mówiąc wskazał jeden z większych głazów. Wszedł na niego szybko i zwinnie, po czym rzucił:
- A teraz patrz uważnie.
Wybił się i przeleciał na następny głaz. Skakał tak z jednego na drugi, aż obskoczył całą polanę.
- Twoim zadaniem jest powtórzenie tego.
- Że co? To niemożliwe. Robiłeś to z taką gracją i wdzię-
- Nie gadaj tylko wchodź na ten głaz i rób, co Ci każę - powiedział surowo. Nie chciałem się z nim już dalej kłócić, z resztą jest coraz bliżej świtu, a ja jeszcze muszę wrócić do watahy i trochę odespać.
- Dobra, jak chcesz. Ale przygotuj się na szok.
Podszedłem do kamienia i wskoczyłem na niego. Ale zamiast znaleźć się na szczycie i dumnie wypinać pierś zjechałem z niego, po drodze próbując utrzymać się skały pazurami. Spróbowałem jeszcze raz - powtórka z rozrywki. Misell tylko przewrócił oczami i rozłożył się wygodnie na swoim kamieniu. Próbowałem jeszcze parę razy, ale bez skutku. W końcu Misell powiedział:
- Na dziś wystarczy. Musisz już wrócić do swoich. Mamy przed sobą jeszcze dużo pracy.
Przytaknąłem. Bylem cały spocony i ledwo trzymałem się na łapach. Nie mogłem się doczekać, kiedy będę już na Skale, położę się i zasnę.
Misell odprowadził mnie dość daleko, podtrzymywał mnie lekko, dopóki nie odzyskałem sił na tyle, by móc biec. Pożegnałem się z nim i odbiegłem ociężale. Kiedy dobiegłem do skały upadłem ciężko na ziemię i zasnąłem kamiennym snem.
______________
Hejka! Sorry, że tak długo ( prawie dwa tygodnie ) nie wstawiłam rozdziału. Ale chyba nie będziecie mieli mi tego za złe. Chciałam dać jeszcze trochę akcji i lepiej zakończyć ten rozdział, ale pomyślałam, że na to jeszcze za wcześnie. Także cześć i papatki! AUUUUUU !
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro