Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

34. Apparently I'm an exeption

Całe popołudnie spędziłam na chodzeniu po sklepach z Leną. Dziewczyna poszukiwała jakichś ubrań dla siebie, natomiast ja robiłam za jej doradcę. Obeszłyśmy chyba całą galerię, zanim zdecydowała się, że jednak kupi tę koszulę, którą widziała w pierwszym sklepie. Oczywiście ja nic nie skorzystałam, ponieważ zaraz po tym, jak wyszłyśmy z pustymi rękami z bodajże trzeciego stoiska, odechciało mi się zakupów.

Po około dwóch godzinach bezcelowego chodzenia po galerii, postanowiłyśmy pójść na kawę. W tym celu udałyśmy się do McDonalda, gdzie zamówiłyśmy latte, po czym zajęłyśmy ostatnie wolne miejsce.

– Podobno chciałaś mi o czymś opowiedzieć – zaczęłam rozmowę.

– No tak. Znalazłam nowego dilera. Ma dobry towar w ekstra cenie – powiedziała podekscytowana, po czym wzięła łyk kawy.

– A nie pomyślałaś, żeby pójść na odwyk?

Zaśmiała się. Czyżby moje słowa nic dla niej nie znaczyły?

– Tylko po co, skoro wszystko jest w porządku? Vicky, to miłe, że troszczysz się o mnie, ale świetnie daje sobie radę. Umiem nad tym panować.

– Też tak mówiłam. Lena, to świństwo kontroluje całe twoje życie. – Próbowałam wjechać jej na ambicje, ale chyba bezskutecznie.

– Najwidoczniej ja jestem wyjątkiem. – Wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się. – Wyluzuj, bo za bardzo przypominasz mi moją matkę.

Przewróciłam oczami i upiłam łyk kawy. Dlaczego ona nie myślała racjonalnie? Poprawiłam włosy i uważnie przyjrzałam się towarzyszce. Jej spojrzenie było mętne, a policzki zapadnięte. Narkotyki powoli wyniszczały ją od środka, ale dziewczyna nic sobie z tego nie robiła. Cieszyła się życiem i wmawiała wszystkim, że kontroluje swój nałóg. Oby to się tylko źle nie skończyło.

– A co tam u ciebie? – zapytała rozweselona.

– Beznadziejnie, ale nie chcę o tym rozmawiać. – Westchnęłam. Nie chciałam, a może raczej nie mogłam.

– Właśnie słyszałam, że pracujesz u Eddiego. Kto by się tego spodziewał.

– Skąd o tym wiesz? – zapytałam podenerwowana. Wspominałam jej o jego propozycji, ale nie mówiłam, że się zgodziłam.

– Od twojego nowego pracodawcy – odpowiedziała z obojętnością.

Omal nie zakrztusiłam się czarnym naparem. Co on kombinował? Nie rozumiałam, po co wszystkim obwieszczał, że zgodziłam się pilnować jego interesów. Dlaczego tak bardzo ryzykował?

– Spokojnie. – Złapała mnie za rękę i posłała serdeczny uśmiech. – To ja zaczęłam temat, a on powiedział mi tylko jakieś ogólniki. Ale wiem, że asystentka kogoś tam to tylko przykrywka. Vicky, nie ma się czego wstydzić. Żadna praca nie hańbi.

Normalnie, jakbym słyszała Gunsów. Czy ktoś im przypadkiem nie zrobił prania mózgu?

– Nic nie wiesz – mruknęłam i pokręciłam głową.

– W sumie to nawet nie chcę. A, nie pożyczyłabyś mi trochę kasy? – Zrobiła maślane oczka.

– Na co? – spytałam. To wydawało się być podejrzane.

– Zapomniałam zapłacić rachunku i naliczyli mi karę. Oddam, jak tylko będę miała.

Spojrzałam na nią ze zdziwieniem, ale ona nadal się uśmiechała. Coś tu było nie tak. Przecież Lena mieszkała z chłopakami. Na pewno powiedzieliby mi, gdyby brakowało im kasy. Mimo wszystko, dałam jej banknot o nominale stu dolarów. Nie wiedziałam, co zrobi z tymi pieniędzmi, ale wolałam, żeby miała je ode mnie niż kradła albo pożyczała od Bóg wie kogo.

– Dzięki wielkie, ratujesz mi życie – odparła.

– Na pewno wszystko w porządku? – Wolałam się upewnić.

– W jak najlepszym. – Wstała od stołu. – Przepraszam, ale muszę zażyć "lekarstwa" – zaśmiała się i zrobiła cudzysłów w powietrzu.

Przez chwilę patrzyłam, jak idzie w kierunku wyjścia. Doskonale wiedziałam, co zamierzała zrobić. Martwiłam się o nią. W końcu była moją przyjaciółką.

Wróciłam do mieszkania około piątej. Po drodze zatrzymałyśmy się z Leną w niewielkiej knajpce, gdzie zjadłyśmy obiad. Trochę rozmawiałyśmy na różne tematy, ale dziewczyna sprytnie omijała moje pytania, jeśli chodziło o pieniądze, które jej pożyczyłam. Oczywiście nie uwierzyłam w te jej rachunki. Zapewne zamierzała wydać wszystko na dragi.

Rzuciłam torebkę na kanapę i udałam się do kuchni, aby napić się wody.

– Rosie u nas była. – Usłyszałam głos Chrisa, który dobiegał z jego pokoju.

Obróciłam się na pięcie i zobaczyłam mężczyznę, który szedł w moim kierunku. Miał na sobie luźny T-shirt i czarną bluzę. Podejrzewałam, że cały dzień przesiedział w domu.

– Czego chciała? – zapytałam, odkręcając butelkę.

– Nie wiem. – Wzruszył ramionami. – Pewnie porozmawiać. W sumie to od wczoraj próbuje to zrobić, ale ciebie nigdy nie ma.

– Pracuję – rzuciłam i odwróciłam się do niego tyłem, po czym wypiłam sporą ilość wody.

– Spoko – powiedział z nutą obojętności w głosie. – Wychodzę i nie wiem, kiedy wrócę – dodał.

Położyłam ręce na blacie i spuściłam głowę. Usłyszałam tylko, jak zamyka drzwi. Nie rozumiałam naszej relacji. Była zbyt skomplikowane. Kochaliśmy się, ale nie mogliśmy być razem. To wszystko było chore.

Poprawiłam włosy i głośno wypuściłam powietrze. Jedyne, czego w tej chwili potrzebowałam to zimny prysznic. Wsadziłam butelkę do lodówki i udałam się do łazienki, aby się odświeżyć.

Krople chłodnej wody swobodnie spływały po moim ciele. Czułam się niezwykle błogo. Chociaż na małą chwilkę mogłam zapomnieć o problemach, które mnie spotkały. Podczas gdy myłam włosy moim ulubionym szamponem, słyszałam, jak ktoś otwiera drzwi. Czyżby Chris już wrócił? Szybko się ogarnęłam i okryłam ciało miękkim, białym ręcznikiem, po czym wyszłam zobaczyć, kto zaszczycił mnie swoją obecnością.

W korytarzu nikogo nie było. Udałam się do salonu, gdzie zaraz po tym, jak weszłam, usłyszałam pogwizdywanie.

– No kotku, możesz tak chodzić codziennie.

Na kanapie rozsiadł się nikt inny, jak ten pieprzony idiota Rose. Czekał na mnie i jadł orzeszki, które zapewne wyjął z szafki z kuchni.

– Jak się tutaj dostałeś?! – zapytałam lekko poirytowana.

– Przez drzwi – odpowiedział ze zdziwieniem. – Jeszcze nie nauczyłem się teleportacji, a szkoda.

– Przecież były zamknięte.

– No tak. Ale ja mam to. – Pomachał pękiem jakichś kluczy.

– Od Leny. Spokojnie, misiaczku, to w razie gdybyś nie chciała mnie wpuścić.

– Jesteś wkurwiający! Myślisz, że tak bezkarnie możesz tu wchodzić kiedy chcesz i ingerować w moje życie?! Otóż nie! Przez ciebie musiałam szybciej skończyć prysznic – rzuciłam oburzona.

– Oj, skarbie, złość piękności szkodzi. – Zaśmiał się. – Poza tym nie pozwalaj sobie na zbyt dużo. Na razie jestem miły, ale to się może skończyć.

– Grozisz mi?

– Nie. – Wzruszył ramionami. – Raczej ostrzegam. A teraz się pospiesz, bo nie zamierzam na ciebie czekać godzinami. Pójdziemy razem do klubu, żebyś mogła odreagować stres w pracy.

Prychnęłam pod nosem i już chciałam odejść, kiedy stało się coś niespodziewanego. Nagle mój perfekcyjnie założony ręcznik spadł na podłogę, przez co przez chwilę byłam zupełnie naga. W dodatku stałam centralnie przed tym idiotą Rosem! Momentalnie moje policzki ze wstydu przybrały czerwony kolor, a ja szybko podniosłam ręcznik i z powrotem okryłam nim ciało. Na twarzy Axla pojawił się szeroki uśmiech. Co za zboczeniec!

– Kotku, ja wiem, że ty na mnie lecisz, ale okazywanie uczuć zostaw na później. Jak będziesz grzeczna, to może spełnię twoje marzenia. – Puścił mi oczko.

– Niedoczekanie twoje! – wykrzyczałam mu prosto w twarz, po czym poszłam do swojego pokoju i trzasnęłam drzwiami.

Co za palant! Dlaczego ja się z nimi zadawałam?! Kiedy już trochę się ogarnęłam, a emocje opadły, podeszłam do szafy, aby wybrać z niej idealne coś na dzisiejszy wieczór. Ubrałam się w krótką, złocistą spódnicę i czarną bokserkę. Do tego założyłam małe, złote kolczyki i wysokie, czarne szpilki. Prawie gotowa udałam się do łazienki, aby wysuszyć włosy i zrobić makijaż. Kątem oka zobaczyłam, co robi Axl. Siedział na kanapie i z zaciekawieniem oglądał jakiś program o szympansach. Pokręciłam głową i delikatnie się uśmiechnęłam. Najwidoczniej wreszcie znalazł swoich braci.

Tego wieczoru postawiłam na przydymione oczy i delikatnie podkreślone usta. Włosy ułożyłam w subtelne fale i w zasadzie byłam już gotowa. Zabrałam swoją torebkę i zarzuciłam na siebie kurtkę.

– Idziesz, czy zamierzasz jednoczyć się ze swoją rodziną?! – wrzasnęłam z korytarza.

Po chwili dźwięk z telewizora ustał, a moim oczom ukazała się postać Rose'a. Miał na sobie skórzane spodnie, koszulkę z Thin Lizzy oraz kowbojki. Wyglądał niezwykle pociągająco, co kompletnie nie odzwierciedlało jego charakteru.

– Grabisz sobie, Edwards – rzucił, po czym otworzył drzwi.

– Karma, Rose. Ty jesteś niemiły, to i ja nie pozostaję dłużna. – Posłałam mu szelmowski uśmiech i opuściłam mieszkanie.

– Co ja w tobie widziałem? – Westchnął i pokręcił głową.

Zamknął drzwi na klucz, po czym udaliśmy się w kierunku windy. Starałam się zachować bezpieczną odległość, bo w końcu z nim wszystko było możliwe. Na szczęście nie musieliśmy długo czekać i już po chwili byliśmy w środku metalowego pomieszczenia.

– Otóż, jestem wspaniałą osobą i z tego powodu zakochałeś się we mnie. W przeciwieństwie do ciebie, ja jestem empatyczna. Jeśli nie znasz znaczenia tego słowa, to sprawdź w słowniku – stwierdziłam, że odpowiem na jego pytanie, chociaż wcale nie było do mnie skierowane.

Zaczął się śmiać, a ja spojrzałam na niego ze zdziwieniem. Powiedzmy, że oczekiwałam trochę innej reakcji.

– Skromność to podstawa, nie, Vicky? – zapytał. – Z tego co widzę, to masz jej aż w nadmiarze. Lubię, gdy grasz niedostępną. – Uśmiechnął się i przejechał dłonią po włosach.

– A ja lubię, jak siedzisz cicho.

– Możemy zająć się czymś ciekawym, co na pewno mnie uciszy, ale za to ty będziesz głośna. Ciekawe jak to jest w windzie. – Posłał mi wymowny uśmiech. Zauważyłam, że jego oczy wypełniły się pożądaniem.

– Tylko spróbuj mnie dotknąć, a to będą twoje ostatnie chwile – ostrzegłam, po czym odsunęłam się od niego.

– Jeszcze będziesz mnie prosić – mruknął. Był niezwykle pewny siebie.

– Niedoczekanie twoje. – Prychnęłam pod nosem.

Winda zatrzymała się na parterze, po czym szybko ją opuściłam, nie zwracając uwagi na mojego towarzysza. Z impetem otworzyłam drzwi wyjściowe i żwawym krokiem szłam przed siebie. Chciałam jak najszybciej mieć wszystko za sobą.

Nagle poczułam, jak ktoś łapie mnie za ramię i gwałtownie odwraca w swoją stronę. Aha, to ten idiota Rose. No tak, zapomniałam, że on jeszcze o mnie pamiętał. Z pogardą spojrzałam na jego twarz. Miał oczy przepełnione złością. To nie wróżyło niczego dobrego. Dlaczego w ogóle zgodziłam się z nim pójść?

– Żarty się skończyły! – warknął. – Albo będziesz milsza, albo pożałujesz.

Poczułam, jak zaciska uścisk, przez co na mojej twarzy pojawił się grymas.

– Niech ci będzie – wydusiłam z siebie.

Pomimo złości, na jego twarzy pojawił się subtelny uśmiech. W końcu postawił na swoim. Zaciągnął mnie w stronę jakiegoś samochodu, po czym otworzył drzwi od strony pasażera.

– Nie zamierzasz pić? – zapytałam zaciekawiona. To byłaby jakaś nowość.

– Oczywiście, że tak.

Próbował wepchnąć mnie do środka, ale zaparłam się rękami i odwróciłam w jego stronę.

– Nie pojadę z pijanym kierowcą. Chcę jeszcze trochę pożyć – powiedziałam i założyłam ręce na piersi.

– Obiecuję, że zachowam ostrożność. – Był zbyt spokojny, przez co wywołał zdziwienie na mojej twarzy. – A teraz już mnie nie wkurwiaj i wsiadaj do tego pieprzonego samochodu! – wrzasnął, chociaż nie musiał, ponieważ stałam dosyć blisko.

No tak, miły Axl uchodził za ewenement. Przewróciłam oczami i zrobiłam to, o co poprosił. Zatrzasnął drzwi, po czym zajął miejsce kierowcy i odpalił silnik. Był na maksa wkurzony, czego nawet nie próbował ukrywać. Udało mi się rozwścieczyć wokalistę Guns N' Roses – żadna nowość.

Droga do klubu minęła nam w ciszy, która była dla mnie kojąca. Przynajmniej nie musiałam słuchać, gdzie najchętniej by mnie przeleciał. Oparłam głowę o szybę i patrzyłam na wprost. Po chwili zaparkowaliśmy pod Roxy. Wysiadłam z pojazdu, nie czekając aż mój były otworzy mi drzwi. Z niezadowoleniem na twarzy oparłam się o maskę samochodu i założyłam ręce na piersi.

– Mam wysłać jakieś specjalne zaproszenie?– zapytał z nutą sarkazmu i wściekłości w głosie.

Przewróciłam oczami i podeszłam do niego. Chciał mnie objąć w pasie, jednak sprawnie ominęłam ten ruch i pozostawiłam między nami bezpieczną odległość.

Weszliśmy do środka i od razu zajęliśmy miejsca przy barze. Wzięłam głęboki oddech i delikatnie się uśmiechnęłam. Wszystko miało być dobrze. Zamierzałam odnowić przyjacielskie stosunki ze swoim ex. Wmawiałam to sobie, chociaż nadal podchodziłam do tego tematu dosyć sceptycznie.

W tym czasie Axl zamówił dla nas drinki, które po chwili podał nam barman.

– Wyglądasz na spiętą – zauważył mój towarzysz, po czym położył dłoń na moich plecach.

Przeszył mnie dreszcz, ale raczej zaliczał się do tych przyjemnych uczuć. Czyżby teraz zamierzał być miły? W sumie, to miał nawet rację. Przejechałam palcem po szklance, a następnie zatopiłam swoje usta w Californication. Swoją drogą, smakował całkiem nieźle.

– Chcę to już mieć za sobą – powiedziałam po dłuższej chwili ciszy i spojrzałam mu prosto w oczy. – Powinniśmy zakopać topór wojenny.

– Spokojnie, nie mam ci niczego za złe – oznajmił. Prychnęłam ironicznie. To prędzej ja powinnam była mieć mu coś za złe. – Po prostu lubię się z tobą droczyć.

Przejechał palcami wzdłuż mojego kręgosłupa. Zamknęłam oczy i poczułam wewnętrzną przyjemność. Dlaczego on tak na mnie działał? Po chwili zabrał dłoń i napił się wcześniej zamówionej Margarity.

– Chyba będę musiała się do tego przyzwyczaić – mruknęłam, jednocześnie przejeżdżając palcem po krawędzi kieliszka.

– Jak tam w pracy? Jesteś już królową Sunset Strip? – spytał, skutecznie nakierowując moje myśli na nieco inny tor.

Wypiłam na raz całego drinka, okropnie się przy tym krzywiąc. Nie sądziłam, że tego wieczoru będę musiała mówić o swoim niechybnym zajęciu.

Poprzedniego dnia doszedł pierwszy transport kokainy, przez co ponownie musiałam się pojawić na Downtown. Tym razem całkowicie pochłonęła mnie papierkowa robota. Musiałam rozliczyć się z ludźmi Jorge i jednocześnie wystawić fałszywe dokumenty, żeby wszystko się zgadzało i nikt do niczego się nie przyczepił. Wróciłam do mieszkania na zaledwie trzy godziny. Większość tego czasu przespałam. Wieczorem Juan zabrał mnie do kasyna, gdzie spotkaliśmy się z Siwym. Podobno mnie polubił, chociaż niekoniecznie z wzajemnością. To pewnie przez oschłe podejście niemal do każdego i bliznę pod okiem, która sprawiała, że wyglądał jak typowy gangster klasy średniej.

Jednak nie mogłam opowiedzieć o tym Axlowi. I tu nie chodziło tylko o jego bezpieczeństwo. Z Rosem nie miałam takiej swobody w komunikacji jak z Juanem. Wokalista rozumiał po hiszpańsku jedynie kilka pojedynczych słów. Poza tym nie opracowaliśmy żadnego szyfru. W sumie nawet nie zamierzałam tego robić. Wolałam po prostu zdawkowo odpowiadać. Nawet miałam dobrą wymówkę. Angielski każdy znał, a nie wiadomo było, kto nas słuchał.

– Jeszcze nie. – Zachichotałam nerwowo. – A w pracy pracowicie. Chociaż nie mogę narzekać. Wczoraj na przykład odwiedziłam ze swoim szefem kasyno. Przez chwilę nawet czułam się jak kobieta z lat dwudziestych. W wieczorowej sukience i z długą lufką w ustach. – O dziwo uśmiechnęłam się na samo wspomnienie. Bądź co bądź, zanim przewaliliśmy Siwemu w partyjce pokera, bawiłam się całkiem dobrze.

– Eddie zabrał się do kasyna? – Rose wybałuszył oczy i przysunął bliżej kieliszek z alkoholem.

Zaśmiałam się perliście. Wyjęłam z torebki paczkę papierosów i odłożyłam ją na kawałku blatu pomiędzy mną a chłopakiem. Włożyłam do ust tytoniowego skręta i opaliłam go.

– Mam jeszcze jednego szefa. – Wypuściłam dym i podsunęłam bliżej popielniczkę wykonaną z turkusowego szkła. – Co prawda Diego podlega Eddiemu, ale Johnson zbytnio się nie miesza. Większość spraw załatwiamy w dwójkę.

Strzepnęłam popiół. Wolałam nie podawać Axlowi aż takich szczegółów. W końcu w Johnson Development na drzwiach gabinetu Juana widniało nazwisko Diego Suarez. Sama przedstawiałam się jako Blanca Rodriguez.

– I jak wam idzie?

Uśmiechnęłam się w niedowierzaniu. Axl naprawdę wyglądał na zaciekawionego. Oparł policzek na nadgarstku i patrzył na mnie z największa uwagą. Chyba aż za bardzo wziął do siebie moje słowa o odbudowaniu przyjacielskich więzi.

– Zrealizowaliśmy pierwsze zlecenie – oświadczyłam z dumą. Teraz to ja za bardzo wzięłam do siebie słowa innej osoby. Miałam nadzieję, że chłopak zrozumie mój półszyfr.

– Świetnie! W takim razie musimy to opić. Skusisz się na jakiegoś taniego szampana?

– Z przyjemnością. – Zgasiłam niedopałka. – Tylko najpierw pójdę przypudrować nosek.

Zeskoczyłam z krzesła i zabrałam torebkę z blatu. Odgarnęłam włosy z twarzy i, o dziwo, pełna optymizmu podążyłam w stronę toalet.

W drodze powrotnej nie udało mi się dotrzeć pod ladę, bowiem ktoś mnie zatrzymał. Złapał mój nadgarstek, przez co obróciłam się w jego stronę.

– Greg, jak dobrze cię widzieć. – Przywitałam go szerokim uśmiechem.

– Ciebie również. – Odwzajemnił mój gest. – Napijemy się czegoś?

Na chwilę zapomniałam o moim towarzyszu, który pewnie i tak nic sobie nie robił z mojej nieobecności.

– Z przyjemnością – zgodziłam się.

Usiedliśmy przy stoliku chłopaka, który znajdował się pośrodku sali. Na blacie stała już butelka białego półsłodkiego wina oraz dwa kieliszki. Czyżby Collins spodziewał się mnie?

– Co u ciebie? – zapytałam, podczas gdy on nalewał dla nas alkohol.

– Dużo pracy, mało wolnego. U ciebie pewnie podobnie

– Czy ja wiem. – Wzruszyłam ramionami i podniosłam kieliszek, który postawił przede mną chłopak. – Dopięliśmy na ostatni guzik jedno z ważniejszych zleceń, także mogę teraz świętować.

– W takim razie – podniósł kieliszek i uśmiechnął się szeroko. – zdrowie!

Stuknęłam się z nim szkłem i zamoczyłam usta w trunku. Musiałam przyznać, chłopak miał idealny gust do alkoholi. Odłożyłam kieliszek na stół i uważnie przeglądałam się Gregowi, który zresztą robił to samo.

– A jak tam prywatnie?

Uśmiech zszedł z mojej twarzy. Opowiedziałam Gregowi co nieco o Chrisie, co w tym momencie uważałam za błąd.

– Powiedzmy, że zakochałam się w Chrisie i to z wzajemnością. – Westchnęłam ciężko.

– To chyba wspaniale, nie?

Greg nachylił się nieznacznie i omiótł mnie tajemniczym i zarazem przenikliwym spojrzeniem. Drgnęłam nieznacznie, czego być może nie zauważył. Przynajmniej chciałam, żeby tak było.

– Nie do końca. Postanowiliśmy zostać tylko przyjaciółmi. – Wykrzywiłam twarz w grymas. To nadal bolało. Mimo iż to ja podjęłam taką decyzję.

Greg odsunął się i oparł plecy o fotel. Zmarszczył nieznacznie czoło, cały czas nie odrywając ode mnie wzroku.

– Dlaczego?

To pytanie wywołało mętlik w mojej głowie. Znaliśmy się stosunkowo krótko, jednak ja już zaczynałam go traktować jak starego, dobrego przyjaciela. Tak bardzo chciałam mu powiedzieć całą prawdę. Pozbyć się zbędnego balastu i zacząć wszystko od nowa. Jednak nie mogłam tego zrobić. Nie znałam go na tyle, żeby przewidzieć jego reakcję. A co jakby się wkurzył i komuś doniósł? Poza tym im mniej osób wiedziało, czym tak naprawdę zajmował się Eddie, tym lepiej.

– Oboje dużo pracujemy – skłamałam, mając nadzieję, że Greg się nie zorientuje. – Wychodzę rano, wracam późno. Widzimy się jedynie przelotem. Nie chcę, żeby tak wyglądał mój związek. Poza tym chwilami mam wrażenie, że nadajemy na zupełnie innych falach – westchnęłam. To ostatnie akurat było prawdą.

Greg uśmiechnął się subtelnie.

– Czyli szukasz jakiegoś korpogościa. Jesteś piękna i inteligenta; na pewno szybko kogoś znajdziesz. – Upił trunku.

Uśmiechnęłam się i przygryzłam dolną wargę. Czułam się lekko zawstydzona, chociaż jak każda kobieta lubiłam komplementy.

– Wiesz co? Lubię z tobą rozmawiać – odparłam.

Na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Widać było, że dobrze się czuł w moim towarzystwie. Chciał mi pomóc i jak na razie mu to wychodziło.

– Zatańczymy?

Akurat grali wolny kawałek, więc z przyjemnością przystałam na jego propozycję. Wstałam od stolika i rozejrzałam się po sali, w poszukiwaniu wolnego miejsca na parkiecie. Przypadkiem mój wzrok utkwił w okolicach baru. Stała tam dość spora grupka ludzi, która z zaciekawieniem obserwowała jakieś wydarzenie. Coś mi tu nie pasowało. Rozejrzałam się za Rosem, ale niestety nigdzie go nie dostrzegłam. Pewnie, nie było mnie zaledwie chwilę, a on już wpakował się w kłopoty. Normalnie jak z dzieckiem. Dlaczego akurat ja miałam mu ratować tyłek?

– Przepraszam Greg, ale na śmierć zapomniałam, że umówiłam się z koleżanką. Kiedyś to sobie odbijemy.

Podeszłam bliżej Collinsa i cmoknęłam go w policzek, po czym ruszyłam w stronę tłumu. Czas pobawić się w Victorię wybawicielkę. Przepchałam się przez tych wszystkich ludzi i stanęłam na przeciwko Axla, który wdał się w bójkę z jakimś farbowanym blondynem. Przewróciłam oczami i wypuściłam głośno powietrze.

– Ej, Rose! Czekam na ciebie, a ty co, bijesz się z jakąś ciotą? – Próbowałam przerwać ich jakże pasjonujące zajęcie. Udało się. Spojrzenia samych zainteresowanych, jak i gapiów, skupione były na mojej osobie.

– Axl, weź naucz swoją niunię szacunku do innych – odezwał się blondyn, któremu ktoś, najprawdopodobniej Axl, rozciął wargę.

– Nie będziesz mi mówił, co mam robić! – wykrzyczał wkurzony wokalista, po czym podszedł bliżej i objął mnie w pasie. – Chodź, skarbie, wychodzimy.

Rzucił jeszcze pełne pogardy spojrzenie i wyszliśmy z klubu. Na zewnątrz uwolniłam się z jego uścisku i stanęłam przed nim z założonymi rękami.

– Co to, kurwa było?! – zapytałam poirytowana. – Nie możesz raz w życiu się nie awanturować?!

– Będę robił, co mi się żywnie podoba. Poza tym ta ciota z Poison cię obrażała, jeśli chcesz wiedzieć.

No tak, oni z całego serca nie lubili się z chłopakami z Poison.

– To nie jest powód do wszczynania bójki!

– To on zaczął!

– Nie zachowuj się jak przedszkolak! W ogóle mam cię dość i wracam do domu – oznajmiłam, po czyn już chciałam odejść, ale złapał mnie za nadgarstek.

– Odwiozę cię.

– Dziękuję za propozycję, ale nie skorzystam. Poza tym jesteś pijany. – Próbowałam się uwolnić, ale jak zawsze był silniejszy. – Puszczaj mnie!

– To nie była propozycja, a raczej informacja, więc dla swojego własnego dobra wsiadaj do środka! – wykrzyczał i gwałtownie mnie puścił.

Poleciałam do tyłu i upadłam na maskę samochodu McKagana. Co za pieprzony idiota! Z gracją wstałam i zajęłam miejsce pasażera. Po chwili Rose usiadł obok mnie i zapalił silnik.

– Jak nas zabijesz, to obiecuję, że obedrę się ze skóry – powiedziałam, jednocześnie zapinając pas.

– Kotku, jak zginiemy, to nie sądzisz, że będzie już trochę za późno za zemstę? – Popatrzył na mnie ze zdziwieniem, ledwo powstrzymując się od śmiechu.

– Zrobię to w zaświatach – odpowiedziałam obojętnie.

Pokręcił głową i zaśmiał się. Wyjechaliśmy na drogę i kierowaliśmy się w stronę mojego bloku. Do tej pory nie zderzyliśmy się czołowo z żadnym pojazdem, co można uznać za sukces.

– Axl, możesz zabrać rękę z mojego uda? – poprosiłam poirytowana, czując na sobie dotyk rudzielca.

– Oj, błagam cię. Nie zgrywaj takiej niedostępnej.

– Tobie chyba przewraca się już w głowie – skomentowałam. – Radzę zacząć się leczyć.

– Misiaczku, po prostu chcę wygrać zakład, a ty mi w tym pomożesz. – Uśmiechnął się cwaniacko i zabrał dłoń.

– Z kim się założyłeś, że mnie przelecisz?! – zapytałam oburzona. Nie byłam przedmiotem, a mimo wszystko tak mnie traktowali.

– Ze Slashem. Dlatego nie idź z nim do łóżka w najbliższym czasie, bo zamierzam nie dać mu tej satysfakcji.

–Pieprzeni hipokryci! Dlaczego ja się z wami zadaję?!

– Bo nas kochasz – odpowiedział z zadowoleniem. – W sumie to mnie bardziej, ale oni nie muszą o tym wiedzieć.

– Powtórzę to po raz kolejny. Idź się leczyć!

– Rybko, uspokój się, bo ci żyłka pęknie. – Zaśmiał się.

– Pie...

– Z tobą chętnie – przerwał mi.

Przewróciłam oczami i założyłam ręce na piersi. Skończony dupek. Jak ja go nienawidziłam.

– Uważaj, bo wjedziesz centralnie w drzewo, a jak już wiesz, ja chcę jeszcze pożyć – ostrzegłam go.

– Jakie drzewo? Przecież tu nic nie ma! – wykrzyczał zdumiony.

– O cholera! Rose, błagam cię, nie jedź prosto!

Zamknęłam oczy. Jakoś nie zamierzałam patrzeć na swoją śmierć. A miałam jeszcze tyle planów...

– Nie rozumiem, o co ci chodzi?

Złapałam mocno rękami na siedzenie. Mogłam próbować go zatrzymać, ale chyba za bardzo spanikowałam.

– O kurwa. – Usłyszałam.

Byłam przygotowana na najgorsze. Całe życie przeleciało mi przed oczami. Nie chciałam umierać. Z moich oczu poleciały łzy. Czekałam, aż uderzymy w drzewo, jednak nic takiego się nie stało. Poczułam, jak pojazd nagle się zatrzymał. Zdziwiłam się i otworzyłam oczy. Staliśmy jakieś kilka cali od rośliny. Boże, dzięki Ci wielkie. Mój oddech był przyspieszony, a na twarzy pojawił się uśmiech. Zapowiadało się na to, że jeszcze trochę pożyję. Rozejrzałam się dookoła. Zobaczyłam Axla, który najpierw patrzył się z niedowierzaniem, a później zaczął się śmiać.

– Ciebie to bawi?! – zapytałam wkurzona. – Mogliśmy zginąć!

– Ale tak się nie stało, bo jestem zajebistym kierowcą.

Spojrzałam na niego z politowaniem. Trochę więcej samokrytyki, panie Rose. Nic mu się nie stało. No oczywiście poza rozciętym łukiem brwiowym, który był pamiątką po bójce z chłopakiem z Poison. Ile razy on już go uszkodził?

– Jesteś idiotą i mam cię już dosyć!

– Z wzajemnością, Edwards.

Odpięłam pas i wysiadłam z samochodu. Nie wytrzymałabym z nim ani chwili dłużej. Pomyśleć, że zamierzaliśmy odnowić przyjacielskie stosunki.

– Kurde, zdecyduj się. Albo masz ochotę mnie przelecieć, albo mnie nienawidzisz, a nie zachowujesz się jak kobieta w ciąży!

– I kto to mówi!? – Zaśmiał się. – Jesteś zwykłą dziwką, ale i tak cię zerżnę, Edwards.

Byłam asystentką COO w Johnson Development, która zajmowała się koordynowaniem transportu i handlu kolumbijską kokainą. To nawet nie przypominało prostytucji.

– Widzę, że przeszliśmy na nazwiska. W takim razie, żegnaj, Rose – rzuciłam i obróciłam się na pięcie.

– Dla ciebie pan Rose! Jednak trzeba cię nauczyć szacunku.

Pokazałam mu tylko środkowy palec i ruszyłam przed siebie. Byłam jakieś pięć przecznic od swojego mieszkania. To nie daleko, więc spokojnie mogłam się przejść. Axl na pewno nie zamierzał za mną jechał. W końcu był śmiertelnie obrażony. Żałosne. Prychnęłam pod nosem i poprawiłam włosy. Sama sobie potrafiłam dać radę i wcale go nie potrzebowałam.

Zrobiłam zaledwie kilka kroków, po czym zaczął padać deszcz. Świetnie! Oczywiście jak to ja, nigdy nie nosiłam ze sobą parasola. Zostałam skazana na powolne moknięcie, podczas gdy on pozostawiał suchy w samochodzie.

Rose, wracaj!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro