Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

23. Why are you doing this to me

Zasunęłam zamek od torby i po raz ostatni rozejrzałam się po pokoju. Na kanarkowych ścianach wisiało kilka obrazów z motywem martwej natury. Podziwiałam jej niemalże codziennie. Ich widok mnie relaksował, koił skołatane nerwy. Uśmiechnęłam się na samo wspomnienie. Zgarnęłam niewielką torebkę leżącą na blacie dębowego biurka. Stało ono pod oknem, z którego rozciągał się widok na dość spokojną okolicę. Nieraz siadałam przy nim i podziwiałam ten widok, popijając gorącą herbatę z imbirem.

Podeszłam do wysokiej, dębowej szafy i wyciągnęłam z niej moje ulubione trampki. Założyłam je i opuściłam pomieszczenie, zamykając za sobą drzwi na klucz.

Od razu po wyjściu ze szpitala Chris zawiózł mnie do ośrodka leczenia uzależnień, gdzie spędziłam minione dwa miesiące. Nie był to dla mnie najłatwiejszy okres. Musiałam odpocząć chwilę od towarzystwa Gunsów, którzy przypominali mi o złym nawyku. Z początku nie potrafiłam tego zaakceptować, jednak z czasem się przyzwyczaiłam. W końcu i tak miałam się z nimi spotkać zaraz po powrocie.

Co niedzielę wpadał do mnie Chris i streszczał miniony tydzień. Zazwyczaj robiło mi się smutno, że nie mogłam z nimi być. Od czasu do czasu odwiedzała mnie także Rosie, co zawsze niezwykle mnie cieszyło. Cierpliwie odliczałam dni do końca.

Zajęcia nie były najgorsze. Każdego dnia malowaliśmy jakieś obrazy, graliśmy w gry planszowe. Popołudniami mieliśmy indywidualne sesje z psychologiem. Bardzo dużo pomogły mi w walce z nałogiem. Poza tym podawali nam leki, które łagodziły objawy zespołu abstynencyjnego.

Najgorsze były noce. Niemalże każdej ktoś krzyczał. Podobno u kilku osób zdiagnozowali schizofrenię i odesłali ich do zakładu dla chorych psychicznie. Z początku czułam się nieprzyjemnie. Miałam ochotę uciec z tego koszmaru. Jednak później się przyzwyczaiłam. Dopadła mnie znieczulica. Gdy ktoś zaczynał krzyczeć, nakładałam kołdrę na głowę i udawałam, że go nie słyszę. Mimo to nadal nie potrafiłam zasnąć.

Wreszcie nadszedł ten dzień. Po dwóch miesiącach wracałam do normalnego życia. Już nie mogłam się doczekać tej chwili. Skreślałam dni w kalendarzu, a następnie odliczałam godziny. Tak bardzo za nimi tęskniłam. Ale nie za wszystkimi. Axl był dla mnie zamkniętym rozdziałem.

Oddałam klucz na recepcji i poszłam pożegnać się z moim psychologiem. Delikatnie zapukałam do drzwi, które prowadziły do jego gabinetu.

– Proszę.

Ostrożnie weszłam do środka. Pomieszczenie było pomalowane w kolorze khaki. Znajdowało się w nim kilka wysokich, ciemno drewnianych regałów z masą książek. Na środku jasnego parkietu znajdował się duży, okrągły, granatowy dywan, na którym znajdowało się biurko lekarza. Było ono utrzymane w tej samej kolorystyce, co pozostała część mebli. Niedaleko znajdowała się ciemnoniebieska kozetka.

Moje spojrzenie przeniosło się na psychologa. Był to mężczyzna w podeszłym wieku, z siwymi włosami i czekoladowymi oczami. Na nosie spoczywały jego małe okulary do czytania. Miał na sobie taliowaną błękitną koszulę, a wokół jego szyi prezentowała się czarna mucha. Oczywiście jak zawsze miał na sobie również kitel. Kiedy weszłam, od razu zaprzestał przeglądać dokumenty.

– Zapraszam. – Wskazał ręką na drewniane krzesło, które stało przed jego biurkiem.

Założyłam kosmyk włosów za ucho i zajęłam miejsce naprzeciwko doktora. Mężczyzna nadal miał okulary, spod których patrzył na mnie z nadzieją. Zaplótł palce, jednocześnie opierając przedramiona na blacie. Czekał, aż wreszcie coś powiem.

– Dziękuję panu bardzo za pomoc i wsparcie. Bez tego nie dałabym rady. – Posłałam mu serdeczny uśmiech.

Odwzajemnił ten gest.

– Tak naprawdę to twoja zasługa. Jesteś niezwykle silną osobą i potrafisz walczyć o swoje – przyznał, na co pokiwałam głową. – Musisz tylko pozbyć się problemów z przeszłości.

Uśmiechnęłam się gorzko.

– To nie jest takie łatwe – mruknęłam beznamiętnie.

– Z takim podejściem na pewno nie. – Zaśmiał się, ukazując swoje białe zęby. – Pamiętam, jak na początku nie chciałaś się przede mną otworzyć. Na szczęście powolutku się udało. Victorio, nie możesz się zamykać w sobie. Musisz rozmawiać o swoich kłopotach z zaufaną osobą. Tak będzie ci łatwiej.

– Postaram się – odparowałam.

– W razie czego – podał mi mały, biały blankiecik – dzwoń. Postaram się znaleźć dla ciebie chwilę.

Przejrzałam wizytówkę z każdej strony, po czym schowałam ją do torebki. Może kiedyś mi się przyda.

– Jeszcze raz bardzo dziękuję – powiedziałam i wstałam z krzesła.

– Nie ma za co. To moja praca.

Powoli opuściłam pomieszczenie. Ostatni raz spojrzałam na doktora. Uśmiechał się do mnie szeroko i wyglądał na szczęśliwego. Był zadowolony ze swojej pracy – w końcu tyle udało mi się zmienić. Przestałam brać, oczyściłam swoje myśli i zamierzałam rozpocząć nowe życie. Miałam tylko nadzieję, że nikt mi w tym nie przeszkodzi.

Delikatnie zamknęłam drzwi od gabinetu i udałam się w stronę wyjścia. Korytarz był pusty, ponieważ zbliżała się pora obiadowa. Sama byłam dość głodna. Chris obiecał, że po tym jak mnie stąd odbierze, pojedziemy do jego ulubionej restauracji. Otworzyłam szklane drzwi wejściowe i znalazłam się na zewnątrz. Słońce dawało przyjemne uczucie ciepła, chociaż było trochę chłodno. No cóż, w końcu mieliśmy już październik.

Zasunęłam zamek od mojej ramoneski i rozejrzałam się po parkingu w poszukiwania czarnego BMW Pittmana. Niestety nigdzie go nie dostrzegłam. Zapomniał o mnie? Podeszłam bliżej samochodów.

– Cześć, Vicky. – Usłyszałam za plecami ten charakterystyczny głos.

Zacisnęłam dłonie w pięści i obróciłam się na pięcie. Spojrzałam na niego, nawet nie próbując ukryć żalu. Nie potrafiłam tak łatwo zapomnieć.

– Cześć, Axl – odpowiedziałam chłodno. – Co ty tutaj robisz?

– Przyjechałem po ciebie – Uśmiechnął się subtelnie.

Pokręciłam głową. Już nie działały na mnie jego sztuczki.

– Przepraszam, ale jestem już umówiona. – Próbowałam odejść, ale złapał mnie za ramiona. Odwróciłam od niego wzrok, ale czułam, że patrzy na mnie.

– Twój kochaś nie przyjedzie – rzucił oschle, ściszając głos przy słowie kochaś. – Coś mu wypadło. Poprosił chłopaków, żeby któryś cię odebrał. Pomyślałem, że to dobra okazja, żeby porozmawiać.

– Nie mamy już o czym. – Próbowałam wyswobodzić się z jego uścisku, ale bezskutecznie.

– Rozumiem, zawiodłem cię. Dam ci czas. Tylko pozwól mi spędzić z tobą chociaż te kilka chwil. Nawet jako przyjaciele. Zależy mi na tobie. I tak, wiem, spieprzyłem. Ale mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz.

Westchnęłam ciężko, cały czas na niego nie patrząc. Wiedziałam, że jestem na to jeszcze za słaba. Jedno spojrzenie jego szmaragdowych oczu i zatraciłabym się w nich na zawsze.

Jednak nie mogłam wiecznie uciekać. Szczególnie że w tym momencie nawet nie miałam dokąd.

– Ze względu na to, iż i tak nie mam czym wrócić, to zgadzam się jechać z tobą. Ale na nic nie licz – powiedziałam stanowczo i wyrwałam się z jego uścisku.

Stał obok i obserwował moje poczynania. Podeszłam do naszej Hondy, która stała niedaleko. Typowy Rose nie zamknął samochodu. Wrzuciłam torbę do bagażnika i usiadłam z przodu. Zapięłam pasy i poprawiłam ręką włosy. Po chwili dołączył do mnie Axl i odpalił silnik.

– To gdzie chcesz spędzić ten czas? – zapytałam obojętnie, wyglądając przez okno.

– A na co masz ochotę?

– Jestem głodna. Nie jadłam obiadu – przyznałam. Jak na zawołanie zaburczało mi w brzuchu.

– Znam fajne miejsce – odparł z entuzjazmem. – Zobaczysz, jeszcze poczujesz się jak za dawnych lat.

Prychnęłam pod nosem. Był zbyt pewny siebie. Założyłam okulary przeciwsłoneczne.

Jechaliśmy w stronę obrzeży miasta. Po drodze mijaliśmy inne samochody oraz kilka zjazdów na plażę. Nie rozmawialiśmy. Raczej woleliśmy pomilczeć, zanim skoczymy sobie do gardeł. Albo jak to zakładał Rudy, będzie miło i przyjemnie. Jednak w samochodzie nie było cicho. Słuchaliśmy mojej ulubionej stacji, na której właśnie leciało Stairway to Heaven Led Zeppelin. Nuciłam pod nosem tekst piosenki, po czym przyłączył się do mnie Axl. Zaśpiewaliśmy razem cały utwór, na chwilę zapominając o naszej skomplikowanej relacji. Na koniec uśmiechnęłam się subtelnie. Było całkiem miło. Następnie puścili Can't Help Falling in Love. Uwielbiałam tę piosenkę. Nawet znałam cały tekst na pamięć, toteż od razu zaczęłam śpiewać razem z Presleyem. Axl także się dołączył. Ten utwór też zaśpiewaliśmy razem. Z resztą kilka innych też. Urządziliśmy sobie takie małe, samochodowe karaoke. Tworzyliśmy zgrany duet, chociaż ja trochę fałszowałam.

W końcu dojechaliśmy. Tym „fajnym miejscem" była zwykła restauracja popularnej, amerykańskiej sieciówki z fast foodami – In-N-Out Burger. Axl wysiadł z auta i otworzył mi drzwi. Ostrożnie opuściłam samochód i stanęłam obok niego. Rose zamknął Hondę, po czym weszliśmy do środka knajpki. Moim oczom ukazało się małe, doskonale znane pomieszczenie. W końcu w LA żywiłam się praktycznie tylko w tej restauracji.

Zajęliśmy jedno z wolnych miejsc.

– Myślałam, że jesteś bardziej oryginalny – prychnęłam, zabierając ze stołu menu. Zaczęłam je przeglądać, mimo iż doskonale wiedziałam, na co mam ochotę.

– Daj spokój. – Machnął ręką. – Będzie fajnie. Co zamawiamy?

Pierwszy raz od dłuższego czasu uśmiechnęłam się szczerze. Praktycznie umierałam z głodu.

– Cheeseburgera z frytkami i colą. A ty co bierzesz?

Odłożyłam menu na stół i oparłam przedramiona na blacie.

– To co ty. – uśmiechnął się i poszedł zamówić posiłek.

Odprowadziłam go wzrokiem. Nie było tak źle. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Myślałam, że będzie gorzej. Jak na razie nie odczuwałam, że towarzyszy mi właśnie Axl.

Siedzieliśmy i jedliśmy nasz obiad. Rozmawialiśmy na jakieś błahe tematy i przyjemnie spędzaliśmy czas. Niestety szybko się to skończyło.

– To co, ty i Chris? – spytał, próbując ukryć pogardę i rozżalenie. Bezskutecznie.

Odłożyłam burgera na tackę i wytarłam usta chusteczką. Pokręciłam głową i uśmiechnęłam się gorzko.

– Po tym co się między nami wydarzyło, nie powinno cię to nawet interesować – odparłam szorstko. – Ale jeśli koniecznie chcesz wiedzieć, to nie jesteśmy parą. Jeszcze nie.

Nie wiedziałam, dlaczego powiedziałam to ostatnie zdanie. Przecież nie chciałam niepotrzebnie z nim walczyć. Nie, kiedy jakoś musiałam wrócić do domu.

– Cieszę się, że jesteś ze mną szczera – odparł ze skruchą.

Spuściłam wzrok i nerwowo oblizałam usta. Jeśli chciał mnie wziąć na litość, to chyba mu się udało.

– Chris jest moim przyjacielem – przyznałam szczerze. Spojrzałam mu prosto w oczy, co było błędem. – Wspiera mnie w trudnych chwilach, jest przy mnie.

– Nie to co ja – dokończył za mnie. – Ja nigdy nie byłem twoim przyjacielem.

Mocno zacisnęłam usta w wąską linię. Dlaczego on musiał wszystko jeszcze bardziej komplikować?

– Nie – mruknęłam, marszcząc czoło. Czułam, że stąpam po cienkiej linii. – Ty byłeś kimś więcej, ale to spieprzyłeś – dodałam z trudem, czując, jak łzy napływają mi do oczu.

Złapał moją dłoń, jednak natychmiast ją wyswobodziłam. To mogło tylko pogorszyć sytuację.

– Przepraszam, Vicky. Tak bardzo mi głupio. Kocham cię i nie chcę cię stracić. Obiecuję, że się zamienię. Tylko wróć do mnie – błagał, patrząc mi prosto w oczy. Widziałam w nich potwornie zagubionego i samotnego chłopca.

Pokręciłam głową, wykrzywiając twarz w grymas. Właśnie tego chciałam uniknąć.

– Niczego nie ułatwiasz – wyszeptałam. Czułam, że się dławiłam, próbując tłamsić płacz.

Pokiwał głową. Chyba pierwszy raz widziałam, żeby miał szkliste oczy.

– Pamiętasz jak w Lafayette chodziliśmy na randki do pobliskiego baru? – zaczął z trudem. Przymknęłam powieki. Z moich oczu wypłynęły łzy. – Było tam kilka stolików i parę obrazów na ścianie. Zawsze zajmowaliśmy miejsce pod oknem i zamawialiśmy burgery albo tosty. Pomyślałem, że dziś zabiorę cię w podobne miejsce. Chcę zacząć wszystko od nowa. Tylko proszę, daj mi szansę.

Otworzyłam oczy i spojrzałam na niego. Pokręciłam głową, wykrzywiając twarz w płaczu. Cierpiał albo bardzo dobrze się maskował. Widok jego twarzy ranił bardziej niż brzytwa.

– Axl, ja nie potrafię zapomnieć...

– Vicky, proszę. – Ponownie złapał moją dłoń, jednak teraz nawet nie próbował nic zrobić.

Westchnęłam krótko. Cały czas wpatrywałam się w jego twarz, próbując odnaleźć wyjście z tej sytuacji.

Obok naszego stolika stanęła niska, szczupła, platynowa blondynka. Przeniosłam na nią lekko zamglony wzrok. Wyglądała jak lalka Barbie. Miała na sobie kusą różową sukienkę i dosyć wysokie szpilki. Wyglądała, jakby nie wychodziła z solarium. Miała mocno wytuszowane rzęsy i usta podkreślone krwistoczerwoną szminką. Na mój gust była dziwką.

Spojrzałam na nią, a następnie na Rose'a. Axl puścił moją dłoń. Umieścił rękę na papierowym kubku i spuścił wzrok. Wytrzeszczyłam oczy i uśmiechnęłam się gorzko. Naprawdę?

– No proszę, proszę, kogo ja tu widzę – pisnęła, mlaskając gumę do żucia. Miała okropnie cukierkowy głos.

Myślałam, że zaraz zwymiotuję.

– Super – rzuciłam chłodno. Zabrałam torebkę i już miałam wyjść, jednak dziewczyna mnie powstrzymała.

– Poczekaj, kochaniutka. Pozwól, że ci wytłumaczę. – Uśmiechnęłam się triumfalnie i spojrzała na Axla. Chłopak chciał coś powiedzieć, ale nie dała mu dojść do słowa. – Twój chłoptaś przez ostatni miesiąc korzystał z moich usług. Nie za bardzo chciał wyregulować rachunek, ale jakoś go do tego przekonałam. – Cały czas nie spuszczała z niego wzroku. – Ale wybacz mu. Chłopak się przejął, że jego była wylądowała na odwyku. Po prostu musiał się komuś wygadać i zaspokoić swoje potrzeby. – Spojrzała na mnie i dokładnie zlustrowała mnie wzrokiem. – Dobrze zrobiłaś, że go zostawiłaś, kochaniutka – dodała na koniec i odeszła.

Prychnęłam gorzko i odwróciłam wzrok w stronę okna. Jak mogłam tak dać się zmanipulować?

– Kurwa! – krzyknął i uderzył pięścią w stół, co wytrąciło mnie z transu.

Założyłam kosmyk włosów za ucho i zabrałam swoją torebkę. Wstałam i chciałam odejść, ale w ostatniej chwili złapał mój nadgarstek.

– Vicky, poczekaj – błagał.

Pokręciłam głową. Był bardzo przekonywujący. Ciekawe, czy nadal udawał.

– Powiedz, że to nie prawda. Powiedz, że ona sobie to wszystko zmyśliła, a zostanę – obwieściłam chłodno, wlepiając w niego nieobecne spojrzenie.

Byłam tak bardzo zła. Nie tyle na niego, co na siebie. Jak mogłam tak dać się wykorzystać i zmanipulować?

Nastała dłuższa cisza. Cierpliwie czekała, aż coś powie.

– Vicky, przepraszam... – odparł ze skruchą.

Uśmiechnęłam się gorzko i pokręciłam głową. Wyswobodziłam się spod jego dotyku. Nawet nie musiałam zbytnio się do tego przykładać. Nie próbował mnie zatrzymywać.

– Mogłam się tego spodziewać – mruknęłam beznamiętnie.

Złapałam kluczyki, które leżały na stole i powolnym krokiem udałam się w stronę drzwi.

– Vicky, poczekaj! – zawołał, kiedy już jedną nogą przekroczyłam próg restauracji.

Zatrzymałam się na chwilę. Odwróciłam się w jego kierunku i spojrzałam na niego z dumą, po czym dodałam na odchodne:

– Jesteś zwykłą gnidą. Brzydzę się tobą i sobą, bo pozwoliłam, żebyś mną manipulował.

– A idź w cholerę! – Usłyszałam na koniec.

Wyszłam na zewnątrz i delikatnie puściłam drzwi. Nabrałam świeżego, chłodnego powietrza. Przymknęłam powieki, a wiatr przyjemnie rozwiał mi włosy. Wreszcie byłam wolna.

Podeszłam do czerwonej Hondy. Otworzyłam ją i ostrożnie wyjęłam moją torbę z bagażnika. Opuściłam klapę i włożyłam klucz w stacyjkę. Nie wsiadłam do samochodu. W końcu nie należał do mnie. Liczyłam na to, że Rose zaraz wyjdzie i do tej pory nikt nie ukradnie ich jedynego środka transportu.

Zarzuciłam torbę na ramię i ruszyłam w stronę drogi. Wyjęłam z kurtki paczkę papierosów. Wyjęłam jednego i włożyłam go ust. Porządnie zaciągnęłam się dymem. O tak, tego mi trzeba było.

Nawet nie chciało mi się płakać. Jedyne, co mnie wypełniało, to cholerna obojętność na bodźce i złość. Byłam wkurzona na samą siebie. Miałam być twarda, a znowu dałam się podjeść. Przegrałam ze swoją słabością. Obiecałam sobie w duchu, że to był ostatni raz.

Opuściłam parking i zmierzałam poboczem w stronę miasta. Miałam sporo czasu na zebranie myśli.

Tylko gdzie mogłam pójść? Dalsze mieszkanie w Hell House nie wchodziło w grę. Nie, dopóki on tam był.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro