Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

41. The revenge will (not) be sweet

– A co powiesz na Fitzcarraldo? –zapytał Duff, obracając w dłoniach kasetę z filmem.

– Czemu nie. – Wzruszyłam ramionami.

Chłopak wstał z kanapy i podszedł do magnetowidu, aby włączyć film. Swoją drogą tego wieczoru sporo oglądaliśmy. Kino akcji, komedie romantyczne, a nawet coś detektywistycznego. Jednak teraz byłam już trochę zmęczona i tak naprawdę wybór następnego filmu był mi obojętny. Położyłam się na miękkiej poduszce i przykryłam kocem. Od razu przyjemniej.

– Tylko nie idź spać w połowie filmu, bo nie zamierzam ci go streszczać. – Roześmiał się, jednocześnie siadając obok mnie.

Uśmiechnęłam się tylko pod nosem. Dobrze wiedziałam, że najprawdopodobniej tak się stanie.

– Duff?

– Tak? – odparł, nie odrywając wzroku od telewizora.

– Dzięki za dziś – mruknęłam, jednocześnie powstrzymując ziewanie.

– Nie ma za co. Czasami przyda mi się zwykły dzień, bez odurzania się od samego rana.

– A często taki się zdarza? – zapytałam z ciekawości, chociaż znając ich to było bardzo wątpliwe.

– Nie. – Zaśmiał się. – Chyba nie potrafimy inaczej funkcjonować.

Przewróciłam oczami. Już chciałam to zripostować, ale nagle przypomniała mi się rozmowa nastolatków. Wzdrygnęłam się na samą myśl. Zabiłam ich. Nie chciałam, żeby to samo stało się z którymś z Gunsów.

– Stanowczo – odparłam jednak, chichocząc nerwowo. Wolałam na razie nie dzielić się z nim swoimi obawami.

Zakończyliśmy naszą krótką i jakże ambitną konwersację, ponieważ z ekranu zniknęły napisy i zaczął się film. Starałam się skupić całą swoją uwagę na nim i przestać myśleć o przeszłości, co dotychczas mi się udawało. Niestety czułam, że moje powieki robią się coraz cięższe. Na dobrą sprawę nie minęło dziesięć minut, a ja już smacznie spałam. Ostatnio coraz częściej i bardziej odczuwałam zmęczenie.

***

Obudziłam się rano cholernie obolała. Najwidoczniej w nocy musiałam krzywo spać. Podniosłam się do pozycji siedzące i przeciągnęłam się. Do moich nozdrzy dochodził zapach spalenizny, przez co na mojej twarzy pojawił się grymas. Czyżbym miała jakiegoś niezapowiedzianego gościa?

– Kurwa!– Usłyszałam przerażający krzyk.

Spojrzałam w stronę kuchni, gdzie Slash próbował ratować śniadanie, które paliło się na patelni. Z drugiej strony, wyglądało to dosyć komicznie. Hudson lejąc hektolitry wody na spaleniznę, jednocześnie zalewał mi połowę kuchni. Nie wytrzymałam i zaśmiałam się.

– To nie jest śmieszne!

Pokręciłam głową i wstałam z kanapy. Westchnęłam ciężko. Postanowiłam mu pomóc, bo jak widać sam nie dawał sobie rady.

– Daj mi to – poprosiłam, wyciągając w jego kierunku dłoń.

Gitarzysta popatrzył na mnie ze zdziwieniem, a następnie podał mi patelnię, z której wydobywał się okropny zapach. Z obrzydzeniem wyrzuciłam wszystko do kosza, a następnie włożyłam patelnię do zlewu i zalałam gorącą wodą z dodatkiem płynu do mycia naczyń.

– Moje dzieło życia – jęknął z zawiedzeniem. – Dlaczego? –zapytał jednocześnie rozkładając ręce.

– Też się cieszę, że cię widzę. – Uśmiechnęłam się szeroko, opierając się o blat. – Gdzie byłeś, jak cię nie było?

– Vicky, nie zmieniaj tematu! – poprosił nieco zdenerwowanym głosem. – Chciałem być miły i zrobić naleśniki.

– To naprawdę miłe, że się o mnie troszczycie, ale dam sobie radę sama. Poza tym ty nie umiesz gotować i to są tego skutki.

– Ale ciasto mi wyszło – oburzył się i skrzyżował ręce na piersi.

– A co do niego dodałeś? – zapytałam i spojrzałam na niego z zaciekawieniem.

– No mąkę, wodę i jajka – odparł takim tonem, jakbym sprawdzała, czy wie, ile jest dwa plus dwa.

Parsknęłam śmiechem, po czym przyłożyłam dłoń do ust, aby się powstrzymać. Trzeba przyznać, Slash był najlepszym kucharzem. Podeszłam bliżej i poklepałam przyjaciela po ramieniu.

– To było miłe z twojej strony, ale lepiej zostań przy graniu na gitarze – powiedziałam i uśmiechnęłam się szeroko.

– Dzięki za szczerość – zironizował

– Nie ma za co.

Już miałam udać się do łazienki, aby wziąć prysznic, jednak chłopak w odpowiedniej chwili złapał mnie za nadgarstek i odwrócił w swoją stronę.

– Co jest? – zapytałam z zaciekawieniem.

– Może coś zjesz? – zaproponował z uśmiechem na twarzy.

Dziwne, jego ruch był dosyć gwałtowny, więc spodziewałam się po nim złości, a tu proszę. Starał się być miły, a takie zachowanie mogły spowodować tylko dwie rzeczy. Albo wiedział o wszystkim i chciał mnie pocieszyć, albo miał sprawę.

– Nie jestem głodna – rzuciłam krótko. – Możesz mnie już puścić?

– Nie, dopóki czegoś nie zjesz. Nie możesz się głodzić, bo to może się źle skończyć.

– Zachowujesz się jak moja matka, którą nie jesteś. Spokojnie. – Posłałam mu wymowne spojrzenie. – To co, puścisz mnie?

– Nie – odpowiedział stanowczo, ale po chwili się zaśmiał.

Przewróciłam oczami. Dlaczego on musiał być taki uparty?

– No dobra, niech ci będzie – westchnęłam, co wywołało uśmiech na jego twarzy.

Puścił moją dłoń, po czym rozmasowałam delikatnie obolały nadgarstek. Czy któryś z nich nie mógł być choć troszkę delikatniejszy? Z niezadowoleniem zajęłam miejsce przy stole. Nigdy nie byłam głodna z rana. Teraz również. Chyba po prostu przyzwyczaiłam się do niejedzenia śniadań.

– To na co masz ochotę? – zapytał, otwierając lodówkę. – O, w porównaniu do nas masz coś w niej.

– W przeciwieństwie do was robię zakupy. Poza tym nie jestem głodna.

Slash wychylił głowę i posłał mi wymowne spojrzenie, na co uniosłam ręce w geście kapitulacji.

– Dobra, mogą być płatki.

Hudson przygotował dla nas śniadanie i usiadł naprzeciwko mnie. Z niechęcią wzięłam jedną łyżkę miodowych kulek powoli zaczęłam je jeść, co wcale nie było łatwe.

– Dawno cię nie widziałam – zaczęłam temat, w międzyczasie przeżuwając kolejne porcje płatków. – Gdzie byłeś?

Chłopak nawet na mnie nie spojrzał. Patrzył się na stół i jadł, jednocześnie udając, że wcale mnie nie słyszał.

– Zadałam pytanie – przypomniałam mu nieco ostrzejszym tonem.

– Musiałem coś przemyśleć – odpowiedział chłodno, nadal nie racząc mnie ani jednym spojrzeniem.

– Przez dwa tygodnie?

– Tak – rzucił krótko, kładąc ręce na stole i patrząc mi prosto w oczy. Poczułam się odrobinę nieswojo. – Każdy ma takie chwile w swoim życiu, kiedy chce zniknąć, bo coś go przytłacza – dodał i wstał od stołu.

Osunęłam się na krześle i z zastanowieniem na twarzy kończyłam moje śniadanie.

O co mu chodzi? Co się stało?

Ta myśl cały czas przelatywała mi po głowie. To nie było do niego podobne, żeby ot tak znikał sobie na tak długo. Coś musiało być nie tak.

Slash udał się do salonu i stanął przed oknem, a następnie kontemplował widok, jaki się za nim rozpościerał. Próbowałam z nim porozmawiać, ale nie odpowiadał. To coś nadal go dręczyło, a ja niepotrzebnie mu o tym przypomniałam. Stwierdziłam, że zostawię go samego i udałam się pod prysznic.

Zrzuciłam z siebie piżamę i naga stanęłam w kabinie. Pozwoliłam, aby strumienie gorącej wody powoli spływały po moim ciele. Odwróciłam się bokiem do prysznica tak, że stałam twarzą do ściany. Wlepiając wzrok w kafelki, zastanawiałam się nad tym, co się wydarzyło. Juan mnie zwolnił, zabiłam niewinnych ludzi, ktoś prawie mnie zgwałcić. Próbowałam połączyć ze sobą fakty. A co jak one miały ze sobą coś wspólnego?

Z rozmyślań wytrąciło mnie coś dziwnego, niespodziewanego. Ktoś gwałtownie przekręcił mnie tak, że byłam przyciśnięta plecami do ściany, a następnie wpił się w moje usta. Zaczęłam z całej siły okładać go pięściami. Nie spodobało mu się to. Chwycił moje nadgarstki, zacisnął je w mocnym uścisku i przyparł do ściany. Jego ciało coraz bardziej napierało na moje. Starałam się go odepchnąć, ale niestety był zbyt silny. Jego dotyk palił moje ciało i przypominał o nieprzyjemnych wydarzeniach. Zacisnęłam zęby, powstrzymując łzy. Nie miałam innego wyjścia, musiałam go powstrzymać. Z całej siły uderzyłam go kolanem w krocze.

– Kurwa! – zapiszczał nienaturalnie wysoko, złapał się za czułe miejsce i odsunął ode mnie.

– Nigdy więcej się do mnie nie zbliżaj! – Zasłoniłam dłońmi nagie ciało. – Nie dotykaj mnie!

Rozpłakałam się. Z trudem stałam na nogach. Nie sądziłam, że kiedykolwiek znowu będę się czuła jak poprzedniego wieczoru.

Slash popatrzył na mnie z zakłopotanie. Otworzył szerzej usta, zapominając na chwilę o bólu. Nie spodziewał się po mnie takiej reakcji. W końcu nie wiedział, że ktoś próbował mnie skrzywdzić.

Chłopak bez słowa opuścił pomieszczenie. Odprowadziłam go wzrokiem, po czym z bezradnością oparłam się o rozgrzane kafelki i zjechałam do pozycji siedzącej. Dokładnie oplotłam ramionami ciało i próbowałam się wyciszyć.

Dopiero po dłuższej chwili dokończyłam prysznic i owinęłam ciało w przyjemny szlafrok. Samotne krople wody swobodnie spływały po moich płomienistych włosach, jednak nie zwracałam na to zbytniej uwagi. Wzięłam kilka głębokich oddechów, po czym opuściłam zaparowane pomieszczenie. Miałam nadzieję, że do tej pory Slash wyniósł się z mojego mieszkania.

Wcale mnie nie zdziwiło, że moje modły nie zostały wysłuchane i gitarzysta nadal przebywał w moim pobliżu. Chodził nerwowo po pomieszczeniu, oddychając ciężko. Na szczęście zdążył się już ubrać w swoją koszulkę z Aerosmith i jeansy. Nie zwracając na siebie zbytniej uwagi, usiadłam na podłokietniku od kanapy i z najmniejszą uwagą przyglądałam się gitarzyście. Wyglądał na bardzo przybitego. Zżerały go wyrzuty sumienia.

– Przepraszam. Nie wiem, co się ze mną stało. Nie powinienem był tego robić.

– Wyjdź – wycedziłam, spuszczając wzrok.

– Nie wiedziałem, że tak zareagujesz. Ktoś musiał cię bardzo skrzywdzić.

Wykrzywiłam twarz, po raz kolejny wybuchając płaczem. Niepotrzebnie rozdrapywał świeże rany. Poczułam na ciele chłodne krople deszczu i jego obleśny dotyk...

– Przepraszam... – Zrobił krok w przód. Chciał podejść bliżej, jednak się zatrzymał.

– Zabiłam ich. Dlatego on chciał mnie zgwałcić.

Slash pobladł, o ile to było możliwe, i pokręcił głową. Nie wiedział, o co mu chodziło.

– Vicky, co się stało? – Jego troskliwy ton głosu spowodował, że do moich oczu napłynęło więcej łez.

Wytarłam policzki rękawem bluzy. Zdecydowałam się spojrzeć na mojego towarzysza. Wybałuszył oczy. Najwidoczniej wyglądałam gorzej niż tragicznie. Objęłam dłońmi ramiona, które, podobnie jak reszta mojego ciała, przeraźliwie drżały. Z trudem układałam wargi w słowa.

– Nie wierzyłam w karmę, ale może ona istnieje? Ci młodzi chłopcy zmarli, bo wzięli za dużo kokainy, którą ja im podsunęłam. Przywiozłam z Kolumbii prosto do Los Angeles.

– Nie możesz tak mówić. Słyszysz? – Jego ton głosu stał się bardziej szorstki. Oprzytomniał nieco i starł się dotrzeć do mnie i zmienić moje podejście. – Zmarli, bo przedawkowali. To samo mogli zrobić z herą, amfą czy nawet lekami przeciwbólowymi dostępnymi niemalże wszędzie. Myślisz, że aptekarze obwiniają się o śmierć nastolatek, które naćpały się proszkami, bo próbowały popełnić samobójstwo? Nie, bo to nie ich wina. Ty też nie możesz się tym przejmować.

Pozostawałam w jakimś dziwnym otępieniu. Jego słowa odbijały się ode mnie niczym piłeczki tenisowe. Słyszałam je, ale nie rozumiałam ich. Albo przynajmniej nie próbowałam na nie reagować. Wlepiłam nieobecny wzrok w szklaną ławę i kontynuowałam:

– Dlatego w parku spotkałam tego obleśnego, pijanego faceta, który próbował mi się dobrać do majtek.

Nie odezwał się przez chwilę, mimo iż czułam na sobie jego wzrok. Lustrował mnie dokładnie, wypalając dziurę od środka.

– Nie możesz tego tłumaczyć. To, co zrobił ten mężczyzna jest okropne i zasługuje na karę...

– Nawet nie wiem jak się nazywał. – Uśmiechnęłam się cierpko. – Pomimo ciemności, doskonale pamiętam jego twarz. Takich rzeczy podobno się nie zapomina.

– Powinnaś to zgłosić na policję.

Pokręciłam głową, nieco wytrącając się z otępienia.

– Nie chcę kłopotów. A co jeśli to ktoś od Siwego? Nie dość, że narobiłam sobie problemów, bo naskarżyłam na niego Eddiemu...

Slash skrzywił się niemiłosiernie. Zostawiłam usta nieznacznie otwarte. Coś mi tutaj nie pasowało.

– On skrzywdził Lenę – wyjaśniłam, chociaż gitarzysta na pewno już to wiedział.

Prychnął gorzko.

– A ona w ramach pocieszenia i wynagrodzenia krzywd przespała się z Axlem – oznajmił cierpko.

Pokręciłam głową. Nie, to nie mogło być prawdą. Przecież Lenka kochała Slasha ponad wszystko! Kto jak kto, ale ona nie zdradziłaby go. Bynajmniej nie z Rosem.

– Tego wieczoru, kiedy przyszłaś do nas zlana w trzy dupy obszedłem praktycznie całe miasto w poszukiwaniu jej – kontynuował. Dobrze, że wspomniał o tym, iż spędził wtedy ze mną noc. – Martwiłem się o nią. W duchu modliłem się, żeby nic jej się nie stało. Tak cholernie się bałem. – Zatrzymał się, kurczowo zaciskając powieki. – Niepotrzebnie – dodał ściszonym głosem. – W końcu poszedłem do twojego mieszkania. Duff dał mi klucze, więc dostałem się bez problemu. Czego jak czego, ale tego się nie spodziewałem. Oni się przecież nienawidzą!

Popatrzyłam na niego ze zbolałym sercem. Wyglądał jak siedem nieszczęść.

– Przykro mi. – Zmarszczyłam troskliwie czoło. – Ale ty też nie jesteś ideałem. Przecież tego samego wieczoru zdradziłeś ją ze mną.

Chłopak usiadł na krześle i schował twarz w dłoniach. Zrobiło mi się go żal, jednak nie podeszłam. Wolałam zostać w bezpiecznej odległości. Nadal bałam się go.

Podniósł się i wypuścił głośno powietrze.

– Chciałem wygrać zakład. Byłem głupi, ale wiedziałem, że Lenka mi wybaczy. Zawsze to robiła. Dlatego pewnie tego wieczoru posunęła się do takiego czynu. Miała chwilę słabości, potrzebowała czyjejś bliskości – odpowiedział po chwili. – Jednak Axlowi należy się nauczka – dodał ze zdecydowaniem.

– I tą nauczką miał być seks ze mną?! Czegoś chyba nie rozumiem. Przecież już to zrobiliśmy. Axl już był wkurzony. Nie musiałeś wymuszać na mnie, żebyśmy jeszcze raz poszli ze sobą do łóżka.

– Vicky – roześmiał się – wszystko jest proste. Tamto było tylko zakładem, o którym zresztą sam ci powiedział. Byłaś pijana, sama się zgodziłaś. Olał to trochę. Teraz jednak zabawiał się z moją dziewczyną, dlatego postanowiłem zabrać mu jego.

– Ile razy mam ci powtarzać, że nie jesteśmy parą?!

– Co nie zmienia faktu, że i tak wkurzyłby się. On chciałby mieć cię tylko dla siebie, ale niestety to jest zbyt trudne – oznajmił z uśmiechem na twarzy.

Przewróciłam oczami. Dlaczego on nie mógł sobie tak łatwo mnie odpuścić? Przeczesałam włosy palcami i wzięłam głęboki wdech. Oczywiście, że chciałam wkurzyć Rose'a, ale nie zamierzałam z tego powodu iść ze Slashem do łóżka. Nie po tym, co się wydarzyło.

Chyba do końca życia zachowa abstynencję.

– Przepraszam, ale nie mogę tego zrobić – odparłam, przerywając ciszę, która nas ogarnęła.

– Po tym co mi powiedziałaś, to zrezygnowałem z tego pomysłu.

Pokiwałam głową ze zrozumieniem, patrząc na niego tępym wzrokiem. Rozumiał mnie. Doceniałam to. Jednak nadal niepotrzebnie rozdrapywał świeże rany.

Dlatego nie chciałam, żeby Todd komukolwiek mówił o tym, co się wydarzyło.

– Nigdy więcej o tym nie wspominaj – ostrzegłam z odrazą. – Zapomnij. Tak samo jak ja próbuję zapomnieć.

Chłopak uśmiechnął się i podszedł bliżej. Nieco się uspokoiłam. Przestałam odruchowo wyznaczać mu „bezpieczne" granice. Przesunęłam się odrobinę, aby zrobić mu trochę miejsca. Usiadł obok mnie i objął moje ramię. Wyczułam, że nie miał złych zamiarów, więc delikatnie oparłam o niego głowę.

– Przez ciebie będę miał mokrą koszulkę .

– No i? – Zaśmiałam się, a następnie on zrobił to samo. – Wiesz co, Axl przecież nie musi o tym wiedzieć.

– O czym? – zapytał ze zdziwieniem.

– No, że wcale nie poszłam z tobą do łóżka – oznajmiłam bez przekonania, jednocześnie bawiąc się palcami. Zaczynałam nabierać dystansu i powoli zajmować swój umysł czymś innym.

– Myślisz, że na to pójdzie?

– Znam go lepiej niż własną kieszeń. Będzie wkurzony i to jak.

Uśmiechnęłam się pod nosem. Jakoś jego nie było mi szkoda. Skoro nie radził sobie z własnym pożądaniem, to musiał za to słono zapłacić. Już jeden związek przez to rozwalił, na kolejne nie zamierzałam mu pozwolić.

– Dzięki, Vicky. – Z rozmyślań wytrącił mnie głos Slasha.

– Nie ma za co – odpowiedziałam. – Wróg mojego przyjaciela to też mój wróg, czy jakoś tak.

Oboje zaśmialiśmy się dźwięcznie. Pomimo małych zgrzytów, naprawdę lubiłam tego faceta. To miłe, że był przy mnie i spędzał ze mną swój wolny czas.

Chwila. Wczoraj Duff, dzisiaj Slash. Czy oni opiekowali się mną na zmianę?

– Slash?

– Tak, skarbie?

Przewróciłam oczami. Jak ja nienawidziłam przesłodzonych przezwisk. Niedobrze mi było, jak je słyszałam. Odsunęłam się od Mulata, na co on zabrał swoją rękę.

– Czy wy macie jakieś dyżury nade mną? – zapytałam lekko podenerwowana. Miałam nadzieję, że wszystkiemu zaprzeczy.

– No cóż – przeciągał, jednocześnie drapiąc się po karku. – My po prostu nie chcemy, żebyś siedziała sama, a przy okazji masz bardzo różne towarzystwo. – oznajmił i posłał mi szeroki uśmiech.

Westchnęłam. Typowi Gunsi... Założyłam włosy za ucho, gdyż trochę zaczęły mi opadać na twarz i uśmiechnęłam się. W końcu i tak prędzej czy później musiałam się tego dowiedzieć.

– To miłe – rzuciłam krótko. – A kto jutro wpadnie?

– No wiesz, tak jakby wypadło, że Axl ma chwilę czasu...

– Świetnie – zironizowałam, wstając z kanapy.

Parsknęłam śmiechem. Tylko jego mi tutaj brakowało. Jakoś nie mogłam sobie wyobrazić całego dnia z tym pieprzonym hipokrytą, który cholernie działał mi na nerwy. Nie mógłby przyjść ktoś inny? Wypuściłam głośno powietrze i przestałam zawracać sobie głowę tą mało znaczącą osobą. Jutro dopiero nadejdzie, a na razie wolałam cieszyć się chwilą.

– No cóż – zaczęłam, a Slash w spokoju oczekiwał mojej reakcji. – Co powiesz na spacer? Chyba nie zamierzasz cały dzień siedzieć w tych ponurych czterech ścianach?

Na początku patrzył na mnie, jak na głupią. To chyba wszystko przez te moje nagłe wahania nastroju. Kobieta zmienną jest w końcu. Szczególnie jak ma okres.

Stałam naprzeciwko niego i czekałam na jakąkolwiek reakcję. Kiedyś musiał się odezwać, jednak na razie nie planował tego robić. Poczułam się dziwnie. Nigdy nie lubiłam tej niezręcznej ciszy.

– Żyjesz? – zapytałam z szerokim uśmiechem na twarzy.

– Tak – przytaknął. – Chyba jeszcze nie przyzwyczaiłem się do tego, że czasami szybko zmieniasz temat. Mimo wszystko, w humorkach Rose'owi nie dorównasz. – Zaśmiał się.

– Wiem – odparłam bez przekonania. – To co, suszę włosy i idziemy?

– Jasne.

– To super – dodałam na koniec.

Obróciłam się na pięcie i podążyłam do łazienki, gdzie wysuszyłam włosy i opatrzyłam tatuaż. Następnie udałam się do mojego pokoju. Oczywiście nie ubyło się bez półgodzinnego zastanawiania się, w co się ubrać. W końcu wybrałam coś wygodnego i wróciłam do salonu, gdzie zastałam gitarzystę w tym samym miejscu, co przed chwilą.

– Jestem – oznajmiłam. Próbowałam zdobyć się na optymizm, ale na to było jeszcze za wcześnie. Nutka wiary w lepsze jutro na razie musiała wystarczyć.

Hudson, który lekko przysypiał, momentalnie otrząsnął się i spojrzał na mnie jeszcze lekko zaspanym spojrzeniem.

– Tak, tak – mruknął pod nosem, po czym przetarł oczy. – Nie nakładasz na twarz tych wszystkich mazideł?

Zaśmiałam się. Typowy facet.

– Nie. Idziemy tylko do parku – powiedziałam z lekkim rozbawieniem. – Raczej nie będę wyrywać starszych panów grających w bingo.

– Kochana, nie uważałaś podczas oglądania komedii – zwrócił mi uwagę. – Starsi panowie grają w bingo w klubie seniora, a tam na pewno nie pójdziemy.

Zaśmiałam się. Dobry humor nigdy go nie opuszczał, ale i tak w tych sprawach nie mógł się równać ze Stevenem. Przy perkusiście można było płakać ze śmiechu.

– Dzięki za informacje – odpowiedziałam z sarkazmem. – To co, idziemy?

– A mam inne wyjście? – zapytał, podnosząc się z siedzenia.

Kiedy znalazł się obok mnie, szturchnęłam go w ramię, na co mi oddał. Udałam, że mnie to bolało i wykrzywiłam usta w podkówkę. Hudson nie przejął się tym i zmierzwił mi włosy, czego okropnie nienawidziłam.

– Nie ruszaj – jęknęłam, przeczesując włosy palcami. – Nie znoszę, gdy ktoś je dotyka.

– Nie mogłem się powstrzymać. Pewnie dużo ludzi ci to mówi, ale przez ten kolor wyglądasz jak żeńska kopia Rose'a.

Popatrzyłam na niego z politowaniem.

– Aż za dużo – wycedziłam. –Nigdy więcej mnie do niego nie porównuj. Nie jestem taka jak on.

– Wyluzuj – uniósł ręce w geście obronnym.

Przewróciłam oczami i mimowolnie się uśmiechnęłam. Minęło sporo czasu, przez co zdążyłam się już przyzwyczaić do bycia nazywaną żeńską kopią Rose'a.

Dosyć szybkim krokiem udałam się w stronę wyjścia, a mój towarzysz podążał za mną. Zabrałam najpotrzebniejsze rzeczy i zamknęłam drzwi na klucz.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro