56. Fall to pieces
Schowałam list do torebki, następnie ocierając dłonią wilgotne policzki. Musiałam się ogarnąć, wstać i wreszcie powiedzieć im prawdę.
Niepewnym krokiem podążyłam w kierunku przyjaciół. Układałam sobie w głowie scenariusz tego, co im powiem. Nie było to łatwe zadanie. Slash już był przygnębiony. Wiadomość o umierającej ukochanej stanowiłaby dla niego kolejny cios. Martwiłam się o niego. Już wystarczająco dużo przeżył podczas jej pobytu w szpitalu.
Oparłam się o kant ściany, obserwując ich zachowanie. Mulat nadal tkwił w konsternacji, przypominając bardziej zombie niż człowieka. Axl natomiast stał nad nim, próbując go przekonać do chociaż godzinnej drzemki. Faktycznie twarz chłopaka obrazowała jego potworne zmęczenie. Rozumiałam, że chciał być blisko niej, ale nie ponad własne siły. Westchnęłam niespokojnie, czym zwróciłam uwagę Rose'a. Podszedł bliżej, aby następnie delikatnie złapać moje ramię.
– Od niego raczej nic nie wyciągniemy – nawiązał do mojej prośby. – A ty? Dowiedziałaś się czegoś?
Powiedzieć im całą prawdę czy ująć to bardziej optymistycznie?
– Tak – mruknęłam lekko zachrypniętym głosem, odchrząknąwszy. – Ma niewydolne nerki i płuca, ale nie jest najgorzej. Będą podawać antybiotyki i ją monitorować. Jest w dobrych rękach. Ma szanse na powrót do normalnego życia. Minimalne, ale realne.
Przełknęłam głośno ślinę. Okłamałam ich. Nie powinnam była, ale nie potrafiłam patrzeć, jak się zamartwiają. Niespodziewanie poczułam, jak Axl przyciąga mnie do siebie. Objęłam go, pozwalając, aby dał mi swego rodzaju oparcie. Jednocześnie zerknęłam na Slasha. Jego wargi drżały, aczkolwiek nie płakał. Pozostawał twardy, chociaż w środku zapewne rozpadł się na miliony kawałeczków. Cierpiał, to było pewne.
Odsunęłam się od chłopaka. Nadal zachowałam niewielką przestrzeń pomiędzy nami. Czułam na policzku jego niemiarowy oddech. Niepewnie oblizałam usta. Lubiłam tę bliskość, chyba nawet za bardzo.
– Zrobiłam wszystko, co mogłam – wyszeptałam, przejeżdżając palcem po jego obojczyku.
– Wiem – mruknął, drżąc pod wpływem mojego dotyku.
– Nic tu po mnie. – Uśmiechnęłam się niewyraźnie. – Chyba wrócę do siebie.
– Pojadę z tobą.
Nie byłam do końca przekonana, co do jego pomysłu. Dałabym sobie radę, gorzej było ze Slashem. Nie chciałam, żeby został z tym wszystkim sam.
– A co z nim? – zapytałam z troską w głosie. Naprawdę się martwiłam.
– Izzy powinien za chwilę wrócić, to z nim posiedzi.
Wzdrygnęłam się na samą wzmiankę o nim. Chyba trochę się pogubiłam i nie za bardzo wiedziałam, czego chcę.
– Vicky? – Wydawał się być zatroskany. – Wszystko w porządku?
– Jasne. – Pokiwałam głową. – Po prostu trochę się zamyśliłam.
Uśmiechnęłam się subtelnie. Poczułam, jak delikatnie przejeżdża palcami wzdłuż mojego kręgosłupa. Przymknęłam oczy. Marzyłam o chwili odpoczynku po tak ciężkim dniu.
– Jedziemy do ciebie? – wyszeptał kusząco niskim głosem tuż nad moim uchem.
– Czemu nie?
Odsunął się odrobinę, tym samym pozwalając mi na swobodne ruchy. Westchnęłam, ostatni raz spoglądając na Slasha. Wyglądał jak siedem nieszczęść.
– Idziesz? – Usłyszałam głos zza moich pleców.
Zmarszczyłam czoło. Dlaczego nie zauważyłam, jak Axl mnie minął i udał się w stronę wyjścia? Musiałam zbytnio się zamyślić. Ostatniego wieczoru zdarzało mi się to dosyć często.
Obróciłam się w jego stronę, nerwowo zaciskając wargi. Zaczynaliśmy naszą grę. Musiałam wygrać, chociaż miałam chwile słabości, przez co mogło być trudniej. Dołączyłam do niego, próbując zachować odpowiedni dystans pomiędzy nami.
– Teraz zmieniasz zdanie? – zapytał, śmiejąc się.
– Nie zamierzam dać ci tej satysfakcji.
Starałam się na niego nie patrzeć. Unikałam nawet przypadkowych spojrzeń. Już to przed chwilą pokazało, iż miał nade mną znaczną przewagę.
Pokręcił głową, uśmiechając się ironicznie. Poprawił włosy, które opadły mu na twarz i zerknął na mnie ukradkiem.
– Czyli wracamy do punktu wyjścia?
– Dokładnie tak – potwierdziłam, krzyżując ręce na piersi.
Moje dłonie drżały jak galaretka, przez co musiałam je jakoś schować. Heroina skutecznie przypominała o swojej ponownej aplikacji. Skrzywiłam się nieznacznie, czując pulsujący ból w skroniach. Grunt, żeby dojechać do mieszkania, później będzie lepiej.
Czułam, jak chłodny wiatr przyjemnie owiewa moją zmęczoną twarz. Przymknęłam oczy, aby móc lepiej rozkoszować się tą chwilą. Usłyszałam, jak Axl odpala zapalniczkę.
– Chcesz? – Usłyszałam, czując unoszący się w powietrzu dym tytoniowy.
– Nie – odmówiłam, otwierając oczy.
Na zewnątrz panowała ciemność. Trudno się dziwić, w końcu był środek nocy. Jedynie ciepłe światło latarni dawało przyjemne uczucie bezpieczeństwa. Nie, że bałam się ciemności. Po prostu jej nie lubiłam. Kojarzyła mi się negatywnie. Przecież większość najokropniejszych zbrodni została popełniona właśnie w nocy.
– Mógłbyś poprowadzić? – zasugerowałam, wyciągając w jego kierunku kluczyki, którymi od dobrej chwili się bawiłam.
– Jasne – odparł, zabierając je, jednocześnie delikatnie przejeżdżając dłonią po moim nadgarstku. – A nie boisz się, że wjadę w drzewo? – Zarechotał.
– Nie. – Wzruszyłam obojętnie ramionami. – Już raz prawie to zrobiłeś. Sądzę, że czegoś się nauczyłeś.
Nie zwracając na niego uwagi, podążyłam w stronę samochodu. Objęłam ramiona dłońmi, jednocześnie przyciągając brzegi płaszcza. Teraz ten chłód zaczął mi przeszkadzać.
– A ty? Co będziesz robić? – zapytał, próbując mnie dogonić, co było dosyć łatwe zważywszy na moje buty.
– Zamierzam się zdrzemnąć. – Ziewnęłam teatralnie. – Miałam dosyć ciężki dzień.
– A co ty zrobiłaś przez cały dzień? Skserowałaś instrukcję obsługi ksera? – Zaśmiał się, wyrzucając peta do pobliskiego kosza. – Masz rację, bardzo męczące zajęcie.
– Nie – oznajmiłam z poirytowaniem w głosie. – Spotkałam się z asystentem CMO, aby dowiedzieć się, jakie palny ma jego przełożony. Później faktycznie kserowałam, ale dokumenty niezbędne na zebranie zarządu. Trochę roboty papierkowej i dwa spotkania. A w wolnej chwili zaczęłam wypełniać dokumenty transportowe.
Prychnął pod nosem, wyprzedzając mnie. Nie śpieszyłam się zbytnio. I tak nie mógł odjechać beze mnie. Podszedł bliżej pojazdu, a następnie go otworzył. Zatrzymał się przed nim jeszcze na moment, jakby podziwiał karoserię.
– W porównaniu do was dbam o moje autko – rzuciłam obojętnie.
– Chyba o autko twojego narzeczonego. – No tak, on to przecież zamierzał mi wypominał do usranej śmierci. – A właśnie, co tam u Chrisa?
Odwrócił się w moją stronę i oparł się na masce. Uśmiechał się cwaniacko, co okropnie działało mi na nerwy. Westchnęłam głęboko, próbując się uspokoić. Nie mogłam mu dać tej satysfakcji.
– Bardzo dobrze – odparłam z wymuszonym uśmiechem na twarzy. – Żyje. Ostatnio nawet dostałam od niego list.
– Ooo... – Wyglądał na zdziwionego. – Wie już, że o nim zapomniałaś?
Wiedziałam, iż on tylko się ze mną droczy. Jego słowa nic nie znaczyły. Jednak zabolały. Nieświadomie powiedział prawdę.
Odkąd Pittman wyjechał, przestałam o nim myśleć. Uszczęśliwiał mnie fakt, że byliśmy parą, a nawet czymś więcej. Przecież zaraz po jego powrocie mieliśmy wziąć ślub. Tymczasem ja zachowywałam się, jakby był tylko miłym wspomnieniem, o którym można było mówić od czasu do czasu. Tęsknił, podczas gdy ja korzystałam z życia i zabawiałam się z Axlem – facetem, którego najbardziej nie lubił.
– Mówiłam ci już, jak bardzo cię nienawidzę? – zapytałam poirytowana.
Ujął żuchwę w dwa palce, zamyśliwszy się na moment. Przewróciłam oczami. Po co to robił, skoro od dawna odpowiadał to samo?
– Hmmm... Pomyślmy – mruknął, mrużąc oczy. – Tak z tysiąc. Wychodzi na to, że się powtarzasz. – Wzruszył obojętnie ramionami.
Odpowiedziałabym mu coś, ale nie mogłam. Zmęczenie definitywnie górowało nade mną.
– Możemy już jechać? – odparłam zniecierpliwiona. – Zamarzam tutaj.
Autentycznie dygotałam, aczkolwiek tylko w niewielkim stopniu było to spowodowane chłodem. Pomimo że trwała kalendarzowa zima, noce w Los Angeles były tak samo ciepłe jak te kwietniowe w Lafayette.
– Możemy. – Jak prawdziwy dżentelmen otworzył mi drzwi. – Chociaż chciałbym zobaczyć ciebie jako królową lodu. – Zaśmiał się ironicznie.
Rzuciłam mu wymowne spojrzenie. Denerwował mnie, ale chyba powoli zaczęłam się do tego przyzwyczajać.
– Innym razem – oznajmiłam, wsiadając do samochodu. – Ale pod warunkiem, że ty zostaniesz królem lodu.
– Wiedziałem, że tego chcesz. – Na jego twarzy pojawił się zawadiacki uśmiech.
Prychnęłam pod nosem. Jeszcze czego?
– Nie pozwalaj sobie na zbyt wiele.
Zamknął drzwi, po czym zajął miejsce obok mnie. Przygotował się do jazdy, następnie włączając radio i pogłaśniając je niemal na maksa. Mój ból głowy coraz bardziej się nasilał.
– Robisz to specjalnie – wypomniałam, krzywiąc się.
– Przepraszam – mruknął, skupiając swoją uwagę na prowadzeniu pojazdu. – Zapomniałem, że nasza księżniczka chciała spać.
Spojrzałam na niego wymownie. Ironiczny uśmiech niemal nie znikał z jego twarzy. Niechętnie ściszył radio. Podczas zabierania dłoni musnął nią moje odkryte kolano, na co, o dziwo, nie zareagowałam. Nie miałam ochoty wdawać się z nim w dyskusję. Oparłam głowę o szybę, powoli opuszczając powieki.
Zdrzemnęłam się odrobinę. W tamtym momencie sen był tym, czego potrzebowałam. Ostatnimi czasy zbyt rzadko go doświadczałam. Często nocami imprezowała albo cierpiałam na bezsenność.
– Jesteśmy na miejscu. – Usłyszałam przyjemnie niski głos Axla.
Jego oddech przyjemnie łaskotał mój kark. To oznaczało tylko jedno – był niebezpiecznie blisko.
Odwróciłam się w jego stronę i przeciągnęłam się leniwie. Otworzyłam oczy. Zamrugałam nimi kilkukrotnie, aby przyzwyczaić je do nikłego światła. Pierwszym widokiem, jaki dostrzegłam, była twarz Rose'a, która znajdowała się zdecydowanie za blisko mojej.
– Naruszasz moją przestrzeń osobistą – oznajmiłam jeszcze odrobinę zaspanym głosem.
– Lubię to robić – odparł, subtelnie przejeżdżając palcami po moim policzku.
– Ale ja nie – wyszeptałam.
Czułam się niezręcznie. Już dawno przestałam o nim myśleć w tych kategoriach. Wiedziałam, że jedynie chce się mną pobawić, przeżyć ,,przygodę''. Mimo to nie byłam gotowa. Bałam się.
– Mógłbyś się odsunąć? Chciałbym wysiąść.
Niepewnie przejechał dłonią wzdłuż mojego policzka. Odsunął się, dzięki czemu mogłam swobodniej oddychać. Zabrałam swoje rzeczy, po czym opuściłam samochód. Westchnęłam głęboko, jednocześnie nabierając świeżego powietrza. Miałam ochotę zapalić, ale dosyć szybko z tego zrezygnowałam. Było źle. Ledwo trzymałam się na nogach, nie wspominając już o nieprzyjemnych dreszczach. Byłam na głodzie, którego musiałam jak najszybciej się pozbyć.
– Idziesz? – zapytałam niespokojnie, patrząc, jak mój towarzysz ociąga się.
– A wypijemy to zaległe wino? – Poruszył sugestywnie brwiami.
– Jeśli nie dorzucisz mi do niego jakiegoś świństwa, to czemu nie?
Zaśmiał się, lustrując moje buty. W tym świetle wyglądał całkiem przyzwoicie. Co?! Chyba z tego wszystkiego zaczęło mi się w głowie przewracać.
Droga do mieszkania minęła mi dosyć szybko. Chyba dlatego, że skupiłam swoje myśli tylko na jednym. Potrzebowałam tego bardziej niż wszystkiego innego.
– Możesz zająć się tym winem, a ja w międzyczasie skoczę do łazienki? – zapytałam, odwieszając płaszcz na wieszak.
– A co? Znowu nie potrafisz powiedzieć, że chce ci się siusiu? – Prychnął ironicznie.
Spojrzałam na niego wymownie, krzyżując ręce na piersi. Kolejne pieprzone déjà vu.
Podeszłam bliżej i stanęłam obok niego. Oparłam dłoń na jego barku, nieco nachylając się.
– Coś znacznie poważniejszego – wyszeptałam mu do ucha. O tak, zdecydowanie lubiłam droczyć się z nim w ten sposób.
Próbowałam go minąć i udać się w stronę łazienki. Niestety on był szybszy. Objął mnie ręką w pasie i przyciągnął do swojego torsu.
– Może ci potowarzyszę? – zaproponował, subtelnie ucałowawszy moją szyję. To wszystko zdecydowanie działo się za szybko.
– Wolałabym pójść sama. – Starałam się uwolnić z jego uścisku.
Siłowałam się jeszcze przez chwilę, zanim łaskawie mnie puścił. Odeszłam, próbując na niego nie patrzeć. Coś we mnie pękało, ale jednocześnie po chwili samo się naprawiało. Chore.
Siedziałam oparta o chłodne kafelki, rozkoszując się ukochanym błogostanem. Od jakiegoś czasu odczuwałam go coraz słabiej. Aczkolwiek póki był, nie narzekałam zbytnio. Przynajmniej dzięki działaniu narkotyków mogłam chociaż na małą chwilę przestać zajmować się bieżącymi sprawami.
Poprawiłam włosy i sukienkę. Zakropliłam oczy, żeby chociaż odrobinę zmniejszyć podejrzenia, po czym zdecydowałam się wrócić do mojego towarzysza. Nie chciałam, żeby siedział sam w moim salonie. Jeszcze by się, nie daj Boże, zadomowił.
Niezdecydowanym krokiem przemierzałam korytarz, który, o dziwo, ogarniała ciemność. Podeszłam ostrożnie, następnie opierając się o kant ściany. Na sam widok uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Axl właśnie zapalał ostatnią świeczkę, którą później położył na ławie obok kilku innych. Odruchowo odwrócił się w moją stronę i odwzajemnił mój gest.
– Długo kazałaś na siebie czekać – powiedział spokojnym i zarazem kuszącym głosem. – A teraz zamierzasz wejść w bliższe stosunki ze ścianą?
Zaśmiałam się, czując, jak na moich policzkach pojawia się rumieniec. Czyżbym nagle dostała gorączki?
– Może ją lubię?
– Nie sądzisz, że to trochę dziwne? – Prychnął. – No chyba, że brałaś grzybki. Wtedy nie mam żadnych pytań. – Wyciągnął ręce w geście kapitulacji.
Uśmiechnęłam się subtelnie, podchodząc bliżej. Nie pamiętałam, kiedy ostatnio spędziłam wieczór w takiej atmosferze. Świeczki, wino. Chyba każda kobieta marzy o czymś takim. No, tylko towarzystwo mogło być lepsze.
Niepewnie usiadłam na skraju sofy i założyłam nogę na nogę. Odczuwałam na sobie jego przenikliwe spojrzenie, które wprawiało mnie w zakłopotanie. Założyłam kosmyk włosów za ucho, następnie zabierając ze stołu jeden kieliszek.
– Nie kojarzę, żebym je brała – rzuciłam, przerywając chwilową ciszę.
Wziął łyk wina, po czym przysunął się bardziej w moją stronę. Przełknęłam głośno ślinę, zaciskając palce na nóżce kieliszka.
– Denerwujesz się czymś? – zapytał troskliwie, delikatnie marszcząc czoło.
Rozłożyłam nogi na kanapie, kładąc je obok Axla. Chłopak subtelnie przejechał dłonią wzdłuż mojej łydki.
– Spotkałam się z Xavierem – mruknęłam, sącząc wino.
Dopiero teraz zaczęły do mnie dochodzić jego słowa. Musiałam pomóc Nicole. Tylko jak? Przecież sama żyłam w patologicznym, niebezpiecznym środowisku. Jedyne, co odróżniało nas od mojej matki, to troska o innych. Staraliśmy się być zgraną paczką przyjaciół, w której mogliśmy liczyć na siebie.
– I co?
– Chce wszystko naprawić. – Zrobiłam krótką pauzę. – W sumie oboje chcemy coś zmienić.
– Czym jest to coś? – położył szczególny nacisk na ostatnie słowo.
Jednym haustem wypiłam połowę zawartości kieliszka. Skrzywiłam się odrobinę, przecierając usta zewnętrzną częścią dłoni.
– Raczej ktoś. Konkretnie Nicole. Młoda powinna mieć szansę na lepsze życie. – Westchnęłam. To nie był dla mnie łatwy temat.
– Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że ona tutaj przyjedzie? – Zaśmiał się. Niepewnie przytaknęłam. – Vicky, nie sądzisz, że nie jesteśmy najlepszym autorytetem dla tej małolaty?
– Axl, ale moja matka też nie jest najlepsza!
– Dobra, ale LA nie jest najlepszym wyjściem. Sex, drugs and rock and roll to nie jest idealny świat. Wybacz, ale Nicole nie powinna pieprzyć sobie życia... – Ugryzł się w język.
– Jak ja? – zapytałam poirytowana. – To chciałeś powiedzieć? Dobra, może i popełniłam trochę błędów, ale przyjemniej będę w stanie zapewnić jej taką rodzinną atmosferę, pełną miłości.
– Czy ty siebie słyszysz? – Zmarszczył czoło. – Sama masz problemy i jeszcze chcesz jej matkować? A jak cię zapyta, skąd masz pieniądze, to co jej odpowiesz? Że pracujesz jako asystentka chuj wie kogo? Przecież nawet nie skończyłaś ogólniaka, a co dopiero Harvardu! Vicky, prędzej czy później wyjdzie na jaw, że tak naprawdę zajmujesz się handlem narkotykami. Nicole nie powinna się o tym dowiedzieć.
– I się nie dowie! Jakoś do tej pory udawało mi się oszukiwać Rosie. – Wypuściłam głośno powietrze, próbując opanować nerwy. – Nie pomyślałeś, że może chciałabym z tym skończyć?
– To dlaczego tego nie zrobisz? – zapytał ze zdziwieniem.
Prychnęłam ironicznie, przejeżdżając palcami po czaszy kieliszka. Miewałam skrajnie różne myśli. Czasami przekonywałam samą siebie, iż czasami warto ponieść ryzyko, żeby mieć namiastkę normalności. Przecież ci ludzie pozwalali mi pracować w korporacji! Co z tego, że wykonywałam jedynie jakąś gównianą robotę. W dodatku wizja życia w luksusie aż za nadto mnie kusiła.
Jednak ostatnio coraz częściej marzyłam o powrocie do prawdziwej normalności. Rzuceniu tego wszystkiego w cholerę, a nawet wyjechaniu. Chyba byłam zbyt słaba, bo do tej pory nawet nie spróbowałam tego zrobić.
– Znasz Eddiego. Jeśli już zaczniesz robić z nim interesy, to nie możesz się wycofać. Mściłby się. Przecież on wie, gdzie mieszkam. Zapewne, jakby chciał, to mogły dowiedzieć się czegoś o moich najbliższych. Axl, Eddie na pewno posunąłby się do szantażu czy pogróżek. Jedyne możliwe wyjście z tego bagna, to jak on sam powie ci do widzenia.
Wiedziałam, że prędko tego nie zrobi. Za bardzo mnie potrzebował.
Opróżniłam kieliszek, następnie uzupełniając go nową porcją alkoholu. Tego mi trzeba było. Porządnego znieczulenia, które pomogłoby zapomnieć.
– Przepraszam – bąknęłam po chwili, ocierając stopą o jego udo. – Nie chcę się z tobą kłócić o poważne rzeczy. Może i nie jest kolorowo, ale ja nadal łudzę się, że jeszcze będzie dobrze.
Przyjemnie gładził palcem moją nogę, wywołując u mnie gęsią skórkę. Zaczynało się robić niebezpiecznie.
– Czyli możemy się kłócić na przykład o twój krzywy nos? – Uśmiechnął się ironicznie.
Otworzyłam szeroko usta, patrząc na niego wymownym wzrokiem. Chyba wracaliśmy do punktu wyjścia.
– Ja mam krzywy nos?! – Mój głos był nienaturalnie wysoki. – To ty chyba nie widziałeś siebie w lustrze.
– I tak ci się podobam, kotku.
– Pff... Chyba w twoich snach.
Upił odrobinę trunku, po czym odstawił kieliszek na stolik. Podparłszy się na pięściach, nachylił się nade mną tak, że czułam na twarzy jego niespokojny oddech.
– Udajesz cnotkę, a tak naprawdę wszyscy wiedzą, że jesteś łatwa – mruknął, przejeżdżając kciukiem po mojej żuchwie.
– Jeśli mówisz to każdej, to nie dziwię się, że żadna cię nie chce – odparłam pewnie, patrząc mu prosto w oczy.
– Inne jakoś same do mnie lgną. Tylko z tobą mam problemy.
– Za długo cię znam. Poza tym jestem niereformowalna.
– To się jeszcze może zmienić – wyszeptał, obejmując dłonią mój policzek.
Czekałam na jego ruch. Po części domyślałam się, co zamierzał zrobić. Oddychałam niemiarowo, całą swoją uwagę skupiając na jego błyszczących źrenicach. Nachylił się jeszcze bardziej, przez co przymknęłam oczy. Poczułam, jak delikatnie muska moje wargi, wręcz błagając o dostęp. Oddałam pocałunek, zatracając się w tym namiętnym geście. Potrzebowałam czyjejś bliskość.
Nagle ujrzałam jego twarz. Nie spodziewałam się, że moja podświadomość mogła sprawić mi takiego psikusa. Poczułam jakby ucisk w sercu. Nie chciałam go zdradzić. Sama nie wiedziałam, co do niego czułam. Czy to była miłość? Nie chciałam go skrzywdzić, to było pewne. Chyba dopiero teraz powoli zaczęłam uświadamiać sobie parę spraw.
Odsunęłam się niepewnie. Oparłam dłoń na jego barku i odwróciłam wzrok, starając się nie spotkać jego zranionego spojrzenia.
– Przepraszam, ale nie mogę – mruknęłam. Nerwowo oblizałam usta. – Nic z tego nie będzie. Nie chcę ci dawać złudnych nadziei.
– Chyba nie rozumiem. – Kątem oka zauważyłam, jak kręci głową. – Vicky, to tylko seks bez zobowiązań. Ten pocałunek nic dla mnie nie znaczy.
Poczułam, jak coś we mnie pęka. Pozwoliłam, aby grymas pojawił się na mojej twarzy. Od początku wiedziałam, o co mu chodziło. Jednak dopiero teraz zaczęłam zdawać sobie z tego sprawę. Byłam tylko jego zabawką, którą chciał wykorzystać. Zawsze musiał postawić na swoim i uparcie dążyć do celu. Tylko, że ja już nie chciałam w to grać. Odpadłam, on wygrał.
– Nie jestem taka! – wykrzyczałam mu prosto w twarz, dostrzegając jego zdziwienie. – Może i Eddie manipuluje mną. Może mam pracę, która daje mi złudzenie normalności i przynosi sporo pieniędzy. Ale to nie znaczy, że się jej nie brzydzę. Czasami chce mi się rzygać, jak widzę swoje odbicie w lustrze. Codziennie obwiniam się o śmierć tych wszystkich ludzi, którzy przedawkowali kokainę. A co najgorsze nie mogę z tym skończyć. To jest pieprzone błędne koło.
Musiałam wreszcie to z siebie wyrzucić. Przynajmniej chociaż odrobinę mi ułożyło. Tylko Axl jakoś nie wyglądał na zachwyconego, ani tym bardziej współczującego. Był wkurzony, zdecydowanie.
– To nie jest moja wina! To była twoja przemyślana decyzja!
– No proszę. – Uśmiechnęłam się ironicznie. – Teraz będziesz się wybielał. A kto prosił mnie, żebym wam pomogła? Mówił, że Eddie nigdy nie odpuszcza i zawsze dopina swego? Zgodziłam się tylko ze względu na to, że jesteście moimi przyjaciółmi!
– Dziękuję bardzo, ale nie musiałaś tego robić.
Z niedowierzaniem pokręciłam głową. Miałam ochotę krzyczeć ze wściekłości. Gotowałam się w środku. Oszukał mnie.
– Nienawidzę cię! Poświęciłam dla was wszystko. Oddałam swoją godność, upadłam na samo dno, a ty tak mi się odpłacasz?!
– Życie cię wyruchało. Przynajmniej nauczyłaś się, że nie należy narażać się dla kogoś. W tym świecie trzeba być pieprzonym egoistą, żeby przetrwać.
Zabrał swoje rzeczy i udał się w stronę drzwi. Chciał po prostu sobie wyjść, zostawiając mnie samą z tym wszystkim.
– Ufałam wam, a wy po prostu wykorzystaliście moją naiwność. Udawaliście moich przyjaciół, bo mnie potrzebowaliście. Pieprzeni hipokryci!
Kurczowo zaciskałam pięści. Miałam ochotę czymś rzucić, żeby wyładować złość.
– Jeśli już jesteśmy ze sobą szczerzy – zaczął spokojnie, zatrzymując się przed samymi drzwiami. – Chłopaki twierdzą, że jesteś spoko. Steven nawet twierdzi, że jesteście przyjaciółmi.
Wyszedł, trzaskając drzwiami. Przymknęłam oczy, słysząc ten okropny dźwięk. Krzyknęłam ze złości, czując pulsujący ból w skroniach. Złość wypełniała każdą komórkę mojego ciała. Działam jak w amoku. Nie panowałam nad sobą. Rzuciłam swoim kieliszkiem o ścianę. Rozpadł się na miliony kawałeczków. Bordowe wino wypłynęło z niego, rozpływając się niemal po całej podłodze.
Zwinęłam się w kulkę. Zaczęłam kołysać się nerwowo, próbując opanować emocje. Musiałam posprzątać, jeśli nie chciałam, żeby trunek wsiąknął w parkiet. Nie tyle byłam zdenerwowana na nich, co na siebie. Miałam klapki na oczach, kiedy ot tak zgodziłam się im pomóc. Byłam cholernie głupia.
Tylko, że teraz było już za późno.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro