68. Light a candle for the sinners, set the world on fire
– Długo jeszcze? – spytała zniecierpliwiona Joy, opierając łokcie o ladę.
Uśmiechnęłam się pod nosem, odkładając książki na właściwą półkę.
– Musiałam posprzątać – poinformowałam, wracając na swoje miejsce. – Ten chłopak po prostu nie mógł zdecydować się na jeden egzemplarz, a na więcej nie było go stać.
Założyłam kosmyk za ucho i otworzyłam kasę. Jeszcze tylko parę drobnostek i będę wolna. Ta myśl dawała mi dużo pozytywnej energii.
– Możemy już? – dociekała, kartkując przypadkowy atlas.
– Tylko podliczę zysk – zanuciłam, zatracając się w swoich obowiązkach.
Usłyszałam, jak wzdycha przeciągle, kręcąc się po księgarni. Nie przejęłam się tym zbytnio. Im wcześniej skończę, tym szybciej dotrzemy do klubu. Już w zeszłym tygodniu obiecałam Joy, że pójdę z nią na drinka po pracy. Miałam tym samym zrekompensować jej życie w kłamstwie. Powiedziałam dziewczynie prawdę, co o dziwo bardzo dobrze przyjęła.
Przekręciłam klucz w drzwiach. Szarpnęłam za klamkę, aby upewnić się, że na pewno je zamknęłam. Wsiadłyśmy do mojego samochodu, który stał nieopodal. Ostatnimi czasy nie wyobrażał sobie innego środka transportu.
– Gdzie jedziemy? – spytałam, przekręcając kluczyk w stacyjce.
– Obojętnie – oznajmiła, zapinając pas. – Chyba Psycho jest najbliżej – stwierdziła, przeczesując włosy palcami.
Pokiwałam głową, włączając radio. Akurat na mojej ulubionej stacji leciało Come Together Beatlesów. Uśmiechnęłam się, nucąc piosenkę pod nosem.
– Jak tam twoje plany na przyszłość? – zagadała dziewczyna, zakładając nogę na nogę.
– Dobrze – odpowiedziałam. Cieszyłam się, że ostatnimi czasy mogłam to przyznać. – Jak uzbieram trochę kasy, to zabieram się za skończenie szkoły. Później pójdę na jakiś uniwerek albo coś. – Joy doskonale wiedziała, że nie zamierzałam wykorzystywać nielegalnie zarobionych pieniędzy.
Uśmiechałam się jak głupia. Niby to był typowy plan na życie każdego nastolatka. Jednak dla mnie uchodził on za szansę na spełnienie marzeń. Może w końcu mogłabym składać papiery na jakąś szkołę na Broadwayu?
– Do tej pory zostajesz w Les Livres czy zamierzasz szukać czegoś nowego? – dociekała, przeglądając kasety, które znajdowały się w schowku.
– Lubię swoją pracę – przyznałam. – Pan Rosenberg całkiem dobrze płaci, a poza tym jest wyrozumiały. Docenia to, że się staram.
Zatrzymałam samochód na światłach, stukając paznokciami o brzegi kierownicy. Pomimo dobrego humoru miałam ochotę się odstresować. Do tej pory jeszcze nie odreagowałam wydarzeń minionego tygodnia.
– Wie, że po godzinach pracujesz akurat w Johnson Development? – spytała niepewnie, posyłając mi krótkie spojrzenie.
Zacisnęłam dłonie na kierownicy, próbując stłamsić reakcję mojego ciała. Drażnił mnie ten temat. Wstydziłam się swoich decyzji. Wtedy nie myślałam trzeźwo, działałam pod presją. Próbowałam ukrywać Blancę, ale czasami było to trudniejsze niż mi się wydawało.
– Nie – zaprzeczyłam z trudem. – I mam nadzieję, że się nie dowie.
Ruszyłam z miejsca, próbując całą swoją uwagę skupić na jezdni. Dla mnie to był już prawie zamknięty temat. Nie chciałam do niego wracać. Nie lubiłam tego robić.
– Przepraszam – mruknęła po chwili, zdając sobie sprawę z mojej reakcji. – Porozmawiajmy o czymś przyjemniejszym – zaproponowała, uśmiechając się niepewnie. – Kiedy zobaczę na twoim palcu pierścionek z diamentem?
Uśmiechnęłam się szeroko. Wiedziała, jak w niewielkim stopniu poprawić mi humor. Kilkukrotnie zabierałam się za planowanie naszego ślubu. Zdarzało mi się przymierzyć białą sukienkę, której później w końcu nie kupowałam. Z większymi przygotowaniami wolałam poczekać na powrót Chrisa.
– Mam nadzieję, że za niedługo – westchnęłam. Znajdowałyśmy się niemal pod samym klubem. – Ostatnio napisał, że jest dosyć nieciekawie, ale myślę, że to kwestia chwili. Działania wojenne się skończą, a on wróci – powiedziałam urywanym głosem.
W nocy nie tylko nachodził mnie James. Wiele razy śniło mi się, że dostaję list z wiadomością o śmierci Chrisa. Moje serce pękało wtedy na miliony kawałeczków, a ja budziłam się w środku nocy zdyszana i cała mokra. Kiedyś kochałam go bardziej, ale moje uczucie nadal było stosunkowo mocne.
Zaparkowałam prawie pod samym Psycho. Niemal przez cały czas, kiedy stałyśmy w kolejce do wejścia, Joy opowiadała mi o swojej ostatniej randce. Kolega z pracy zaprosił ją na drinka. Podobało jej się, ale nie wiedziała, czy chce, żeby coś z tego wyszło.
– Umówcie się na drugą randkę i zobaczysz – doradziłam jej, jednocześnie posyłając pogodny uśmiech ochroniarzowi. Kojarzył mnie i czasami miałam wrażenie, że nawet za dobrze.
– Tak sądzisz? – upewniała się, poprawiając swoje seledynowe włosy.
– Inaczej się nie dowiesz – stwierdziłam, kierując się w stronę baru.
Zamówiłyśmy dwa Cosmo, siadając przy wysokim blacie. Odpaliłam papierosa, częstując wcześniej moją koleżankę, jednak ona odmówiła. Strzepnęłam peta, zakładając nogę na nogę.
– Pojechałabym na wakacje – stwierdziła, wywołując u mnie mimowolny chichot.
– Dokąd? – spytałam, sącząc trunek.
Zaplotła na palcu kosmyk włosów, zastanawiając się nad odpowiedzią.
– Na Karaiby albo do Włoch – odparła po chwili. Uśmiechnęła się szeroko. – Moja ciocia mieszka w Rzymie – dodała szybko, posyłając mi krótkie spojrzenie. – Tylko że nie mam pieniędzy na bilet – westchnęła. Niemal na raz wypiła połowę zawartości kieliszka.
– Uzbierasz – zapewniłam ją. Zaciągnęłam się krótko dymem. – Ale co zamierzasz robić na tych wakacjach? Znając ciebie, nie umiałabyś siedzieć bezczynnie.
Roześmiała się. Dopiła napój do końca. Zanim mi odpowiedziała, zamówiła następną porcję alkoholu.
– Odpocznę od uniwerku i może poznam jakiegoś przystojnego Włocha – zanuciła, opierając łokcie na blacie. – Tobie też przydałyby się wakacje – dodała, posyłając mi dłuższe spojrzenie.
Joy studiowała romanistykę na uniwersytecie stanowym. Była niezwykle inteligentną osobą, czego nie dało się zauważyć na pierwszy rzut oka. Sam fakt, że potrafiła połączyć pracę w kawiarni z nauką i uzyskiwaniem wysokich ocen dobrze o niej świadczył.
Zaśmiałam się, strzepując papierosa.
– Jak to wszystko się skończy, to wybiorę się na Venice – oznajmiłam rozbawiona. Dopiłam swojego drinka. – Jeszcze raz to samo! – zwróciłam się do barmana, lekko unosząc dłoń.
– Mówię poważnie – fuknęła. – Mogłabyś polecieć ze mną.
Usłyszawszy jej słowa, omal nie zakrztusiłam się dymem papierosowym. Przelot ze Stanów do Europy kosztował fortunę. W życiu nie uzbierałabym aż tyle kasy.
– Ledwo opłacam czynsz, a ty proponujesz mi podróż na drugi koniec świata? – jęknęłam, przysuwając bliżej podany napój.
Rzuciła mi wymowne spojrzenie, upijając swojego drinka.
– Na drugim końcu świata jest Azja, nie Europa – wycedziła, mrużąc oczy. – Poza tym możesz wydać pieniądze, które zarobiłaś...
– Już ci mówiłam, że nie zamierzam ich ruszać – przerwałam jej szorstko. Odwróciłam głowę. Nie chciałam, żeby znowu o tym wspominała.
Zgasiłam peta i wyrzuciłam go do popeilniczki.
– Luz – przeciągnęła samogłoski i wyciągnęła ręce w geście kapitulacji. – Po prostu uważam, że należy ci się jakaś rekompensata za nadstawianie głowy za tego palanta Johnsona. A to byłaby dobra okazja. Ale to są twoje pieniądze i zrobisz z nim, co chcesz. A teraz opowiedz mi o tym przystojnym kliencie z wczoraj – dodała niespodziewanie, przez co omal nie zakrztusiłam się alkoholem. Nie umiałam się nie uśmiechnąć.
Zaśmiała się, kończąc kolejną porcję trunku. Szybka była. Ja dopiero co zaczęłam drugi kieliszek.
Kołysała się na krześle, podśpiewując pod nosem słowa piosenki, która wydobywała się z głośników.
– A tak serio? – spytała po chwili, odbierając swoje zamówienie. Tym razem zamiast kolejnego drinka wybrała kieliszek wódki.
– Nie wiem. – Wzruszyłam ramionami. – Może zamiast do Venice, postaram się uzbierać kasę i polecieć na przykład na Florydę – odparłam, co bardziej zabrzmiało jak pytanie.
Zachichotała pod nosem, zeskakując z krzesła.
– Idę potańczyć – poinformowała, lustrując mnie wzrokiem. – Idziesz ze mną czy zostajesz?
Zacisnęłam palce na nóżce od kieliszka. Nie miała ochoty ruszać się z miejsca. Przede wszystkim chciałam się napić. Taniec mógł poczekać.
– Dołączę do ciebie później – odparowałam.
Dziewczyna wzruszyła ramionami i wypiła zawartość swojego kieliszka. Jak to mówiła, robiła to na odwagę. Skrzywiła się nieznacznie, zdecydowanym krokiem podążając w stronę parkietu.
W samotności popijałam trunek, kierując swoje myśli w stronę podrzędnych rzeczy. Stukałam paznokciami o blat baru, wsłuchując się w dźwięki muzyki. Chyba dopadło mnie zmęczenie po całym tygodniu, bo nie miałam ochoty nawet kołysać się w rytm melodii.
– Dwa razy brandy, poproszę! – Usłyszałam jego charakterystyczny głos, przez który moje ciało nieprzyjemnie zesztywniało.
– Eddie, co za miłe spotkanie – zironizowałam oschle, zanim zdążył usiąść na krześle.
Wbiłam wzrok w blat, starając się nie patrzeć na niego. Mimo wszystko czułam odrazę do tego faceta. Ostatnimi czasy spieprzył zbyt dużo rzeczy.
– Też tak sądzę, Victorio – skwitował, starając się brzmieć sympatycznie. – Zamierzałem zaprosić cię na pożegnalną kolację. Ale zobaczyłem cię dzisiaj tutaj i pomyślałem, że muszę skorzystać z okazji. Ostatnim razem, jak się widzieliśmy, wyszłaś bez słowa. Martwiłem się.
Zacisnęłam dłoń w pięść. Jego słowa powodowały, iż czułam, jakby ktoś przejeżdżał po mojej skórze żyletką. Jego sztuczny entuzjazm i szarmanckość już dawno przestały na mnie działać tak, jak chciał.
– Dzisiaj mam wolne – przypomniałam mu dosadnie. – Między innymi wolne od ciebie.
Podsunął mi pod nos szklankę z trunkiem, który uprzednio zamówił. Spojrzałam na nią przelotnie, decydując się jednak na swojego drinka.
– Oj, nie mów tak – jęknął z udawanym zawiedzeniem. – Chciałem się pożegnać z moją ulubioną pracownicą. Chociaż mam wielką nadzieję, że przyjmiesz moją propozycję.
Pierwszy raz odkąd przyszedł do lokalu, uraczyłam go chwilowym spojrzeniem. Wyglądał jak zwykle – niemal nieskazitelnie. Niepewnie upiłam łyk brandy, zakładając kosmyk włosów za ucho.
– Dlaczego miałabym to zrobić? – spytałam, analizując jego wyraz twarzy i obracając w dłoniach szkło.
– Bo masz potencjał, który tylko ja umiem docenić. – Uśmiechnął się szarmancko i upił brandy. – Pomyśl, ile razem moglibyśmy osiągnąć.
Parsknęłam ironicznym śmiechem, przerywając mu.
– Czyżbyś miała do mnie żal o Rosie? – spytał retorycznie, patrząc na mnie z troską. – Victorio... Przepraszam, jeśli poprzez powiedzenie jej prawdy narobiłem ci problemów. Zrozum mnie. Nie chciałem budować relacji z córką na bazie kłamstw. Już i tak pogorszyłem te z synem. Zrobiłem to, co uznałem za słuszne.
Zaśmiałam się gorzko, kręcąc głową. On nigdy nie potrafił przyznać się do błędu. Cały czas musiał mieć rację.
– Nie miałeś prawa – warknęłam, czując jak coraz większą część mojego ciała wypełnia złość.
– Chyba wiem, co jest dobre dla mojej córeczki...
– Nie! – krzyknęłam, przerywając jego wypowiedź. – Nie znasz jej. Nie wiesz, że to tak naprawdę wrażliwa dziewczyna. Załamała się. To my byliśmy dla niej rodziną. Nie ty.
Wydawało się, że moje słowa najnormalniej w świecie spłynęły po nim jak po kaczce. Uśmiechał się troskliwie, od czasu do czasu popijając trunek. Ten człowiek nie miał sumienia i raczej nie dało się tego zmienić.
– Pozwól, że ci to wynagrodzę. Wyjedź ze mną do Londynu. Zostaniesz COO.
– Na jakich warunkach? – spytałam, subtelnie marszcząc czoło.
Miałam przewagę. Doskonale wiedział, że nie zamierzałam dłużej tkwić w obecnym bagnie. A Blanca należała do obecnego bagna.
– Chyba wiesz, na czym polega praca COO. – Zaśmiał się krótko. Wiedział, jak osiągnąć wymarzony cel. – W końcu byłaś jego asystentką. Założylibyśmy firmę deweloperską. W stu procentach legalną. Bez prania brudnych pieniędzy.
– Gdzie jest haczyk? – ponaglałam go. Upiłam łyk brandy.
– Doskonale wiesz – zaśmiał się. Był zbyt pewny siebie. – Pracowałabyś jako Blanca Rodriguez. Absolwentka Harvardu. Z niewielkim stażem, ale za to szybko się ucząca.
– To jest przestępstwo – zauważyłam, co spotkało się z podobną reakcją co przed chwilą.
– O niższej randze niż to, które do tej pory popełniałaś – wspomniał, czym skutecznie zamknął mi usta. – Jak wolisz. Moja propozycja cały czas jest aktualna. Jeśli nie chcesz z niej skorzystać, droga wolna. Nie obowiązuje cię dłużej kontrakt, więc nie musisz dalej prać brudnych pieniędzy. Możesz spełniać swoje marzenia. Chyba że nadal chcesz pomagać naszym kolumbijskim przyjaciołom poprzez współpracę z Juanem i Siwym.
Dla niepoznaki zaśmiałam się ironicznie. Naprawdę poczułam nieprzyjemny chłód. Juan zamierzał otworzyć nową firmę tylko po to, żeby służyła za przykrywkę dla narkobiznesu? Myślałam, że zamierzał wyjść na prostą.
– Chcę z tym skończyć, więc raczej nie skorzystam z twojej propozycji – odmówiłam, posyłając mu dłuższe spojrzenie.
– Jesteś nieugięta – zauważył. – Skoro nie chcesz udawać Blanki, to bądź Victorią. Wyjedź ze mną, żeby zrobić światową karierę. Ja mam pieniądze, ty masz potencjał i ładną buźkę. Wiesz, ile razem moglibyśmy osiągnąć? Zarobić? Mogłabyś zostać większą gwiazdą niż Guns N' Roses czy Toxic Bliss. Modelką albo aktorką. Wreszcie mogłabyś spróbować tańca na Broadwayu.
Rozchyliłam nieznacznie usta. Nie sądziłam, że wymyśli coś podobnego. Był aż nazbyt zdesperowany.
– Jestem za niska na modelkę – zauważyłam, odpalając kolejnego papierosa.
– To fotomodelką – poprawił się. – Wyszłabyś na prostą, a nawet lepiej. Skończyłabyś studia. Wtedy, gdybyś zmieniła zdanie, mogłabyś zostać COO jako Victoria Edwards. Całkowicie legalnie.
Jego obietnice brzmiały kusząco. Nawet zbyt kusząco. Skarciłam się w duchu, że w ogóle mój mózg układał taki scenariusz. Nie mogłam z nim wyjechać. Zdradziłabym nie tylko chłopaków, ale przede wszystkim siebie. Może i upadłam nisko, ale nigdy nie marzyłam o byciu czyjąś utrzymanką.
– A co ty miałbyś za to? – spytałam z dystansem. W przypadku Eddiego zawsze było jakieś ale.
– Czysty zysk i twoje towarzystwo – odparł, uśmiechając się szeroko. Odstawił pustą szklankę, zamawiając dla nas nową porcję trunku. – Zrobiłbym z ciebie gwiazdę i zarabiał na tym pieniądze. Pomyśl sobie, jak pięknie wyglądałabyś w szmaragdowej sukience na gali rozdania Oscarów.
– U twojego boku? – dociekałam, powoli wypuszczając dym. Chyba znalazłam drugie dno tej całej propozycji nie do odrzucenia.
– Jeśli byś chciała – zasugerował, przez co moje ciało przeszył nieprzyjemny dreszcz. – Spokojnie, nie zapraszam cię do mojego łóżka. Lubię ludzi ambitnych, z potencjałem, a ty do takich się zaliczasz. Dlatego chcę ci pomóc.
Uśmiechnęłam się ironicznie. Kusił i to nawet bardzo. Jednak nie mogłam się zgodzić. Nie chciałam zostawiać rodziny, przyjaciół dla niepewnej przyszłości. Poza tym po tym wszystkim nie umiałam mu zaufać. Skąd mogłam wiedzieć, że po pewnym czasie znowu nie zacznie wzbogacać się na szemranych interesach?
– To miłe, że traktujesz mnie inaczej niż resztę, ale nie zasługuję na to – westchnęłam. Już otwarł usta, żeby cos powiedzieć, ale w porę go uprzedziłam. – Jeszcze nie skończyłam. Ten Broadway, gala Oscarów i sława są bardzo kuszące. Obiecuję, że zastanowię się nad tym – powiadomiłam, sprawiając, że w jego oczach błysnęła iskierka entuzjazmu. – Ale pozwól, że osiągnę to bez twojej pomocy. Zostanę w Hollywood – stolicy kinematografii. Tutaj prędzej ktoś mnie doceni niż w Londynie.
W niewielkim stopniu uśmiech zniknął z jego twarzy. Dopił alkohol, płacąc za swoje zamówienie.
– Mam pieniądze – syknęłam, szukając w torebce portfela. – Nie chcę, żebyś stawiał mi alkohol.
– Daj spokój – rzucił, łapiąc mój nadgarstek. – Potraktuj to jako formę pożegnania. Raczej już się nie zobaczymy. Oficjalnie kończymy naszą współprace, a szkoda. Powiem to po raz kolejny. Masz potencjał, mogłabyś zostać kimś.
– Właśnie to zamierzam zrobić – przypomniałam mu, dodając wymuszony uśmiech.
Musnął wargami wierzch mojej dłoni, następnie puszczając mój nadgarstek. Uśmiechnął się szeroko, zeskakując z krzesła. Nie docierało do mnie, że widzę go po raz ostatni.
– Żegnaj, Victorio. Pamiętaj, że moja oferta zawsze będzie aktualna – pożegnał się z klasą, odchodząc w stronę wyjścia.
Śledziłam go wzrokiem, dopóki nie wmieszał się w tłum. Uśmiechnęłam się szeroko, kręcąc głową. Nadal nie dowierzałam, że to już koniec. Przestałam pracować dla Eddiego. Przestałam parzyć kawę, kserować dokumenty, spotykać się z biznesmenami i przede wszystkim koordynować handel kolumbijską kokainą. Uśmiechnęłam się nostalgicznie. Poczułam się dziwnie lekka. Wreszcie spadł ze mnie ten ciężar. Nigdy więcej żadnych sekretów. Mogłam odciąć się od przeszłości, chociaż zapewne ona kiedyś do mnie wróci...
– Czego chciał? – spytała oschle Joy, opierając przedramię o blat baru. Nawet nie zauważyłam, kiedy przyszła.
Znała Eddiego tylko z moich opowieści, ale mimo to także za nim nie przepadała. Chociaż głównie mówiłam o nim w samych superlatywach.
Dopiłam resztkę brandy, po czym odsunęłam na bok pustą szklankę.
– Przyszedł się pożegnać – oznajmiłam dosyć obojętnie. – Przy okazji zaproponował, żebym pojechała z nim do Londynu.
Dziewczyna uśmiechnęła się ironicznie, kręcąc głową.
– Ale ten dupek ma tupet – warknęła. Widać było, że buzuje w niej złość. – Mam nadzieję, że się nie zgodziłaś? – spytała, patrząc na mnie wymownie.
– Oczywiście, że nie – jęknęłam nienaturalnie wysoko.
Myślałam nad tym przez chwilę, ale szybko wyparłam ten pomysł. Był co najmniej głupi.
– I dobrze – przyznała, zabierając moje Cosmo i upijając łyk. – Jeszcze tego brakuje, żebyś pieprzyła się z nim za życie w luksusie.
– Chciał, żebym została COO w jego firmie. Drugą opcją było, że wypromuje mnie na aktorkę albo fotomodelkę, żeby potem zbijać fortunę na mojej sławie. – Zaśmiałam się, przez co moja towarzyszka omal nie zakrztusiła się drinkiem.
– Serio? – spytała urywanym głosem, odkasławszy. – W sumie mogłabyś spróbować, ale nie pod jego skrzydłami. To skończony palant – stwierdziła, teatralnie przewracając oczami.
Odłożyła kieliszek na blat. Kątem oka zerknęłam na niego. Prawie nic w nim nie zostało.
– Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że to już koniec – zanuciłam, uśmiechając się na samą myśl. – Czuję się tak dziwnie lekka.
Odwzajemniła mój gest, wskakując na wysokie krzesło barowe.
– To co, opijamy to? – zaproponowała, odgarniając lepkie włosy z twarzy. – Ja stawiam – zaoferowała, uśmiechając się zalotnie do przystojnego barmana.
– Z chęcią, ale wpadłabym do Hell House. Myślę, że chłopcy mają prawo wiedzieć o Eddiem – bąknęłam, zaplatając palce.
– Jasne – odparła z entuzjazmem. Miała w sobie tyle pozytywnej energii, że czasami zastanawiałam się, czy czegoś nie brała. – Z chęcią odwiedzę z tobą mój ulubiony zespół – dodała, zeskakując z krzesła.
❤️❤️❤️
Mam nadzieję, że nie ma błędów w tekście. Jeśli się zdarzają, to bardzo Was przepraszam, ale ostatnio mam dużo na głowie, przez co gorzej myślę.
7 do końca 😉
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro