38. Rules are easy
Obudziłam się z cholernym bólem głowy. Nie no, znowu... W ogóle, kto włączył to światło? Mruknęłam pod nosem i przekręciłam się na drugi bok, wtulając głowę w poduszkę. Nie dane mi było jednak długo spać, ponieważ do moich uszu dochodziły jakieś hałasy.
Poprzedniego wieczoru rozstałam się z Gregiem niemalże bez słów. Chłopak poprosił jedynie o trochę czasu na przemyślenie sobie tego wszystkiego, na co bez chwili namysłu się zgodziłam. Po jego reakcji widziałam, iż nie zamierzał na nas donieść. Nawet nie rozczarował go pocałunek. Tłumaczył się, że źle odebrał dawane przeze mnie sygnały.
Chciałam odreagować wszystkie emocje minionego dnia. Nazbierało się ich sporo, przez co zmęczenie wzięło górę nad moim ciałem. Odrzuciłam propozycję podwózki składaną przez Grega, zamiast tego wybierając komunikację miejską. Dojechałam na Sunset Strip, po czym weszłam do pierwszego lepszego klubu. Dołączyłam się do czyjejś imprezy urodzinowej i tradycyjnie zaliczyłam zgon.
Ostrożnie podniosłam się i usiadłam na łóżku. Przetarłam oczy i delikatnie podniosłam powieki, co chwilę nimi mrugając, aby przyzwyczaić się do panującej jasności. Już chciałam zrzucić z siebie kołdrę i wstać, kiedy nagle zauważyłam pewien niepokojący fakt. Byłam kompletnie naga w jakimś łóżku, Bóg wie gdzie. Chociaż w sumie... Te ściany wydawały się być znajome. No tak, tylko oni mieli wszechobecną biel w domu.
– Jak się spało, puta? – zapytał Slash, wchodząc do pokoju i jednocześnie ubierając koszulkę.
– Ty pieprzony hipokryto! – wykrzyczałam, zaciskając w dłoniach rąbek kołdry. – Puta to kurwa, jełopie. W dodatku wykorzystałeś mnie!
Gitarzysta zaśmiał się i usiadł na skraju łóżka. Spojrzał na mnie mnie z uśmieszkiem cwaniaka. Widać było, że swoim zachowaniem dałam mu satysfakcję. Ale jakim cudem znalazłam się w jego sypialni?!
– Skarbie, sama wczoraj mówiłaś Yo soy puta. Ogólnie coś pieprzyłaś coś po hiszpańsku, ale z czasów szkolnych pamiętam odmianę tylko tego czasownika. Nie ważne. Zapewne nic nie pamiętasz, więc pozwól, że wszystko ci wyjaśnię. – Zaplótł ręce na kolanie i założył nogę za nogę. – Wróciłaś wczoraj dosyć późno z jakiejś imprezy. Nasz sąsiad, który o dziwo znalazł się w tym samym lokalu, co ty, przywiózł cię tutaj. W sumie to bardzo dobrze zrobił. Miałaś okropne wahania nastroju. Krzyczałaś, płakałaś, śmiałaś się i tak na zmianę. Jakbyś nie wiedziała, to jak się upijesz, to jesteś cholernie trudną osobą. Później miałaś ochotę na seks. Stwierdziłem, że wyświadczę ci przysługę. Nie musisz mi dziękować – wyszeptał ostatnie zdanie i wstał.
– Przecież wiedziałeś, że następnego dnia nie będę nic pamiętać! Poza tym nie miałam ochoty się z tobą pieprzyć!
– Oj, Vicky, Vicky. – Zaśmiał się i pokręcił głową. – Oczywiście, że zdawałem sobie z tego sprawę. Po prostu chciałem wygrać zakład z Axlem. Oszczędziłem ci pieprzenia się z tym wnerwiającym rudzielcem. Za to już mogłabyś mi podziękować.
– Pieprz się!
Popatrzyłam na niego z wściekłością. Ale on miał tupet! Tylko, że po części sama sobie byłam winna. Mogłam tyle nie pić, przynajmniej nie dałabym mu tej satysfakcji.
– Mógłbyś wyjść, bo chciałabym się ubrać? – zapytałam lekko podenerwowana.
– Przecież widziałem cię już nago – odparł ze stoickim spokojem.
– Wynoś się!
– Spokojnie. – Podniósł ręce w geście kapitulacji. – Pamiętaj, że jesteś tutaj tylko gościem.
– A może wcale nie chciałam nim zostać?!
– Dobra, już idę – odparował i opuścił pomieszczenie.
Przeczesałam włosy palcami. Byłam cholernie wkurzona i miałam ochotę choć trochę rozładować emocje. Zobaczyłam pustą butelkę po wódce, która stała na stoliku nocnym. W sumie, to czemu miałabym nie spróbować. Hudsona zawsze to uspokajało. Wzięłam szkło w ręce i z całej siły je ścisnęłam, aby następnie z impetem rzucić nim w ścianę naprzeciwko. Butelka rozprysnęła się w drobny mak, pozostawiając po sobie milion odłamków.
Opatuliłam się kołdrą i ostrożnie ubrałam buty. W końcu nie zamierzałam wbić sobie szkła w stopę. Powoli opuściłam pokój, uważając na bałagan, jaki po sobie pozostawiłam. Udałam się do pokoju Rose'a, gdyż byłam pewna, że siedzi z Leną w moim mieszkaniu. Uchyliłam drzwi i zobaczyłam, że w środku nikogo nie ma. Podeszłam bliżej szafy i wyciągnęłam z niej czerwoną koszulę w czarną kratę i czarne spodnie. Niechętnie założyłam jego ubrania i zeszłam na dół. Miałam nadzieję nikogo tam nie spotkać i niezauważona wyjść. Niestety tak się nie stało.
– O, mała, żeńska kopia Rose'a. – Z politowaniem przewróciłam oczami. Znowu? Ile to jeszcze miało trwać? – Cześć, Vicky – przywitał się rozradowany Steven, który właśnie szedł w kierunku kuchni, kiedy ja schodziłam z ostatniego schodka. Na mojej twarzy pojawił się grymas. Ten pudel zepsuł cały mój plan. – Prawda, że zjesz z nami śniadanie?
– Bardzo chętnie, ale... – próbowałam się jakoś wymigać, ale ktoś musiał wtrącić mi się w słowo.
– Oczywiście, że tak. Victoria zapewni nam dzisiaj niesamowite atrakcje – odezwał się Axl, który niespodziewanie pojawił się w drzwiach wejściowych.
Idealne wyczucie czasu. Pewnie wrócił wcześniej, jednak dopiero teraz go zauważyliśmy. Na twarzy wokalisty malował się uśmiech, co nie wróżyło niczego dobrego.
Ciskałam gromy w jego stronę, ale Rose nic sobie z tego nie robił. Zamierzał zabawić się moim kosztem. Ciekawe, co tym razem wymyślił.
– Idziesz? – zapytał zaciekawiony Steven, dołączając do tego jeden ze swoich cudownych uśmiechów.
Przewróciłam oczami i dołączyłam do perkusisty.
Nadąsana weszłam do kuchni i bez słowa zajęłam miejsce obok Stardlina. Nalałam kawę do kubka i powoli piłam ją, obserwując, co się dzieje dookoła.
– I co Axl, mówiłem, że wygram zakład? – oznajmił uradowany Slash, który siedział naprzeciwko mnie i jadł kanapki z serem i pomidorem.
No tak, przez Stevena prawie zapomniałam, a przecież tego poranka Slash o wszystkim mi przypomniał. Ci dwaj idioci założyli się, który pierwszy mnie przeleci. Niby byłam wkurzona na Hudsona, ale z drugiej strony cieszyłam się, że to właśnie on wygrał. Nie chciałam pokazać Rose'owi, że byłam puta, mimo iż na trzeźwo wcale tak o sobie nie myślałam.
– Coś cię słabo polubiła skoro teraz siedzi w mojej koszuli – powiedział wokalista, szczególnie kładąc akcent na słowo mojej.
Przewróciłam oczami. W tej chwili traktowali mnie, jakbym była jakąś zabawką. Poczułam, jak coś mizia mnie po nodze. Zmarszczyłam brwi i zajrzałam pod stół, gdzie leżał rozwalony Puszek. No tak, przecież on też był członkiem „rodziny". Zlitowałam się nad tym zwierzęciem, które miauczało z głodu i podrzuciłam mu kawałek szynki, następnie drapiąc go za uchem.
– Dlaczego nic nie jesz? – Usłyszałam cichy głos Stardlina, który ledwo przebił się przez dźwięki rozmowy Axla i Slasha.
Spojrzałam w jego kierunku. Miał błagalny wyraz twarzy i patrzył na mnie, jakbym zrobiła coś złego.
– Nie jestem głodna – rzuciłam i złapałam za kubek z kawą.
– Jesteś blada i masz podkrążone oczy. Martwię się o ciebie.
To miłe z jego strony, ale w sumie to zawsze tak było. Odkąd pamiętam, traktował mnie jak swoją młodszą siostrzyczkę. Nawet obiecał mojemu ojcu, że się mną zajmie.
– Naprawdę nie musisz. Daję sobie radę – odparłam lekko podenerwowana, patrząc mu prosto w oczy.
– A może chcę.
– Vicky, jesteś gotowa na dalszą cześć atrakcji? – Usłyszałam podekscytowany głos Axla. A już miałam chwilę wytchnienia od niego.
Przewróciłam oczami i przeniosłam swój wzrok na wokalistę, który bawił się solniczką.
– Nawet jeśli nie, to i tak nie pozwolisz mi z tego zrezygnować – powiedziałam ze znudzeniem, podpierając łokcie o blat. – Nie mam pojęcia, po co to robisz.
– Przegrałem zakład. Chcę się zrehabilitować. – odparł, a na jego twarzy pojawił się uśmiech.
– Chyba nie rozumiem. – Uniosłam jedną brew.
– Czas na małą grę. – Z zadowolenia zatarł ręce.
Przewróciłam oczami. Wszystko tylko nie te jego głupie gierki.
– Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł – powiedział Steven, który o dziwo do tej pory siedział cicho. – Jeszcze zrobisz jej krzywdę.
Na mojej twarzy pojawiło się zdziwienie. Czy on zamierzał mnie biczować, że perkusista tak zareagował?
– Stevie, Victoria jest zbyt „grzeczną dziewczynką", dlatego zagramy w grzeczne gry. – Ton głosu rudowłosego był aż nazbyt spokojny.
– Przecież wszyscy wiemy, w czym się lubujesz. Chyba mi nie powiesz, że nagle zmieniłeś swoje preferencje. – Adler popatrzył na niego z politowaniem.
– Czy ktoś mi powie, o co chodzi? – zapytałam zdezorientowana.
Chłopcy pochłonięci byli dyskusją i nie zwrócili na mnie najmniejszej uwagi. Jedynie Izzy siedział i ich słuchał, dlatego zdecydował się powiedzieć mi co nieco o moim byłym.
– Axl jest sadystą. Lubi BDSM – powiedział obojętnie, po czym zamoczył usta w czarnym naparze.
Wytrzeszczyłam oczy z wrażenia. Przez tyle lat nie wiedziałam o nim najważniejszych rzeczy.
– Axl, czy to jest prawda? – zapytałam zainteresowanego, który teraz zamierzał mi odpowiedzieć.
– Misiaczku, każdy ma swoje widzimisię. Jednak wiem, że ty wolisz klasykę, także nigdy nawet nie proponowałem ci czegoś ostrzejszego – odparł obojętnie. – Ale jeśli chciałabyś spróbować...
– Nigdy w życiu! – przerwałam mu w połowie zdania. – Miejmy już tę chorą grę za sobą. Marzę tylko o tym, żeby wrócić do domu z tego wariatkowa.
– Ale i tak nas kochasz. – Wokalista uśmiechnął się i puścił mi oczko.
Nic mu nie odpowiedziałam, tylko przewróciłam oczami. Szkoda słów dla tego idioty. Odsunęłam krzesło i bez słowa pożegnania udałam się w stronę schodów. Po chwili poczułam dużą dłoń, która oplatała mnie w tali.
– Czy ty nigdy nie zrezygnujesz? – zapytałam i zmarszczyłam brwi.
– Nie. Jeszcze kiedyś będziesz moja.
– Przecież mówiłeś, że już nic do mnie nie czujesz.
– No tak, ale to nie oznacza, że nie mogę mieć ochoty cię przelecieć.
Popatrzyłam na Axla z politowaniem. Jemu tylko jedno chodziło po głowie. Zwiększyłam tempo i udałam się prosto do sypialni Rose'a, gdzie usiadłam na jego wygodnym łóżku. Swoją drogą, dawno na nim nie leżałam.
– Widzę, że panna puszczalska zajęła wygodne miejsce. No i dobrze. Musisz mieć jakąś nagrodę pocieszenia.
Naprawdę podziwiałam jego kreatywność, jeśli chodziło o wymyślanie dla mnie przezwisk.
Chłopak zamknął drzwi i usiadł po turecku naprzeciwko mnie tak, że zajmowałam miejsce na poduszkach, a on raczej bliżej ramy.
– Znowu głupie przezwiska? Kiedy ty wydoroślejesz?
– Nigdy. – Zaśmiał się gardłowo.
– Dobra, dawaj już tę grę i spadamy – oznajmiłam podenerwowana. Już miałam go dość, a w dodatku cholernie dział mi na nerwy.
– Kotku, jesteś niezwykle pyskata i wyrachowana. Niestety nie pasuje to do twojego stylu grzecznej dziewczynki. Chociaż pozory mylą – zaczął, cały czas się uśmiechając.
– A tak jaśniej?
– Oprócz panny puszczalskiej, pasuje jeszcze do ciebie wredna suka – powiedział chłodno.
On miał jakieś cholerne wahania nastrojów.
– Ty jesteś wredny.
– Misiaczku, ale do mnie to pasuje. Natomiast u ciebie przeszkadza ten styl. Jesteś strasznie sztywna i zbyt oficjalna. Zamierzam to zmienić i zrobić z ciebie naprawdę zmysłową kobietę.
– Czyli uważasz, że teraz wyglądam jak kapeć w podeszłym wieku? – Skrzyżowałam ręce na piersi, jednocześnie ciskając w niego gromy.
– Nie. – Wzruszył ramionami. – Po prostu trochę cię podrasujemy. Nie ma żadnego ale – ostrzegał mnie. – W końcu jesteś ognistą Blancą z Argentyny.
Popatrzyłam na niego z niedowierzaniem i zaczęłam nerwowo kręcić głową. Jakim cudem się dowiedział? Nie przypominałam sobie, żebym im powiedziała coś więcej o moim alter ego.
– Skąd wiesz? – Uniosłam brew.
– Mam swoje źródła. – Uśmiechnął się triumfalnie i skrzyżował ręce na piersi. – Wracając do tematu, kupimy ci kilka nowych ciuszków. Tych wyciętych, oczywiście. – Westchnęłam teatralnie. – Ale najpierw zrobisz sobie tatuaż.
Otworzyłam szeroko usta. Czułam, że momentalnie pobladłam. Skręcało mi żołądek i miałam wrażenie, że zaraz zemdleję. On to robił specjalnie!
– Wiesz, że się boję igieł. – Z trudem przełknęłam ślinę.
– Kiedyś musisz przełamać swój strach. A ja ci w tym pomogę. Poza tym jesteś narkotykowym bossem. Widziałaś takowego bez ani jednej dziary?
Nie lubiłam tego określenia. Szczególnie, kiedy używano go w stosunku do mnie. Jednak w tej kwestii musiałam mu przyznać rację.
– Nie możemy tego ominąć?
– Jest opcja – odparł, a na jego twarzy pojawił się uśmiech. Teraz to on nade mną górował. – Zasady są proste. Jeśli wygram, zrobisz sobie dziarę, będziesz częściej malować usta na czerwono i nosić seksowne sukienki zamiast wytartych dżinsów. Jeśli ty wygrasz, pomogę ci stąd wyjechać.
Patrzyłam na niego z niedowierzaniem. Czy on zamierzał pomóc mi w odcięciu się od tego całego gówna? Albo był tak cholernie pewny siebie. Zdecydowanie to drugie. Przecież nie znał Eddiego na tyle, żeby przekonać go do zmiany zdania. W końcu Johnson widział we mnie potencjał i uważał za jedną ze swoich ulubionych pracownic.
– Spoko – zgodziłam się, po rozważeniu wszystkich za i przeciw. – To w co konkretnie gramy?
– Dwie prawdy i kłamstwo. Pięć rund i dowiemy się, kto kogo bardziej zna.
Uśmiechnęłam się pod nosem. Przecież w Lafayette zawsze dużo rozmawialiśmy. Wiedziałam o nim dosłownie wszystko. Gdzieś musiał być haczyk.
– Reguły są proste. W takim razie, gdzie jest jakieś ale?
– Nie ma – odpowiedział obojętnie. – Czyste współzawodnictwo. W takim razie ja zaczynam. Mam bliznę na lewym udzie, kocham taco i byłaś pierwszą dziewczyną, z jaką się przespałem.
– Serio? – zaśmiałam się. – To jakiś żart, nie? Przecież to jest dziecinnie proste. Nie raz widziałam cię bez ubrań, więc wiem, że masz bliznę. Zawsze mówiłeś mi, że byłam twoją pierwszą miłością. Za pewne nienawidzisz taco.
– Pudło – zawołał, a na mojej twarzy pojawiło się zdziwienie. – Jak byłaś nad jeziorem z rodzicami i Nicole to zrobiłem to z Giną, kojarzysz ją, nie?
– Oczywiście, że tak. Przecież ona od zawsze coś do mnie miała, ale jak mogłeś? I to z nią?!
– Skarbie, wtedy jeszcze nie myślałem, że zostaniemy parą. Dobra, twoja kolej.
– Jak miałam dziesięć lat skręciłam kostkę, boję się węży, nie umiem jeździć na łyżwach.
– Zapomniałaś, że kiedyś zabrałem cię na lodowisko i wiem, że jesteś dosyć dobrą łyżwiarką. – Spojrzał na mnie z politowaniem. – Postaraj się, to może wygrasz. Mam dziarę na obojczyku, nienawidzę tego przebrzydłego kota, kiedyś nazwałem rybkę twoim imieniem.
– Nie masz tatuażu na obojczyku. Pamiętam, jak mówiłeś o swojej rybce Victorii. Nienawidzę swojej matki, kiedyś byłam w toksycznym związku, mam depresję.
– Nie masz depresji. Dlaczego nienawidzisz swojej matki? – zapytał zaciekawiony.
– Zawsze lubiła trochę więcej wypić. Odkąd ojciec umarł, zaczęła nałogowo pić. Miałam dosyć patrzenia na to, jak stacza się na dno. Podejrzewam, że po prostu obwiniam ją za moją decyzję odnośnie wyjazdu. – Wytarłam łzę, która spłynęła z mojego oka. – Poza tym była cholernie wymagająca.
– Nie próbowałaś się z nią kontaktować?
– Na początku dzwoniłam, ale później nie widziałam w tym sensu. Zapewne nadal wierzy, że siedzę u ciotki Helen.
– W życiu kochałem tylko jedną kobietę, byłem aresztowany dziewięć razy, spotykałem się ze starszą kobietą.
– W grę na pewno nie wchodzi twoja matka, ponieważ nie utrzymujesz z nią kontaktu. Na pewno jeszcze nikogo prawdziwie nie pokochałeś. Mam uraz do Xaviera, miałam zmyśloną przyjaciółkę, podkochiwałam się kiedyś w nauczycielu.
– Kolejny raz nie zgadłaś. – Pokręcił głową. – Kobieta, która kiedyś była dla mnie wszystkim, siedzi przede mną i twierdzi, że jestem skończonym chujem. – Zaśmiał się boleśnie. Zarumieniłam się nieznacznie. – Kochana, w areszcie wylądowałem co najmniej ze trzydzieści razy. Nie zawracałaś sobie głowy nauczycielami, ponieważ twoje serce należało do meksykańskiego aktora. Przegrywasz. Postaraj się, a może będzie remis. Nigdy nie pracowałem, mój wcześniejszy zespół nazywał się Hollywood Rose, miałem świnkę morską.
– Nienawidzisz zwierząt, więc nie miałeś świnki. Kiedyś chciałam zostać gwiazdą rocka, nie umiem grać na gitarze, mój ulubiony kolor to czarny.
Axl zaczął się śmiać, natomiast ja nie wiedziałam, o co chodzi. Dobra, momentami nie miałam co robić przy jego faktach, ale to chyba nie był powód jego zachowania.
– Co jest? – zapytałam zdziwiona.
– Umiesz grać na gitarze jakieś podstawowe akordy, których nauczył cię Xavier. Kochanie, jak miałem siedem lat to Pan Ciapek, moja świnka morska, odszedł na wieki. – Zachował chwilę ciszy ku czci zwierzaka. – Pracowałem w paru miejscach. Ostatnio rozwoziłem pizzę, ale wylali mnie za wciskanie biletów na koncerty Gunsów. Przegrałaś, czyli tak jak sądziłem. No cóż kotku, już możesz dzwonić do tatuażysty.– Zaśmiał się.
Z trudem przełknęłam ślinę. Czułam, że brakuję mi powietrza, ale nie mogłam go zaczerpnąć. Robiło mi się coraz cieplej. Później zaczęło mi się kręcić przed oczami. I ściemniać. Chyba zemdlałam...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro