26. Welcome to my nightmare
Alice Cooper - Welcome to my nightmare
Wróciłam do mieszkania i po raz kolejny skoczyłam pod prysznic. Czułam się okropnie. Dlaczego w ogóle to zrobiłam? Wytarłam ciało w mięciutki ręcznik i ubrałam się w jeansy i czarny top. Poszłam do kuchni, żeby zrobić sobie jakieś śniadanie. Stałam przed lodówką dobre pięć minut i nadal nie podjęłam decyzji. Po prostu nie byłam głodna, a raczej nie byłam w stanie niczego przełknąć. Zrobiłam sobie tylko mocną, czarną kawę i wygodnie rozsiadłam się na kanapie. Włączyłam telewizor, ale nie leciało w nim nic ciekawego, same teleturnieje. Niestety byłam skazana na samotność, no chyba, że ruszyłabym swoje cztery litery i wyszła gdzieś na miasto. Chris ostatnio chyba się obraził, bo zaczął mnie unikać, a teraz w dodatku wyjechał. Zostawił tylko kartkę, że ma jakieś szkolenie w San Diego i wróci za tydzień. Czyżby? A może zachowywał się jak jakaś pieprzona księżniczka i strzelał fochy?
Wyłączyłam to ustrojstwo, potocznie zwane telewizorem i włożyłam kubek do zlewu. W końcu nie zamierzałam spędzić całego dnia na kanapie. Zabrałam swoje rzeczy i zamknęłam drzwi na klucz, po czym udałam się w stronę przystanku autobusowego.
Spacerowałam wzdłuż Santa Monica Boulevard i kontemplowałam widoki tej części miasta. Pomijając kilka melin i rozwalających się domów, było tu całkiem przyjemnie. Oczywiście, jak w całym West Hollywood i Los Angeles, również i tutaj rosły bujne, zielone palmy, które kojarzyły się z wakacjami. Ach... Niestety, pogoda zbytnio nie dopisywała, ponieważ słońce schowało się za chmury. Oby tylko nie zaczęło padać, bo jak zwykle zresztą, nie miałam przy sobie parasola.
Zwiększyłam odrobinę tempo i już po paru chwilach znajdowałam się na werandzie Hell House. Swoją drogą, mieli tutaj niezły bajzel. Czasami zastanawiałam się, czy Gunsi używali tego miejsca jako śmietnika. Omijając stos puszek i pustych butelek, wreszcie dostałam się pod drzwi. Delikatnie zapukałam i weszłam do środka. No tak, przecież oni nie używali klucza, bo po co. Moim oczom ukazał się Steven, który siedział na kanapie i zajadał czekoladowe kulki z mlekiem.
– Hej Vicky – wybełkotał. Przynajmniej tak mi się zdawało, że to powiedział.
–Cześć Steve. Gdzie jest reszta? – Usiadłam obok blondyna.
– Rosie robi pranie, Duff i Slash odsypiają wczorajszą imprezę, Lena poszła do sklepu, Izzy się zgubił, a Axla gdzieś wcięło – wyrecytował na jednym oddechu, po czym wrócił do konsumpcji płatków.
– Jak to się zgubił? – zdziwiłam się. Stradlin wydawał się najbardziej ogarnięty z całej piątki.
– Normalnie. – Adler wzruszył ramionami. – Chuj go wie, gdzie jest. Wziął sobie wczoraj wyszedł, a później go już nie widziałem.
– A w ogóle go szukałeś?
– A po co? Duży jest, do domu trafi. Ale muszę przyznać, że się trochę martwię. A co jak go porwali? – Wyglądał na zaniepokojonego.
– A po chuja im on?!
– Nie używaj brzydkich słów, bo to do ciebie nie pasuje – zwrócił mi uwagę i skarcił spojrzeniem.
Z trudem powstrzymałam się od śmiechu.
– Przepraszam – odparłam z udawaną skruchą. – Steve?
– Słucham?
– Można z tobą normalnie porozmawiać?
– A co właśnie robimy? Pasiemy owce na łące? – Po raz pierwszy zauważyłam, że perkusista użył sarkazmu.
– Ale chodzi mi o bardziej poważne rzeczy – mruknęłam pod nosem. Musiałam się komuś wygadać. Może wtedy by mi ulżyło.
– Dawaj. – Odłożył miskę na stolik i założył nogę na nogę. Ani na moment nie odwrócił ode mnie wzroku.
– Zrobiłam coś złego, co nie powinno mieć miejsca...
– Jaśniej?
Westchnęłam głęboko. Uznałam, że powiem mu całą prawdę.
– Przespałam się z gościem, z którym potencjalnie mogłabym pracować, gdybym przyjęła ofertę pracy od Eddiego. Oboje byliśmy pijani. Niby to ma się już nie powtórzyć, ale powiedz szczerze, czy ja naprawdę jestem puszczalska?
Zaśmiał się i pokazał ten swój zaciesz. O co kurde chodziło? To nie było śmieszne, co on sobie wyobrażał?
– Jesteś małą, grzeczną dziewczynką. Taka słodziutka babeczka do schrupania. – Zaczął robić głupie miny, na co się trochę skrzywiłam. Serio, zamierzał porównywać mnie do jedzenia? – Ani trochę nie zachowujesz się jak dziwka. Po pijaku każdemu się zdarza. Lepiej opowiedz mi o propozycji Eddiego. – Oparł policzki na dłoniach.
– Miałabym nadzorować handel kolumbijską kokainą. Załatwiać formalności, spotykać się z ważnymi ludźmi i potencjalnymi dilerami. Coś w rodzaju konsultanta.
– Ale fajnie! Zgodziłaś się nie?
Otworzyłam szeroko usta ze zdziwienia. Miałam się zgodzić na pewną śmierć albo spędzenie życia w więzieniu? Może raczej podziękuję.
– Steven, to nie są żarty. Narkobiznes niesie ogromne ryzyko. – Zmarszczyłam czoło i pokręciłam głową. Nie rozumiałam jego zachowania. Przypominało trochę podejście Eddiego.
– Które warto ponieść! Vicky, dostałaś szansę od losu. Johnson nie proponuje każdemu tak odpowiedzialnej pracy. Mogłabyś zyskać sławę i bogactwo. Nie rezygnuj z tego tak łatwo.
Jego słowa nieco mną wstrząsnęły. Może poniekąd miał rację? W końcu mogłam całkiem sporo zarobić. No i o dziwo polubiłam Juana. Mieliśmy podobne upodobania. Przypomniały mi się słowa Leny. Przecież Eddie ograniczał ryzyko do minimum. Nie było się czego bać. Czyżbym tylko zbytnio histeryzowała?
Niespodziewanie do salonu zeszli Slash i Duff. Trochę zdziwił ich mój widok, ale starali się nie dać tego po sobie poznać. Gitarzysta skoczył po coś do kuchni, natomiast basista spojrzał wymownie na perkusistę i stanął naprzeciwko mnie.
– Victoria, co cię do nas sprowadza? – zapytał z uśmiechem na ustach. Czy oni coś kombinowali?
– Nie mogę odwiedzić przyjaciół? – zapytałam ze zdziwieniem.
– Oczywiście, że możesz. Nawet dobrze, że wpadłaś. – Usiadł obok mnie i położył rękę na oparciu za moimi plecami. – Gramy dzisiaj koncert i potrzebujemy twojego wsparcia. Niestety krucho u nas z kasą, więc zapłacimy ci później.
– Duff, ja nawet nie mam aparatu...
– Żaden problem. – Machnął ręką. – Na razie ogarniesz temat i dotrzymasz nam towarzystwa. No proszę, mi odmówisz? – Spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem.
– No dobra, ale raczej tak nie pójdę – powiedziałam i pokazałam na wyciągniętą koszulkę.
– To szybciutko leć się przebrać! – Dobra, to już było mocno podejrzane.
***
Założyłam na siebie srebrzysta sukienkę i czarne szpilki. Pomalowałam usta na czerwono i rozpuściłam włosy. Wzięłam kilka głębokich oddechów, po czym wyszłam do klubu, w którym miałam się spotkać z chłopakami.
Gunsi jak zawsze dali czadu. Stałam w pierwszym rzędzie, dzięki czemu miałam na nich idealny widok. Axl wił się jak wąż, co chwilę śpiewając do mikrofonu teksty, które idealnie odzwierciedlały ich życie. Slash zagrał swoje genialne solówki, a Duff przez większość koncertu nie spuszczał ze mnie oka. O co chodziło? Od kilku dni był jakiś nieswój. Może pokłócił się z Rosie?
Kiedy chłopcy podpisali się już na każdym kawałku ciała swoich fanek, zajęliśmy nasze stałe miejsce. Izzy poczęstował wszystkich fajkami. Oczywiście ja też się skusiłam i zapaliłam jedną. Pozwoliłam, aby dym powoli opuszczał moje drogi oddechowe, jednocześnie zamykałam przy tym oczy. Jak ja kochałam ten stan.
– Co chcecie do picia? – zapytał Mulat.
– Coś mocnego – zawołał Axl, a wszyscy go poparli. – Ale naszej księżniczce to weź soczek.
– Ha, ha, ha, bardzo śmieszne. – Spojrzałam na niego z pogardą. – Powinieneś zostać komikiem.
– A ty dziwką, w sumie nawet ci to wychodzi. – Strzepnął popiół ze szluga.
– Steven, powiedziałeś mu?!! – zaczęłam krzyczeć na blondyna. Super, jemu jednak nie można było ufać. A przecież wiedział także o propozycji Eddiego...
– Ja?! – zdziwił się perkusista.
– Nie, święta Perpetua...
– Mam swoje źródła – wtrącił Rose.
Zmrużyłam oczy i pokręciłam głową. Chyba nie za bardzo rozumiałam całą tą sytuację. Czyżby Axl znał Juana? A nawet jeśli, to dlaczego ten chwaliłby się czymś, co oboje uznaliśmy za spory błąd?
Po chwili wrócił do nas Slash z kilkoma butelkami wódki. No, postarał się. Wrzuciłam niedopałek do popielniczki i zajęłam się Nikolai. Rozlałam trunek każdemu do kieliszka, po czym wypiliśmy za sukces. Tego mi było trzeba.
Jak to zawsze bywało, nasze towarzystwo trochę się wykruszyło. Slash siedział przy barze i zanudzał barmana swoimi wywodami o życiu, Izzy kontemplował pustą butelkę i był nadzwyczajnie cichy, a Steven pewnie poszedł udawać jednorożca. Siedziałam obok Duffa, a naprzeciwko nas zajmowali miejsce nieobecny gitarzysta, ten przygłup Rose no i oczywiście jego nowa laska. Niedobrze mi było na sam widok. Obściskiwali się w miejscu publicznym. Mało tego on ją prawie pożerał. Niewiele brakowało, a mielibyśmy darmowe porno. Pokręciłam głową i wyzerowałam butelkę. Co ona miała takiego w sobie? A no tak, blond włosy i duży biust, czyli to co Axl lubił najbardziej. Ohyda. Spojrzałam na basistę. Był zalany w trzy dupy, ale jeszcze trochę kontaktował. Ja po wczorajszym piłam mniej niż zwykle. Zaczęłam bawić się palcami, żeby tylko nie patrzeć na tą dwójkę.
Poczułam na karku czyjś oddech, który następnie przesunął się bliżej mojego ucha. Zamknęłam oczy.
– Czego chcesz, Duff? – zapytałam, zanim się odezwał
– Chodźmy w jakieś cichsze miejsce. – Jego szept wywołał gęsią skórkę na moim ciele.
– Po co?
– Koniecznie muszę z tobą porozmawiać. To nie może poczekać.
Przewróciłam oczami, ale mimo wszystko wstałam. McKagan uśmiechnął się triumfalnie. Złapał mnie za nadgarstek i zaprowadził w okolice wyjścia z lokalu. Faktycznie, tutaj było nieco ciszej. Oparłam się o chłodną ścianę i skrzyżowałam ręce na piersi.
– Słucham – westchnęłam. Chciałam, żeby jak najszybciej to z siebie wyrzucił.
Podrapał się po karku i wykrzywił twarz w grymas.
– No – zaczął bardzo niepewnie, bawiąc się palcami. – Chciałem się ciebie zapytać, jakie masz podejście do narkotyków. No wiesz, handlu...
– Ale ja już podjęłam decyzję – przerwałam mu zdecydowanie.
– To świetnie. – Uleciała z niego cała niepewność, którą zastąpiła ogromna radość. Uśmiechnął się od ucha do ucha. Dobrze, że tam jeszcze nie skakał. – W takim razie wracamy do Hell House.
Duff przeprosił mnie na chwilę, po czym wrócił na salę, żeby zabrać chłopaków. Ci niechętnie porzucili swoje czynności i dołączyli do mnie. Wróciliśmy do Hell House, rozmawiając o błahostkach i wypalając przy tym papierosy.
– Po co nas wszystkich, kurwa, tutaj zaciągnąłeś? – Axl rozsiadł się na fotelu, ciężko oddychając przez nos.
Zajęłam miejsce jak najdalej niego. Pozostali również znaleźli kąt dla siebie. Slash skoczył do kuchni, po kolejną butelkę wódki i kieliszki. Odmówiłam alkoholu, co spotkało się z dezaprobatą gitarzysty.
– Vicky podjęła decyzję. – McKagan potarł ręce.
– Czyli to wy mieliście mnie przekonać? – Uniosłam brew. Tak czułam, że Eddie mówił właśnie o nich.
– Poniekąd – mruknął Hudson, rozlewając nieco alkoholu na ławę. Zabrałam mu z rąk butelkę i dokończyłam czynność. – Dzięki.
– Jakoś nie widzę cię w roli kobiety zarządzającej narkobiznesem – prychnął Axl i nie czekając na resztę, wypił swoją porcję wódki.
– Dzięki, że we mnie wierzysz. – Posłałam mu karcące spojrzenie.
Duff westchnął krótko i przewrócił oczami.
– Myślę, że z tego powodu należą ci się wyjaśnienia.
– Zamieniam się w słuch.
Nie za bardzo wiedziałam, o co mu może chodzić. Należały mi się wyjaśnienia, bo Eddie ich szantażował? Jedynie to przychodziło mi do głowy. Bo co innego? Przecież żaden z nich raczej u niego nie pracował. Chociaż...
– Zacznę od początku. Hell House jest własnością Eddiego. Wynajął nam go za śmiesznie małe pieniądze. Zamiast szukać w tym drugiego dna, które oczywiście było, to cieszyliśmy się jak głupi. Później zaczął bawić się w szantaż. Mieliśmy robić, co nam kazał albo wywaliłby nas na bruk. Najpierw często urządzaliśmy imprezy, na które zapraszaliśmy masę ludzi. W tłumie krążyli ludzie Eddiego i częstowali ich różnymi środkami...
– Nie wierzę! Jak mogliście? – przerwałam mu. Nie rozumiałam tego. Jako ćpani powinni byli wiedzieć, czym kończy się eksperymentowanie z „różnymi substancjami". Tymczasem sami przyczyniali się do szerzenia narkomani i niszczenia życia wielu młodych ludzi.
Z trudem przełknęłam ślinę. Dopiero teraz zorientowałam się, że sama zamierzałam dołożyć do tego cegiełkę.
– Daj mu skończyć! – oburzył się Steven. Najwidoczniej sam miała ochotę usłyszeć tę historię, mimo iż ją znał.
– Problem był w tym, że im dalej w to brnęliśmy, tym więcej on chciał – kontynuował. –Myślisz, że skąd Izzy bierze heroinę dla siebie, nas i na handel? Ale jakoś się do tego przyzwyczailiśmy. Wszystko byłoby super, gdyby nie to, że się na ciebie uwziął. Widział w tobie potencjał czy coś tego rodzaju. Według niego idealnie nadajesz się do tego zajęcia. W dodatku nie potrafił sam cię przekonać, więc skłonił się do szantażu. Znalazł kolejny pretekst, żeby rozwiązać umowę najmu. Vicky, od początku chodziło nam o kasę, bo czynsz mimo wszystko nie jest mały. Dlatego zgodziliśmy się, żebyś z nami zamieszkała. Oczywiście Izzy zrobił to ze względu na to, że traktuje cię jak młodszą siostrę, a Rose był zabujany. Ale na prawdę, z biegiem czasu polubiliśmy cię...
– Przestań. – Pokręciłam głową. Nie chciałam już dłużej tego słuchać. Ten facet był nieobliczalny, zdolny do wszystkiego.
– Vicky, skarbie... – jęknął Slash.
– Nie nazywaj mnie tak – warknęłam.
– Nie zamierzamy cię do niczego zmuszasz. Lepiej, że sama podjęłaś decyzję...
– Pieprz się, McKagan! Mogłam w międzyczasie się rozmyślić. W szczególności po tym, co mi powiedziałeś. Przecież ten facet jest nieobliczalny! Zniszczy mi całe życie!
– Zrozum, potrzebujemy kasy. No chyba, że przygarniesz nas i dziewczyny pod swój dach – odezwał się Steven.
– Ja nie będę mieszał z pieprzonym żołnierzykiem! – oburzył się Axl.
Prychnęłam. Dlaczego w tym wszystkim on widział akurat najmniejszy problem?
– A nie możecie go po prostu spłacić? – spytałam po chwili. Kierowało mną dziwne przeczucie, że myśleli jedynie o sobie albo coś jeszcze ukrywali.
– Moglibyśmy, ale sami niewiele zarabiamy. – Duff rozłożył ręce. – Nikt nie chce zatrudniać ćpunów i alkoholików. Poza tym, nawet jeśli go spłacimy, to nadal nie zrezygnuje z ciebie. On rzadko kiedy się poddaje.
Przygryzłam wargę. Nie sądziłam, że znajdę się w podbramkowej sytuacji. Myślałam, że Eddie prędzej czy później odpuści. W końcu takich dziewczyn jak ja mógł mieć na pęczki. Nie mogłam tego zrozumieć. Dlaczego wybrał akurat mnie?
– A dziewczyny... – zaczęłam, odbiegając myślami od nurtującego mnie tematu.
– Nic nie wiedzą – zapewnił mnie Duff. – I tak oczywiście pozostanie. Do niczego cię nie namawiam, ale praca u Eddiego byłaby najlepszym wyjściem. Przecież nie proszę cię o zostanie dziwką.
– Na to w życiu bym się nie zgodziła!
– A może powinnaś – wycedził Rose, odpalając kolejnego papierosa.
– Odpieprz się ode mnie raz na zawsze!
– Powinnaś częściej być taka milutka – zironizował. Zaciągnął się dymem. – Poza tym Eddie nie jest taki zły. Pamiętasz, jak dobrze bawiliśmy się w San Diego?
– To był jego pomysł?!
Duff i Slash wymownie popatrzyli po sobie. Świetnie! Rose, powinieneś dostać Nobla za inteligencję!
– Pomysł był mój. On tylko został sponsorem. Czyli zrobił, to co zawsze.
Pokręciłam głową. Nie wierzyłam w to, co mówili. Pomyśleć, że jeszcze przed chwilą z własnej woli chciałam pracować dla tego gościa.
– Vicky, pomyśl o Rosie... – mruknął basista. Myślał, że to pomoże. Tymczasem nie świadomie jeszcze bardziej mnie podburzył.
– Ty się nią nie zasłaniaj. Wymagasz ode mnie, żebym ryzykowała życie a później oddawała ci kasę?!
– Vicky, przemyśl to jeszcze.
– Podjęłam już decyzję. Chociaż bardzo nie chcę tego robić. Nie mogę się teraz wycofać. Macie rację, on nigdy nie da mi spokoju.
– Dzięki. – Steven kiwnął głową.
– Nie robię tego dla was – wycedziłam. Zabrałam swoje rzeczy i podeszłam bliżej drzwi. – Wracam do siebie. Oszukaliście mnie, a teraz macie jeszcze czelność prosić o pomoc. – Prychnęłam, uśmiechając się ironicznie. – Nie chcę was widzieć. Brzydzę się wami.
Wyszłam, zanim którykolwiek zdążył cokolwiek powiedzieć i trzasnęłam drzwiami.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro