Rozdział 1
Bianka
Dzień jak co dzień. Wstać, ubrać się, zjesc i wyjść do szkoły.
Pfff cholerna monotonia. Nic się w moim życiu nie dzieje. Żyje, oddycham i idę do szkoły. Super połączenie. Jest optymizm!
Jak co dzień rano sporządzam sobie plan dnia.
1. Przeżyć matmę
2. Nie oszaleć na Włoskim
3. Nie dać się sprowokować debilom
Ooo tak punkt 3 przede wszystkim.
4. Znaleźć kogoś do pary projektowej na Geografie
Po wykonaniu wszystkich porannych czynności i zjedzenia wyszłam z domu krzycząc do mamy, że będę około piętnastej.
Z domu na przystanek jest niespełna pięć minut. Założyłam słuchawki i od razu uśmiech zagościł na mojej twarzy. Od razu usłyszałam wokal Frediego z zespołu Queen i poczułam że to mój dzień.
- Kurwa laska - usłyszałam krzyk jakiegoś kolesia za mną. Odwróciłam się powili z nie smakiem na ustach.
- O co chodzi- zapytałam wyciągając jedną słuchawkę z ucha.
- Mogłabyś nie iść środkiem chodnika jak święta krowa w Indiach?! Ja z moją dziewczyną się troszkę spieszymy- Spojrzałam na niego jak na ostatniego debila i następnie na jego towarzyszke.
- Nie idę środkiem, a to, że wy idziecie całą szerokością chodzika to nie mój proem- syknęłam. Co za plant!
- Ty idiotko - odrzekła jego dziunia - nie widzisz kim jesteśmy? Powinnaś znać swoje miejsce.
Wow laska chyba sobie adresy pomyliła lub zapomniała skontaktować się z lekarzem lub Farmaceutą.
- Idę normalnie. Nie przeszkadzajcie sobie- powiedziałam po czym odwróciłam się na pięcie poszłam jak najdalej od nich.
Gdy wsiadłam do autobusu od razu usiadłam na swoim stałym miejscu i pogrążyłam się we wspomnienia.
Nie zawsze taka byłam. To ojciec spowodował, że stałam sie zimna i bezwzględna. Pamiętam nawet dzień w którym obiecałam sobie, że nigdy nie będę taka jak moja mama w dniu kiedy ojciec powiedział, że już jej nie kocha. Była w opłakanym stanie. Nie wychodziła z domu, płakała, piła. Wtedy na jakiś czas zamieszkałam z babcią. Była i jest dla mnie bardzo ważna. To ona nauczyła mnie jeździć na rowerze, zaprowadzała do szkoły, robiła wywiad z moim pierwszym chłopakiem...
Jest cudowna i zawsze mi pomaga. Jej metody nie zawsze są... Jakby to powiedzieć, chyba najlepiej odda to słowo: babcine. A raczej mało babcine. Doradza mi jak Grace. Raz mi mówi żebym kogoś uderzyła a innym razem żebym kogoś olała.
Nagle z mojego trasnsu wyrwał mnie chłopak obok mnie. A raczej to że położył swoją torbę na moich kolanach. Czy jemu się coś z piątą klepką stało? A może biedaczekowi ją ktoś ukradł?
Momentalnie zarzuciłam ciężar że swoich kolan nie patrząc się w jego stronę.
- Coś ty zrobiła skarbie? - zapytał się mnie chłopak wygrywając jedną słuchawkę z mojego ucha.
- Nic- powiedziałam krótko i odwróciłam głowę w stronę okna. Widok za nim sugerował, że jestem już pod moją ukochaną szkołą.
- Chciałabym przejść- zwróciłam się do chłopaka który patrzył na mnie ze zdziwieniem. - Przesuń swoje czci godne raciczki.
Chłopak jak na zawołanie przesuną się i szybciutko wyszłam ze szkolnego autobusu.
- Bianka- usłyszałam niski melodyjny kobiecy głos za sobą.
- Hej skarbie- Zwróciłam się do przyjaciółki. - Zadowoliłem cię ostatniej nocy?
- Ha ha ha. - powiedziała wolno Grace- bardzo śmieszne. Słyszę, że humor ci się polepszył...
- Troszeczke- odparłam. - Musimy zbierać dupki na Matmę. Bo jak się spóźnię to ta baba mnie obleje.
-Oj tam. W drogiej klasie jest taki jeden sexiak więc nie byłoby tak źle... -powiedziała z figlarnym uśmieszkiem.
- Bardzo śmieszne- burknęłam- chodź już Grace gruba dupio- na swoje słowa zaczęłam się śmiać, a Grace zaczęła oglądać swoje nogi.
Bardzo długie nogi. Grace jest w naszej parze tą ładniejszą co skutkuje tym, że po prostu chłopcy na nią lecą. Ale czemu się dziwić. Jej piękne długie czarne włosy, które są wizytówką Grace, zwykle pozostają rozpuszczone. Oczy ma podobnego koloru i ma mnóstwo słodkich jaśniutkich piegów. Do tego jest szczupła, ma dobry gust jeśli chodzi o ubrania i super się z nią rozmawia.
- Ostatnio mi się przytyło ale bez przesady mała. Dalej jest we mnie to coś - zarzuciła teatralne włosami i chwyciła mnie za ramiona. - A teraz... Wybiła nasza godzina. Spadamy na tą cholerną lekcje, bo nie chce mieć przyjaciółki w klasie niżej.
- Jakąś ty łaskawa- parskając śmiechem - może jednak warto rozważyć opcje: iść jak najdalej od szkoły i tych debili? - Na moje słowa dziewczyna się skrzywiła i przecząco pokręciła głową.
Weszłyśmy do szkoły równo z dzwonkiem i od razu udałyśmy się pod sale 35 gdzie miała odbyć się matma i w ostatniej chwili wślizgnęłyśmy się zanim kwoka zamknęła drzwi.
- Dobra skarbeńka, skoro jesteście prawie w komplecie- rozgląda się po klasie i zatrzymuje wzrok na mnie- i skoro wyjątkowo Bianka przyszła o czasie, to będzie praca w grupach. Rozdzielcie się jakoś żeby powstały grupy 4 osobowe i... - nie zdarzyła dokończyć bo do klasy wpakowała pewna osoba. Nie zdziwiło by mnie to ani trochę gdyby nie fakt, że ta osoba a raczej chłopak z autobusu na mnie wskazuję palcem. Dostrzegłam, że za nim stoi Pani higienistka ze srogą miną.
Co się tutaj dzieje...
-To ona proszę Pani - zwrócił się do higienistki
-Czy może pójść na chwilę ze mną? - Zwróciła się do kwoki.
- Coś poważnego się stało? - spytała nauczycielka
- Chcemy coś wyjaśnić- dla dziwny nacisk na ostatnie słowo. Co ten parafian na mnie nagadał?
-Dobrze. Idź Bianka - zwróciła się do mnie.
Wzięłam wszystko swoje rzeczy z ławki i spakowałam do torebki. Powoli wyszłam z ławki i poczłapałam w ich stronę.
Kiedy miałam w drzwiach chłopaka miał dziwny uśmiech na twarzy, natomiast higienistka nie koniecznie.
- Dowiem się o co chodzi? - spytałam
- O twojego chłopaka - powiedziała spokojnie.
-Słucham? - w pierwszej chwili myślałam że mam omamy słuchowe.
-O mnie skarbeńku - powiedział gładząc mnie po policzku. - Dyrekcja posądza mnie o włamanie do kantorka z lekami, a ja w tym czasie byłem z tobą prawda? - mocniej zacisną rękę na moim poliku.
-Robiliśmy różne rzeczy- powiedział do higienistki sugestywnie poruszając brwiami. Ona jedynie pokręciła głową i weszła do gabinetu dyrektora.
- Wszystko Ci wyjaśnię ale potem... Proszę powiedz, że z tobą byłem i po sprawie- powiedział blagalnym tonem.
- Dlaczego miałabym kałamać? - zapytałam patrząc mu w oczy
-Wynagrodzę ci to jakoś- burknął niepewnie drapiąc się po karku- obiecuję.
Nie dane mi było dokończyć bo w tym momencie drzwi gabinetu się otworzyły i zostaliśmy zaproszeni do środka.
____
Jak wam się podoba?
Głosujcie komentujcie a następny rozdział pojawi się szybciej ❤️❤️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro