Epilog
Była noc. Stałem na Skale obok mojego ojca i matki, wpatrując się w błękitne oczy Samanthy. Księżyc lśnił we wpatrzonych w nas oczach watahy.
Mam na imię Seth i jestem synem Kerta i Arteny, dumnych alf watahy północnej. Pokonaliśmy Dzikich, przywróciliśmy ład i porządek. Stałem się Wilczym Wojownikiem, poznałem najlepszego trenera i znalazłem tę jedyną. Przeżyliśmy wiele wzlotów i upadków. Wielu z nas zginęło. Ale Ci, co przeżyli, doczekali się szczęśliwego zakończenia. Bo oto stałem przed watahą jak za dawnych, spokojnych lat.
- Kocham Cię, Santhi. - szepnąłem. - Wiesz o tym, prawda?
Samantha uśmiechnęła się i powiedziała:
- Jak mogłabym nie wiedzieć? - pochyliła łeb i zetknęła się ze mną czołem. - Ja też Cię kocham, Seth.
Staliśmy tak chwilę, ciesząc się lekkim nocnym wiatrem i sobą nawzajem. Kiedy odsunęliśmy się, spojrzałem na Kerta, uśmiechającego się do mnie serdecznie, i Artenę, siedząca opartą o Kerta i również uśmiechającą się do mnie. Odpowiedziałem im tym samym i odwróciłem wzrok w kierunku watahy. Wszyscy patrzyli na mnie z ciekawością, jedni uśmiechnięci, inni poważni, ale wszyscy szczęśliwi. Zamknąłem oczy i słuchałem szumu liści i dźwięków nocy. W pewnym momencie podszedł do mnie Kert i spojrzał wyczekująco. Spojrzałem na czarnego wilka i znów zwróciłem łeb w stronę watahy. Nabrałem powietrza i zawyłem głośno. Później dołączyła do mnie Samantha, Kert i Artena. Kolejnym razem do księżyca wynosiła już łby cała wataha.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro