21. You're my best friend
Sen to było coś, czego potrzebowałam. Już dawno nie poświęciłam tak dużo czasu na odpoczynek i regenerację. Przekręciłam się na drugi bok, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi.
– Proszę – wymruczałam, nie otwierając oczu.
– Mówiłem, że będzie spała, żebyśmy przyjechali później. – Usłyszałam lekko podenerwowany głos Duffa.
– Nie śpię – powiedziałam jeszcze zaspanym głosem i podniosłam się, aby usiąść na łóżku.
Przetarłam oczy i ziewnęłam. Spojrzałam na moich przyjaciół. Rosie od razu usiadła na krześle, które poprzednio zajmował Chris.
– Tak strasznie się o ciebie bałam. – Złapała moje ręce i zaczęła nimi potrząsać. Marszczyła troskliwie czoło i nerwowo kręciła głową.
Steven i Duff zabrali krzesła z poczekalni i postawili je obok tego, które zajmowała Hooter. Starsza kobieta z sąsiedniego łóżka zmierzyła ich wzrokiem. Nic się nie odezwała i wróciła do czytania gazety. Jednak nie dało się nie zauważyć pogardy na jej twarzy. Z trudem powstrzymałam się od śmiechu.
– Nie wyglądasz najlepiej – zauważył Adler, wskazując palcem na wenflon wbity w moje przedramię. – Jak się czujesz?
Uśmiechnęłam się ironicznie. Dlaczego każdy zawsze musiał zadawać te same pytania?
– Dobrze.
Chciałam poprawić się, ale poczułam silny ból brzucha. Syknęłam cicho, wykrzywiając twarz w grymas.
– Właśnie widzę. – Zaśmiał się. – Tak w ogóle to wszyscy za tobą tęsknimy. Lena obwinia się, że nie zawiozła cię wczoraj do szpitala, Slash zastanawia się, czy nadal się na niego gniewasz, Rosie umierała z nerwów, a z kolei Duff stwierdził, że jeśli jesteś w ciąży z Axlem, to go ukatrupi. Z kolei ja nie miałem z kim porozmawiać. Nikt mnie tak nie rozumie jak ty. Chciałem pogadać z Izzym, ale on wydaje się być, jakby nieobecny. Nawet Puszek tęskni.
Ściągnęłam brwi. Chyba coś mnie ominęło. A wydawało mi się, że nie spałam aż tak długo.
– Kim jest Puszek?
– Przygotuj się na długą i pasjonującą opowieść Stevena – zironizował McKagan, wzdychając przy tym ciężko.
– Wczoraj, po tym jak mnie zostawiłyście na Sunset, poszedłem do Whisky się napić. Zamówiłem w barze butelkę Daniels'a i zająłem wolne miejsce przy stoliku. Po chwili dosiadła się do mnie piękna, kształtna blondynka. Postawiłem jej drinka, pogadaliśmy. Później pojechaliśmy do niej...
– Oszczędź mi szczegółów! – Pokręciłam głową i popatrzyłam na niego z niesmakiem. Podobnie zresztą jak moja sąsiadka.
– Spokojnie. – Uśmiechnął się w rozbawieniu i wyciągnął ręce w geście kapitulacji. – Nie zamierzałem ci o tym opowiadać. Może kiedyś sama się przekonasz, jak to jest. – Puścił mi oczko.
– Po moim trupie.
– Wracając do tematu. Okazało się, że jest zwykłą dziwką i musiałem jej zapłacić. Skubana wyłudziła ode mnie moje ostatnie oszczędności, przez co musiałem wracać pieszo. – Posłał krótkie spojrzenie starszej pani, która nadal patrzyła na niego zdegustowana. – Przepraszam bardzo – rzucił w jej kierunku, po czym kontynuował: – Kiedy tak szedłem do Hell House, usłyszałem jakieś miauczenie. Rozejrzałem się. Nic, pustka. Na szczęście w porę dostrzegłem duży, zielony śmietnik. Z ciekawości zajrzałem do środka. Siedział tam mały, czarny kotek. I tak poznałem Puszka. Zrobiło mi się smutno i wziąłem go ze sobą. Chłopaki na początku trochę się wkurzały, ale potem dały sobie spokój. Opowiadałem mu sporo o tobie. Wiesz, chyba cię polubił.
– Cieszę się. Już nie mogę się doczekać, kiedy go poznam – zironizowałam, przewracając oczami.
– Serio? – Jego oczy aż się zaświeciły.
– Nie – pisnęłam, marszcząc czoło – To był sarkazm. A co tam u ciebie Rosie?
Dziewczyna założyła kosmyk włosów za ucho. Uśmiechnęła się subtelnie i niepewnei zerknęła na Duffa. Chłopak odwzajemnił ten gest, po czym złapał jej dłoń.
– A tak jaśniej? – spytałam, zachowując dystans.
– Spędziliśmy ostatnio sporo czasu razem – zaczęła Rosie, cały czas wlepiając spojrzenie w uśmiechniętą twarz chłopaka. – Dobrze nam się rozmawia, wiele nas łączy...
Uśmiechnęłam się szeroko czując przyjemne ciepło na sercu. Aż miło się na nich patrzyło.
– Jesteście parą? – spytałam, chociaż bardziej stwierdziłam, nie kryjąc entuzjazmu.
– Raczej najlepszymi przyjaciółmi – poprawił mnie Duff. – Nic więcej. Przynajmniej na razie.
– Taa – prychnął Steve. – Przyjaźń z kobietą, nie ma nic gorszego. Potrafią godzinami gadać o jednym, kupować milion takich samych koszulek, codziennie odwiedzać kosmetyczkę i obgadywać wszystkich chłopaków z okolicy. Nie dziękuję. – Prychnął pod nosem.
– Steven? – Popatrzyłam na niego wymownie.
– Tak, Vicky?
– Myślałam, że jesteśmy przyjaciółmi, ale chyba się myliłam – westchnęłam, udając zawiedzioną. Rosie i Duff parsknęli śmiechem.
– Ty to co innego. Ale pamiętaj, nie zamierzam z tobą obgadywać Axla. Nigdy, przenigdy. Masz od tego Rosie. – Wskazał palcem na dziewczynę.
– Zapamiętam to, Steve. – Spojrzałam na niego, mrużąc oczy. – A co tam z zespołem?
– Duff, teraz twoja kolej na opowieści. Mnie już gardło boli – odparł Adler, z ewidentnie udawaną chrypą i spojrzał wymownie na McKagana.
– To mniej mów – prychnął basista. – Ostatnio słyszeliśmy o jakieś Hope, bodajże z Variety Management, która byłaby w stanie nas wypromować. Axl i Izzy obiecali się tym zająć, ale najpierw musimy coś nagrać i jej to zanieść. W ogóle to planujemy koncert w Whisky, ale to jak już wyzdrowiejesz. – Posłał mi serdeczny uśmiech.
– To miłe, że się tak o mnie troszczycie, ale nie musicie ze względu na moją chorobę przekładać koncert – pisnęłam ze wzruszeniem. Nigdy nie sądziłam, że autentycznie będą mnie traktować jak przyjaciółkę albo członka rodziny.
– Vicky, nasz wokalista siedzi za kratkami. Bez niego nie zagramy – przypomniał mi dobitnie.
– No fakt.
– Dobra chłopaki – Rosie wstała z krzesła – nie będziemy ci już przeszkadzać. Prześpij się.
– Ale – jęknął Steven, ale Hooter uciszyła go, posyłając mu piorunujące spojrzenie.
– Nie chce mi się spać – stwierdziłam zgodnie z prawdą.
– Powinnaś odpoczywać – odparł Duff, poprawiając moją kołdrę. – Zajrzymy do ciebie jutro.
Pomachali mi i wyszli. Opadłam bezwładnie na łóżko. Co ja mogłam robić? Próbować zaprzyjaźnić się ze starszą panią? Nigdy w życiu.
Spojrzałam na białą szafkę nocną, która stała obok. Leżała na niej najnowsza gazeta. Pewnie Chris zadbał o to, żebym miała co czytać. Ostrożnie wyciągnęłam rękę w jej stronę i po chwili dostałam to, co chciałam. Przeglądnęłam pierwszą stronę. Widniał na niej obszerny artykuł o jakimś znanym biznesmenie. Z nudów zaczęłam go czytać. Okazało się, że ten mężczyzna nazywa się John Smith i jest właścicielem znanej marki długopisów. Opowiadał o tym, jak zaczynał od zera i po wielu trudach udało mu się dojść na szczyt. Wciągnięta, jednym tchem przeczytałam całość. Bardzo mnie to zainspirował. Pokazało, że życie nie jest kolorowe i zastawia na nas wiele pułapek. Grunt to się nie poddawać i robić swoje.
Odłożyłam gazetę na bok i zamknęłam oczy. Zaczęłam myśleć o moim życiu, o Chrisie. Chłopak tak się o mnie troszczyła, a ja? Niepotrzebnie się łudziłam i dawałam szansę osobie, która potrafiła tyko mnie ranić.
– Mogę? – Usłyszałam znajomy, damski głos.
Podniosłam jedną powiekę i spojrzałam w stronę drzwi. Zobaczyłam tam Lenę, która trzymała w dłoniach jakąś siatkę. Wyglądała, jakby nie przespała nocy. Brak makijażu, niechlujnie związane włosy.
– Jasne – odparłam, otwierając drugie oko i podnosząc się do pozycji siedzącej.
Dziewczyna usiadła na krześle i zaczęła wyciągać rzeczy z torebki. Kilka soków, jakieś owoce. Chyba wszyscy przynosili to bliskim, którzy są w szpitalu. Uśmiechnęła się blado i spojrzała na mnie. W milczeniu patrzyła na mnie jeszcze przez chwilę. Widać było, że bije się z myślami.
– Nawet się nie pytam, jak się czujesz. Na pewno bywało lepiej. – Zaśmiała się nerwowo.
– Tu się z tobą zgadzam w stu procentach. Chociaż na razie nie wiem, co mi jest.
– Lekarze robią badania. Musisz trochę poczekać. – Pogładziła mnie chłodną dłonią po czole.
– Staram się. Ty też nie wyglądasz najlepiej. Co jest?
– Martwię się o ciebie. – Zmarszczyła czoło i spuściła wzrok. – Boję się, że możesz być w ciąży...
– Raczej nie – przerwałam jej, próbując się uśmiechnąć. – Chociaż ta opcja nie byłaby taka zła, patrząc na to, co faktycznie może mi być.
– Będzie dobrze. – Złapała moją dłoń i ścisnęła ją. – Jesteś silna i dasz sobie radę. – Prawie dusiła się od tłamszenia płaczu. W końcu po jej policzku spłynęła łza, którą natychmiast otarła.
– Ej, nie płacz – odparłam spokojnie, ściskając jej dłoń. – Przecież nie umieram. – Zaśmiałam się, co ona odwzajemniła. – Potrzebuję waszego wsparcia, a nie płaczu.
– Masz rację. – Pociągnęła nosem. – Muszę się ogarnąć. Idę, a ty się prześpij.
– Życie jest zbyt piękne, żeby je przespać – rzuciłam, kiedy opuszczała salę.
Wypuściłam głośno powietrze, bezwładnie opadając na łóżko. Znowu zostałam sama. Wykrzywiłam twarz w grymas i wtuliłam głowę w poduszkę. Chyba tylko ona mi została. Przez chwilę rozmyślałam o tym wszystkim. Muszę odciąć się od przeszłości i zacząć żyć od nowa.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro